Artykuł Felieton

Jacek Jaśtal: Dwa oblicza sprawiedliwości (ćwiczenie z filozofii politycznej)

Jastal baner logo biale l

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2018 nr 3 (21), s. 40–41. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku  PDF.


Paul Touvier został skazany. I dobrze się stało. Francja miała w końcu swój proces o zbrodnie przeciw ludzkości i nie będzie już dłużej oskarżana o ucieczkę od przeszłości […]. Mimo wszystko jednak Paul Touvier został skazany na podstawie kłamstwa, choć było to jego własne kłamstwo […]. Tak często powtarzano, że był to proces o historię, o pamięć, o wychowanie młodych pokoleń, że być może nie ma już potrzeby kwestionowania istoty sprawy i jej symbolicznego znaczenia. Ale czy rzeczywiście zbrodnia w Rillieux, popełniona niezaprzeczalnie przez Touviera w sposób planowy, była zbrodnią przeciw ludzkości?
[E. Conan, H. Rousso, Vichy: An Ever-present Past, Armidale 1998]

Proces Touviera zakończył się w 1994 roku, choć dotyczył spraw, o których wielu sądziło, że przeszły już dawno do historii. Touvier był członkiem milicji Francji Vichy, państwa utworzonego przez Niemców po zajęciu Francji w 1940 roku na części jej obszaru, formalnie neutralnego, choć faktycznie zależnego od III Rzeszy. W 1947 roku został zaocznie skazany na śmierć za współpracę z wywiadem wroga, przez następne dwadzieścia kilka lat ukrywał się wraz z rodziną, korzystając z pomocy różnych prawicowych organizacji. Dzięki wsparciu przedstawicieli Kościoła uzyskał na początku lat 70. prezydenckie ułaskawienie od wyroku z 1947 roku, co zostało jednak z oburzeniem przyjęte przez opinię publiczną. Oskarżony o kolejne zbrodnie, w tym o zabicie 29 czerwca 1944 r. w Rillieux siedmiu Żydów, przez kilkanaście lat ukrywał się po klasztorach, aż został wreszcie schwytany w 1989 roku, 45 lat po upadku Vichy. Nie ulega wątpliwości, że mógł ukrywać się tak długo, ponieważ miał wpływowych protektorów, a państwu nie dość zależało, by go złapać.

Francja Vichy była państwem kolaboranckim, a jej przywódcy zaraz po wojnie zostali za zdradę stanu skazani na śmierć (choć marszałkowi Pétainowi, z racji jego wieku i zasług z czasów I wojny światowej, karę główną zamieniono na dożywocie). Generalnie jednak Francuzi przyjęli, że Vichy było swojego rodzaju koniecznością, „mniejszym złem” i niechętnie myśleli o rozliczeniach z przeszłością. Dopiero na początku lat 70., głównie zresztą dzięki pionierskim pracom historyków amerykańskich i niemieckich, do opinii publicznej zaczęła docierać trudna prawda o rzeczywistym charakterze państwa Vichy i zaangażowaniu jego funkcjonariuszy w faszystowskie zbrodnie. Nie można było ich już jednak sądzić, ponieważ zgodnie z francuskim prawem ich zbrodnie uległy przedawnieniu. Na jakiej podstawie w takim razie Touvier miał być sądzony? Był bez wątpienia zbrodniarzem, funkcjonariuszem aparatu bezpieczeństwa autorytarnego państwa, ale sądowy akt oskarżenia rządzi się innymi prawami niż wykład z historii najnowszej.

Jedyną zbrodnią niepodlegającą przedawnieniu w prawie francuskim była zbrodnia przeciw ludzkości. Spośród przestępstw, o które oskarżano Touviera, tylko egzekucja w Rillieux mogła być uznana za taką zbrodnię, jako element Holocaustu. Tu pojawił się jednak kolejny problem: zgodnie z porozumieniem aliantów zawartym w Londynie 8 sierpnia 1945 roku przed planowanymi procesami w Norymberdze jedną z cech definiujących zbrodnie przeciw ludzkości był ich związek z interesem państw Osi. Ponieważ Francja Vichy do nich nie należała, tego rodzaju zbrodni z zasady nie mógł popełnić żaden jej funkcjonariusz. Aby osądzić Touviera, należało zatem wykazać, że jako członek milicji Vichy działał na rzecz III Rzeszy. To natomiast oznaczało, że Vichy było częścią zbrodniczego aparatu nazistowskiego. W ten sposób proces karny w konkretnej sprawie splótł się z całościową oceną historyczną, która wciąż budziła wśród Francuzów duży opór.

Broniąc się przed oskarżeniem, Touvier usiłował wykazać, że działał pod presją niemieckiej Służby Bezpieczeństwa (SD). Twierdził nawet, że dzięki jego zabiegom udało się ograniczyć liczbę ofiar, której domagało się SD w ramach akcji eksterminacji Żydów. Tym samym przyznał, że nie tylko sam brał udział w tej akcji, ale że była w nią także zaangażowana milicja Vichy jako formacja państwowa. To pozwoliło skazać go na dożywocie. Problem w tym, że linia obrony Touviera bazowała na kłamstwie. Jak wykazały prace historyków (m.in. cytowanego wyżej H. Rousso), Państwo Vichy rzeczywiście współuczestniczyło w zaplanowanym przez nazistów Holocauście, ale akurat w przypadku zbrodni w Rillieux służby niemieckie presji nie wywierały, inicjatywa całkowicie należała do Touviera, a to, że ofiarami byli Żydzi, było po części przypadkowe (choć Touvier był zdeklarowanym antysemitą). Paradoks sprawiedliwości polegał więc na tym, że można było go skazać tylko dlatego, że trochę wbrew faktom uznano go za trybik w ludobójczej maszynie nazizmu, a nie za zbrodniarza działającego na rzecz częściowo przynajmniej autonomicznego państwa. Rozliczenie z Vichy musiało się jednak ostatecznie po latach dokonać, a sprawa Touviera stała się tego rozliczenia symbolem.

Potrzebujemy takich symboli, by móc wierzyć w sprawiedliwości, ale bardzo dbamy, by pozostały tylko symbolami. Inspirowane nimi rozstrzygnięcia przemnożone przez tysiące zawsze trochę odmiennych przypadków raziłyby niesprawiedliwością uogólnienia. Państwo po radykalnym przełomie musi normalnie działać, potrzebuje doświadczonych kadr i spokoju społecznego. Nie może bazować na założeniu, że znaczna część jego obywateli to moralnie zbrukani konformiści, kolaboranci lub zbrodniarze – zwłaszcza że masowi bohaterowie też nie okazują się aż tak kryształowi, jak sami chcieliby być zapamiętani. Potępia się byłych przywódców, winy reszty bagatelizuje i przemilcza, uznając, że motorem zła byli wyłącznie ci naprawdę źli „obcy”.

Sprawiedliwy osąd własnej historii okazuje się w końcu dla wspólnoty niezbędny, ale dojrzewa powoli. Gdy się wreszcie uformuje, sprawiedliwość konkretnego sądowego wyroku zdoła dosięgnąć już tylko nielicznych. Jeśli taka ocena przeszłości nadchodzi za wcześnie, jest wybiórcza, a do tego burzy porządek polityczny, wprowadzając społeczność w stan permanentnego odwetu. Jeśli jednak nie dokona się w ogóle albo nastąpi zbyt późno – wołanie o sprawiedliwość zostanie zignorowane, a stojące a nim racje zostaną odrzucone przez wspólnotę jako rzekome kłamstwa wymierzone w zbiorowe mity. Mądrość polityki polega na tym, by te różne wymiary sprawiedliwości zrównoważyć.

Szczęśliwe wspólnoty, którym się to udało.


Jacek Jaśtal – doktor hab. filozofii, pracuje na Politechnice Krakowskiej. Zajmuje się metaetyką oraz historią etyki i moralności. Wolne chwile poświęca na czytanie książek historycznych oraz słuchanie muzyki operowej. Pasjonat długodystansowych wypraw rowerowych.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: © by psvetlana

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy