Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 7, s. 37–38. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Rzecz jasna, nie chodzi tylko o smaki kuchni, lecz wszelkie dobra kultury, które można z pożytkiem sobie przyswoić. Kto uważa, że własna tradycja wystarcza za jedyną pożywkę rozwoju, ten niespecjalnie ją zna. Powiedzmy sobie na przykład, że nasza tradycja jest chrześcijańska. Zajmujemy się filozofią, więc zapytajmy, skąd wzięła się filozofia chrześcijańska. Jej główne kierunki, w tym personalizm uwielbianego w Polsce Karola Wojtyły, wywodzą się od św. Tomasza. Dzieło Tomasza z Akwinu polega zaś zasadniczo na adaptacji do potrzeb chrześcijaństwa filozofii Arystotelesa, która dotarła do Europy łacińskiej z komentarzami filozofów arabskich i żydowskich. Można śmiało powiedzieć, że podstawą intelektualnej tożsamości chrześcijan jest stop idei pochodzących z greckiego pogaństwa, z islamu i judaizmu.
Wspomniane wyżej pierogi ruskie zawdzięczamy temu, że Ruś, czyli spora część dzisiejszej Ukrainy z przyległościami, wchodziła w skład Rzeczpospolitej Obojga Narodów. A naprawdę była ona nie dwu‑, lecz wielonarodowa, dając ówczesnej Europie wzór tolerancji religijnej i swobód demokratycznych. Dzisiejszą względną jednorodność etniczną otrzymaliśmy w spadku po rządach komunistycznych, które dążyły do niej celowo dla umocnienia swojej antydemokratycznej władzy. Dawna Rzeczpospolita, podobnie jak niedemokratyczna władza, upadła. Upadła między innymi dlatego, że nie nadążała za procesami modernizacyjnymi zachodniej Europy. Zapatrzona w swoją tradycję rolniczą, niewystarczająco czerpała z zagranicznych wzorców kulturowych: przemysłowych i urbanizacyjnych.
Mniejsza o pierogi, wróćmy do filozofii. Najdonioślejszym polskim wkładem w filozofię światową jest Tarskiego teoria prawdy. Czy mamy przestać się nią chlubić dlatego, że Alfred Tarski nosił wcześniej nazwisko Tajtelbaum? To samo pytanie można zresztą postawić w odniesieniu do innych wielkich dzieł polskich twórców kultury. Adam Mickiewicz pisał wprawdzie po polsku, ale że jego ojczyzną jest Litwa. Zaś Nicolaus Copernicus żadnych tekstów w języku polskim po sobie nie zostawił. Pisał głównie po łacinie, ale też po niemiecku.
Samo pojęcie narodu jest zresztą mocno kłopotliwe. Czy ten, kto uważa się za prawdziwego Polaka, potrafi udowodnić, że pochodzi od Polan, Wiślan albo Pomorzan? Czyż potomkowie Mieszka I nie są też potomkami czeskiej księżniczki Dobrawy? Albo saksońskiej księżniczki Ody? Kto zaręczy, że nie pochodzi od niemieckich zasadźców, którzy zakładali miasta w Polsce na prawie właśnie niemieckim? Kto nie ma wśród przodków przyjętych przez Kazimierza Wielkiego żydowskich uciekinierów, szukających schronienia przed prześladowaniami w zachodniej Europie? Czyje rodziny nie mieszały się z rodzinami litewskimi czy ruskimi? Kto jest pewien, że nie nosi w sobie krwi tatarskiej? I tak dalej.
Filozof wprawdzie nie polski, lecz jak najbardziej katolicki, Jacques Maritain, uważał, że pojęcie narodu jest kategorią nie etniczną, lecz polityczną. To znaczy: naród kształtuje się dzięki wspólnocie państwowej. Jaskrawą ilustracją tej tezy jest tożsamość amerykańska, która łączy potomków przybyszów z różnych stron świata. Kto uważa, że z tego powodu naród amerykański jest fikcją, niech prześledzi genezę narodów Francji, Niemiec czy Włoch.
Amerykanie i Francuzi utożsamiają narodowość z obywatelstwem. Maritain, filozof francuski i przez pewien czas amerykański, wyraźnie sympatyzuje z takim podejściem. Myślę, że za Polaka uznałby on każdego polskiego obywatela, bez względu na to, czy jest potomkiem Polan, Wiślan czy Tatarów. Bez względu również na wyznanie. Będąc szczerym katolikiem, w imię demokracji odmawia on prawa narzucania innym własnej wiary. Od obywatela, czyli rodaka, Maritain wymaga tylko woli współpracy dla dobra wspólnego. I to jest jedyny warunek, jaki można i należy stawiać tym, którzy chcą się do narodu przyłączyć. Jeśli dziś Francuzi mają poważny kłopot z przybyszami, to dlatego, że zamiast wiązać ich z własnym społeczeństwem, zamknęli ich w gettach.
Adam Grobler – profesor, dyrektor Instytutu Filozofii Uniwersytetu Opolskiego i wiceprzewodniczący Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Zajmuje się metodologią nauk, teorią poznania, filozofią analityczną i dydaktyką filozofii. W wolnym czasie gra w brydża sportowego. Wdowiec (2006), w powtórnym związku (od 2010), ojciec czwórki dzieci (1980, 1983, 1984, 1989) i dziadek, jak na razie, pięciorga wnucząt. Mieszka w Krakowie. WWW: http://grobler.artus.net.pl,
e‑mail: adam_grobler@interia.pl
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. W pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.
Co zdanie, to większe, oględnie mówiąc, uproszczenie. Całość domaga się odpowiedzi. Ja jednak wybiorę te najjaskrawsze dla mnie nieporozumienia. Niewolnicze przyswajanie nie wzbogaca, lecz pozbawia zdolności samodzielnego myślenia i działania. Ten opłakany stan jest doskonale widoczny na przykładzie współczesnych nauk w Polsce. Ośrodki rodzące myśli, wyrażające je w słowach i przekuwające w działanie znajdują się poza krajem. U nas jest to wszystko tylko nieporadnie przyswajane. Rzeczpospolita Obojga Narodów może być co najwyżej wzorem państwa upadłego – zdziwiłbym się, gdyby w poważnych ośrodkach wiedzy nie czerpano nauki z przebiegu rozkładu I RP. Nie była „wzorem tolerancji religijnej i swobód demokratycznych”, lecz nieumiejętności zarządzania i narastających podziałów. Tarskim nie wypada się chlubić nie z powodu jego żydowskich korzeni, ale dlatego że był Amerykaninem. Kluczowa część jego dorobku nie była pisana po polsku nawet przed wyjazdem do Stanów. Gdzie tu jest jakiś zasadniczy związek z polskością? W ogóle to „chlubienie się” jest raczej śmieszne. Francuzi z przybyszami mają kłopot, bo przybysze nie są „białą kartą” dającą się dobrowolnie zapisać francuskimi zgłoskami. Ci ludzie mają swoją tożsamość i swoje poczucie przynależności.