Artykuł

Jacek Jarocki: Przeciw otwartym granicom

Spór o uchodźców i imigrantów rozpala opinię publiczną głównie ze względu na retorykę, jaką posługują się niektórzy zwolennicy i przeciwnicy otwarcia granic. Jak zwykle w takich sytuacjach, intencje obu stron są dobre, lecz zbytnia ogólność tez głoszonych przez obrońców migracji oraz upraszczanie oczywistych problemów sprawiają, że ich stanowisko nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 7, s. 16–18. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Zwolennicy przyjęcia migrantów odwołują się zazwyczaj do jednego, lecz intuicyjnie mocnego argumentu: potrzebującym należy pomóc. Ponieważ każdy zgodzi się, iż jednym z wyzwań XXI wieku jest realizacja wartości ogólnoludzkich, zarówno udzielenie schronienia potrzebującym, jak i obrona humanitaryzmu to moralna powinność każdego z nas. Ten, kto jej nie spełnia, jest człowiekiem moralnie złym.

Uważam, że taki argument nie jest konkluzywny – nawet jeśli jest słuszny, to nie wynika z niego teza o konieczności otwarcia granic. W tym artykule zamierzam wskazać, na czym polega błąd tych, którzy się na niego powołują, a następnie przedstawić argumenty przemawiające w obecnej sytuacji społeczno-politycznej przeciwko przyjmowaniu znacznej części mieszkańców północnych rubieży Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy każdego dnia przez Morze Śródziemne i Turcję przedostają się do Europy.

Pomoc: obowiązek czy prawo?

Choć w pierwszych miesiącach kryzysu migracyjnego wydawało się, że mamy do czynienia z ofiarami wojny w Syrii, dziś wiemy, że duża część przybyszów to imigranci ekonomiczni. Niektórzy zwolennicy przyjmowania migrantów nie uważają tej różnicy za istotną, a wręcz twierdzą, że ktoś, kto ucieka przed kulami karabinu, niczym nie różni się od tego, kto opuszcza swe państwo w poszukiwaniu perspektyw i schronienia przed biedą. W obu przypadkach mamy do czynienia z ludzkim nieszczęściem, któremu możemy zapobiec. Czy jednak istotnie powinniśmy zrezygnować z kryterium, które pozwalałoby odróżniać migrantów? Jest wszak jasne, że mówić można o całym spectrum przypadków, których jeden przykładowy kraniec stanowi wychowany w kulturze łacińskiej uciekinier z zapalnego rejonu Bałkanów, drugi zaś pochodzący z kręgu arabskiego radykał, który chce jedynie wygodnego życia, nie zamierzając przy tym rezygnować ze swej obyczajowości, nawet jeśli jest ona sprzeczna z prawem i wartościami kraju, do którego przybywa. Ten, kto nie wprowadza w tym miejscu podstawowych rozróżnień (a wręcz niekiedy celowo je zaciera), wymusza na nas akceptację swojej tezy w dwóch odsłonach: takiej, na którą każdy z nas się zgodzi, i takiej, co do której możemy wysunąć uzasadnione wątpliwości.

Ogólny argument z obowiązku pomocy wspierany jest niekiedy przypisaniem nam odpowiedzialności za zainicjowanie zdarzeń, które zmusiły ludzi do opuszczenie swego kraju. Mówienie o „naszej” odpowiedzialności ma jednak charakter metaforyczny, bowiem ani ja, ani – jak mniemam – żaden z czytelników nie brał udziału w wydarzeniach związanych z tzw. arabską wiosną i w najmniejszej mierze nie przyczynił się do sytuacji, która skłoniła lokalną ludność do migracji. Kim jest zatem owo „my”, które ma ponosić odpowiedzialność? Wydaje się, że są to przedstawiciele rządów niewielkiej grupy państw, które mają na tyle silną pozycję międzynarodową i wydolność finansową, by istotnie odpowiadać za konflikty zbrojne w północnej Afryce. Z pewnością nie jest to każdy mieszkaniec Europy. Nie sposób dokonać prostego przejścia od jednostki do społeczeństwa, a to właśnie pojedynczy obywatel kraju w największym stopniu zostanie dotknięty napływem mas obcej etnicznie ludności, zarówno poprzez obciążenie finansowe, jak i trudności dnia codziennego.

Inną przesłanką za otwarciem granic dla migrantów jest uniwersalizacja idei humanitaryzmu. W tym względzie zwolennicy migracji głoszą bezkompromisowy egalitaryzm, czyli bronią stanowiska, że w postępowaniu moralnym nie należy kierować się własnymi preferencjami, przedkładając na przykład własny dobrobyt nad pomoc innym. Zastosowanie tego rozumowania prowadzi jednak do konfliktu z przekonaniami, które intuicyjnie wydają nam się oczywiste. Choć można twierdzić, że lepiej sfinansować edukację pięciu Afgańczyków niż wydać pieniądze na grę wideo dla naszego dziecka, etyka, która skazywałaby naszych bliskich na ascezę tylko dlatego, że chcemy poprawić warunki bytowe obcych ludzi, jest absurdalna, a wręcz nieludzka. Nasze działania są przejawem określonych preferencji względem ich odbiorców, zaś poczytywanie tego za wyrządzanie moralnego zła to efekt przyjęcia zbyt skrajnego egalitaryzmu. Nawet jeżeli będziemy bronić łagodniejszej wersji tego stanowiska, postulując rezygnację z dóbr, bez których moglibyśmy się obejść, wciąż pozostaje pytanie, czemu przeznaczać zaoszczędzone w ten sposób pieniądze na finansowanie migrantów ekonomicznych, a nie na umierające z braku wody i szczepionek afrykańskie dzieci. Skrajną, ale możliwą odpowiedzią na tezę o konieczności niesienia pomocy migrantom jest również wysunięcie kontrowersyjnego argumentu, iż pomoc tę można przyrównać do działalności charytatywnej – nie ma ona charakteru obowiązku, ale tzw. czynu supererogacyjnego, czyli godnego pochwały. I nawet jeśli uznamy, że powstrzymywanie się od dokonania takiego chwalebnego czynu w obliczu wyraźnego nieszczęścia innych ludzi nie świadczy dobrze o naszej kondycji moralnej, wciąż nie wynika stąd, że najlepsza pomoc polega na zniesieniu granic i udzieleniu azylu każdemu, kto o niego poprosi.

Wyimaginowane lęki czy realne obawy?

Odrzuciwszy tezę o moralnym obowiązku przyjmowania migrantów, pragnę teraz zadać pytanie: „Czy istnieją dobre, pozamoralne powody, by pomagać migrantom z Afryki i Bliskiego Wschodu poprzez osiedlanie ich na terenie własnego kraju?”. Moja odpowiedź jest przecząca; jej uzasadnieniu poświęcę resztę tekstu.

Ci, którzy nielegalnie przekraczają granicę, już na początku deklarują brak szacunku dla systemu prawnego danego państwa. Uchylić ten zarzut może przyjęcie kosmopolityzmu, ale jego idea wydaje się z kilku powodów niemożliwa do obrony. Jak sugerują filozoficzni przeciwnicy migracji, granice chronią tożsamość kulturową i narodową. Wymieszanie obywateli danego kraju ze znaczną liczbą mieszkańców odmiennego kręgu kulturowego, którzy wyłamują się z pojęcia wspólnoty, miałoby negatywny wpływ na społeczeństwo, powodując na przykład obniżenie efektywności społecznej współpracy. Szersza teza głosiłaby, że ogólnie rozumiany ład demokratyczny wymaga wspólnego fundamentu kulturowego, a przynajmniej współdzielonego zestawu najbardziej podstawowych wartości, wyznawanych przez członków danej społeczności. Kulturowa różnorodność mogłaby zatem mieć negatywny wpływ na ową społeczność.

Należy również zdawać sobie sprawę z problemów, których nie eliminują zamknięte granice, zaś ich otwarcie doprowadziłoby tylko do pogorszenia sytuacji. Chodzi przede wszystkim o kwestię bezpieczeństwa. Jednym zagrożeniem jest terroryzm, innym – w mojej ocenie poważniejszym – radykalna odmienność kulturowa migrantów. Ostatnie wydarzenia jasno dowodzą, że część z nich nie respektuje kultury, do której przybyła, traktuje ją przedmiotowo (wykorzystując na przykład przywileje socjalne) oraz łamie prawo. Jeżeli dodatkowo uwzględnimy niektóre – z założenia słuszne, lecz w praktyce wypaczane – postulaty ideologiczne (np. poprawność polityczną, interpretowaną jako konieczność przemilczenia niewygodnych faktów, penalizację arbitralnie rozumianej mowy nienawiści), nie będziemy mieli narzędzi nie tylko przeciwdziałania, ale i sygnalizowania problemów w tym względzie.

Potencjalny kontrargument głoszący, że nie sposób orzekać na podstawie głośnych ostatnio przypadków o społeczności migrantów, nie bierze pod uwagę długofalowego niebezpieczeństwa. Mentalność przybyszów z Bliskiego Wschodu, zwłaszcza muzułmanów, jest sprzeczna – a w najlepszym razie niezwykle trudna do pogodzenia – z pluralistycznymi i demokratycznymi wartościami Europy. Niekontrolowany napływ takiej ludności, potęgowany wyższą w stosunku do tubylców dzietnością, może w przyszłości doprowadzić do powstania politycznego stronnictwa, które na zawsze zmieni obraz naszego kontynentu.

Nie wiem, czy te kasandryczne wizje mają szansę się ziścić. Jest jednak jasne, że ponieważ nie mamy możliwości zweryfikowania, którzy migranci są „źli”, a którzy „dobrzy”, powinniśmy zachować dalece idącą ostrożność wobec wszystkich. Przyjmowanie jakiejkolwiek liczby ludzi o nieustalonym kraju pochodzenia, bez kompetencji zawodowych, bez znajomości naszej kultury i wychowywanych w nieznanej religijności jest wysoce nieodpowiedzialne. Fakty pokazują, że zagrożenie nie jest wyimaginowane – mamy zatem prawo mu zapobiegać. Pomoc migrantom – choć niewątpliwie potrzebna – musi przyjąć inne formy. W szczególności powinna ona służyć niwelowaniu przyczyn, które zmuszają ludzi do dramatycznej decyzji porzucenia swego domu i dobytku.

Nie chciałbym oskarżać filozofów broniących migracji o krótkowzroczność czy naiwność. Pomijają oni jednak fakty, które w debacie nad obecnym kryzysem migracyjnym są kluczowe. Szczęście wszystkich ludzi to piękne hasło, ale jego urzeczywistnienie może okazać się niemożliwe. Powściągliwość względem obcych to naturalny przejaw ostrożności. Granice to nasze drzwi: mamy prawo ich nie otwierać, nawet przed kimś, kto zdaje się potrzebować naszej pomocy. Ta zdroworozsądkowa zasada pozwala żyć w bezpieczeństwie – również tym, którzy życie to spędzają na snuciu wizji idealnego świata.


Jacek Jarocki – doktorant w Katedrze Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej KUL. Zainteresowania naukowe: filozofia umysłu, historia filozofii analitycznej, filozofia nauki. Poza nauką interesuje się muzyką (prowadzi blog z recenzjami oraz grywa w zespole), współczesną literaturą francuską oraz niskobudżetowymi filmami o zombi.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy