Artykuł

Bernard Williams: Kłopotliwa cnota

Problematyczność tolerancji polega na tym, że wydaje się ona zarazem konieczna i niemożliwa. Tolerancja jest konieczna w sytuacji, gdy różne grupy uznają wzajemnie niezgodne przekonania moralne, polityczne lub religijne, i uświadamiają sobie, że są skazane na współistnienie, to znaczy, że jedyną alternatywą jest zbrojny konflikt, który nie rozstrzygnie ich sporów i przysporzy im wielkiego cierpienia. Wydaje się jednak, że w tych samych okolicznościach jest ona niemożliwa.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 7, s. 20–23. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Groźba przemocy i załamania się współpracy społecznej pojawia się dlatego, że ktoś uważa przekonania lub sposób życia innych za dalece nieakceptowalne. Na przykład w przypadku religii tolerancja jest potrzebna, ponieważ przynajmniej jedna z grup uważa, że członkowie innej grupy mylą się w bluźnierczy, katastrofalny czy nieprzyzwoity sposób. Dość często uważają oni także, że przywódcy lub starszyzna drugiej grupy powstrzymują młodzież bądź kobiety przed oświeceniem i wyzwoleniem. W takim przypadku wydaje im się, że zwycięstwo prawdziwej religii (tej, w którą wierzą) leży nie tylko w interesie ich grupy, lecz także w interesie niektórych członków drugiej grupy. Ponieważ spór sięga tak głęboko, skłócone stronnictwa są przekonane, że nie mogą nawzajem zaakceptować swojego istnienia. Musimy tolerować innych i ich sposób życia tylko w sytuacjach, w których jest to bardzo trudne. Tolerancja, możemy powiedzieć, jest potrzebna tylko wobec czegoś, co jest nie do zniesienia. Na tym polega podstawowy problem.

Tolerancja ze strony większości

Możemy rozumieć tolerancję jako możliwą postawę silniejszej grupy lub większości wobec słabszej grupy lub mniejszości. W kraju, w którym jest wielu chrześcijan i niewielu muzułmanów, pojawia się problem, czy chrześcijanie tolerują muzułmanów; sami muzułmanie, by tak rzec, nie mają wyboru, czy tolerować chrześcijan, czy też nie. Jeżeli proporcja między liczebnością chrześcijan i muzułmanów ulegnie odwróceniu, odwróci się też kierunek tolerancji. W ten sposób myślimy zazwyczaj o tolerancji i wydaje się to naturalne, ponieważ dyskusja o niej często dotyczyła prawa stanowionego, a zwłaszcza prawa zabraniającego różnych praktyk religijnych lub zezwalającego na nie, a to było z kolei określane przez przekonania silniejszej grupy. Co do zasady tolerancja dotyczy postawy jakiejkolwiek grupy wobec innej grupy i nie ogranicza się jedynie do postawy silniejszych wobec słabszych. Rzeczywisty problem tolerancji pojawia się na poziomie ludzkich relacji i nastawienia ludzi żyjących w określony sposób do ludzi żyjących w sposób odmienny. Problemu tolerancji nie można sprowadzić wyłącznie do pytania o to, w jaki sposób państwo powinno korzystać ze swojej władzy.

Napięcie między pragnieniami a przekonaniami

Jeżeli jakaś grupa po prostu nienawidzi innej, jak to jest w przypadku mafijnej wendety lub zwyczajnego rasizmu, to w takiej sytuacji potrzeba czegoś innego niż tolerancja. To raczej ci ludzie powinni wyrzec się nienawiści, uprzedzeń czy niezatartej pamięci o doznanych krzywdach. Rzeczywiście będą musieli czegoś się wyrzec, mianowicie pragnienia ograniczenia lub wyeliminowania konkurencyjnego poglądu, lecz zarazem będą mogli coś zachować – przywiązanie do własnych poglądów, czyli to, co jest w ogóle przyczyną wywołującą wspomniane pragnienie.

Pojawia się tutaj napięcie między, z jednej strony, przywiązaniem do własnych przekonań, z drugiej zaś – akceptacją tego, że inni ludzie mogą być przywiązani do czegoś odmiennego, a nawet odrażającego. To napięcie jest charakterystyczne dla tolerancji i sprawia, że jest ona niezwykle trudna.

Tolerancyjna praktyka polityczna

Wieloletnie wojny religijne, toczące się Europie na przestrzeni XVIXVII wieku, dały początek nowej idei, zgodnie z którą lepszym rozwiązaniem jest pokojowe współistnienie różnych Kościołów chrześcijańskich. Z tą zmianą sposobu myślenia wiązały się różne postawy. Niektórzy stali się sceptyczni wobec roszczeń (do prawdy) wysuwanych przez poszczególne Kościoły i uznali, że spór o słuszność doktryny między różnymi Kościołami jest nierozstrzygalny, przynajmniej dla ludzi. Inni z kolei zaczęli myśleć, że konflikty te pozwoliły im lepiej zrozumieć Boże zamiary. Bóg nie przejmuje się bowiem tym, w jaki sposób czczą go ludzie, o ile tylko robią to w dobrej wierze i w ramach szeroko pojętego chrześcijaństwa. (Współcześnie podobny, ekumeniczny styl myślenia rozciągnięto poza granice chrześcijaństwa).

W pewnym sensie te dwa rozumowania rozeszły się w przeciwnych kierunkach. Rozumowanie sceptyczne doprowadziło do uznania, że o Bożych planach możemy wiedzieć mniej, niż zakładały, z właściwym im fanatyzmem, zwaśnione stronnictwa. Rozumowanie ekumeniczne doprowadziło natomiast do przekonania, że możemy przeniknąć Boże plany lepiej, niż zrobiły to skłócone strony. Niemniej w odniesieniu do wojen religijnych oba rozumowania doprowadziły do tego samego wniosku, mianowicie do przeświadczenia, że szczegółowe kwestie dotyczące wierzeń chrześcijańskich nie są aż tak istotne, jak pierwotnie zakładano, i że stawka tego konfliktu nie jest aż tak wysoka. Prowadzi to do tolerancyjnej praktyki politycznej, która stanowi niezwykle istotny skutek omawianych wydarzeń, ale nie jest tym samym, co właściwie rozumiana tolerancja.

Jeżeli nie obchodzi was, w co ludzie wierzą, to nie musicie być wobec nich tolerancyjni, podobnie jak nie musicie być tolerancyjni wobec osób o innych gustach kulinarnych.

Tolerancja a obojętność

W wielu przypadkach postawy bardziej tolerancyjne pojawiają się w praktyce właśnie z tego powodu, że ludzie przestają uważać określone zachowanie za coś, co zasługuje na dezaprobatę czy jakikolwiek negatywny osąd. Ów proces zachodzi w wielu miejscach na świecie i dotyczy na przykład tych praktyk seksualnych, które były uprzednio potępiane lub zagrożone sankcjami karnymi. Lecz i w tym wypadku, chociaż mamy do czynienia z tolerancyjną praktyką, jej źródłem jest postawa obojętności, a nie, ściśle biorąc, tolerancji.

Bez wątpienia istnieje wiele konfliktów i obszarów nietolerancji, w których najlepszym rozwiązaniem jest właśnie wzrost obojętności. Kwestie dotyczące zachowań seksualnych i społecznych, które w małych i bardziej tradycyjnych społecznościach są przedmiotem ogromnego zainteresowania publicznego, zaczną być traktowane jako sprawy prywatne, których nie ocenia się w kategoriach słuszności lub niesłuszności. Rosnąca obojętność może także stanowić, jak to się stało w Europie, jedyne rozstrzygnięcie niektórych dysput religijnych. Oczywiście nie wszystkie religie chcą nawracać innych ludzi, zwłaszcza przymusem. Ważna koncepcja, która zyskała wpływ w Europie, głosi, że jeśli religie ekspansywne naprawdę chcą przekonać do siebie ludzi, to muszą zrozumieć, że nie da się tego osiągnąć za pomocą siły. Siłą można osiągnąć jedynie uległość i zewnętrzny konformizm.

Liberalny pluralizm: neutralność państwa i autonomia jednostki

Niestety, ani spadek zaangażowania, ani też wycofanie się religii do sfery prywatnej nie może rozwiązać wszystkich problemów. Jeżeli wszystko staje się kwestią prywatnego osądu lub gustu, to tracimy poczucie posiadania społecznej tożsamości i przynależności do wspólnoty, której interesy przekraczają nasz własny pożytek.

Do pewnego stopnia jest możliwe, aby ludzie należeli do mniejszej społeczności połączonej wspólnymi przekonaniami, choćby przekonaniami religijnymi, a tolerancja była trwała dzięki wyraźnej granicy między takimi społecznościami a państwem. Państwo nie identyfikuje się z przekonaniami uznawanymi w ramach którejś z grup i nie narzuca ich. Nie pozwala ono również żadnej grupie, aby narzucała swoje poglądy innym, jakkolwiek każda z tych grup może bronić tego, w co wierzy.

Z jednej strony mamy silne i różniące nas przekonania religijne i moralne, wyznawane przez różne grupy w ramach jednej społeczności. Z drugiej zaś strony mamy hipotetycznie bezstronne państwo, które w równy sposób traktuje prawa każdego obywatela, w tym równe prawo do sformułowania i wyznawania własnych przekonań. Jest to model liberalnego pluralizmu.

Wydaje się, że uosabia on tolerancję. Wyraża charakterystyczne dla tolerancji połączenie pewności i akceptacji, ponieważ znajduje miejsce dla różniących nas przekonań w grupach i wspólnotach mniejszych od państwa, natomiast akceptację różnorodności umieszcza na poziomie struktury samego państwa.

Nie znaczy to, że społeczność może obyć się całkowicie bez wspólnych przekonań. Z pewnością musi ją spajać wspólne przeświadczenie o wartości liberalnego systemu. Model społeczności, której spoiwem jest zbiór praw i dążenie do równego szacunku dla wszystkich obywateli, a nie podzielanie jakiegoś zbioru bardziej określonych, rzeczowych przekonań, wymaga współgrającego z nim ideału obywatelskiego. Prawdopodobnie najbardziej imponujący wariant tego ideału został zaproponowany przez kantowską tradycję liberalizmu, która identyfikuje ludzką godność z autonomią. Autonomiczną osobą jest ktoś, kto ma kontrolę nad swoim życiem i kto sam formułuje swoje poglądy.

Ideał liberalny nie ma charakteru wyłącznie negatywnego czy też sceptycznego. W przeciwnym razie nie mógłby w żaden sposób połączyć w jedną wspólnotę ludzi wyznających odmienne przekonania. Nie mógłby też być źródłem motywacji, której potrzebują wszystkie tolerancyjne społeczności, aby, gdy inne sposoby zawiodą, zwalczać tych, którzy są nietolerancyjni.

Granice neutralności państwa

Neutralność państwa w sporach etycznych ma swoje granice. Istnieją kwestie, takie jak choćby problem aborcji, w których państwo nie jest w stanie zachować neutralności, niezależnie od tego, co zrobi.

Prawo może odróżniać różne przesłanki dla dopuszczalności aborcji, ale koniec końców nie da się uciec od faktu, że niektórzy ludzie z głębokim przekonaniem wierzą, iż określone działania powinny być dozwolone, podczas gdy inni są w równym stopniu przekonani, że te działania powinny być zabronione. Żadna wspólnota nie może uchylić się od zajęcia zbiorowego i rzeczowego stanowiska w sprawach tego typu i w tym sensie istnieją granice tolerancji, nawet w przypadku, gdy ludzie w dalszym ciągu szanują nawzajem swoje poglądy.

Niektórzy krytycy liberalizmu twierdzą, że liberalne, pluralistyczne państwo, w którym panuje tolerancja, tak naprawdę nigdzie nie istnieje. Ich zdaniem w praktyce takie państwo subtelnie narzuca określone wartości (w przybliżeniu: faworyzując zasady społecznej współpracy i efektywności gospodarczej), podczas gdy przekonania, które ludzie z zaangażowaniem wyznają, dotyczące religii, spraw seksualnych i kultury, zostają zepchnięte do sfery prywatnych upodobań. Inni krytycy przyznają, że państwo liberalne istnieje i do pewnego stopnia nawet udaje mu się rozwiązać problem tolerancji, ale upierają się zarazem, że tolerancja jest w najlepszym wypadku tylko jedną spośród cnót politycznych, której wartość należy oceniać w kontekście innych dóbr, takich jak poczucie satysfakcji wynikające z głębokiego doświadczenia wspólnoty czy społeczności, w której ludzkie prawa (lub ich brak) traktuje się jako pewnik, a nie stale je się kwestionuje w atmosferze sporów i wymiany argumentów.

Przypuszczam, że dopiero przyszłość pokaże, czy społeczności liberalne mogą zachować różnorodność silnych przekonań w najważniejszych sprawach. Być może tolerancja okaże się cnotą czasu przejściowego, która służyła nam w okresie pomiędzy przeszłością, gdzie nikt o niej nie słyszał, a przyszłością, w której nikt jej nie będzie potrzebował. Obecnie jednak jest oczywiste, że nadal istnieją fanatyczne przekonania, których wyznawcy gorąco pragną wyłączenia ich spod krytyk. Jest też oczywiste, że praw wielu ludzi można bronić, jedynie stając się niemile widzianym. Chyba nie nadszedł jeszcze czas, w którym możemy obyć się bez kłopotliwej cnoty tolerancji.

Przełożył Paweł Pijas

An Awkward Virtue, „The Unesco Courier”, czerwiec 1992, s. 9–13, http://unesdoc.unesco.org/images/0009/000914/091412eo.pdf

Pytania do tekstu

1. Dlaczego tolerancja jest trudna? Jak można rozumieć twierdzenie Williamsa, iż jest ona „kłopotliwą cnotą”?

2. Czy tolerancja jest najlepszą odpowiedzią na konflikt przekonań?

3. Jak oceniasz zjawiska, takie jak „obojętność” i „prywatyzacja opinii”, które są założeniami tolerancyjnej polityki? Czy państwo zawsze powinno się kierować tolerancyjną polityką?

4. Czy tolerancja stanowi klucz do pokojowego współistnienia w pluralistycznym społeczeństwie, czy raczej jest rodzajem szantażu moralnego wobec tych, którzy dysponują własnymi, silnymi przekonaniami?

5. Wskaż kilka przykładów zachowań czy postaw, w których odmienności (np. religijnej, kulturowej) nie należy tolerować. Jakie racje możesz wysunąć, aby uzasadnić ten brak tolerancji? Czy racje te są wystarczająco mocne?

6. Jeżeli tolerancja zakłada zgodę na postawę, której nie akceptuję, to czy będąc tolerancyjnym, mogę głośno wyrażać swoje zdanie? Jak ma się taka wolność słowa do tzw. mowy nienawiści?


Bernard Williams – ur. 1929, zm. 2003 – jeden z najwybitniejszych współczesnych filozofów brytyjskich, autor m.in. Ile wolności powinna mieć wola? (Warszawa 1999) oraz Moralność. Wprowadzenie do etyki (Warszawa 2001).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy