Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 33–35. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Problem intencjonalności
To, co przede wszystkim rzuca się w oczy, kiedy analizujemy konteksty intencjonalne, to fakt, że mogą być one prawdziwe także wtedy, gdy wyrażenie, które miałoby się odnosić do przedmiotu, faktycznie nie odnosi się do niczego. Jadwiga może bowiem myśleć o lodach w zamrażalniku nawet wtedy, gdy nie ma tam żadnych lodów, ale jedynie pudełko po lodach, zawierające, o zgrozo, zamrożony koperek. Pomimo tego okrucieństwa losu zdanie: „Jadwiga myśli o lodach w zamrażalniku” pozostaje prawdziwe, podczas gdy w przypadku zdań traktujących o standardowych relacjach, takich jak bycie wyższym od kogoś czy stanie obok, nieistnienie przedmiotu automatycznie czyniłoby zdanie fałszywym. Jestem wyższy od Salmy Hayek, nie mogę jednak być wyższy od krasnala Hałabały. Nasze odniesienia intencjonalne wykazują zatem intrygującą obojętność w kwestii istnienia swych przedmiotów, co nazwać można egzystencjalną indyferencją.
Prawdziwość kontekstów intencjonalnych okazuje się jednak zależna od sposobu, w jaki przedmiot zostaje opisany. Jeśli zdanie: „Jan podziwia twórcę postaci Philipa Marlowe’a” jest prawdziwe, to wcale nie wynika z tego, że prawdziwe jest zdanie „Jan podziwia autora eseju Skromna sztuka pisania powieści kryminalnych”, choć w obu przypadkach chodzi o tego samego Raymonda Chandlera. Jan może bowiem po prostu nie wiedzieć, że Chandler jest autorem również tej pozycji. Tę cechę odniesień intencjonalnych nazywa się często ich aspektualnością. Tego typu komplikacje nie występują w przypadku standardowych relacji. Jeśli wyższy jestem od Salmy Hayek, to jestem wyższy również od odtwórczyni roli Fridy Kahlo w filmie Julie Taymor, niezależnie od jakiejkolwiek mojej wiedzy na ten temat.
Reprezentacje
Standardowym rozwiązaniem wskazanych trudności jest wprowadzenie bytów zapośredniczających. W myśl tej koncepcji odniesienie intencjonalne nie jest już traktowane jak standardowa relacja między podmiotem a tym, co zdroworozsądkowo traktujemy jako przedmiot, lecz jako struktura trójczłonowa. Przyjmuje się, że jeśli podmiot A intencjonalnie odnosi się do przedmiotu B, to czyni to zawsze „za pomocą” pewnego bytu pośredniczącego C, który nazwać możemy „reprezentacją”.
Taki schemat pozwala uporać się z trudnościami egzystencjalnej indyferencji oraz aspektualności. Jeśli chodzi o tę pierwszą, to w przypadku, gdy myślimy, dajmy na to o jakiejś postaci literackiej, przedmiot naszych myśli wprawdzie nie istnieje, ale istnieje reprezentacja, „za pomocą której” odnosimy się do owej postaci. Co zaś do aspektualności, to wystarczy przyjąć, że nasze reprezentacje zawierają jedynie część charakterystyk przedmiotu odniesienia. Odwołując się do klasycznego przykładu Gottloba Fregego, reprezentacja „Gwiazda Poranna” zawiera w sobie jedynie charakterystykę: „bycie najjaśniejszym ciałem niebieskim na porannym niebie”, reprezentacja zaś „Gwiazda Wieczorna” jedynie charakterystykę: „bycie najjaśniejszym ciałem niebieskim na wieczornym niebie”. A zatem pomimo faktu, iż reprezentacje te odnoszą się do tego samego przedmiotu (planety Wenus), z tego, że Jan myśli o Gwieździe Porannej, nie wynika, że myśli on o Gwieździe Wieczornej. Dzieje się tak dlatego, że w tych dwóch myślach używane są całkiem różne reprezentacje.
Przedmioty intencjonalne
Co najmniej spora część odniesień intencjonalnych dokonuje się w ten sposób, że podmiot określa pewne własności identyfikujące przedmiotu odniesienia (w przywołanym przykładzie Fregego były to własności bycia najjaśniejszym ciałem niebieskim na porannym niebie oraz bycia najjaśniejszym ciałem niebieskim na wieczornym niebie). Jeśli zatem chcielibyśmy ontologicznie doprecyzować trójczłonowy schemat naszkicowany powyżej, to stoi przed nami przede wszystkim zadanie wyjaśnienia, jak owe charakterystyki mogą być zawarte w bytach reprezentujących.
Najprostszym wyjaśnieniem tego mechanizmu jest koncepcja, zgodnie z którą reprezentacje posiadają żądane charakterystyki. Zgodnie z tym ujęciem jeśli myślę o centaurze, to używam przy tym reprezentacji, która egzemplifikuje własność bycia centaurem. Jeśli moje myślenie miałoby mieć przedmiot w świecie realnym, to musiałby się w nim również znaleźć obiekt, który egzemplifikowałby tę własność. Jak wiadomo, przedmiotu takiego nie ma, ale w ramach omawianego ujęcia mamy przecież jego „zastępcę”.
Tego typu przedmioty, postulowane zwłaszcza przez filozofów należących do szeroko rozumianej tradycji fenomenologicznej, zwykło się nazywać przedmiotami intencjonalnymi. Szczególnie dobrze pełnią one swoją funkcję tam, gdzie brakuje standardowego przedmiotu odniesienia, a zatem w ramach wyjaśnienia świadomego obcowania z fikcją artystyczną, halucynacji, czy też błędów poznawczych.
Nie potrzeba jednak przekonywać, że teoria taka będzie się mierzyć z gigantycznymi problemami. Przypomnijmy, że wyjściowa trudność z myśleniem o centaurze bierze się stąd, że brakuje nam tego, co zdrowy rozsądek uznałby za przedmiot odniesienia, czyli centaura. Teraz zaś proponujemy teorię, zgodnie z którą przed naszym okiem umysłu znajduje się obiekt egzemplifikujący centaurowatość, co oznacza ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że centaury… jednak są. Czy warto poważnie rozważać teorię, która prowadzi do takich paradoksów? Zastanówmy się.
Ujęcia Ingardenowskie i Meinongowskie
W literaturze spotykamy zasadniczo dwa sposoby wybrnięcia z tej opresji. Jednym z nich jest teoria postulująca alternatywny związek egzemplifikacji. Przedmiot intencjonalny używany w intencjonalnym odniesieniu do Gwiazdy Porannej jest wprawdzie najjaśniejszym ciałem niebieskim na porannym niebie, jest nim jednak w innym sensie niż sama planeta Wenus. Wenus egzemplifikuje tę cechę w sposób standardowy, podczas gdy wspomniany przedmiot intencjonalny egzemplifikuje ją w sposób zmodyfikowany. Teorie tego typu znaleźć można u Franza Brentana i Romana Ingardena, a współcześnie u Edwarda Zalty.
Innym sposobem uniku jest droga Meinongowska. Zgodnie z tym ujęciem intencjonalny centaur jest centaurem i to w absolutnie standardowym sensie. Wskazana trudność nie pojawia się zaś dlatego, że należy on do przedmiotów nieistniejących, które to, obok istniejących, znajdziemy w uniwersum Meinonga.
Jak widzimy, oba rozwiązania niosą ze sobą poważne ontologiczne koszty. Zgodnie z ujęciem Ingardenowskim obok standardowego związku egzemplifikacji musimy wprowadzić egzemplifikację zmodyfikowaną, co oznacza komplikację ontologii na bardzo głębokim poziomie. Koncepcja Meinongowska zachowuje zaś wprawdzie jednolitą egzemplifikację, w zamian za to rozszerza jednak uniwersum o obszar przedmiotów nieistniejących, co również nie dla wszystkich będzie łatwe do zaakceptowania.
Warto doczytać:
- A. Chrudzimski, Intencjonalność, w: J. Bremer (red.), Przewodnik po kognitywistyce, Kraków 2016, s. 269–319.
- M. Sendłak, Spór o przedmioty nieistniejące. Współczesne interpretacje teorii przedmiotów Alexiusa Meinonga, Warszawa 2018.
Arkadiusz Chrudzimski – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się ontologią, epistemologią, teorią intencjonalności oraz historią szeroko rozumianej tradycji brentanowskiej. Jest współwydawcą nowej edycji dzieł Brentana (Sämtliche veröffentlichte Schriften) oraz serii filozoficznej Phenomenology and Mind (obie serie w wydawnictwie De Gruyter). W czasie wolnym lubi podróżować, fotografować i słuchać muzyki.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Lubomira Platta
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj