Antropologia Artykuł Filozofia w literaturze

Natasza Szutta: Projekt przedłużania ludzkiego życia okiem Guliwera

n szutta baner
Pomysł uczynienia osiemnastowiecznej powieści okazją do refleksji nad problemem transhumanizmu może się wydawać niedorzeczny, a jednak niektóre ludzkie lęki i marzenia są na tyle uniwersalne, że zaprzątają umysły wszystkich pokoleń. Obawa przed śmiercią oraz pragnienie długowieczności właśnie do takich należą. Warto razem z Guliwerem nieco „pogdybać” o zaletach i wadach długowieczności, która według zwolenników transhumanizmu będzie efektem różnych projektów eugenicznych.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2017 nr 6 (18), s. 34–36.  W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku  PDF.


Podróże Guliwera

Podróże Guliwera to najbardziej znana książka osiemnastowiecznego irlandzkiego pisarza Jonathana Swifta. Któż nie słyszał o niej w dzieciństwie? Należy do utworów najczęściej wykorzystywanych przez scenarzystów i reżyserów teatralnych widowisk dla dzieci i młodzieży. Książka niezwykle atrakcyjna, ponieważ daje okazję do bardzo barw­nych inscenizacji, opisujących fantastyczne przygody pokładowego chirurga. Kapryśny los prowadzi Guliwera w różne zakątki świata, dając mu okazję do poznania niezwykłych ludzkich i nieludzkich plemion. Trafia m.in. do krainy Liliputów i Blefuscu, zamieszkiwanej przez ludzi bardzo niskiego wzrostu. Następnie dostaje się w ręce olbrzymów z krainy Brobdingnag. Odwiedza także rządzoną przez matematyków i muzyków wyspę Laputę oraz krainę Balnibarbi, gdzie szaleni naukowcy prowadzą niezliczone eksperymenty naukowe, których cele są absurdalne.

Choć obecnie książka bawi najczęściej dzieci i jest znana głównie poprzez jej skrócone i uproszczone wersje, to jest to dzieło skierowane do dorosłych. Zamiarem Swifta była krytyka obyczajowości osiemnastowiecznej Anglii, ale sporo w niej także diagnoz dotyczących uniwersalnej kondycji ludzkiej oraz polityki. Szczególnej uwadze polecam rozdziały opisujące pobyt Guliwera w krainie Houyhnhnmów, rządzonej przez mądre konie, którym służą ludzie – dzikie i nieucywilizowane bestie.

Struldbruggowie, czyli Nieśmiertelni

W swoich arcyciekawych podróżach Guliwer trafił także na wyspę Luggnaggu, gdzie miał okazję spotkania Struldbruggów, czyli Nieśmiertelnych. Początkowo, jak każdy człowiek obawiający się swojej przemijalności, był zafascynowany możliwością uwolnienia się od piętna śmierci. Z wrażenia wykrzyczał nawet: „szczęśliwi ci, których wyobrażenie śmierci nie zastrasza, nie osłabia, nie zasmuca!”. Jednak spotkanie z nieśmiertelnymi ludźmi doprowadziło go do całkiem odmiennych wniosków.

Guliwer był przekonany, że ten, kto otrzymał dar nieśmiertelności, z natury dąży do mądrości i cnoty oraz z racji swego bogatego doświadczenia uchodzi za prawdziwy autorytet. Sam był przekonany, że gdyby był nieśmiertelny, żyłby oszczędnie i roztropnie, by zgromadzić majątek, który pozwoliłby mu godnie żyć i dzielić się swoimi dobrami z potrzebującymi. Zadbałby także o swoje wykształcenie – skrupulatnie notował wszelkie fakty historyczne i przemiany zachodzące w najróżniejszych obszarach ludzkiego życia, by zawsze móc służyć mądrą radą. Wspólnie z innymi nieśmiertelnymi opracowaliby księgę pełną pożytecznych nauk moralnych, pozwalających zmienić liczne ułomności ludzkiej natury. Nadto w swojej głowie roił plany odkryć naukowych (jak np. perpetuum mobile czy uniwersalny lek), których mógłby dokonać sam lub być tego świadkiem. Jak wielkie było jego rozczarowanie, gdy okazało się, że Struldbruggowie wiodą zgoła odmienny żywot.

Rozumowanie Guliwera było o­parte na fałszywym założeniu, że bycie nieśmiertelnym oznacza jednocześnie bycie zawsze młodym, zdrowym, roztropnym i cnotliwym. Tymczasem Struldbruggowie także ulegają procesowi starzenia, którego ­naturalną ­konsekwencją są różne choroby, a z nimi powiązane ból i cierpienie. Świadomość swojej nieśmiertelności potęguje cierpienie, które nigdy nie będzie miało końca. Struldbruggów nic nie cieszy, nie ciekawi i nie zachwyca. Zdają się być całkiem znudzeni swoim życiem i bardzo zgorzkniali. Przy braku odpowiedniego charakteru moralnego stają się nieznośnym ciężarem dla siebie i całego
otoczenia.

Biotechnologiczny kurs ku nieśmiertelności

Współcześnie prowadzone są liczne badania nad procesami starzenia. Ich celem jest znalezienie „eliksiru młodości”, który pozwoliłby nie tylko dłużej żyć, ale też opóźnić proces degeneracji ludzkich komórek. Idealna kondycja ludzka polegałaby na tym, by dzięki nowoczesnej technologii wydłużyć ten okres życia, w którym cieszymy się największą fizyczną i intelektualną sprawnością, natomiast możliwie skrócić czas starczego niedołęstwa. Co prawda średnia długość ludzkiego życia w porównaniu do ubiegłych wieków już się w naturalny sposób bardzo wydłużyła, jednak towarzyszy temu upowszechnienie się wielu ciężkich chorób powiązanych z dożywaniem późnej starości (m.in. choroba Alzheimera). Perspektywa długiego życia, pod koniec którego z dużym prawdopodobieństwem staniemy się uzależnieni od pomocy innych ludzi, nie bardzo nas cieszy. Jeśli chcemy długo żyć, to tylko o tyle, o ile możemy przy tym cieszyć się także dobrym
zdrowiem.

Jednak nawet jeśli założymy, że taki projekt zakończy się sukcesem, to może okazać się, że długowieczność (optymiści mówią nawet o 240 latach!) będzie niosła za sobą wiele innych kłopotów, których dobre zdrowie nie jest w stanie wyeliminować. W dyskusji często podnoszone są kwestie ekonomiczne. Stawiane jest pytanie o odpowiednią organizację systemu zabezpieczeń społecznych, by ludzie, żyjąc tak długo, mogli posiadać środki materialne konieczne do godnego życia. Znaczne opóźnienie procesów starzenia nie wyeliminuje przecież automatycznie wszystkich patologii społecznych, takich jak bezrobocie, uzależnienia od substancji psychoaktywnych, depresji itp. Nie zlikwiduje też całkiem starości z jej wszystkimi problemami. Obecnie nawet przy znacznie niższej medianie życia co rusz słyszy się, że publiczne i niepubliczne systemy emerytalne i rentowe przeżywają różne kryzysy.

Długowieczność stanowić może także poważny problem na rynku pracy. Wyobraźmy sobie kilkanaście pokoleń, które konkurują między sobą o najlepsze zatrudnienie. Dziś rywalizują ze sobą głównie dwa pokolenia – dzieci i rodziców. Przy czym, gdy jedno pokolenie wchodzi na rynek pracy, drugie zazwyczaj powoli ustępuje mu pola. Mimo to zdarzają się takie zawody, w których ceni się wysokiej klasy ekspertów, nabywających wiedzę i umiejętności przez dziesiątki lat i mogących się nią dzielić bez względu na osiągnięty wiek emerytalny. W takich obszarach awans zawodowy już dziś jest bardzo utrudniony. Gdyby konkurencja obejmowała kilkanaście pokoleń, niektóre z nich byłyby z góry na przegranej pozycji. Co prawda można by znacznie dłużej się uczyć, poszerzać i podnosić swoje kwalifikacje poprzez studiowanie kilku kierunków, oczywiście pod warunkiem, że takie osoby miałyby wystarczającą motywację do nieustannego samorozwoju. Kto jednak płaciłby za ich utrzymanie przez tak długi czas (np. 100 lat)? Pracujący rodzice? Kto z tych już dorosłych ludzi chciałby być utrzymywany przez rodziców ze wszystkimi tego konsekwencjami?

Kłopoty powiązane z długowiecznością można by oczywiście mnożyć. Sceptycy wobec transhumanizmu sformułowali wiele innych argumentów, m.in. dotyczący życia politycznego – wyobraźmy sobie, że znani dyktatorzy żyją w dobrym zdrowiu przez setki lat. To z pewnością znacznie zmniejszyłoby szanse na zmiany społeczne i polityczne. Innym problemem byłoby przeludnienie i konieczność regulacji przyrostu naturalnego lub opóźnienie innowacyjności, głównie generowanej przez młodych ludzi, którzy w omawianych realiach znacznie później uzyskiwaliby samodzielność i pozycję zawodową.

Z perspektywy etyka chciałabym zwrócić uwagę na jeszcze jedną bardzo ważną kwestię. Dobre życie to życie pełne sensu. Sama długowieczność, nawet jeśli towarzyszy jej dobra kondycja fizyczna, nie musi oznaczać szczęścia, o ile człowiek nie potrafi nadać swojemu życiu sensu i cieszyć się nim, budując głębokie relacje międzyludzkie. Istnieje wielu ludzi, którzy choć myślą jedynie o sobie, od innych wymagają zainteresowania i troski, odczuwając głębokie rozczarowanie, gdy spotykają się z obojętnością. Tacy ludzie nie będą szczęśliwsi jedynie dzięki przedłużeniu życia. Długowieczność może natomiast wydłużyć okres rozczarowania i samotności. Inwestując w programy poszukujące „eliksiru młodości”, trzeba by równie wiele zainwestować w poszukiwanie „eliksiru życzliwości”.

Post scriptum

Na wiele tych kontrargumentów można znaleźć jedną odpowiedź: „przecież nikt nikogo do życia nie będzie zmuszał”. Jeśli zagwarantujemy każdemu człowiekowi prawo do eutanazji na życzenie, zasygnalizowane powyżej problemy (brak środków do życia, nuda, samotność itp.) rozwiążą się same – powie zwolennik transhumanizmu. Gdy czyjeś długie życie będzie oznaczało więcej cierpienia niż przyjemności, zawsze na dowolnym jego etapie będzie mógł je zakończyć. Można jednak zapytać, czy tworzenie sytuacji, w której ludzie będą ciągle stawiani przed dylematem samobójcy, jest z moralnego punktu widzenia dopuszczalne? Czy w imię autonomii (ludzie sami decydują, jak długo żyją, przy założeniu, że mogą żyć niemal nieskończenie) ich autonomia nie zostaje pogwałcona? Ciężar nieodwracalności decyzji może powodować, że będzie ona dla wielu nie do udźwignięcia.


Natasza Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w etyce, metaetyce i psychologii moralności. Pasje: literatura, muzyka, góry i nade wszystko swoje dzieci.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Lubomira Przybylska

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy