Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 6 (60), s. 22–23. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Sedno sporu
Pozwólcie, że wyjaśnię na przykładzie sedno sporu zarysowanego w lidzie. Załóżmy, że chcę sprzedać samochód, a ktoś z was jest zainteresowany jego kupnem i pyta mnie, czy samochód ma jakąś poważną wadę. Jestem przekonany, że w samochodzie szwankuje skrzynia biegów (co jest, na potrzeby tekstu uznajmy bez zbędnych uzasadnień, poważną usterką), ale odpowiadam, że samochód działa bez zarzutu.
Teraz wyobraźmy sobie, że moja odpowiedź ma miejsce w dwóch równoległych światach. W jednym z tych światów (nazwijmy go S1) mój samochód rzeczywiście ma poważną usterkę skrzyni biegów. W drugim (S2) wcale tej usterki nie ma, skrzynia biegów działa bez zarzutów, a ja jestem błędnie przekonany o jej złym stanie. Być może faktycznie była wcześniej zepsuta, ale ktoś (bez mojej wiedzy), np. moja żona, odstawił auto do mechanika, który je naprawił. Ja, myśląc, że jest zepsute, i jednocześnie bardzo chcąc sprzedać samochód, twierdzę wbrew swojemu przekonaniu, że auto jest w dobrym stanie.
Zgodnie z tradycyjnym rozumieniem kłamstwa w obu przypadkach, S1 i S2, kłamię. Istotny jest fakt, że mówiąc coś, co – według mojego przekonania – jest fałszem, chcę zwieść inną osobę i sprawić, aby uwierzyła, że to prawda. Nie jest ważne, czy to, co głoszę, obiektywnie stanowi fałsz, czy tylko tak mi się wydaje. Liczy się to, jak sprawy wyglądają z mojej perspektywy, i moja intencja zwiedzenia kogoś za pomocą głoszenia stwierdzeń, które uważam za fałszywe. Nie wszyscy są jednak przekonani, że kłamiemy zarówno w S1, jak i S2.
Empiryczny eksperyment na temat filozoficznych intuicji
Angelo i John Turri w artykule The Truth about Lying („Prawda o kłamaniu”) twierdzą, że wykazali (przyznają jednak, że nie ponad wszelką wątpliwość, ponieważ nadal mogą się mylić), iż warunkiem koniecznym kłamania jest głoszenie obiektywnego fałszu. Prowadząc swoją argumentację, nie przedstawiają eksperymentu myślowego ani analizy pojęcia kłamstwa, ani też żadnej analizy języka, lecz prezentują dowody empiryczne (opis metodologii tych badań pominę, odsyłam czytelników do artykułu). Zgodnie z nimi większość ludzi będących kompetentnymi użytkownikami języka nie uznałaby sytuacji typu S2 za przykład kłamstwa, ponieważ osoba (w tym przypadku ja, wypowiadający się na temat mojego samochodu) mówi ostatecznie prawdę.
Owszem podejmuję próbę skłamania, ale jest to próba nieudana, ponieważ ostatecznie zamiast nakłonić kogoś do uwierzenia w fałsz, nakłaniam tę osobę do uznania prawdy. To zdanie może brzmieć jak argument filozoficzny, ale dla autorów stanowi jedynie wyjaśnienie, dlaczego przytłaczająca większość badanych nie uznała próby oszustwa, w której głosi się prawdę, za faktyczne kłamstwo.
Do dyskusji prowokuje już samo założenie, że poprawność filozoficznych twierdzeń można testować za pomocą pytania o nie „ludzi z ulicy” (nawet jeśli spełniają warunek posiadania odpowiedniego poziomu kompetencji językowej). Czy można obalić jakąś teorię filozoficzną (np. etykę kantowską) na podstawie stwierdzenia, że większość zapytanych osób się z nią nie zgadza, o ile tylko rozumieją zadane pytanie i nie zostały ukierunkowane tendencyjnością pytania (tu proszę wybaczyć niezwykłe uproszczenie i pominięcie szczegółów na temat wymogów metodologicznych tych badań)? Z pewnością w taki sposób nie obala się twierdzeń fizyki, chemii czy matematyki, a nawet historii. Dlaczego w przypadku filozofii miałoby być inaczej? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi (nie czas i miejsce na nią). Zaproponuję natomiast eksperyment myślowy, który, jak sądzę, może nam uzmysłowić, że istnieją racje, aby uznać, iż to nie Angelo i John Turri (oraz większość ich badanych) mają rację, lecz zwolennicy tradycyjnego rozumienia kłamstwa.
Eksperyment myślowy
Proponuję, abyśmy wyobrazili sobie sytuację zdrady analogiczną do kłamstwa. Pewien mąż, nazwijmy go X, znudzony swoją małżonką postanowił poszukać przygody pozamałżeńskiej. Korzystając z internetu, umówił się na randkę z pewną damą Y. Spotkał się z nią w restauracji, a następnie oboje udali się do hotelu, gdzie już ostatecznie dokonał się akt zdrady małżeńskiej. Znowu wyobraźmy sobie dwa równoległe światy S1 i S2. W S1 rzecz się ma jak w klasycznym przypadku zdrady – nic wartego opisu.
Ciekawiej jest za to w S2. Kobieta (nazwijmy ją X’), nieufająca swojemu małżonkowi, panu X, kontaktuje się z nim przez internet, udając Y – za pomocą wyrafinowanych działań (i zapewne technologii albo czarów – w końcu S2 nie musi być naszym światem, może być rzeczywistością bardziej interesującą dla czytelników literatury fantastycznej). Przychodzi jej to łatwo, ponieważ zmienia także swój wygląd. Po romantycznej kolacji (która zapewne jest taką jedynie z perspektywy pana X), oboje udają się do hotelu, gdzie po dokonaniu wiadomego aktu pani X’ odkrywa swoją tożsamość, wymawiając (a raczej wykrzykując) słowa: „Mam cię, zdrajco!”.
Czy zgodzicie się ze mną, że pani X’ ma słuszność, wypowiadając te słowa? X jest zdrajcą! Zdradził swoją żonę, chociaż w pewnym sensie nie jest to taki rodzaj zdrady, jaki sobie zaplanował! Jeśli wasza odpowiedź jest twierdząca, to czyż nie powinniśmy analogicznie ocenić sytuacji S2 z (nie)zepsutym samochodem? W przypadku zarówno próby ukrycia prawdy (która okazała się fałszem), jak i próby zdrady z osobą, która okazała się własną żoną, można mówić, że coś się nie powiodło. Niemniej jednak w obu przypadkach coś się dokonało, zrealizowana została decyzja – w pierwszym przypadku jest to decyzja, by przekonać kogoś do fałszu (przynajmniej z perspektywy podejmującego decyzję), w drugim zaś decyzja, by dokonać zdrady. Jeśli w drugim przypadku fakt, że ostatecznie zamiar się nie powiódł, nie zmienia kwalifikacji czynu jako zdrady, to dlaczego miałoby być inaczej w przypadku chęci świadomego wprowadzenia w błąd za pomocą tego, co sprawca uznał za fałsz? A może jednak się mylę? Zachęcam do dyskusji.
Warto doczytać:
- A. Turri, J. Turri, The Truth about Lying, „Cognition” 2015, Vol. 138, s. 161–168.
- A. Wiegmann, J. Samland, M. R. Waldmann, Lying Despite Telling the Truth, „Cognition” 2016, Vol. 150, s. 37–42.
Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Paulina Belcarz
Myślę, że te dylematy można rozwiązać precyzując i rozdzielając pewne kategorie myślowe, które w efekcie dają nam jasność sytuacji. Wprowadzając kategorie: prawda-fałsz oraz szczerość-kłamstwo, gdzie prawda-fałsz odnoszą się do obiektywnej rzeczywistości a prawda-fałsz do stanu umysłu i intencji mówiącego w rezultacie mamy człowieka, który kłamie w sprawie skrzyni biegów mówiąc (nieświadomie) prawdę. A w drugim obrazowym przykładzie przykład męża który zdradza żonę sypiając z nią.