Filozofia polityki Próby filozoficzne

Adrianna Mazur: Kiedy i w jaki sposób demokracja może prowadzić do populizmu?

Ilustracja przedstawia figurki LEGO
O demokracji i populizmie trudno jest mówić w sposób rzeczowy z dwóch powodów. Pierwszy to niejasność tych pojęć. Oba, powstałe już w czasach starożytnych, na przestrzeni wieków znacznie ewoluowały, raz rozszerzając się na nowe idee, innym razem zawężając i odrzucając po części stare. Drugim powodem jest natomiast życie w społeczeństwie, w którym słowa „demokracja” i „populizm” tracą na wartości merytorycznej, a zyskują na ładunku emocjonalnym. Przestają być używane zgodnie z pierwotnym zamysłem, a stają się wyznacznikami dobra i zła w świecie polityki.

Tekst ukazał się w dziale „Próby filozoficzne”, poświęconym pracom adeptów filozofii.


Esej podzielony jest na trzy części – w pierwszej, odrzucając warstwę emocjonalną, szukam najtrafniejszej definicji obu pojęć i charakteryzuję realia, w których funkcjonują; w drugiej – analizuję mechanizmy i powiązania między nimi; w ostatniej zaś — biorąc pod uwagę wszystkie wcześniejsze wnioski, podejmuję próbę poddania ich ocenie moralnej.

Próba opisania demokracji i populizmu

Podejmując próbę opisu demokracji i populizmu należy przede wszystkim rozdzielić dwie części, z których ten opis będzie się składać – definicję i charakterystykę. Definicja pozwala odróżnić dane pojęcie od innych. Funkcjonuje jako abstrakcja i, co będzie istotne w dalszej części mojej pracy, nie zmienia się, przedstawia dane pojęcie tak samo, bez względu na jego relacje z otaczającą rzeczywistością. Charakterystyka natomiast, jako część opisu komplementarna z definicją, jest jej zupełną odwrotnością. Opisuje nie samo pojęcie, lecz jego relację z innymi elementami rzeczywistości i ich wzajemne oddziaływanie. Co ważne, zmienia się w zależności od czasu, miejsca i okoliczności.

Pierwszej definicji demokracji możemy doszukiwać się w etymologii tego pojęcia, wywodzi się ono od dwóch greckich słów – dḗmos czyli „lud” i krátos czyli „władza”, dosłownie można więc przetłumaczyć ją jako „rządy ludu”. Jak słusznie zauważa jednak J. J. Rousseau w swoim dziele O umowie społecznej, jest to wizja abstrakcyjna i niemożliwa do urzeczywistnienia (Rousseau, 2007, s. 56). Filozof wykazuje podstawową sprzeczność tego systemu. Aby demokracja faktycznie była demokracją w swoim pierwotnym założeniu, wszyscy bądź przynajmniej większość obywateli codziennie musiałaby się gromadzić, by podejmować państwowe decyzje. Tutaj pojawiają się dwa problemy — pierwszy, bardzo przyziemny: nie dałoby się takiej formy rządów zorganizować i drugi, może bardziej złożony, ale przez to nawet ważniejszy: o czym ludzie mieliby decydować, gdyby wszyscy zajmowali się wyłącznie decydowaniem? Widać więc, że aby wprowadzić demokrację należy zmienić jej formę. Zmieniając jednak jej formę, zmieniamy również definicję, więc poprzednią koncepcję należy odrzucić. Obecnie demokrację definiuje się najczęściej jako „ustrój polityczny, w którym władzę sprawuje społeczeństwo poprzez swych przedstawicieli”. Takie przedstawienie wciąż jednak nie oddaje w pełni istoty współczesnej demokracji, sugeruje bowiem, że w relacji społeczeństwo-władza, decydujący głos ma społeczeństwo. Nie sposób się z tym jednak w pełni zgodzić, obserwując otaczający świat i funkcjonowanie państw. Zatem, chociaż decyzja obywateli jest pierwsza i warunkuje wszystkie kolejne, nie można uznać, że to oni rządzą w państwie, rządzi bowiem wybrany przez nich przedstawiciel. Uważam więc, że to właśnie jest najtrafniejszy sposób, w jaki można zdefiniować demokrację — jako ustrój, w którym władzę sprawuje przedstawiciel wybrany przez społeczeństwo.

Zgodnie z tą definicją można dokonać analizy społeczeństwa demokratycznego. Zasadniczo dzieli się ono na dwie grupy – wybieranych, czyli polityków, którzy decydują o kształcie państwa i wybierających, czyli ową resztę społeczeństwa, która ma przywilej wyboru władzy.

Charakterystykę grupy wybierającej warto zacząć od stwierdzenia być może oczywistego, ale niezwykle ważnego faktu – każda osoba podejmująca decyzję podejmuje ją, ponieważ uważa, że właśnie taka, a nie inna decyzja przyniesie dobro. Niemożliwym jest natomiast osiągnięncie dobra absolutnego, definiowanego na potrzeby tej pracy jako utopia, w której nie istnieją problemy. Wizja ta pozostaje jednak wyłącznie scenariuszem, do którego chociaż można i należy dążyć (a dążenie to i zbliżanie się do niego to działania, które w tej pracy uznaję za prawdziwie dobre), człowiek nigdy nie będzie w stanie doprowadzić. Zwykle konieczny jest więc wybór między dobrem własnym, dobrem społeczeństwa, a dobrem państwa. Oprócz tego, dobro aż nazbyt często bywa mylone z przyjemnością, która to, chociaż pozornie wydaje się być dobra, po chwili błogości okazuje się straszna w skutkach, zatem jest największym dobra przeciwieństwem. Stąd można zauważyć, że chociaż całe społeczeństwo podejmując decyzje ma na uwadze pewne dobro, wciąż może dokonać decyzji lepszych i gorszych. Żeby jednak lepsze decyzje podejmować, konieczne jest kilka czynników — możliwość, świadomość i wola. Możliwość określa czy dana osoba jest w stanie coś zrobić, czyli czy jej sytuacja życiowa pozwala na podjęcie konkretnej decyzji. Świadomość to wiedza, który z wyborów jest najwłaściwszym i jakie konsekwencje przyniesie. Wystąpienie obu tych czynników to warunek konieczny, lecz niewystarczający, żeby dane decyzje podejmować. Ostatni zaś czynnik, czyli wola, to samodzielna decyzja, jaki wybór podjąć. Od jednostki zależne jest jedynie, czy posiada wolę. Możliwość i świadomość determinuje natomiast jej otoczenie. Ze względu na to właśnie otoczenie, środowisko wychowania i otrzymany kapitał społeczeństwo dzieli się na dwie grupy, na którym to podziale opierać się będzie później zjawisko populizmu: na „elitę” i „lud”. Podział ten utożsamiać można też z podziałem na wyższe i niższe klasy społeczne.

Drugą grupą, której charakterystyka jest znacznie bardziej złożona są natomiast wybierani, czyli politycy. Podział ich rozpatruję według trzech kryteriów — wiedzy, woli i sztuki wymowy. Ze względu na wiedzę możemy wyróżnić polityków specjalistów i polityków, którzy zupełnie się na rzeczy nie znają. Ci pierwsi mają zatem świadomość, jak państwem zarządzać i jakie rozwiązania wprowadzać, ci drudzy natomiast owej świadomości nie mają, a zatem przeważnie są zwolennikami rozwiązań prostych i intuicyjnych, raczej responsywnych aniżeli strategicznych. Drugi podział natomiast, ze względu na wolę, określa zamiary danego człowieka i jego motywację do objęcia urzędu. Jak słusznie zostało zauważone przez Rousseau’a w rozprawie O umowie społecznej każdy polityk może postępować zgodnie z trzema wolami — wolą powszechną (społeczeństwa), wolą ciała politycznego i wolą prywatną, które zajmują względem siebie następujące pozycje: „wola powszechna jest zawsze najsłabsza, wola ciała rządowego zajmuje drugie miejsce, a wola prywatna pierwsze” (Rousseau, 2007, s. 52–53). Można więc stwierdzić na tej podstawie, że polityk zawsze będzie kierował się dobrem własnym. Istnieje jednak pewien szczególny przypadek, który należy osobno rozważyć i właśnie ze względu na ten przypadek będzie następował osobny podział. Przypadek ten to moment, kiedy wolą polityka jest działać dla narodu i realizować jego potrzeby. W tym więc szczególnym przypadku, nie obejmuje stanowiska dla władzy samej w sobie, lecz dla pewnej idei, którą pragnie realizować z przekonaniem, że właśnie ta idea najlepsza będzie dla kraju i jego mieszkańców. Celem natomiast polityka, który nie mieści się w tej charakterystyce jest samo posiadanie władzy. W trzecim i ostatnim, kluczowym w rozmawianiu o populizmie podziale charakteryzujemy polityków ze względu na sztukę wymowy. Jest ona szczególnie ważna z tego powodu, że w polityce w ogóle nie powinno być na nią miejsca, a jednak zajmuje w wyścigu wyborczym znaczącą pozycję. Dlaczego się tak dzieje? Odpowiedzi na to pytanie można się doszukiwać chociażby u Platona, który w Gorgiaszu nazywa retorykę pochlebstwem (Platon, 2005, s. 365). Człowiek z natury lubi podążać za tym, co dla niego najmilsze i najwygodniejsze, jeśli więc polityk skutecznie posługuje się sztuką wymowy, pociąga za sobą tłumy. W efekcie, nawet będąc zupełnie niekompetentnym w swojej dziedzinie potrafi sprawić, że jego słowa wydadzą się wiarygodniejsze niż słowa specjalisty, który nie opanował sztuki wymowy. Wpływ przedstawionego powyżej podziału społeczeństwa demokratycznego na rozwój populizmu zostanie przedstawiony w drugiej części eseju.

Kolejne pojęcie, którego opisanie jest niezbędne do rzeczowego ujęcia tematu to sam populizm. Próba znalezienia jego dokładnej definicji jest jednak jeszcze trudniejsza niż w przypadku demokracji, jeśli nie całkiem niemożliwa. Dzieje się tak z jednego względu — większość opisów tego zjawiska zawiera jedynie charakterystykę. Na ten temat wypowiedział się znany brytyjski filozof Isaiah Berlin: „[…] nie powinniśmy ulegać kompleksowi Kopciuszka przyjmując, że gdzieś istnieje pantofelek, tj. termin «populizm» i — skoro tak — to musi również istnieć gdzieś stopa, do której ten pantofelek będzie można dopasować […] Książę szuka przecież tylko tej jednej, podobnie jak my szukamy tego, co można nazwać czystym populizmem. Szukamy zatem tego, co stanowi jego jądro, jego istotę […]” (Berlin 1967, s. 6). Chociaż z myślicielem nie sposób się nie zgodzić, nie oznacza to, że należy całkowicie zaprzestać poszukiwania definicji, nawet jeśli miałoby się to nigdy nie zakończyć całkowitym sukcesem. Starając się znaleźć definicję jak najbardziej zbliżoną i pasującą do wszystkich zjawisk obecnie opisywanych jako populizm, ponownie warto zacząć od etymologii tego pojęcia. Wywodzi się ono od łacińskiego słowa „populus” oznaczającego „lud”. Najprostszym więc, ale zdecydowanie niewyczerpującym określeniem populizmu może być „ideologia i narracja polityczna, odwołująca się do potrzeb ludu”.

Analiza powstawania populizmu w społeczeństwie demokratycznym

Analizę powstawania populizmu warto zacząć od stwierdzenia bardzo prostego, lecz również bardzo ważnego faktu, który wynika z samej definicji demokracji – w systemie tym wygrywa nie kandydat, który faktycznie jest najlepszy lecz ten, który zdoła przekonać do siebie społeczeństwo.

W utopijnej rzeczywistości, w której całe społeczeństwo miałoby możliwość, świadomość i wolę podejmowania dobrych decyzji, działałoby to bez zarzutów. Kampania wyborcza stawałaby się wyścigiem o przedstawienie rozwiązania najtrafniejszego, przynoszącego jak najlepsze długoterminowe skutki i jak najtrwalej rozwiązującego dany problem. Obywatele zaś, mając świadomość, które rozwiązania w jaki sposób zadziałają i chcąc, żeby zadziałały jak najkorzystniej, wybieraliby kandydata cechującego się największą wiedzą i umiejętnościami.

Model ten natomiast, jako utopia jest modelem nieosiągalnym, więc chociaż społeczeństwo może i powinno do niego dążyć, nie należy opisywać funkcjonowania świata na jego podstawie. W rzeczywistości polityk, starając się zjednać sobie społeczeństwo, może obrać jedną z dwóch strategii – mówić o tym, co zrobić faktycznie należy lub mówić o tym, co wyborcy chcą, żeby zostało zrobione. Im większa część społeczeństwa ma możliwość, świadomość i wolę postępowania słusznie, tym bardziej te sposoby są sobie bliskie. Pierwszy z nich opiera się na wiedzy i logicznym rozumowaniu. Stosować go mogą ci politycy, którzy znają się na swoim zajęciu. Trafnie diagnozują problemy swojego państwa i proponują skuteczne rozwiązania. Drugi sposób natomiast, w opozycji do pierwszego, nie jest domeną polityków o szerokim zakresie wiedzy lecz tych, którzy w stopniu znacznym opanowali sztukę wymowy. Nie skupiają się oni na wnoszeniu i przedstawianiu swoich idei, lecz na słuchaniu głosu ludu i powtarzaniu tego, co w nim usłyszą. Tych właśnie polityków możemy nazwać populistami, głównym elementem swojej retoryki uczynili bowiem głos społeczeństwa. Czemu więc jednak, to właśnie oni w państwie demokratycznym zyskują przewagę? Dlaczego, gdy na politycznej szali stawiamy wiedzę i retorykę, przechyla się ona w stronę tej drugiej? Jeśliby na te pytania próbować odpowiedzieć jak najprościej, uważam, że najtrafniejszą odpowiedzią byłoby „ze względu na nierówności społeczne”.

Jak wcześniej zostało stwierdzone, społeczeństwo w państwie demokratycznym nie jest jednolite i podzielić je można na niższe i wyższe klasy społeczne, przy rozważaniach na temat populizmu nazywane zwykle „elitą” i „ludem”.

Głównym czynnikiem warunkującym różnice między tymi grupami jest status ekonomiczny, z którym ściśle związany jest ich poziom życia. Bezpośrednio z niego wynikają natomiast dwa mechanizmy. Zaczynając analizę pierwszego z nich, należy przede wszystkim mieć na uwadze warunki konieczne do podejmowania słusznych decyzji – świadomość i możliwość, która to będzie w tym argumencie kluczowa. Gorszy status ekonomiczny często bowiem jednostce tę możliwość odbiera, ponieważ zmuszona jest ona koncentrować się wyłącznie na swoich aktualnych i najbardziej palących problemach. Każdy problem można bowiem próbować rozwiązać na dwa sposoby — eliminując jego przyczyny, a zatem pozbywając się go trwale lub też niwelując jego skutki. Chociaż oczywistym jest, że to pierwsze rozwiązanie można nazwać dobrym, możliwość jego wyboru istnieje jedynie wówczas, gdy skutki tego problemu nie są dla danej jednostki na tyle absorbujące, że skupiać się musi wyłącznie na ich łagodzeniu. Drugim natomiast mechanizmem wynikającym z różnic w poziomie życia jest poczucie niesprawiedliwości. Społeczeństwo demokratyczne ma bowiem to do siebie, że szczególnie umiłowało sobie równość, każdy więc przejaw jej braku traktuje z niechęcią. Pisze o tym Alexis de Tocqueville w dziele O demokracji w Ameryce: „Ludzie nie dostrzegają większych różnic między sobą i nie widzą powodów, dla których zasada stosowana wobec jednego człowieka nie miałaby być stosowana wobec wszystkich. Nienawistne są im zatem najmniejsze nawet przywileje” (Tocqueville, 1976, s. 433). Nie sposób się z nim nie zgodzić, stąd logicznym jest wniosek, że klasa niższa, obserwując uprzywilejowaną „elitę” i porównując jej życie ze swoim odczuwa niesprawiedliwość. W konsekwencji szuka sposobu, by tę różnicę nadrobić, odkryć płaszczyznę, na której zyskuje przewagę. Chętniej zatem wybierze polityka, który bardziej skłonny będzie do stawiania jej w lepszej pozycji i łatwiej ulegnie jego sztuce wymowy, nie bez powodu zwanej schlebianiem, odrzucając warstwę merytoryczną.

Kolejnym utrudnieniem wynikającym z urodzenia w klasach niższych jest mniejszy stopień świadomości. Wynika on nie tylko ze statusu ekonomicznego danej jednostki, który determinuje chociażby to,  na jak wysoki poziom edukacji może sobie ona pozwolić, ale też z oddziaływań otoczenia, w którym się wychowuje i żyje na co dzień. Z niższego poziomu świadomości również wynikają dwa mechanizmy. W przypadku pierwszego z nich niezbędnym jest skupienie się na świadomości jako drugim czynniku koniecznym do podejmowania słusznych decyzji. Nie sposób nie zgodzić się przecież z faktem, że aby dokonać dobrego wyboru, trzeba najpierw stwierdzić, który takowym będzie, a więc zrozumieć skutki wszystkich możliwych i z pośród nich wskazać ten, który ma skutki najkorzystniejsze. Jak zostało już jednak wcześniej powiedziane, właściwe rozwiązania często bywają skomplikowane i nieintuicyjne. Kiedy zatem pojawia się specjalista proponujący skuteczne rozwiązanie danej sytuacji, przeważnie mówi on o ideach trudnych i zawiłych, sens jego wypowiedzi rozumieją więc tylko nieliczni. Pozostała zaś część społeczeństwa, czyli ta, która nie miała możliwości zdobyć odpowiedniego wykształcenia i rozwinąć tej świadomości, nie pojmuje jego słów. W konsekwencji, mając do wyboru rozwiązanie wydające się prostym i szybkim oraz rozwiązanie zupełnie niezrozumiałe, „lud” wybierze zawsze to pierwsze. Nie przez złą wolę, lecz przez brak koniecznej do podjęcia dobrej decyzji świadomości i zrozumienia. Drugi natomiast mechanizm odnosi się do perspektywy globalnej. Świadomość niesie za sobą bowiem nie tylko możliwość oceny, które rozwiązanie przyniesie najlepsze skutki, lecz także szerszy horyzont. W epoce globalizmu, społeczeństwo staje się paradoksalnie bardziej różnorodne. Znikają bariery językowe i kulturowe, ludzie migrują, a co za tym idzie ich zwyczaje się przenikają. Zatem jednostka żyjąca w obecnym świecie, spotyka się na co dzień z osobami różnymi od niej pod wieloma względami — narodowości, koloru skóry czy chociażby wyznania. Jeśli jednak jednostka ta nie posiada otwartego umysłu i nie potrafi spojrzeć na świat z innej perspektywy niż swoja, wszelka inność wydaje jej się zagrożeniem i odbiera poczucie bezpieczeństwa, jak pisze Jan Pakulski (Populizm i perspektywa elity). W sytuacji tej szukają kogoś, kto poczucie bezpieczeństwa mógłby im z powrotem przywrócić. W efekcie bardziej skorzy będą do głosowania na polityków, którzy w swoich wartościach odwołują się do wartości bliskich i znanych, a te, które są nowe i obce — potępiają.

Wszystkie te mechanizmy wynikające z trudnej sytuacji klas niższych stanowią grunt, na którym może pojawić się i funkcjonować populizm. To, czy będzie się on dalej pogłębiał czy też słabnął zależy natomiast od woli polityków.

Zakończenie i próba oceny

Przechodząc do podsumowania mojej pracy pragnę jeszcze raz przytoczyć myśl z jej początku — opis każdego pojęcia możemy podzielić na definicję i charakterystykę. Jest to szczególnie ważne ponieważ, podejmując próbę oceny danego zjawiska, oceniać powinno się tylko te jego aspekty, które wynikają wprost z definicji. Stanowi ona bowiem esencję tematu i, w przeciwieństwie do charakterystyki, nie jest uzależniona od innych elementów rzeczywistości i ich wzajemnych powiązań.

Niesłuszne są więc negatywne oceny populizmu. Nie biorą się one przecież z definicji, nie wygłasza się krytyki na temat „postępowania w zgodzie z wolą ludu”, lecz na temat skutków, jakie to postępowanie przynosi. Stąd można więc wysnuć wniosek, że nie sam populizm jest zły, lecz wola „ludu”, która determinuje wygląd populizmu. Wola ta zaś, jak wykazałam powyżej, swoje źródło ma w nierównościach społecznych.

Czy jednak można o wszelkie zło oskarżyć nierówności społeczne? Będąc konsekwentną w swoim założeniu, że oceniać należy definicję muszę stwierdzić, że nie. Bowiem nie sam fakt, że jeden człowiek ma mniej od drugiego jest przyczyną negatywnych skutków populizmu, lecz stan, w którym ten, który posiada mniej jest przez to pozbawiony możliwości i świadomości niezbędnych do podejmowania dobrych decyzji. Gdyby więc ktoś mnie zapytał, jak zwalczać negatywne skutki populizmu, odpowiedziałabym „pomagając w odpowiedni sposób najbiedniejszym”.

Dbając więc o najbiedniejszych, stopniowo zbliżać się można do jednej z dwóch utopii, które przedstawiłam w swojej pracy — stanu, w którym wszyscy podejmują dobre decyzje. O ile bowiem na wolę człowieka nie sposób jest wpłynąć (dlatego też wizja ta pozostaje utopią), tak brak możliwości i świadomości to problemy, z którymi społeczeństwo zdecydowanie jest w stanie walczyć. Doprowadzając natomiast do takiego stanu, jednocześnie bliższa staje się druga utopijna perspektywa — dobro absolutne, do którego to może dążyć jedynie społeczeństwo podejmujące dobre decyzje.

Z całej powyższej analizy wysnuć można następujący wniosek — populizm sam w sobie nie jest zjawiskiem ani negatywnym, ani pozytywnym. W społeczeństwie demokratycznym jego skutki mogą pełnić jednak rolę wyznacznika tego, jak dobrze funkcjonuje społeczeństwo. Gdy więc skutki jego stają się zdecydowanie negatywne, powinno być to swego rodzaju alarmem. Alarmem jednak nie odnoszącym się do tego, by zwalczać politycznych populistów, lecz do tego, by zwalczać problemy osób, które przez swoją sytuację życiową nie mogły podjąć innego wyboru.

 


Powyższy tekst jest skróconą wersją eseju na XXXIII Olimpiadę Filozoficzną.


Warto doczytać:

I. Berlin, To Define Populism, 1967, https://berlin.wolf.ox.ac.uk/lists/bibliography/bib111bLSE.pdf (dostęp: 15.06.2021)

K. Frieske, Pochwała populizmu. Esej polemiczny, „Kultura I Społeczeństwo”, Warszawa 2019

M. Markowski, Wojny nowoczesnych plemion. Spór o rzeczywistość w epoce populizmu, Warszawa 2019

J. Pakulski, Populizm i perspektywa elit, http://conciliumcivitas.pl/populizm-i-perspektywa-elity/ (dostęp: 15.06.2021)

Platon, Państwo, https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/platon-panstwo.pdf (dostęp: 15.06.2021)

Platon, Gorgiasz, w: Dialogi, Tom 1, Warszawa 2005

J. J. Rousseau, O umowie społecznej, Kęty 2007

A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, Warszawa 1976


Adrianna Mazur – uczennica V LO w Krakowie, laureatka Olimpiady Filozoficznej. Zafascynowana polityką, filozofią i kulturą (a zwłaszcza tematami z ich pogranicza) oraz drugim człowiekiem. Wiecznie niewygadana, od półtora roku zakochana w debatach, których walory z uporem stara się przenieść do życia codziennego.

 

 

 

Najnowszy numer filozofuj "Kłamstwo"

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy