Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 46–47. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Tadeusz Chyła w Balladzie o cysorzu wyrażał wyobrażenia o dobrym życiu panujące w ustroju żartobliwie zwanym demokracją ludową. Dziś, w czasach obfitości oferty handlowej, mamy marzenia bardziej wyrafinowane: latte sojowe z wypasionego ekspresu i berlinki lub frankfurterki z keczupem. Reklamy podsuwają nam różne wizje szczęśliwości. Schorowanym obiecują natychmiastowe uderzenie w silny ból bez uciążliwego leczenia. Zmęczonym – all-inclusive w dowolnej lokalizacji. Znudzonym – telewizory i laptopy z ekranami o niespotykanej rozdzielczości. Głodnym – pyszne, gotowe potrawy, tylko odgrzać. Spragnionym – napoje o działaniu boskiej ambrozji. Pedantom – doszczętne usunięcie wszelkich plam i zabrudzeń. Gadułom – smartfony z czasem rozmów bez limitu. Nieśmiałym – nagłą i niespodziewaną miłość dzięki zniewalającym perfumom zamiast sztuki uwodzenia. Niedowartościowanym – niezawodnie bezpieczne samochody o zawrotnej mocy. Na to wszystko od ręki dostaniesz pożyczkę bez BIK, chociaż wcale jej nie potrzebujesz, bo przecież z każdym nabytkiem robisz gigantyczne oszczędności – „Więcej kupujesz, więcej zyskujesz”. I chce się żyć!
Aspiracje konsumpcyjnego ludu jednakowoż mają się nijak do dwóch prywatnych odrzutowców Elona Muska, które rocznie emitują 5,5 tys. ton dwutlenku węgla (Alestig 2024) – przeszło 800 razy więcej, niż wynosi światowa średnia na osobę. Jeśli do tego dodać luksusowe jachty zaledwie kilkudziesięciu miliarderów i ich rozbuchane inwestycje w wydobycie ropy naftowej, górnictwo, transport morski i produkcję cementu, to ich roczny ślad węglowy przekracza średnią kilkaset tysięcy razy. W porównaniu z rozpasaniem wąskiej klasy posiadaczy 43% aktywów finansowych świata drobne psoty cysorza – a to „ciotkę otruć każe, albo cichcem zakłuć stryjca” – to pikuś.
Cysorz miał niewyszukane rozrywki: „może grać w salonowca z marszałkiem i ministrami”, żadne tam szachy czy brydż. Intelektualnie też nie był wysublimowany – czytał „Panoramę”, „WTK”, „Karuzelę”, „Filipinkę” i „Sportowca”. Dziś pewnie sięgałby po „Życie na Gorąco”, „Detektywa” i „Naj”, a omijał „Politykę”, „Świat Nauki” i „Filozofuj!”. Jednak nie podejrzewam go o to, by chciał na Iksie mącić innym w głowach. I namawiać do głosowania na Donalda Trumpa, który zaraz po wyborach zapowiedział, że dla dobra powszechnego zniesie Obamacare. Zresztą ubezpieczenie zdrowotne stanie się zbędne, jako że ministrem został zdeklarowany antyszczepionkowiec, Robert F. Kennedy jr.
Wychodzi na to, że klawe życie tego czy innego cysorza odbiera, a co najmniej psuje i skraca życie pozostałym. Wiara w to, że „dobrze, dobrze być cysorzem, choć to świnia i krwiopijca”, trzyma się mocno po obu stronach oceanu. Oto Władimir Putin, podobnie jak wcześniej carowie i generalni sekretarze partii komunistycznej, sądzi, że szczęściu Rosji sprzyja gnębienie innych narodów. Wbrew oczywistej prawdzie, że współpraca popłaca. Również w skali indywidualnej zdaniem wielu życie jest coś warte dopiero wtedy, gdy można nim stale ryzykować, nieprzepisowo wyprzedzając innych na drodze. Dosłownie i w przenośni.
Chętni na stanowisko cysorza, czy to wszechświatowego, czy podwórkowego, błędnie traktują życie jako grę o sumie zerowej – żeby ktoś coś zyskał, ktoś inny musi stracić. Są jednak gry, w których wygrana jednych przynosi korzyść innym, win-win. Przykładem skutecznej strategii w grze o dobre życie, mimo nader niepomyślnej pozycji wyjściowej, może być żywot mojej cioci, Ireny. Z hitlerowskich obozów koncentracyjnych wyszła ze zrujnowanym sercem. Lekarz przepowiedział jej kilka tygodni życia. Przejęta diagnozą, ciocia Irka wdrożyła drastyczne oszczędności w gospodarce własnymi siłami. Urokiem osobistym dorobiła się towarzystwa, które z entuzjazmem robiło jej zakupy oraz załatwiało inne sprawy, które wymagały wyjścia z domu – internetu wtedy nie było, a telefon w zasadzie służył sprawom wagi państwowej. Na przekór lekarzom przeżyła kilkadziesiąt szczęśliwych lat, roztaczając woń leków i serdeczną atmosferę, w której wygrzewała się jej świta. Ja miałem w niej wierną czytelniczkę gazetek, które we wczesnym wieku szkolnym produkowałem na przedwojennej maszynie do pisania marki Torpedo Werke, a córka wdzięczną słuchaczkę jej przedszkolnych popisów wokalnych. Łaski cioci Irki, choć od blisko czterdziestu lat spoczywa tam, gdzie jej przyszło, do dziś spływają na moją rodzinę.
Warto doczytać: M. Alestig i in., Carbon inequality kills. Why curbing the excessive emissions of an elite few can create a sustainable planet for all. Executive summary, Oxford 2024, (dostęp: 3.01.2025).
Adam Grobler – profesor, były pracownik Katedry Filozofii Uniwersytetu Opolskiego i członek Prezydium Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Zajmuje się metodologią nauk, teorią poznania, filozofią analityczną i dydaktyką filozofii. W wolnym czasie gra w brydża sportowego. Wdowiec (2006), w powtórnym związku (od 2010), ojciec czworga dzieci (1980, 1983, 1984, 1989) i dziadek, jak na razie, ośmiorga wnucząt. Mieszka w Krakowie. E‑mail: adam_grobler@interia.pl.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Wojtek WU Zieliński
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj