Artykuł Felieton

Adam Grobler: Jednemu zabierze, drugiemu da

grobler czarne
Kilkadziesiąt lat temu grałem zawodniczo w szachy i brydża sportowego. Sukcesy odnosiłem umiarkowane – zaliczałem się do czołówki krajowej juniorów, ale tytuły czy gra w reprezentacji narodowej mnie omijały. Niemniej gra wiele mnie nauczyła.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 4 (40), s. 38–39. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


W szachy zacząłem grać z ojcem, gdy miałem sześć lat. Że fischer ze mnie żaden (malkontentom ortograficznym wyjaśniam: gdy idzie o sławnego Bobby’ego Fischera, jego nazwisko pisze się dużą literą, natomiast jeśli od nazwiska tworzymy nazwę ogólną, piszemy małą literą), ojciec lał mnie niemiłosiernie, toteż szybko się zniechęciłem. Ale kilka lat później zadałem sobie pytanie, czy muszę przegrywać. Czy ojciec ma szare komórki lepsze od moich? Rozważając tę kwestię wszechstronnie, doszedłem do wniosku, że nie ma po temu powodu. Z braku podręczników szachowych zacząłem czytać miesięcznik „Szachy”, który zamieszczał partie z ważnych zawodów opatrzone komentarzami mistrzów. Zrazu nic z tego nie rozumiałem, ale po jakimś czasie coś zaczęło mi świtać. Po dziewięciu miesiącach studiów zacząłem ojca ogrywać i wtedy on się zniechęcił.

To była chyba najważniejsza nauka, jaką odebrałem w życiu. Po pierwsze, że kto więcej umie, ma ogromną przewagę nad tym, kto umie mniej. Jest oczywiście jeszcze kwestia talentu, dzięki któremu niektórzy uczą się szybciej, co jednak nie zawsze znaczy więcej. Tak czy owak, nie każdy będzie mistrzem świata, ale każdy może być mistrzem podwórka. Po drugie, że nie należy tracić ducha, gdy na początku nic się nie rozumie. Jak napisał Ludwig Wittgenstein: „Światło stopniowo rozjaśnia wszystko” (Wittgenstein, 2001, p. 141). Później przyszły dalsze nauki. Że porażka nie jest żadną tragedią. Trzeba wyciągnąć wnioski i przystąpić do następnej partii czy następnych zawodów. Że przewagę buduje się mozolnie, ale można ją zaprzepaścić jednym nieostrożnym posunięciem. Że jeśli nie widać wyjścia z niekorzystnej sytuacji, należy coś w niej zmienić, choćby z głupia frant. W końcu nie ma wtedy nic do stracenia, a mogą pojawić się niespodziewane szanse. Nie dzięki sile własnego zagrania, ale ewentualnej bezwładności umysłu przeciwnika. Wszystkie te nauki mają bezpośrednie zastosowanie w każdej dziedzinie życia.

Na dodatek do tego brydż uczy współpracy z partnerem oraz podejmowania decyzji w warunkach niepełnej informacji, decyzji opartych na rachunku prawdopodobieństwa. To tak w skrócie, bo na temat obu gier i podniosłych przeżyć, których one dostarczają, można pisać traktaty grubsze od, jakoby filozoficznych, dzieł wszystkich Władimira Lenina. Który, skądinąd, wypromował szachy w Związku Radzieckim jako komunistyczną odmianę opium dla ludu. Wobec bogactwa i piękna moich ulubionych gier nie mogę się nadziwić rosnącemu rynkowi gier komputerowych. Nie ima się go klęska urodzaju. Nowe gry bez trudu znajdują swoich miłośników, jak gdyby przyrost naturalny nadążał za rozwojem produkcji w tej branży.

Być może tajemnica tkwi w mimesis. Wojna na szachownicy w niczym nie przypomina starć zbrojnych, a licytacja brydżowa nie skutkuje nabyciem żadnego towaru. Natomiast w najbardziej popularnych grach komputerowych bitwy, nawet ubarwione motywami bajkowymi, są imitacją rzeczywistych potyczek. Jeszcze bliższe życia są wirtualne transakcje handlowe, które nierzadko są prowadzone w walucie jak najbardziej realnej. Słyszałem kiedyś wywiad radiowy z architektem, który twierdził, że połowę swoich dochodów czerpie z projektowania wirtualnych rezydencji. Przy wszystkich podobieństwach do świata realnego gracz może nie tylko „zamieszkać” bardziej elegancko niż u siebie w domu, ale też wyposażyć swojego awatara w zalety, których jemu samemu brakuje i ruszyć nim na podbój wirtualnego świata. Z powodu tych atrakcji gry komputerowe nie tylko zdobywają amatorów, ale też powodują ciężkie uzależnienia. Internet jest pełen opowieści w rodzaju historii małżeństwa z Korei Południowej, które zagłodziło własne dziecko na śmierć, ponieważ nie mogło się oderwać od opieki nad awatarem dziecka w Second Life.

Nie brak jednak też jasnych stron tego typu symulacji: prestiżowe uniwersytety – Harvard, Stanford czy Edynburg – używają gier komputerowych do celów edukacyjnych. Czy dzięki mimesis gry komputerowe mają w tej sferze lepsze zastosowanie od szachów i brydża? Myślę, że gdy idzie o edukację specjalistyczną, na przykład nauczanie praw fizyki lub strategii biznesowych, zapewne tak. Natomiast gry abstrakcyjne, właśnie dlatego, że są abstrakcyjne, mają nad grami symulacyjnymi przewagę pod względem szerokości transferu umiejętności, tzn. przenoszenia nabytych umiejętności na nowe sytuacje. (nb. to samo można powiedzieć o różnicy między abstrakcyjnymi studiami filozoficznymi a „konkretnymi” studiami inżynierskimi, medycznymi czy ekonomicznymi).

Gry abstrakcyjne przypuszczalnie mają też mniejszy od symulacyjnych potencjał uzależniający. Choć niewątpliwie też mają, o czym pisał Stefan Zweig w Noweli szachowej (1942/1956) czy opowiada popularny serial Gambit królowej. Niemniej zarówno dr B., jak i Beth Harmon kosztem uzależnienia od szachów unikają o wiele gorszego losu. Wydaje się – choć rzecz wymaga zapewne dokładniejszych badań – że zagrożenie uzależnieniem od szachów rośnie przy grze szybkiej i błyskawicznej (blitz i bullet) przez Internet. Styk szachów z komputerem to oddzielny temat, który trzeba zostawić na inną okazję. Na razie zalecam szachy i brydża jako ćwiczenie umysłowe do stosowania przy zachowaniu należytej ostrożności. Albo, za radą, której mógłby udzielić Arystoteles, z pasją jako złotym środkiem między beznamiętnością a manią.


Adam Grobler – profesor, emerytowany pracownik Instytutu Filozofii Uniwersytetu Opolskiego i członek Prezydium Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Zajmuje się metodologią nauk, teorią poznania, filozofią analityczną i dydaktyką filozofii. W wolnym czasie gra w brydża sportowego. Wdowiec (2006), w powtórnym związku (od 2010), ojciec czworga dzieci (1980, 1983, 1984, 1989) i dziadek, jak na razie, ośmiorga wnucząt. Mieszka w Krakowie. grobler.artus.net.pl, e‑mail: adam_grobler@interia.pl

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Florianen vinsi’Siegereith

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy