Antropologia Etyka Filozofia społeczna Polemiki

Andrzej Szostek: Jan Paweł II o charakterze kobiety i mężczyzny. W nawiązaniu do tekstu Justyny Melonowskiej A nie mówiłam?

Szostek logo biale l
Oczywiście prawdą jest, że w ostatecznym wymiarze „kobieta nie może odnaleźć siebie inaczej, jak tylko obdarowując miłością innych” (Mulieris dignitatem), ale czy nie należy tego samego powiedzieć o mężczyźnie?

Download (PDF, 1.79MB)


Zacznę od paru słów o rozumieniu charakteru, ponieważ dr Justyna Melonowska zarzuca Janowi Pawłowi II, iż ten odmawia kobiecie „tych cech, które uznaje się za konstytutywne dla ludzkiej osoby. (…) W opisie papieskim charakter kobiecie nie przysługuje, gdyż, po prawdzie, nie może ona zająć stanowiska wobec samej siebie, zwłaszcza zaś nie określa celu swych dążeń w akcie wyboru”. Autorka przywołuje krótkie określenie charakteru jako „sposobu bycia danego istnienia”, ale słusznie zauważa, że tak rozumiany charakter przysługuje nie tylko człowiekowi. W odniesieniu zaś do człowieka zawsze „ma on związek z wolnością i stosunkiem własnym podmiotu do niej”. Dalej Autorka zwraca uwagę, że potocznie termin ten rozumiany jest raczej w sensie normatywnym niż czysto opisowym. Dlatego można mówić o silnym lub słabym charakterze, a nawet „o niektórych ludziach twierdzi się zresztą, że charakteru nie mają. (…) Charakter się zatem ma lub nie ma”.

Charakter w ujęciu moralnym

Zajrzałem do kilku słowników filozoficznych. W niektórych w ogóle termin „charakter” pominięto (Słownik pojęć filozoficznych, pod red. Wł. Krajewskiego, Warszawa 1996), w innych rozumiany jest wyłącznie lub prawie wyłącznie psychologicznie (Mała encyklopedia filozofii, pod red. J. Dębowskiego i in., Bydgoszcz 2002; A. Podsiad, Słownik terminów i pojęć filozoficznych, Warszawa 2001; S. Blackburn, Oksfordzki słownik filozoficzny, Warszawa 1997). Ale R. Crisp w tomie pierwszym Encyklopedii filozofii (pod red. T. Hondericha, Poznań 1998) definiuje charakter jako „moralną naturę danej osoby”. Co więcej, jego zdaniem współcześnie podkreśla się, że „kluczowe dla życia moralnego jest kultywowanie charakteru”, zaś „godny charakter kształtuje się dzięki rozmyślnemu spełnianiu godnych aktów” (tamże, s. 111–112).

To nachylenie etyczne (a nie tylko psychologiczne) rozumienia charakteru jest ważne w kontekście wypowiedzi dr Melonowskiej. I chyba stąd bierze się także wspomniane nachylenie normatywne tego terminu. Etycy podkreślają, że wychowanie moralne polega na nabywaniu cnót, których nie należy jednak traktować jak osobno wypracowywane sprawności, na wzór odrębnych dyscyplin sportowych. Cnoty wiążą się ze sobą, kształtując właśnie charakter moralny człowieka (por. T. Ślipko, Zarys etyki ogólnej, Kraków 2002, s. 394–397). Czy wady też kształtują charakter człowieka? Etycy raczej tego nie twierdzą, ponieważ ich zdaniem wady poddają człowieka siłom zewnętrznym wobec jego wolności (pożądaniom, nałogom, naciskom ze strony innych itp.) i w tym sensie dezintegrują człowieka, podczas gdy cnoty przeciwnie – integrują go, ponieważ wyrażają własną wolę podmiotu decydującego się czynić dobro – i dzięki temu prowadzą do jego samospełnienia (doskonałości). Pewnie warto rozważyć sugestię Autorki, by zająć się także „złym charakterem” (w znaczeniu głównie psychologicznym). Tę kwestię jednak tylko sygnalizuje i rzeczywiście w kontekście całej jej wypowiedzi lepiej ją pozostawić na boku.

Charakter płci?

Dr Melonowska twierdzi więc, że Papież odmawia charakteru kobiecie. A czy przypisuje go mężczyźnie? Może nie dość uważnie śledzę wypowiedzi Jana Pawła II, ale moim zdaniem jako papież, a także wcześniej jako Karol Wojtyła, o męskości mówił niewiele, a jeśli już, to w kontekście miłości oblubieńczej i rodzicielskiej. Autorka dwukrotnie dość pobieżnie przywołuje analizy zawarte w dziele K. Wojtyły Osoba i czyn, zwłaszcza w jego drugiej części zatytułowanej Transcendencja osoby w czynie. Tam autor wskazuje na proces kształtowania się (dojrzewania) wolności osoby ludzkiej: od struktury „samo-posiadania”, poprzez „samo-panowanie” do kluczowo ważnego „samo-stanowienia” (por. K. Wojtyła, Osoba i czyn, Kraków 1969, s. 109–196). Ale mowa jest nie o kobiecie lub mężczyźnie, lecz o ludzkiej osobie. W tym antropologicznym studium ani razu nie pojawia się kwestia płciowego zróżnicowania człowieka. Owszem, mowa jest o znaczeniu cielesności i psychiki, cała trzecia część omawianej monografii poświęcona jest tej kwestii (Integracja osoby w czynie, s. 199–282), ale znów: bez uwzględnienia różnicy pomiędzy osobą-kobietą a osobą-mężczyzną.

Nawiasem mówiąc, kilka lat później (w 1974 roku) Mieczysław A. Krąpiec opublikował książkę Ja – człowiek. Zarys antropologii filozoficznej, gdzie także nie ma ani słowa o płciowości człowieka, choć o jego cielesności nieco można znaleźć. Nie chwalę tego; sądzę, że filozofia człowieka powinna poważnie podjąć problematykę jego płciowości. Stwierdzam tylko, że obaj ci autorzy (jak zresztą wielu innych) tego nie czynią. Dziś wiele się o tym mówi, zwłaszcza w nawiązaniu do tak zwanej „filozofii gender” (niesłusznie sprowadzanej przez niektórych wyłącznie do ideologii), a także do filozofii feministycznej. Wtedy jednak Wojtyła pisał o wolności każdej ludzkiej osoby, zarówno płci męskiej, jak i żeńskiej. Co więcej, w wielu swoich późniejszych wypowiedziach, zwłaszcza z zakresu teologii ciała, którą wyłożył w pierwszej części cyklu audiencji środowych Mężczyzną i niewiastą stworzył ich (Watykan 1986, s. 9–97), Papież z naciskiem podkreśla równość w człowieczeństwie i osobowej godności mężczyzny i kobiety. W Liście apostolskim Mulieris dignitatem (do którego jeszcze nawiążę), pisze wręcz tak:

Kiedy zatem w opisie biblijnym czytamy wypowiedziane do kobiety słowa: „ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3, 16), wówczas odkrywamy załamanie się i stałe zagrożenie tej właśnie „jedności dwojga”, która odpowiada godności obrazu i podobieństwa Bożego w obojgu (Mulieris dignitatem, Watykan 1988, p. 10).

O męskości Papież mówi więc niewiele – ale to nie niepokoi dr Melonowską. Być może uznaje ona, że męskość w opinii Jana Pawła II jest sama przez się zrozumiała i bliższej charakterystyki nie wymaga, bo wiadomo, że mężczyzna pracuje, angażuje się w działalność społeczną, uczestniczy aktywnie w życiu politycznym – i w tych sferach realizuje swą wolność, tak skądinąd ciekawie przedstawioną w studium Osoba i czyn. Zostawmy więc sprawę męskości na boku. O kobiecości pisze Jan Paweł II więcej – ale właśnie to, co pisze, budzi sprzeciw Autorki. Najwięcej pisze we wspomnianym Liście apostolskim Mulieris dignitatem, ale zanim do tego dokumentu przejdę, jeszcze parę słów o książce Miłość i odpowiedzialność (ukazała się po raz pierwszy w 1960 roku), która także wpisuje się, zdaniem Autorki, w czysto biologiczne pojmowanie kobiecości bez uwzględnienia osobowej wolności, jaka przysługuje przecież kobiecie tak samo jak mężczyźnie.

Miłość i odpowiedzialność

O kobiecości ani o męskości wprost ta książka nie traktuje. Jej tematem jest miłość oblubieńcza łącząca dwoje ludzi odmiennych płci: specyfika tej miłości ujęta w perspektywie zarówno psychologicznej, jak i etycznej. Warto przypomnieć, że to jedyna książka przetłumaczona na język obcy (francuski) przed objęciem przez kardynała Wojtyłę Stolicy Piotrowej. A dlaczego uznano ją za wartą udostępnienia szerszemu gronu czytelników i dlaczego uzyskała ona jeszcze przed październikiem 1978 roku kilka polskojęzycznych wydań? Ponieważ sposób, w jaki traktowana jest w niej miłość oblubieńcza, a zwłaszcza akt małżeński, odbiegał wyraźnie od tego, jak ów akt pojmowano dość powszechnie w Kościele.

Otóż akt seksualny usprawiedliwiano głównie atutem prokreacyjnym: małżeństwo powinno przeradzać się w rodzinę, a jedyną drogą pomnażania potomstwa jest współżycie seksualne małżonków. Ponadto w dawnym Kodeksie Prawa Kanonicznego można było przeczytać, że wspomniane współżycie stanowi remedium concupiscentiae, lekarstwo na pożądliwość, która przecież gdzieś musi znaleźć dla siebie ujście. Ale ceniono wyżej dziewictwo, nawet w małżeństwie. Św. Kinga była żoną Bolesława Wstydliwego (trafny przydomek!), ale pozostała dziewicą – i za to ją chwalono. Akt seksualny wymagał więc specjalnego usprawiedliwienia, sam w sobie nie zasługiwał na moralną aprobatę. Takiego poglądu Kościół nigdy oficjalnie nie głosił, ale ten „cień manicheizmu” stale był obecny.

Tymczasem Wojtyła ukazał w swej książce, że sam akt seksualny jest moralnie piękny, godzien wysokiego uznania nie tylko dlatego, że dzięki niemu rodzą się dzieci, ale najpierw dlatego, że najpełniej aktualizuje się w nim oblubieńcza miłość małżonków. Z naciskiem podkreśla, że

małżeństwo jest instytucją miłości, a nie tylko płodności. Współżycie małżeńskie zaś samo w sobie jest stosunkiem między-osobowym, jest aktem miłości oblubieńczej (Miłość i odpowiedzialność, Lublin 1982, s. 210).

Sporo uwagi poświęca dojrzewaniu tej miłości: dojrzewaniu właśnie do podjęcia przez oboje wolnego wyboru, który wiąże ich ze sobą i czyni ich wzajemnie za siebie odpowiedzialnymi. Owszem, już w tej monografii Wojtyła sprzeciwia się antykoncepcji (z tego powodu zarzucano mu zbyt biologistyczne rozumienie aktu małżeńskiego), ale po pierwsze dotyczy to zarówno kobiety, jak i mężczyzny, a po drugie nie można całej „filozofii miłości” przedstawionej w tej książce sprowadzać do sporu o antykoncepcję. Respekt dla wolności i prawa do samostanowienia dotyczący tak kobiety, jak i mężczyzny, jest w tej monografii bardzo jasno wyrażony.

Powołanie kobiety

W przeciwieństwie do wspomnianej monografii List apostolski Mulieris dignitatem już wprost podejmuje problem korzeni godności kobiety i perspektyw dojrzewania jej kobiecości. Jan Paweł II rzeczywiście podkreśla w nim nade wszystko doniosłość macierzyństwa, ukazanego w świetle Objawienia, a także dziewictwa podjętego dla królestwa niebieskiego, choć i to dziewictwo jest otwarte na macierzyństwo duchowe. Kobiecość jest tu wpisana w logikę płodnej miłości – i niemal tylko w nią.

Godność kobiety mierzy się porządkiem miłości (p. 29).

Nie ma mowy o innych perspektywach życia i spełniania się kobiety: w życiu zawodowym, w aktywności politycznej, w szeroko pojętej działalności publicznej, w przebogatym spectrum twórczości w dziedzinie literatury i sztuki. Tylko w Zakończeniu Listu pojawia się dość zdawkowy wyraz wdzięczności „za wszystkie kobiety i za każdą z osobna” i w tym kontekście – pisze Papież – Kościół dziękuje między innymi „za kobiety wykonujące pracę zawodową, za te, na których ciąży nierzadko wielka odpowiedzialność społeczna” (p. 31).

To mało. To tak, jakby wspomniane dziedziny ludzkiej aktywności były „bezpłciowe”, jakby zaangażowanie tego rodzaju szło niejako obok tego, co stanowi istotne powołanie kobiety. Oczywiście prawdą jest, że w ostatecznym wymiarze

kobieta nie może odnaleźć siebie inaczej, jak tylko obdarowując miłością innych (p. 30),

ale czy nie należy tego samego powiedzieć o mężczyźnie? Przecież fragment dalej znajdziemy stwierdzenie, że

od »początku« kobieta – tak jak mężczyzna – została stworzona i »usytuowana« przez Boga w takim właśnie porządku miłości (p. 30).

Czy inne sfery aktywności kobiety (jak i mężczyzny) nie są zarazem innymi drogami obdarowywania miłością innych?

Problem aborcji

Ale dr Melonowską trapi szczególnie to, że o właściwej osobie ludzkiej wolności i prawie do samostanowienia zapomina się w kontekście szczególnie spornego tematu, jakim jest legalizacja aborcji. Tu zderza się prawo każdej ludzkiej osoby, także poczętej a jeszcze nieurodzonej, do życia i do jego prawnej ochrony – z prawem człowieka, a w tym wypadku prawem kobiety, do samostanowienia. Autorka zarzuca nauczaniu Jana Pawła II, że w takim przypadku skazuje on kobietę na rezygnację z własnego wolnego wyboru. Nie ma ona wyjścia: musi urodzić dziecko, które nosi w swym łonie, niezależnie od tego, jaką cenę za to płaci, niezależnie od tego, że zostaje sprowadzona właśnie do roli biologicznego łona, w którym dojrzewa ludzki płód.

To bardzo trudny temat, nie miejsce tu, by go w pełni rozwijać. Chcę tylko powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, przy całym szacunku dla prawa kobiety do samostanowienia (prawa – przyznaję – nie dość uwzględnionego we wspomnianym Liście apostolskim), nie może ono uchylać prawa ludzkiej istoty do życia i do jego ochrony. Tak już jest, że rodzić dziecko może tylko kobieta, na niej więc w pierwszym rzędzie spoczywa obowiązek troski o nie. To nie jedyny przypadek, gdy człowiek (bywa, że i mężczyzna) musi ograniczyć pole swych wolnych wyborów w imię ochrony zagrożonego życia innego człowieka – ale ten przypadek jest szczególnie dramatyczny. Człowiek jest istotą społeczną, jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni, w imię tej odpowiedzialności musimy niekiedy ograniczyć pole dopuszczanych moralnie wyborów. Po drugie, nie sądzę jednak, że regulacje prawno-karne są tu jedynym ani tym bardziej wystarczającym sposobem ochrony życia nasciturusa. Dlatego podpisałem się pod Listem zwykłych księży i sióstr z 22 lutego br., w którym przypominamy prawo poczętego dziecka do prawnej ochrony, dopominamy się o rzetelniejszą pomoc tym kobietom, które zdecydują się urodzić ciężko chore ­dziecko oraz gorąco zachęcamy je, by to dziecko urodziły. Zachęcamy – ale nie chcemy ich zmuszać prawem karnym. Nie jestem pewien, czy Jan Paweł II poparłby to stanowisko, ale ja takie podzielam.

Dr Justyna Melonowska dopomina się o uznanie, iż kobieta – nie inaczej, niż mężczyzna – ma charakter, wyrażający się w jej własnych wolnych wyborach. Ma rację. I ma rację, gdy twierdzi, że ten aspekt antropologii Jana Pawła II nie został dostatecznie wydobyty. Ale kwestia charakteru męskiego też nie została przez Papieża podjęta. Warto ten temat poruszać, warto w tym kontekście zastanawiać się nad różnymi aspektami feminizmu. Trudno mi zgodzić się z opinią Autorki, że Jan Paweł II w gruncie rzeczy podzielał pogląd Kanta, który miał stwierdzić, iż kobiecość trudno pogodzić z charakterem w sensie ścisłym. Za dużo pisał o dojrzewaniu kobiety – w wymiarze wolności przecież – do pełni jej człowieczeństwa w osobowej miłości, by go o to posądzać. Ale z pewnością wizja kobiety ukazana przez Jana Pawła II zasługuje na rozwinięcie, jeśli trzeba to także krytyczne.


Tekst jest polemiką z felietonem Justyny Melonowskiej A nie mówiłam, opublikowanym na naszym portalu.


Andrzej Szostek – etyk, rektor KUL w latach 1998–2004, autor 5 książek oraz ok. 250 artykułów. Główne zainteresowania: podstawy etyki, personalizm, problematyka sumienia, niektóre zagadnienia z zakresu etyki życia i miłości, etyka w nauce, etyka a polityka, myśl etyczna i antropologiczna K. Wojtyły / Jana Pawła II. W wolnym czasie słucha muzyki poważnej, zajmują go też dobra literatura, historia i szachy.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Ilustracja: Friedrich Eduard Meyerheim, Dzień dobry, drogi ojcze, Wikimedia Commons, CC0

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy