Artykuł Etyka Filozofia nauki

Agnieszka Lekka-Kowalik: Czy jest coś, czego nie powinniśmy wiedzieć?

Lekka Kowalik logo biale l
Zgodnie z tzw. imperatywem Galileusza można badać wszystko, cokolwiek jest dostępne metodom naukowym. Z racji braku zainteresowania wspólnoty badaczy czy ograniczeń finansowych pewne tematy nie zostają podjęte, ale nie ma wiedzy „zakazanej”, bo wiedza jest dobrem absolutnym – zawsze, wszędzie i dla każdego lepiej jest wiedzieć, niż nie wiedzieć. Namysł nad nauką jako dobrem dla człowieka zdaje się oczywistym przekonaniem.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2021 nr 2 (38), s. 13–15. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Przywykliśmy myśleć, że praktyczne wykorzystanie wiedzy naukowej polega na konstruowaniu urządzeń i opracowywaniu procesów technologicznych. To oczywiście słuszne – dzięki temu mamy smartfony, superwytrzymałe materiały do budowy rakiet kosmicznych czy skuteczne leki na groźne choroby. Jest to jednakże tylko fragment zastosowań wiedzy. Wiedza jest również stosowana do interpretacji świata. Są wobec tego zastosowania techniczne i zastosowania intelektualne naszej wiedzy. Godzimy się, że z racji moralnych można zakazać realizacji pewnych technicznych pomysłów. A jak ma się rzecz z zastosowaniami intelektualnymi? Czy są rzeczy, których nie powinniśmy wiedzieć, by ich nie zastosować w myśleniu o ludziach i świecie?

Prawda nienależna

Z pewnością w życiu jednostek jest wiedza, która może nie przysłużyć się ich dobrostanowi. Psychologowie twierdzą, że pewnej wiedzy nie należy przekazywać małym dzieciom, bo do jej zrozumienia potrzebna jest dojrzałość. W przypadku niektórych dzieci przedwczesne podanie takiej wiedzy może zachwiać ich psychiką. Gdy dwie osoby spierają się, czy należy powiedzieć wspólnemu przyjacielowi, że umiera i medycyna już nic dla niego nie może zrobić, to zapewne dlatego, że nie są pewni, jak to zniesie, czy się nie załamie. Jeśli zdradził cię nasz wspólny przyjaciel, ale zrozumiawszy swój postępek, stara się wszystko naprawić, wcale nie jest oczywiste, że powinnam cię o zdradzie poinformować. Okazuje się więc, że dla uzasadnienia przekazania komuś wiedzy nie wystarczy stwierdzenie „przecież to prawda”, ponieważ trzeba wziąć pod uwagę, jak owa wiedza wpłynie na życie człowieka. Większość z nas zapewne zgodzi się, że w życiu prywatnym są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć.

Czy wobec tego i w nauce istnieje wiedza „zakazana”? Przeciwnicy istnienia takiej wiedzy podnoszą trzy argumenty. Po pierwsze, nauka dostarcza wiedzy ogólnej, apersonalnej i publicznej, tymczasem zastrzeżenia dotyczą wiedzy o jednostkach. Po drugie, doświadczenie historyczne – choćby odkrycia Mikołaja Kopernika – pokazuje, że ludzkość jest się w stanie przystosować do nowej wiedzy, nawet jeśli wiedza ta podważa najbardziej ugruntowane przekonania. Po trzecie, istnieją „zakazane” działania wiedzotwórcze, ale nie „zakazana” wiedza. Wiedza jest neutralna, nie należy jej więc oceniać według kryteriów pozapoznawczych, np. z punktu widzenia moralności czy polityki. Rozpatrzmy te trzy argumenty.

Publiczna wiedza o prywatnych sprawach

Argument pierwszy wprowadza rozróżnienie na wiedzę prywatną i wiedzę publiczną, do której należy wiedza naukowa. Rozróżnienie jest oczywiście słuszne: prywatnie mamy niewielką wiedzę naukową, a nauka nie włącza w swój gmach wiedzy o naszych prywatnych sprawach. Rzecz nie jest ­jednakże tak prosta. Skoro wiedza naukowa jest ogólna i publiczna, to może być zastosowana przez kogokolwiek do zdobycia wiedzy na temat jednostek, a im więcej jest wiedzy ogólnej, tym więcej o jednostkach wiemy. I nie zawsze jest to wiedza, którą chętnie ujawniamy. Rodzice mogą nie powiedzieć dziecku, że jest adoptowane, ale ono samo dojdzie do takiego wniosku po lekcjach genetyki, gdy zaobserwuje, że oboje rodzice są niebieskoocy, a ono ma oczy brązowe. Również obcy ludzie fakt adopcji odkryją na podstawie danych o kolorze oczu rodziców i dzieci.

Nowa wiedza a wartości

Argument drugi zakłada, że ludzkie społeczeństwo posiada nieskończoną psychofizyczną zdolność adaptowania się do zdobytej i rozpowszechnionej wiedzy, a co więcej – że owa adaptacja przebiega w moralnie pożądanym kierunku. Wyobraźmy sobie wobec tego opublikowanie rezultatów badań, które pozwalają stwierdzić z wysokim prawdopodobieństwem, kiedy człowiek kłamie, kiedy jest zakochany, kiedy kogoś bardzo nie lubi… Oczywiście przyjaciel łatwo odczytuje nasze poglądy, uczucia i emocje, ponieważ nas dobrze zna, natomiast możliwość uzyskania takiej wiedzy o wszystkich i przez wszystkich czyniłaby nas przezroczystymi dla obcych – znikłaby znaczna część sfery prywatnej. Jeśli – jak twierdzą psychologowie – sfera prywatna jest nam niezbędna do prawidłowego funkcjonowania, owa wiedza wymusiłaby rozmaite sposoby chronienia prywatności (być może przeniesienie całego życia wspólnotowego on-line, gdzie łatwo jest ukryć tożsamość) albo też jej wykorzystywanie do zdobywania wiedzy o jednostkach przekształciłoby naszą psychikę tak, że sfera prywatna nie byłaby już potrzebna. W takim świecie wszyscy byliby naszymi przyjaciółmi, ale – ponieważ przyjaźń to relacja wyjątkowa – czy wówczas w ogóle mielibyśmy przyjaciół? Czy byłby to lepszy świat? Nie chodzi tu bynajmniej o to, że ktoś świadomie i celowo myśli na nasz temat, by nam zaszkodzić. Chodzi tu o niemal instynktowne wykorzystanie wiedzy. Wszak wiemy bardzo dużo o ludziach, nawet tych spotkanych przypadkowo, tylko dlatego, że posiadamy choćby niewielką wiedzę z anatomii, biologii, psychologii czy nawet filozofii.

Jeszcze więcej wątpliwości budzi pomysł, by znaleźć „równanie na śmierć”, pozwalające wyliczyć z rozsądnym prawdopodobieństwem, jak długo będziemy żyć, o ile nie spotka nas wypadek. Jak świadomość tego wpływałaby na nasze funkcjonowanie, na postrzeganie nas przez innych, na nasz status społeczny? Nie jest bynajmniej oczywiste, że posiadanie takiej wiedzy uczyniłoby nasze życie lepszym.

Ogłoszenie pewnej tezy jako naukowej skutkuje też oceną naszych działań. Amerykańscy profesorowie Richard J. Herrnstein i Charles Murray opublikowali w 1994 roku książkę The Bell Curve [Krzywa dzwonowa], w której m.in. twierdzili, że zależność inteligencji od rasy jest genetyczna i na tej podstawie sformułowali zalecenia co do polityki społecznej. Zarzucono im, że wyniki badań wspierają rasizm i pozbawiają sensu programy zmierzające do wyrównania szans społeczności afroamerykańskiej (i słowiańskiej). Kontrowersje budzą też projekty ulepszania człowieka, poszukiwanie „nieśmiertelności” czy rozwoju tzw. mocnej sztucznej inteligencji. Możemy się zgodzić, że ludzkość może przyjąć wszelką wiedzę i wszelkie wynalazki i przystosować się do nich. Pytanie natomiast brzmi: czy takie przystosowanie się uchroni nasze najwyższe wartości (takie jak równa godność wszystkich ludzi) i nasze najpiękniejsze relacje (takie jak miłość czy przyjaźń)?

Posiadanie wiedzy a działanie

Trzeci argument odwołuje się do rozróżnienia między wiedzą (zbiorem teorii) a działaniem. Tylko to ostatnie może być zakazane z racji moralnych. I znów rozróżnienie jest słuszne, ale nie prowadzi do uznania, że nie istnieje wiedza „zakazana”. Skoro wiedza jest instrumentem działania, to należy postawić pytanie, komu dostarczamy tej wiedzy i do jakich celów ma ona służyć. Pytanie to stało się bodaj jeszcze bardziej istotne od czasu, gdy nauka związała się finansowo z polityką, przemysłem czy wojskiem. Ponadto posiadanie wiedzy rodzi pokusę jej zastosowania. Nawet najzagorzalsi przeciwnicy istnienia wiedzy „zakazanej” zgadzają się, że nie wszystko należy publikować. Dyskusja, czy należy prowadzić badania (i opublikować ich wyniki) dotyczące wysoko patogenicznych wirusów ptasiej grypy H5N1, badania, które mogą stworzyć łatwo przenoszone postaci tego wirusa, dobitnie ilustruje ten fakt. Czy to znaczy, że istnieje jedynie wiedza „zakazana dla maluczkich”, która jest dostępna dla „wtajemniczonych”?

Wybór to odpowiedzialność

Jaka jest wobec tego odpowiedź na pytanie, czy są rzeczy, których nie powinniśmy wiedzieć, a wobec tego nie powinniśmy czynić ich przedmiotem badań naukowych, aby się nie dowiedzieć i nie spowodować niechcianych konsekwencji? Bentley Glass uważa, że niczego takiego nie ma i że nauka powinna być wolna co do tematów i ogłaszania wyników badań. Nicholas Rescher uważa, że jest wiedza z istoty swej zakazana (choćby „obliczanie daty śmierci”), gdyż psychika człowieka i struktury społeczne są przystosowane do „mgły niewiedzy” na rozmaite tematy i narzucanie wiedzy o nich jest nie tylko nierozsądne, ale też niemoralne. Moja odpowiedź może czytelnika rozczarować – brzmi ona: nie wiem, czy istnieje wiedza z istoty swej zakazana. Uważam natomiast, że decyzja o podjęciu określonego tematu badawczego i opublikowaniu rezultatów badania ma charakter moralny, a rozpatrzenie możliwych konsekwencji wprowadzenia pewnego fragmentu wiedzy w świat społeczny należy do zadań rzetelnie uprawianej nauki. Oznacza to, że w nauce może zostać sformułowane twierdzenie: „tego teraz lepiej nie badać”. I nie będzie to wyraz strachu czy oportunizmu, ale odpowiedzialności za dobro człowieka.


Agnieszka Lekka-Kowalik – profesor filozofii, magister chemii. Zajmuje się filozofią nauki i etyką badań naukowych. Pełniła funkcję prorektora KUL ds. promocji i współpracy z zagranicą.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy