Artykuł

Marcin Miłkowski: Ucieleśnione umysły

Poznające podmioty to nie tylko mózgi, to ucieleśnione stworzenia oddziałujące z otoczeniem.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2015 nr 4, s. 9–12. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Trudno zaprzeczyć, że myślenie, emocje, postrzeganie świata zależą od stanu mózgu. Wiedza neurobiologiczna, a także proste codzienne obserwacje potwierdzają, że zmiana stanu mózgu może prowadzić do zmiany świadomości, a z kolei aktywność umysłowa wymaga czynności mózgowych. Ludzie piją wino, a wino wpływa na stan ich mózgu, przez co mają inny stan psychiki niż na trzeźwo.

Czy znaczy to jednak, że jesteśmy tylko mózgami? Nie chodzi tylko o pytanie, czy psychika należy do sfery materialnej. Pytanie brzmi: czy jesteśmy tylko mózgami? Słowo „tylko” oznacza, że wykluczamy wszystko, co mózgiem nie jest, czyli bynajmniej nie tylko byty niematerialne, ale np. rdzeń kręgowy, dłonie, oczy czy receptory smakowe. Teza, iż jesteśmy tylko mózgami, jest niesłychanie mocna – choć z miejsca się oburzymy: przecież jesteśmy ludźmi, a nie mózgami. Każdy materialista przecież przyzna, że ludzie mają rdzeń kręgowy, dłonie (jeśli nie mieli wypadków czy wad wrodzonych) itd. Jest to więc ewidentny fałsz. Zatem w tym dosłownym sensie oczywiście nie jesteśmy tylko mózgami.

Mózgi w naczyniach

Skoro dosłownie to fałsz, to może to jakaś metafora? Przecież coś w tym jest, że nie znamy przypadków myślenia bez mózgu. Myśl można by wyrazić mniej metaforycznie, mówiąc, że nie jesteśmy tylko mózgiem, ale że myślimy tylko mózgiem. Taka idea wydaje się oczywista. Właśnie na założeniu, że myślimy tylko mózgiem, opiera się eksperyment myślowy Hilary’ego Putnama, który starał się obalić sceptycyzm, argumentując, że nie możemy być tylko mózgami w naczyniu, podtrzymywanymi przez sztuczną aparaturę.

Eksperyment Putnama jest wymierzony przeciwko sceptyckiemu argumentowi, że możemy żyć w całkowitej ułudzie, zwodzeni przez złego demona, nic o tym nie wiedząc. Ten argument doczekał się współczesnej wersji w Matriksie, a w wersji Putnama brzmi on tak: czy możemy być tylko mózgami, podtrzymywanymi przy życiu przez nowoczesną aparaturę, dostarczającą nam sygnały zupełnie niezwiązane z rzeczywistością? Putnam zbija tezę sceptyków, twierdząc, że znaczenie wyrazów takich jak „woda” jest ustalone przyczynowo przez społeczne praktyki nazywania wody. Bez więzi przyczynowej ze światem nie sposób więc odnosić się do wody. A jeśli tak, mózgi w naczyniu nie mogą myśleć o wodzie, a pełna ułuda jest niemożliwa.

Argumentacja Putnama jest dość skomplikowana, a przy tym kontrowersyjna. Jego przyczynowa teoria odniesienia nazw wcale nie jest taka oczywista, sceptyk zaś może zawsze pytać, skąd mamy mieć pewność, że „woda” rzeczywiście wiąże się z wodą, skoro przez lata naukowcy sądzili, że „eter” odnosi się do pewnej substancji, w której miały unosić się – w XX jeszcze wieku! – fale radiowe; skoro mówiono o flogistonie, rzekomo wydzielającym się podczas palenia, skoro postulowano cieplik.

Porzućmy sceptyków, bo eksperyment Putnama ujawni nam coś innego. Otóż przeciwnicy tezy, że do myślenia jest konieczny tylko mózg, twierdzą, że nie możemy być mózgami w naczyniu. Ale nie dlatego, że nasze myśli muszą rzeczywiście wiązać się z przedmiotami, o których myślimy. Otóż dlatego, że myślenie, czucie i postrzeganie nie zachodzi tylko w głowie, lecz jest cielesnym oddziaływaniem z otoczeniem. Do myślenia niezbędne jest ucieleśnienie, a mózg w naczyniu będzie funkcjonować dopiero dzięki bardzo skomplikowanej aparaturze; tak skomplikowanej, że odpowiadającej funkcjonalnie i strukturalnie biologicznemu ciału.

Po co nam mózgi?

Zwolennik koncepcji, że poznanie jest ucieleśnione, nie twierdzi bynajmniej, że mózgi są nieistotne, ale może zadać inne pytanie: dlaczego w ogóle mamy mózgi? Można byłoby odpowiedzieć, że potrzebne są do myślenia. Ale przecież wiemy, że także regulują funkcjonowanie procesów autonomicznych, takich jak bicie serca, oddychanie czy pocenie się. Jednak dlaczego zwierzęta mają serca, a rośliny nie? Neurobiolog Daniel Wolpert, specjalizujący się w badaniu procesów motorycznych, a więc związanych ze sterowaniem ruchem, twierdzi, że odpowiedź jest bardzo prosta: mózg mamy dlatego, że się poruszamy. Zwierzęta nieruchome mózgów nie mają. Rośliny co prawda też się poruszają (np. cechują się fototropizmem), ale zwykle bardzo powoli i nie muszą (ani nie mogą) błyskawicznie reagować na zmiany w otoczeniu.

Wyjątkowo dobrą ilustracją jest przytaczany przez neurobiologa Rodolfa Llinasa przykład żachwy – zwierzęcia zaliczanego do osłonic, którego postać larwalna ma około 300 neuronów. Poszukuje ona miejsca na dnie morskim, które nada się do życia, a kiedy już je sobie znajdzie, wyjada neurony, bo ich więcej nie potrzebuje (Llinas dodaje: jak naukowiec po habilitacji). Biologicznym więc powodem istnienia mózgów może być konieczność rozwiązywania bardzo trudnego problemu, a mianowicie sterowania ruchem kończyn.

Ruch jednak musi być zaplanowany w określonym otoczeniu. Zupełnie inaczej rusza się organizm na Ziemi, inaczej na Księżycu, a jeszcze inaczej w stanie nieważkości; inaczej jest w wodzie, a inaczej na powierzchni. Żeby adekwatnie zestroić ze sobą wszystkie mięśnie, ciało musi pobierać informacje z otoczenia, zwłaszcza u organizmów, które i pływają, i biegają.

Mózg w naczyniu wszystkiego tego nie musi robić, bo robi to za niego aparatura, bo ktoś sztucznie taki mózg karmi. Tymczasem wszystkie organizmy – nawet organizmy miliarderów, którzy odziedziczyli bogactwo w spadku i już sami zarabiać na życie nie muszą – muszą same starać się o przeżycie. Procesy poznawcze nie istnieją dla kaprysu, są zwierzętom niezbędne do życia. Jednak zachodzą tylko wtedy, kiedy zwierzęta mają nie tylko mózgi, ale i ciała.

Bez oddziaływania z otoczeniem ani rusz

Można by jednak powiedzieć, że to wszystko drobiazg; że przecież receptory, np. kamerę, można dołączyć do mózgu. Mózg to przecież najważniejszy element; taki nasz wewnętrzny superkomputer, który musi mieć urządzenia wejścia i wyjścia. Tak, bez mózgu nie ma o czym mówić (dopóki nie ma protez), ale nie wystarczy dołączyć kamerę. Wiemy o tym, bo przeprowadzono eksperymenty potwierdzające słuszność myśli, że poznanie jest rodzajem działania. Otóż Paul Bach-y-Rita już w latach 60. badał możliwość podłączenia osobom niewidomym kamery i przesyłania im sygnałów zmysłowych przez „tabliczki fakira”, podrażniające ich plecy sygnałami elektrycznymi. Dla niewidomych eksperyment był frustrujący. Kamerę podłączono. I co? I nic. Jeden z badanych zdenerwował się, zaczął kamerą – w owych czasach wielką, więc zamontowaną na wielkim statywie – poruszać. I nagle zaskoczyło. Ponieważ to od jego własnego ruchu zależało to, co pokazuje kamera, kamera zaczęła funkcjonować jak zmysł. Postrzeganie okazuje się aktywnym badaniem otoczenia, co podkreśla Alva Noe, filozof analizujący badania Bach-y-Rity.

W tej aktywności otoczenie może nam bardzo pomóc, ułatwiając procesy poznawcze. Liczenie na palcach jest łatwiejsze niż w myśli; planowanie skomplikowanej operacji wojskowej bez mapy czy chociażby kartki byłoby karkołomne. Nieustannie wykorzystujemy otoczenie, aby coś zapamiętywać, np. pozostawiając na stole rachunki do zapłacenia czy stawiając worki ze śmieciami przy drzwiach. Herbert Simon, noblista z ekonomii i psycholog, jeden z twórców kognitywistyki, podaje przykład, jak otoczenie ułatwia prostemu umysłowi trudne zadanie. Wszystkie zwierzęta, które nie są wędrowne, muszą wracać do gniazda. Mrówki wracają do mrowiska, ale jeśli wędrują w jednolitym otoczeniu, to jak mogą wrócić? Najprostszym rozwiązaniem jest powrót po własnych śladach zapachowych. Wtedy mrówka wróci nawet z trudnej trasy, choć nie posługuje się GPS-em, mapą, kompasem, nie patrzy w gwiazdy ani na położenie mchu na drzewach (a to wszystko też jest naszym otoczeniem poznawczym, które ułatwia nam trafienie na miejsce).

Wszystko to może wydawać się jednak tylko zbiorem faktów, a nie argumentem filozoficznym. Czy nie jest możliwe istnienie bytów, które są tylko mózgami? Oczywiście, że jest możliwe, jest nawet faktyczne – to właśnie mózgi. One są tylko mózgami. Poznające podmioty to coś więcej; to ucieleśnione stworzenia aktywnie i wspólnie oddziałujące z otoczeniem – i je zmieniające na swoje potrzeby.


Marcin Miłkowski – profesor w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, w Zakładzie Logiki i Kognitywistyki, filozof nauk o poznaniu. W wolnych chwilach programuje, słucha jazzu i jeździ na rowerze.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści.

 

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy