Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2015 nr 4, s. 44–45. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Dobro jako źródło sensu życia
W poprzednim odcinku („Filozofuj!” 2015 nr 3) ustaliliśmy, że moje życie ma dla mnie sens – i wtedy wiem i czuję, że warto żyć – w trzech przypadkach: gdy ja działam, ciesząc się samym działaniem, gdy dążę celu oraz gdy kontempluję chwilę. Dalsze analizy pokazały, że działanie, którym się cieszę, cel, do którego dążę, treść chwili, którą kontempluję, stają się źródłem sensu mojego życia dopiero wtedy, gdy „pasują” do tego, kim jestem jako człowiek, z całym moim wyposażeniem cielesno-psychiczno-duchowym. Owo „pasowanie do mojego człowieczeństwa” wskazuje, że subiektywne zadowolenie z życia nie konstytuuje sensu mojego życia. Jest odwrotnie – dojrzenie sensu życia staje się źródłem zadowolenia z życia. Pytanie wobec tego brzmi: jakie cieszące mnie działania, wybrane cele czy kontemplowane chwile „pasują do mojego człowieczeństwa” tak, by mogły stać się źródłem sensu życia? By odpowiedzieć na to pytanie, wykonajmy pewien eksperyment myślowy. Oto szukając sensu życia, natrafiamy na dwie rady, co mamy czynić, by radować się życiem: pierwsza proponuje niszczenie ławek na osiedlach, druga – zaangażowanie się w wolontariat dla niepełnosprawnych. Czy ktoś, kto wybierze pierwszą opcję, będzie mógł racjonalnie twierdzić: „moje życie miało sens, ponieważ tak konsekwentnie niszczyłem ławki, że przestano je na osiedlach stawiać”? Sądzę, że nikt na serio tak twierdzić nie będzie. Natomiast mało kto gotów jest twierdzić, że życie wolontariusza pracującego z niepełnosprawnymi jest pozbawione sensu. Gdzie tkwi różnica między tymi propozycjami? Najprościej można ją ująć następująco: niszczenie ławek nie przynosi nikomu dobra (raczej kreuje kłopoty i koszty), choć oczywiście może przynieść chwilowe zadowolenie niszczącemu. Opiekowanie się niepełnosprawnymi przynosi zaś dobro, nawet jeśli wolontariusz czasem ma dość swoich zajęć. Krótko mówiąc, czynienie zła i radowanie się złem nie nada sensu ludzkiemu życiu, choć oczywiście są ludzie, którzy zło czynią i złem się napawają. To samo dotyczy środków, które przecież nie są uświęcane przez cele. Użycie moralnie złych środków – nawet jeśli są skuteczne – pozbawia mnie nawet radości z własnej mocy działania. To dlatego opublikowanie cudzego artykułu pod własnym nazwiskiem czy ściąganie na klasówce stawia pod znakiem zapytania sensowność dążeń samych w sobie słusznych: dążenia do bycia naukowcem czy zdobycia wykształcenia. Co więcej – pozbawia sensu chwilę „triumfu”, gdy artykuł ukazuje się czy dostaję piątkę ze sprawdzianu, gdyż ja wiem, że to nie mój sukces, a inni prędzej czy później się dowiedzą. Raczej ukrywam wobec tego ów sukces, niż się nim chwalę. Dodajmy tu jeszcze jeden element. Czyniąc różne rzeczy, buduję także siebie i wobec tego mogę odpowiedzieć na pytanie, kim naprawdę jestem czy byłem. Tu także ujawnia się kontrast między: „byłem niszczycielem ławek” i „byłem wolontariuszem w hospicjum” czy „byłem autorem książki” i „byłem złodziejem cudzych wyników”.
Trzeci wniosek naszych rozważań brzmi więc następująco: moje życie ma sens, gdy czynię to, co dobre, i czynię to dobrymi środkami, dążę do tego, co dobre czy też raduję się chwilą przynoszącą dobro. Zaznaczmy od razu, że taką chwilą może być odkrycie prawdy czy kontemplacja piękna – i właśnie dlatego, że chodzi w niej o prawdę czy piękno, przynosi ona dobro. Nie znaczy to też, że – by życie miało sens – muszę podporządkować je jednemu dobremu celowi oraz że zrobienie czegoś złego przekreśla sens mojego życia – wszak mogę się pomylić w ocenie czy też ulec pokusie złego. Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynam zło akceptować. Niestety, nie mam niezawodnej recepty na dające sens życia cele, działania czy chwile, która byłaby przydatna zawsze, wszędzie i dla każdego. Za poszukiwanie owych „sensodajnych” rzeczy każdy jest osobiście odpowiedzialny i nawet najlepsze rady najwspanialszych ludzi muszą zostać przekształcone we własne decyzje.
Konstytuowanie lepszego świata
Jest jeszcze jeden aspekt wart rozważenia: sensu życia nie ustanawiamy własną wolą i chęcią. Życie jest usensowniane niejako „z zewnątrz” – moje cele, działania i chwile okazują się włączone– w dobry i piękny bieg wydarzeń i zarazem go konstytuują. Pewnie niejeden uśmiechnie się z politowaniem, traktując moją wypowiedź jako nieznośny idealizm. Czy aby na pewno? Jeśli wylegując się na plaży, cieszę się chwilą, to przecież dlatego, że jest słońce i wiatr, i szum morza – nie przeze mnie stworzony; i o tej chwili będę mogła opowiedzieć przyjaciołom, którzy przyjdą do mnie z wizytą. A chwila bycia razem z przyjaciółmi usensownia rozmaite prozaiczne dążenia: by mieszkanie było czyste, by na kuchence dusiła się wołowina z ziołami, a w lodówce był zimny sok. Męczące sprzątanie, uciążliwe zakupy i nużące siekanie ziół nabierają sensu, ponieważ stają się środkami do czegoś pięknego: cieszenia się wzajemną obecnością bliskich ludzi. Co więcej, jestem włączona w dobry bieg wydarzeń – moi przyjaciele odchodzą syci i zadowoleni, nieco bardziej wypoczęci, i może dzięki temu mój przyjaciel chirurg sprawniej przeprowadzi operację, a mój przyjaciel inżynier wpadnie na pomysł, jak usunąć dokuczliwą awarię w firmie. Sens, tak jak jedzenie i picie, jest czymś, co napełnia nas z zewnątrz – nie możemy go ustanowić własną wolą, ale możemy – a koniec końców musimy – wybrać jego źródła. Tak jak możemy źle wybrać jedzenie i picie i w rezultacie zatrujemy organizm, tak źle możemy wybrać i cele, i działania, i chwile do kontemplatywnego używania lub możemy uciec od tego wyboru. Jeśli tak się stanie, stajemy w pewnym momencie z pustymi rękami, stwierdzając: życie nie ma sensu. Za sens własnego życia jesteśmy odpowiedzialni.
Czwarty wniosek naszych rozważań brzmi więc: moje życie ma sens, gdy z wolnego wyboru włączam się w budowanie dobrego świata. Moje dobre dążenia wpisują się w ciągi dobrych dążeń i dobrych chwil, a one – w całość dobrego życia. Paradoksalnie, moje życie ma dla mnie sens jeśli koncentruję się na osiąganiu własnego zadowolenia. Gdy to pojmiemy, pojawia się pasja – pasja życia, mojego życia. A wtedy już żadne myśli o bezsensowności nie przyjdą mi do głowy. Istnieje doskonały przykład, ilustrujący wnioski na temat sensu życia: uprawianie nauki. O tym już w kolejnym odcinku naszych rozważań.
Agnieszka Lekka-Kowalik – profesor filozofii, magister chemii. Zajmuje się filozofią nauki i etyką badań naukowych. Pełniła funkcję prorektora KUL ds. promocji i współpracy z zagranicą.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. W pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.
Zachęcamy do dyskusji pod tekstem lub na naszym fanpage’u.
Przykładowe pytania do dyskusji:
1. Skąd wiemy, że otaczający nas ludzie nie są zombi?
2. Na postawie czego przypisujemy innym osobom stany umysłowe, np. uczucia, odczucia bólu, doznania kolorów, przekonania, pragnienia?
Skomentuj