Artykuł Filozofia nauki

Piotr Biłgorajski: Nauka bez dogmatów

Nikomu nie trzeba przypominać, jak ważną rolę w naszym świecie odgrywa nauka. Obwieszeni elektronicznymi gadżetami w oczach naszych przodków wyglądalibyśmy pewnie jak wyznawcy jakiegoś tajemniczego kultu, co prawdopodobnie nie byłoby aż tak dalekie od prawdy. Być może w sposób mniej lub bardziej świadomy czcimy naukę i być może nie ma w tym nic złego, ponieważ należy oddawać jej cześć. Wszak dużo jej zawdzięczamy.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 4 (10), s. 44–45. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Nauka jako nowa religia?

Kult, w szerokim sensie, oznacza zbiór czynności (rytuałów) odprawianych ku czci jakiegoś sacrum (tzn. świętości). Kult w naturalny sposób kojarzy się więc z religią, ale gdy mowa jest o nim w kontekście nauki, to można przypuszczać, że cześć oddawana nauce pojawi się obok lub zamiast rytuałów typowo religijnych. Pierwsze próby przeobrażenia nauki w religię sięgają XIX wieku i, jak łatwo się domyślić, związane były z rewolucją przemysłową oraz gwałtownym rozkwitem naukowych odkryć i teorii. Głównym rzecznikiem tych dziewiętnastowiecznych przemian był francuski filozof Auguste Comte. Jego zdaniem rozwój ludzkości przeszedł już fazę iluzoryczną (teologiczną), w której wyjaśniano świat, odwołując się do bytów nadprzyrodzonych, oraz abstrakcyjną (metafizyczną), gdzie wyjaśnienia opierały się na filozoficznych spekulacjach. W ocenie Comte’a ludzkość dojrzała w końcu do fazy naukowej (pozytywnej), a tu badanie świata polegać miało na odkrywaniu empirycznych faktów. Zwieńczeniem tej fazy byłoby powstanie „religii ludzkości”, w której wybitnym uczonym oddaje się niemal religijną cześć, zaś rolę kapłanów przejmują naukowcy dysponujący władzą dyktatorską. Ten religijny stosunek do nauki wyraził Ludwik Pasteur, gdy pisał o „świętych instytucjach, które ekspresywnie zwiemy laboratoriami”, stanowiących „świątynie bogactwa i naszej przyszłości”.

Dziewiętnastowieczni myśliciele zachłyśnięci możliwościami oferowanymi przez profesjonalnie uprawianą naukę hojnie rozdawali weksle na poczet przyszłych odkryć. Cokolwiek jest dzisiaj nieznane – zdawali się uważać – zostanie wyjaśnione przez naukę przyszłości. Przypuszczano nawet, że nauka jako taka już się skończyła, gdyż, jak na początku XX wieku miał powiedzieć brytyjski fizyk William Thomson: „wszystko w fizyce zostało już odkryte i pozostaje nam wykonywać coraz dokładniejsze pomiary”. Jednak wkrótce, wraz z pojawieniem się fizyki kwantowej i nowych odkryć astronomicznych, przepowiednie o końcu nauki zostały sfalsyfikowane. Nowe teorie uświadamiały uczonym nie tylko oszałamiające obszary naszej niewiedzy (spójrzmy tylko na rozmiar i wiek wszechświata), ale wyznaczyły też limity naszych możliwości poznawczych (o czym może świadczyć np. zasada nieoznaczoności Heisenberga). Odwieczne pytania o powstanie wszechświata, życia i świadomości do dzisiaj nie doczekały się satysfakcjonujących odpowiedzi. Można odnieść wrażenie, że świątynia nauki drży w swoich posadach.

Od entuzjazmu do zdrowej ostrożności

Thomas Kuhn, historyk nauki, w książce Struktura rewolucji naukowych przekonywał, że rozwojem nauki rządzą obowiązujące w danym okresie paradygmaty, czyli zbiory wytycznych dla dobrej naukowej roboty. Zdaniem Kuhna wraz z narastaniem anomalii, czyli zjawisk wymykających się wyjaśnieniom w ramach obowiązujących teorii, środowisko badaczy staje przed koniecznością zmiany paradygmatu, co stanowi motor naukowych rewolucji. Na przykład przejście od arystotelesowskiej fizyki do newtonowskiej, a następnie do fizyki relatywistycznej miałoby pokazywać, że postęp naukowy ma charakter skokowy, a nie ciągły. Zmiana paradygmatu oznacza nie tyle przyrost nowej wiedzy (przyrodnicze badania Arystotelesa z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy o świecie stanowią tylko historyczną ciekawostkę), co raczej odrzucenie starej i rozpoczęcie badań w zupełnie nowym świetle.

Jeśli Kuhn ma rację – a historia nauki zdaje się do pewnego stopnia potwierdzać jego tezy – religijne podejście do nauki zamyka ją w dogmatycznie pojętym paradygmacie. Dlatego współcześni badacze bardziej skłonni są kierować się maksymą Karla Poppera, zgodnie z którą „należy być krytycznym w stosunku do teorii, którymi zachwycamy się najbardziej”. Wydaje się więc, że specyfika współcześnie oddawanej nauce czci nie polega na bezkrytycznym przyjmowaniu jej owoców (jak ocenić takie osiągnięcia nauki, jak np. broń masowego rażenia?) i budowaniu scjentystycznych świątyń dla jej kapłanów. Pozbawiony dogmatów kult nauki polegałby na przekonaniu, że nauka jest najlepszym źródłem naszej wiedzy o świecie oraz świadomości, że zarówno jej rytuały (metody), jak i doktryna (teorie) mogą podlegać nieustannym zmianom. Czy nauce należy się tak rozumiana cześć? Oczywiście. Dopóki nie znajdziemy czegoś lepszego.


Piotr Biłgorajski – doktorant w Instytucie Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W pracy zajmuje się eksperymentami myślowymi. Posiada wygodny fotel.

Fot. wpisu: Some rights reserved by Péter Farkas/freepik, CC0 and kjpargeter/freepik

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

 

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy