Próby filozoficzne

Eryk Zywert: Jak rozumieć w XXI wieku pojęcie „dobrego życia”?

eryk zywert1
Codzienność zmusza nas do podejmowania decyzji, niejednokrotnie stawiając nas w sytuacjach, kiedy wybór odpowiedniej opcji nie zupełnie jest taki prosty, jakby mógł się wydawać. Myślę, że moglibyśmy śmiało nazwać takie patowe sytuacje konfliktami sumienia. Przykładami takich konfliktów sumienia mogą być wybory między etyką a religią, obowiązkiem a sumieniem czy prawem a klauzulą sumienia.

Tekst ukazał się w dziale „Próby filozoficzne”, poświęconego pracom adeptów filozofii.


Te dylematy pojawiają się w wielu sferach życia publicznego, takich jak polityka czy media, ale dotykają przede wszystkim każdego człowieka – jako indywiduum. Możemy podchodzić do nich na zasadzie skrajności, wybierając pierwszą lub drugą możliwość, ale sytuacje, kiedy takie podejście jest skuteczne, nie należą do zbyt częstych. Zazwyczaj powstaje konieczność łączenia przeciwieństw w spójne, eklektyczne rozwiązania. W końcu system wartości każdego człowieka jest kompilacją wielu koncepcji etycznych w całość. Nierozstrzygnięta pozostaje kwestia, jaka komplikacja wartości, uczyni życie człowieka dobrym.

Zajmę się problemem dobrego życia, próbując znaleźć odpowiedzi na to dręczące ludzkość od zarania dziejów pytanie. Zadanie to niełatwe i na tyle złożone, że nie sposób ująć je holistycznie w tak niewielkiej objętościowo pracy, toteż ograniczę się jedynie do przekrojowego omówienia najciekawszych stanowisk, jakie wytworzyły się na przestrzeni wieków.

Niemożliwe jest jednoznaczne wskazanie tego, co czyni życie człowieka dobrym, gdyż problem leży w naturze człowieczeństwa – jej wyjątkowości. Człowieka wyróżniają dwie istotne cechy: rozum i wolna wola. Zestawiając porównawczo wartości moralne dowolnej pary osób natrafiamy na pewien dysonans, nasilający się wraz ze zwiększaniem się ilości czynników różnicujących ludzką egzystencję. Do takich czynników możemy zaliczyć przede wszystkim uwarunkowania społeczne i kulturowe, takie jak wychowanie, tradycja i obyczaje czy religia. Względność uwarunkowań wpływających na postrzeganie dobra wiąże się samo przez się ze względnością samego dobra.

Warto nadmienić, że pojęcie dobra łączy się z pojęciem moralności. I choć pierwszego z terminów nie zdefiniuję, ze względu na jego relatywizm, o czym już wspomniałem, to określę jak należy postrzegać moralność w odniesieniu do tez tej pracy. Otóż pod pojęciem moralności rozumiem przede wszystkim swoisty katalog określonych zachowań i wartości, które po zestawieniu z normami powszechnie uznanymi za obowiązujące można zaklasyfikować, jako etyczne bądź nieetyczne.

Spoglądając na podmiotowy problem z nieco innej perspektywy, biorąc za materiał badawczy własne doświadczenia, związane z obszarem komunikacji międzyludzkiej, oceną słuszności podejmowanych decyzji i działań, czy też z kształtowaniem własnych opinii i przekonań, możemy dojść do innej zgoła konkluzji, że moralność jest pojęciem o wielu definicjach i może zawierać w sobie reguły, często odmienne, a nawet przeciwstawne sobie, gdybyśmy chcieli porównać je z etosem innego człowieka. Pomijamy oczywiście fakt różnic kulturowych i odnosimy się do dwóch osób, które egzystują, w jeśli nie tożsamych, to bardzo zbliżonych do siebie warunkach społecznych i kulturowych. Wniosek z tego jest następujący: moralność jest subiektywna i przypisana do jednostki, a konstytuują ją pewne elementy. Są to: normy postępowania, normy etyczne i normy społecznościowe. Jakkolwiek podobne być mogą w obrębie danego regionu, zawsze obarczone są pewnym stopniem relatywizmu, przez co modelowane są przez samego człowieka, który modyfikuje postulaty wywołujące jego dezaprobatę.

Przestrzeganie norm postępowania, wywodzących się z prawa, jest powszechnym obowiązkiem każdego obywatela. Nie mniej jednak nikt nie kwestionuje zasadności kardynalnych praw, które wymuszone są przez różne instytucje, a zawarte są chociażby w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Żadna. Każda współczesna ideologia, która nie jest wypaczona przez błędną interpretację, nie ma na celu zabijania ludzi, torturowania ich i przymuszania do działania wbrew ich woli czy podejmowania innych moralnie nagannych działań. Są to najbardziej podstawowe i oczywiste (chodź nawinie uznawane przez niektórych za obowiązujące od zawsze) wartości, których nikt nie neguje i nie próbuje (świadomie) działać przeciwko nim. Prawodawstwo jednak reguluje sposób postępowania w postaci nakazów i zakazów, nie uzasadniając ich słuszności (co czyni etyka), ale określając jedynie sam ich fakt. Ponadto, normy moralne, kształtowane przez prawo nie dotyczą (w znakomitej większości) sposobu życia, nie analizują każdej pojedynczej sytuacji, w której uczestniczy człowiek. Wysunąć, zatem można wniosek, że z wykładni prawa powszechnego ludzie mogą wyciągnąć najogólniejsze wskazówki, dotyczące życia, które nie przeczą żadnym systemom etycznym, ani wierzeniom i religiom. Co więcej, są z nimi zgodne. Dlaczego? Otóż, znakomita większość państw (przynajmniej w teorii) jest świecka i nie propaguje żadnych konkretnych wartości życiowych, a jedynie reguluje to, co musi regulować powinno cywilizowane państwo. Zapewnia między innymi ochronę życia, prawo do równego traktowania, prawo do nauki i ochrony zdrowia. Konstytucja Rzeczypospolitej zawiera jeszcze jeden przepis, jasno potwierdzający postawioną tezę, a jednocześnie mocno oddziaływujący na merytoryczny sens pracy. Ów przepis to artykuł 53., zawierający w siedmiu punktach, gwarancję wolności sumienia i religii każdego, prawo do uczestnictwa (oraz nie uczestnictwa) w praktykach religijnych, oraz zapewnienie, że nikt nie może zostać zmuszony do ujawnienia swoich poglądów. Niniejsze postanowienia, zawarte w ustawie zasadniczej, jasno wskazują na to, że prawodawca oczekuje, aby każdy samemu zdecydował o swoim światopoglądzie i uzewnętrzniał go w dowolny, zgodny z własnymi przekonaniami, sposób.

Wiedząc już, że prawo świecie, które wielu ludzi uważa za ostoję sprawiedliwości i często odwołuje się do niego z myślą legitymizacji swojego zachowania, dopatrując się w nim poczucia bezpieczeństwa, nie wykształci pełnego zbioru moralnych norm w życiu, a jedynie nakreśli fundamentalne jego zasady, oparte na zakazach i nakazach, niepoparte żadnymi uzasadnieniami, należy pójść krok dalej i znaleźć coś, co pomoże człowiekowi samemu wykształcić system moralny, lub będzie taka kompilacją, którą człowiek przyjmie w całości, bez jego gruntownej zmiany.

Zanim przejdziemy do kolejnego punktu, należy przyjrzeć się budowie moralnego (a w tym przypadku także prawnego) nakazu. Czy istnieje możliwość logicznego uzasadnienia przesłania, które niesie? To ciekawy problem. Ogromna grupa ludzi często odwołuje się do zasad moralnych, czy to wyprowadzanych od wierzeń religijnych, czy wprowadzanych od greckich filozofów, ale mało, kto zastanawia się nad tym skąd właściwie wziął się rzeczony nakaz. Normy moralne — jak wszystko — są czyimś dziełem, zostały stworzone, czyli w tym wypadku wyprowadzone z konkretnego poglądu. Nie można tworzyć czegoś z niczego. Wszystko musi mieć swoją podstawę, na której się opiera. Zasady moralne są jednak wyjątkiem od tej reguły, gdyż są wytworem wyższego poziomu abstrakcji. Traktują, bowiem o cennych dla człowieka wartościach. Są przejawem ludzkiego dążenia do szlachetnych idei dobra i piękna. Zważywszy, że rzeczone normy (a przynajmniej te fundamentalne) są tworzone w postaci rozkazu, jak np.: nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż, a – jak powszechnie wiadomo – rozkaz jest niejako przedstawieniem jakiegoś faktu, więc nie mogą być nośnikami logicznie spójnego przekazu, który wywodzi się z konkretnego źródła. Rozkaz sam w sobie nie może być logicznie uzasadniony. Jest jedynie określeniem, stanowczym poleceniem działania (lub niedziałania) w określony sposób.

Kolejnym sposobem formowania się światopoglądu człowieka – i jednym z najbardziej popularnych metod, stosowanych przez większość społeczeństwa – są normy społeczne. Najprościej mówiąc, są to zasady moralne, których podstawę stanowią religie i wierzenia. Najjaskrawsze przykłady będzie można oddać, analizując procentowy udział wyznawców religii w Polsce. Na potrzeby pracy, użyte zostaną dane GUS z 2011 roku. Według nich, około 90% społeczeństwa deklaruje się, jako chrześcijanie (z przewagą katolicyzmu – 87%), buddyści stanowią w przybliżeniu 0,04% społeczeństwa. Za nimi plasują się muzułmanie – 0,013% i żydzi – 0,004%. Odsetek ateistów wyniósł około 3,5% (przekładając na liczbę ludności to ponad milion trzysta tysięcy osób). Warto nadmienić, że Polska jest krajem z długą, ponad tysiącletnią historią, nierozerwalnie związaną z chrześcijaństwem; jego założeniami i dorobkiem. Wyprowadzenie moralnych praw przez osobę wierzącą, jest zdumiewająco proste, dzięki schematycznej budowie religii (czytelnie obrazuje to porównanie trzech judaizmu, chrześcijaństwa i islamu). Większość wyznań posiada swoją święte pisma (niektóre, zazwyczaj te orientalne, mają wyłącznie zbiór komentarzy, nieklasyfikowanych, jako święte księgi, choć pełniących podobną funkcję), w której znajdują się wartości moralne, cnoty i wszystkie wskazówki dotyczącego tego, jak żyć, aby osiągnąć najwyższe stadium rozwoju, np. chrześcijańskie zbawienie, buddyjskie ustanie cierpienia, czy konfucjańskie złączenie się z Absolutem – Niebem (bezosobowym bytem składającym się z dusz przodków, sterujący losami świata). Tłumacząc całość, na przykładzie nam wszystkim najbliższym – na przykładzie katolika, dochodzimy do następujących wniosków. Nadrzędnym celem w życiu chrześcijanina jest osiągniecie zbawienia (wybawienia przez Boga), czyli stanu, w którym człowiek łączy się z męką Jezusa Chrystusa i dostępuje życia wiecznego. Wszystkie informacje, jak osiągnąć zbawienie zawierają się w Biblii (świętej księdze), na którą składa się Stary Testament (stare przymierze Boga z Narodem Wybranym; okres przed narodzeniem Jezusa) i Nowy Testament (życie i nauczanie Jezusa). Rzetelnie wypełniając obowiązki i prowadząc wzorowe życie chrześcijanina osiąga się najwyższy stan rozwoju. Do nakazów moralnych chrześcijaństwa zaliczyć można: szacunek dla człowieka (bliźniego), miłosierdzie, pomoc ubogim (ubogim zarówno w kwestiach materialnych, jak i ubogich w duchu). Wierzący (i praktykujący) katolik opiera swój system etyczny na nauce Chrystusa i na jej podstawie rozróżnia dobro od zła.

Co prawda ilość wierzeń jest tak ogromna, że różnić się mogą wieloma elementami, począwszy od spraw zasadniczych – głównych założeń, przez rodzaje praktyk czy sposób kultu, a skończywszy na zależności między życiem świeckim a duchowym (czyli jak żyć, aby nie żyć wbrew woli boskiej).

Życie osoby wierzącej, która stosuje się do powyższych wskazówek, nie wiąże się z żadną wymagającą analizą poszczególnych twierdzeń. Ich prawdziwość gwarantuje autorytet epistemiczny twórcy religii. Problem zaczyna się w momencie, gdy mamy do czynienia z ateizmem, agnostycyzmem, lub – modnym w ostatnich latach określaniu się, jako człowiek „wierzący, ale niepraktykujący”, lub też „wierzący w Boga, ale nie w Kościół”. Dwa ostatnie przykłady, ilustrują interesujący sposób podejścia do tematu religii i jej założeń.

Prawdziwość zasad moralnych zależy, bowiem, nie od liczby ich wyznawców, a od indywidualnej interpretacji człowieka, który sam o tym rozsądza. Przeważnie wyznawcy religii wywodzą prawa moralne ze swoich świętych ksiąg. Coraz częściej jednak mamy do czynienia ze zjawiskiem członkostwa w związku wyznaniowym i jednoczesnym niepraktykowaniem zasad wyznawanej wiary. W wielu przypadkach, są to postawy ludzi, głównie w wieku średnim, którzy w pewnym momencie przeanalizowali swoje dotychczasowe życie i uznali, że kierowali się zupełnie odmiennymi wartościami, niż te, którymi odznacza się ich wyznanie. Budzi się w nich myśl, że mogą być odrębnymi jednostkami, niebędącymi członkami żadnej grupy wyznaniowej, do której nota bene – nie należeli świadomie, czy też z pełnym przekonaniem. Odważniejsi, którzy nie lubią żyć według stereotypów (jak chociażby ten, że każdy Polak musi być katolikiem) i utartych, niepisanych praw, decydują się na formalne opuszczenie związków wyznaniowych.

Nasuwa się jeszcze inna teoria dotycząca powstania religii – być może nieco kontrowersyjna czy obrazoburcza, ale przede wszystkim alternatywna w stosunku do tych głoszonych przez ich twórców. Wiąże się to z naturą człowieka, który oczekuje uzyskać urzeczywistnienie swoich przekonań w sposób, który będzie go dostatecznie satysfakcjonował. Sposób budowy religii, na który składa się bóstwo (pojedynczy bóg, lub wielu bogów), święta księga, jako zbiór historii i wskazówek, dzięki którym można osiągnąć stadium najwyższego rozwoju, określone praktyki, dzięki którym człowiek samodoskonali się i przybliża do określonego przez ideologię założenia, jest łagodniejszą wersją stanowisk filozoficznych. Można rzec, że są one na swój sposób systemami etycznymi sprytnie obleczonymi w swoiste maski, które gwarantują łatwiejsze przyswojenie założeń danej doktryny, treści są aprobowane dzięki łagodnej progresji, za pomocą akceptowalnych i przystępnych form, jak chociażby przypowieści (parabole), w których ponadczasowy sens i uniwersalizm jest jednocześnie ucieleśnieniem wyjątkowych, szlachetnych wartości, cnót, idei. Nauki głoszone przez filozofów nie obierają, aż tak przyziemnych form, gdyż są czyste, pozbawione zbędnej treści, która nieprawidłowo odczytana mogłaby generować fanatycznych wyznawców. Wszystkie zasady moralne i szlachetne wartości są idealne, gdyż są wytworami abstrakcji. Najwyższymi wytworami abstrakcji, które to zrozumieć mogą wyłącznie obdarzeni bystrym umysłem i dociekliwością. Odbiór takich treści, w ich naturalnej formie przez człowieka jest niekiedy mocno utrudniony, a sens, który się z nich wywodzi jest zniekształcony i niepełny; możliwe, iż błędny i całkowicie sprzeczny. Religijne odpowiedniki wszelkich cnót mogą być określane mianem Najwyższego, guru, nauczyciela, jak chociażby Guru Nanak (sikhizm), czy Budda (buddyzm). Taka personifikacja głównych zasad ideologii jest akceptowalna przez ludzi i łatwiej przyswajalna (dzięki metodzie skojarzeń: cnota – osoba, tudzież zachowanie albo konkretna historia), niżeli zagłębianie się w rozległe sposoby analizowania typowych filozoficznych definicji i specjalistycznej terminologii. Reasumując niniejszy kontrowersyjny wywód, poświadczający w ekscentryczny sposób o kształtowaniu religii i jej istoty, wysnuć należy następujące wnioski. Przedstawienie filozoficznego, czystego nurtu pod postacią zorganizowanego ruchu, jest przystępnym sposobem na zdobycie rzeszy zwolenników, a w przypadku religii (zorganizowanego systemu ideologicznego) właściwszym określeniem byłoby – rzeszy wyznawców. Quasi logiczne i quasi racjonalne uzasadnienie, niektórych niewytłumaczalnych przez naukę kwestii wydaje się być łakomym kąskiem dla ludzi, poszukujących odpowiedzi na pytania, na które jak na razie nauka nie jest w stanie udzielić jednoznacznych i sprecyzowanych odpowiedzi.

Naprzeciw oczekiwaniom takich ludzi wychodzi filozofia, uściślając, jedna z jej gałęzi – etyka. Istnieje naprawdę dużo stanowisk moralnych, a także ich wewnętrznych rodzajów, tworzonych zazwyczaj z powodów waśni między uczniami, powstałych wskutek sporów o prym w konkretnym nurcie, po śmierci jego założyciela (względnie aktualnego mistrza). Poniżej zaprezentowałem wybrane kierunki filozoficzne, wraz z ich założeniami i sugestiami dotyczącymi właściwego, dobrego, a zarazem szczęśliwego życia.

Cynizm powstały około V w. p. n. e. w Grecji głosi, że znaczenie ma jedynie rozróżnienie prawdziwych i fałszywych wartości. Sama świadomość, tego, co jest prawdą, a co fałszem pozwala człowiekowi wybrać korzystną dla niego postawę, doprowadzając tym samym do wewnętrznego spełnienia; ogólnego zadowolenia i przekonania o słuszności swoich decyzji. Decyzje te, mogą ewidentnie łamać obyczaje danej grupy społecznej, co w opinii cyników jest całkowicie bez znaczenia. Kluczem, do osiągniecia najwyższego stadium rozwoju jest realizacja swoich własnych, egoistycznych celów, całkowicie odrzucając altruistyczne czy filantropijne zachowania, uznając je za burzące fundamentalny charakter istnienia, całkowicie kolidujące z ideą samodoskonalenia się, nie bacząc na innych. Założenia tego nurtu, wskazują, że nie istnieją jakiekolwiek szlachetne idee jak: Bóg, Honor, Ojczyzna. Uważa się, że jest to wyłącznie przejaw uzasadnienia konkretnych działań, lub zaniechania ich. Wartości te nie istnieją i są jedynie wymysłem ludzi. Jednym z bardziej zasłużonych propagatorów tej idei był Antystenes z Aten.

Jeden z trzech głównych, antycznych szkół etycznych – epikureizm, głosi, że sensem ludzkiego życia jest szczęście, jego poszukiwanie i odczuwanie. Kluczową rolę w odbieraniu szczęścia za pomocą różnych bodźców stanowią przyjemności, które Epikur podzielił m.in. na czynne i bierne, a czynne rozróżnił na fizyczne (i tu mamy do czynienia z kolejnym podziałem, na te, których doświadczenie wymaga wkładu fizycznego i na te, które takowego nie potrzebują) oraz duchowe. Najważniejszą jednak przyjemnością, jest radość samego życia, którą można utożsamić z religijną koncepcją daru życia. Epikur, w przeciwieństwie do Arystotelesa twierdził, że cnota, sama w sobie nie niesie żadnej głębszej wartości, jest pusta i jedynie wykorzystanie jej, jako swoistego narzędzia do uzyskania największego stopnia szczęścia nadaje jej odpowiednie znaczenie i lokuje ją w systemie moralnym człowieka. A warto zauważyć, że większość społeczeństwa (jeśli by nie użyć określenia całe społeczeństwo) uznaje cnoty, za szczególnie istotne w ich życiu, traktując je, poniekąd, jako bezosobowe autorytety, mimo wyraźnych różnic w deklaracji wyznawanych przez nich poglądów. Nauka Epikura zaznaczała także, że hamowanie odczuwania przyjemności przez ludzi jest spowodowane przez lęki, które, według niego może naprawić jedynie filozofia, rozumiana, jako pokarm dla umysłu i duszy. Wyróżnił on cztery lęki: strach przed gniewem bóstw, strach przed śmiercią, obawa przed cierpieniem i obawa przed niepowodzeniem w zdobywaniu szczęścia.

Kolejnym kierunkiem filozoficznym jest stoicyzm (III w. p. n. e.), którego zasięg obejmował ówczesne granice Grecji i Rzymu. Ideologia ta, kładła szczególny nacisk na życie w zgodzie z naturą. Uważano, bowiem, że światem rządzą prawa natury, a człowiek nie ma na nie żadnego wpływu i nie pozostaje mu nic innego jak tylko pogodzić się z losem. Najwyższy stopień rozwoju człowiek może osiągnąć wyłącznie dzięki samodyscyplinie w kwestiach życia dotykających spraw moralnych, a także poprzez rzetelne wykonywanie obowiązków, zarówno tych wynikających z czynników kulturowych, jak i tych powstałych w skutek zajmowanej pozycji w hierarchii społecznej. Według stoików, kluczem do zachowania szczęśliwego życia, jest bezwzględne utrzymanie wewnętrznego spokoju ducha i całkowite wyciszenie się od wszystkich czynników zewnętrznych, mimo, że niektóre mogą dotyczyć nas, lub kolidować, a wręcz przeciwdziałać naszym zamiarom, co mogłoby wzbudzić gniew, lub niepokój. Mimo wszystko, najcenniejszy jest spokój.

Empiryzm. Doktryna szerzej rozpowszechniona w osiemnastowiecznej Europie przez John’a Locke’a, traktująca o tym, że wszelkie idee nie są wrodzone, a przyswajane poprzez zmysły i doświadczenie. Maksymalny rozwój jest możliwy wyłącznie dzięki indywidualnej klasyfikacji treści odbieranych poprzez różne bodźce (w tym głównie poprzez wzrok i słuch), biorąc pod uwagę wyłącznie sam efekt, uzyskany na podstawie określenia danego zjawiska, jedynie na podstawie możliwości, które oferują zmysły. Według empiryków, człowiek nie powinien analizować odbieranych doznań, tak jak gdyby analizował fakty, rozsądzając o nich przy użyciu rozumu, ale powinien ograniczyć się wyłącznie do zakresu opinii uzyskanej na postawie bodźców zarejestrowanych przez zmysły. Tylko takie postępowanie jest najwłaściwsze i prowadzi do szczęśliwego i doskonałego życia.

Również w XVIII wieku i także w Europie rozwijał się racjonalizm, stojący w silnej opozycji do empiryzmu. Najważniejsze założenie mówi o tym, że wiarygodne są tylko prawdy, które można uzasadnić w logiczny (racjonalny) sposób. Racjonaliści w sposób szczególny cenią rozum – i to nie bez kozery – uznając go za najważniejszy czynnik i podmiot tworzący system moralności człowieka. Ważne miejsce przypisuje się również nauce, dlatego, że wszystkie jej twierdzenia są z logicznego toku rozumowania poprawne i możliwe do uzasadnienia w racjonalny sposób. Taki, który pozwala na wykształcenie własnych opinii, na podstawie dorobku naukowego. Racjonaliści nieprzychylnie patrzą na wiarę religijną, fanatyzm czy różnorodne uprzedzenia (w tym szeroką gamę utartych stereotypów, czy schematów myślenia). Określają je mianem czynników generujących otępienie, powodujące w skutkach wewnętrzną konsternację między sentymentem a racjonalnym myśleniem, przez co wydanie, czystego, niczym nieprzysłoniętego sądu staje się mocno ograniczone, jeśli by uznać, że jest całkowicie niemożliwe.

Nieco podobną do racjonalizmu jest doktryna pragmatyzmu – dzieło XIX wiecznego amerykańskiego filozofa, Charlesa Peirce’a. Pragmatyzm jest systemem opartym na przekonaniu, że prawdziwość głoszonego poglądu zależy od przydatności jego zastosowania. Im teoria jest bardziej praktyczna, tym jest słuszniejsza, a jeśli twierdzenie nie ma stricte technicznego wykorzystania, w rozpatrywanym zagadnieniu, jest uznawane za anachroniczne i błędne. Szczęśliwe życie jest nierozerwalnie złączone z metodami, które dotyczą skutecznego postępowania. Interesującą koncepcję dotyczącą wiary, wysuwa jeden z pierwszych przedstawicieli pragmatyzmu – William James (1842–1910). Mówi on, że wiara jest doznaniem, każdego człowieka, nie biorąc tutaj tylko wiary, jako pojęcia równoznacznemu terminowi religii, ale jako ogólne przeświadczenie o konkretnych aspektach (np. o ich słuszności). Warto także zauważyć, że niewiara jest również specyficzną formą wiary, gdyż zakłada ona wiarę w nieistnienie czegoś.

Godnym wskazania jest również brytyjski utylitaryzm, który można określić mianem zbiorowego epikureizmu. Powodem takiej tezy jest istota tej ideologii, mówiąca, że działanie jest moralnie słuszne, gdy prowadzą do szczęścia wielu osób (zasada użyteczności). Filozofia zdrowego rozsądku (bo tak bywa nazywany ten kierunek filozoficzny) przykuwa uwagę faktu, że intencja czynu nie jest istotna, jeśli jego skutek jest od niej odmienny. Liczą się efekty, które niesie postępowanie ludzi, a nie ich faktyczne zamiary. Pojęcie „globalnego, względnie lokalnego, szczęścia” może być dowolnie interpretowane, dlatego też, często, idea ta może być błędnie (chociaż w myśl nurtu, poprawnie, ale błędnie w stosunku do rozsądnego opiniowania znaczenia konkretnych definicji) rozumiana i może być przyczyną legitymizowania niewłaściwych przedsięwzięć z tytułu „większego dobra”. Często jednak zdarza się, że utylitarne postępowanie jest całkowicie odrzucane w sytuacjach, gdzie uczucia mają przeważające znaczenie, nad dobrem ogółu. Utylitaryści rozgraniczają jednak dobro moralne od dobra zamierzonego, a wynika to z sumy korzyści, czyli złożonego sposobu szacowania czy korzyść moralna przewyższa, równoważy lub umniejsza korzyść oczekiwaną w skutek podejmowania konkretnej decyzji.

Przedstawiłem w krótki i myślę przystępny sposób jedynie wybrane, wyróżniające się spośród reszty kierunki etyczne, będące zarówno specyficznymi sposobami wyprowadzania norm moralnych. Moralność jak już w tej pracy omówiono jest pojęciem nierozerwalnym z istotą dobrego życia. Warto ponownie postawić sobie tytułowe i pokrewne mu pytania. Jak rozumiem pojęcie dobrego życia? Czym tak właściwie jest dobre życie? Jak je osiągnąć? Jak czuć się wewnętrznie zaspokojonym, spełnionym? Można zadawać jeszcze wiele pokrewnych pytań, na które nigdy nie będzie można udzielić pełnej, wyczerpującej i jednoznacznej odpowiedzi. Żaden nurt filozoficzny i żadna religia nie będą w pełni oddawać przekonań wszystkich ich wyznawców, z jednego prozaicznego powodu. Zazwyczaj takie ruchy, jeśli chcą być brane pod uwagę na globalnej arenie muszą mieć znaczącą liczbę wyznawców. Powoduje to globalizację deklarowanych idei i poglądów, mierzenie każdego wyznawcy jednakową miarą. Dlatego też, próba mierzenia wszystkich jedną miarą jest niewłaściwą metodą wpływania na kształtowanie się poglądów ludzi.

Jest jednak pewna recepta na dobre życie. Oto ona. Przyjmijmy, że moralność to indywidualna sprawa każdego człowieka i że żadna instytucja, ani żaden inny podmiot nie jest samoistnie w nią ingerować. Każdy powinien żyć i postępować w sposób zgodny z własnymi przekonaniami, z własnym sumieniem i nigdy nie powinien działać wbrew swoim zasadom z jakiegokolwiek powodu. Wyprowadzenie norm moralnych powinno odbywać się w sposób słuszny i właściwy dla każdego człowieka, a nie w sposób schematyczny, czy też poprzez bezrefleksyjne naśladownictwo innych. Takie zachowanie generuje wewnętrzne zmieszanie i unieszczęśliwia. Kształtując własny pogląd powinniśmy wziąć pod uwagę swoje doświadczenia, błędy i sugestie osób, których zdanie jest dla nas ważne. Możemy także wesprzeć się historią innych ludzi, którzy także szukali swojej drogi w życiu. Pamiętać należy, że moralność i wartości, które szeregujemy według ich znaczenia, mogą się zmieniać wraz z biegiem czasu i hierarchią naszych oczekiwań, co jest normalnym stanem życia. Najważniejsze jest jednak, by żyć tak, aby nie żałować żadnej podjętej (lub zaniechanej) decyzji.


Eryk Zywert – uczeń III Liceum Ogólnokształcącego im. Juliusza Słowackiego w Piotrkowie Trybunalskim. Zainteresowany szczególnie myślą F. Nietzschego i F. Znanieckiego, a także wybranymi zagadnieniami z filozofii polityki. Pasjonuje się filologią klasyczną, religioznawstwem i literaturą (szczególnie historyczną i społeczno-obyczajową).

Ilustracja: Some rights reserved by ivanovgood, CC0.

< Powrót do działu „Próby filozoficzne”

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

4 komentarze

Kliknij, aby skomentować

  • Przepraszam, ale należałoby może poruszyć problem relatywizmu , którym obarczone są święte zasady religijne lub etyczne, a które próbuje wyjaśnić od zawsze prawo. Czy Chrześcijanin wyznając prosta zasadę ‘nie zabijaj’ potrafi ja bez łamania zastosować w każdej życiowej sytuacji? W obronie własnej, w obronie rodziny lub terytorium, czy chociażby w profilaktycznej eliminacji groźnego recydywisty ze społeczeństwa? Czy rzeczywiście normy religijne są takie proste, wykluczają potrzebę każdorazowego namysłu i oceny sytuacji, dają jednoznaczną odpowiedź na każdy moralny dylemat, czy tylko sprawiają takie wrazenie gubiąc wyznawców jeszcze bardziej w meandrach rzeczywistosci i wpędzając bezwarunkowo w poczucie wiecznej winy? Co mówi Panu dogmat o świętości życia, gdy trzeba wybrać miedzy zyciem matki a dziecka, albo w przypadku O. Kolbego? A poruszamy tu tylko obszar ludzki, nie dotykamy środowiska i innych istnień. Czym jest dobre życie współczesnego człowieka? Powiem przewrotnie; nieświadomością i ślepotą, bo w innym przypadku można zwariować.

    • Dziękuję Pani/Panu za czas poświęcony lekturze tekstu i tak obszerny komentarz. Porusza Pani/Pan w nim bardzo ważne i złożone zagadnienia, zasługujące w pełni na osobny artykuł i to pióra znacznie lepszego polemisty, niż ja. Zważywszy jednak, że powyższy tekst był próbą, mogę, nomen omen, spróbować odnieść się do postawionych mi pytań. Mam nadzieję, że choć w części sprostam Pani/Pana oczekiwaniom.

      Dekalogowe „nie zabijaj”, to nie tyle zakaz zabijania, co zakaz mordu. Język hebrajski zna trzy czasowniki odnoszące się do uśmiercania, są to: harag (zabijać), racah (mordować) oraz hemit (ginąć w wyniku kary śmierci). W Księdze Wyjścia użyty został drugi z nich. Wobec tego chrześcijanin może zabić człowieka, np. w czasie wojny, albo wykonać karę śmierci (sprawiedliwie zasądzoną), nie łamiąc przy tym piątego przykazania. Jeśli rozumiemy obronę konieczną tak, jak polski ustawodawca, działamy motywowani chęcią odparcia napastnika, nie krzywdzimy intencjonalnie. Uprawionym byłoby w tej sytuacji pytanie, jak ma się starotestamentowe prawo do nowotestamentowego przykazania miłowania bliźniego (istoty chrześcijaństwa). Czy da się niesprzecznie połączyć oba? Można miłować bliźniego i krzywdzić zarazem? Przyznam, że odpowiedź na to pytanie wymaga solidnej kwerendy i komentarza biblijnego. Na ten moment nie jestem w stanie udzielić na nie satysfakcjonującej odpowiedzi, sam jej bowiem nie znam.

      Pyta Pani/Pan o to, czy normy religijne zawsze implementuje się niejako mechanicznie, czy wymagają one choćby śladowego namysłu. Znowu – problem jest szalenie ciekawy, godny osobnego tekstu. Tymczasem muszą wystarczyć moje luźne uwagi; zastrzec muszę, iż niektóre z napisanych tu tez są wynikiem mojego długiego namysłu, który przebiegał w miarę hermetycznej izolacji od literatury przedmiotu. Rozprawiać będę analizując sprawę na przykładzie może nie tyle najbardziej reprezentatywnym, co najbliższym naszemu kręgowi kulturowemu – na chrześcijaństwie (czynię przy tym entymematyczne założenie, że akceptujemy choćby na potrzeby niniejszych rozważań w ten, czy inny sposób doktrynę katolicką). Objawienie jest kompletne, skończyło się ono wraz ze śmiercią ostatniego z Apostołów (katolicy pozostający w łączności z papieżem nie mają obowiązku uznawać żadnych innych objawień za prawdziwe, w tym objawień fatimskich, czy wizji św. Faustyny Kowalskiej; one mogą być co najwyżej niesprzeczne) i jako takie jest wystarczające, aż do momentu paruzji, tj. powtórnego Jezusa Chrystusa na Ziemię. Skoro Objawienie jest kompletnie i reguluje wszystko to, co powinno regulować (jest wyczerpujące), a akceptuję przy tym jego prawdziwość, to z konieczności mogę ufać w to, że postępując zgodnie z Pismem podążam najlepszą możliwą ścieżką. Nie potrzebuję przy tym dodatkowej refleksji. Pojawia się zatem tytułowe pytanie, czy powinienem zawsze odrzucać wszelki namysł, premiując w każdym razie rozwiązanie biblijne (nawet, gdy rozum podpowiada mi, że warto postąpić zgodnie z własnymi przemyśleniami). Jest ono powiązane z tym, jak ważną pozycję w życiu zajmuje religia i jak duże jej wpływy akceptujemy. Jeśli bardzo mocno wierzę, nie powinienem mieć obaw (chciałoby się powiedzieć fanatycznie, ale byłoby to nieuprawione ukrzywdzenie ludzi pewnych, co do prawdziwości swojej religii, stroniących zarazem od wszelkiego ekstremizmu). Przywołać tutaj należy skrajnie serwilistyczne w stosunku do Kościoła katolickiego stwierdzenie Loyoli „Trzeba być zawsze gotowym wierzyć, że to, co ja widzę jako białe, jest czarne, jeśli tak to określi Kościół hierarchiczny”. To tylko jedno z możliwych rozwiązań. Omówiłem je, ponieważ myślę, że Szanownej/mu Autorce/owi chodziło o przedstawienie problemu zasadności norm religijnych z perspektywy, jaką może przyjąć człowiek religijny. Są jednak inne sposoby postrzegania religii, od skrajnie ateistycznych, aż po skrajnie teistyczne. Możemy mówić o religii, jako użytecznej terapii społecznej, tak jak widział to Wittgenstein, albo za Jamesem korelować religię z psychologią i tam doszukiwać się całego spiritus movens. Każde ujęcie (w domyśle aspirujące do wygłoszenia sądu generalnego o naturze religii) wiąże się z różnym podejściem do norm religijnych i ich istnienia. Widzimy to zresztą nie tylko w filozofii, ale również w teologiach poszczególnych religii. Inaczej rozumieją je prawosławni, jeszcze inaczej protestanci rozmaitych denominacji. Ciekawie postrzegają je także wahabici (serwilistycznie podchodzący do Koranu), żydzi mesjanistyczny (twórczo kompilując stare prawo z nauczaniem Jezusa), czy nawet wyznawcy judaizmu humanistycznego, którzy, w uproszczeniu, traktują kanon ksiąg judaizmu jedynie jako pewien mit założycielski i spoiwo kulturowe. Oryginalną koncepcję wypracowali również bahaici. Oni z kolei uważają, że każdy kolejny Objawiciel Boga uaktualnia Objawienie (w tym prawo moralne), dlatego zawsze odpowiada ono duchowi czasów. Kiedy świat wzniesie się na wyższy poziom rozwoju, kolejny Objawiciel Boga dostosuje ponownie normy (doda, zmieni, usunie). Wydaje mi się, że tego dotyczyło pytanie. Gdybym był w błędzie, bardzo proszę mnie upomnieć, abym odniósł się do sensu sprawy.
      Podejmuje Pani/Pan także zagadnienie aborcji (w doktrynie katolickiej rzeklibyśmy – świętości życia). Wobec tak wielkiego problemu czuję swą małość, mam także ten problem, że jako mężczyzny kwestia aborcji nie dotyka mnie w tak bezpośredni sposób, jak kobiety. Znowu – różne religie różnie podchodzą do tej kwestii. Personalizm chrześcijański operuje tu dwoma pojęciami: istoty ludzkiej i człowieka. Pojęcie istoty ludzkiej jest treściowo szersze, niż pojęcie człowieka, dlatego możemy mówić o ochronie życia poczętego (istoty z której wykształci się człowiek). Jeszcze mocniej zorientowani są tu Świadkowie Jehowy, którzy twierdzą nie tyle, że człowiek ma duszę, co to, że człowiek jest duszą. Starozakonni zaś uznają, że dusza wstępuje w człowieka dopiero z momentem, gdy płód zaczyna opuszczać łono matki. Hinduiści przeważnie przyjmują pogląd, że życie zaczyna się w 7 tygodniu od poczęcia. W sporze o aborcję możemy używać argumentów zarówno utylitarnych, jak i deontycznych. Trudno każdemu z nich odmówić dozy racjonalności. Często przesądzają indywidualne okoliczności i pogłębiony namysł. Nie umiem dać tutaj jednoznacznej odpowiedzi, nie chcę też podejmować tak poważnej dyskusji w komentarzu (raz, że zwyczajnie uwłaczałoby to powadze zagadnienia; dwa, że nie wydaje mi się, bym był kompetentny w tej materii).

      Z puentą Pani/Pana komentarza polemizowałbym. Zrobiłem to na łamach artykułu, mocno już co prawda zdezaktualizowanego. Moje osobiste przekonania uległy na tyle poważnym zmianom, że w zasadzie powinien napisać co najmniej komentarz krytyczny, jeśli nie zupełnie nowy tekst. Nie nastąpi to jednak szybko, więc musi wystarczyć to, co się rzekło.

      Przepraszam, że kazałem na siebie aż tyle czekać. Mam nadzieję, że moje uwagi w jakimś stopniu zrekompensują ten czas. W razie dalszych pytań, proszę pytać – oddaję się do dyspozycji i z nieukrywaną przyjemnością na nie odpowiem.

  • Cały artykuł jak najbardziej do pochwały jeśli chodzi o treść (podziwiam wywód o naturze religii), jednak naprawdę zastanawiam się, jak on mógł w ogóle przejść przez korektę (o ile do takowej doszło). Niestety, tekst jest najeżony błędami interpunkcyjnymi, ortograficznymi i gramatycznymi. Czytałoby się to o wiele milej, gdyby błędy nie kłuły w oczy.

    • Dziękuję za Pani komentarz i przepraszam, że kazałem na swój (za)długo czekać. Nie zaglądałem tu i nie miałem świadomości o jego istnieniu. Błędów wszelakiej maści rzeczywiście jest sporo i nic mnie w tym względzie nie usprawiedliwia. Szczerze za nie przepraszam. Mogę dodać, że pierwotna wersja artykułu była dłuższa, odznaczała się inną strukturą i tokiem myśli. Dostosowując ją do wymagań redakcyjnych przeszła ona kilka mniej lub bardziej udanych zmian, czego efekt widać powyżej. Miło mi, że wywód o naturze religii zyskał Pani uznanie (dziś, nawiasem mówiąc, chętnie bym go uzupełnił i rozwinął, nie zmieniając przy tym zasadniczej tezy).

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy