Artykuł

Artur Szutta: Dobre życie w retrospekcji

dwie rozmawiające i siedzące na ławce osoby
Podobno mądrość przychodzi późno, czasem dopiero u progu śmierci. Wtedy ludzie, spoglądając wstecz i dokonując oceny swojego życia, żałują działań zarówno tych, które podjęli, jak i tych, których nie odważyli się zrealizować. Proponuję zatem eksperyment. Spójrzmy na problem dobrego życia z perspektywy rozmowy dwóch starszych panów, siedzących na ławce w parku.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2025 nr 2 (62), s. 9–11. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


W pewnym zakątku świata znajduje się piękne miasto, a w nim równie urokliwy park. Jest późne lato, dni są przyjemnie ciepłe, więc starsi ludzie chętnie spędzają czas na świeżym powietrzu. Na drewnianej ławce, otoczonej bujną zielenią, właśnie usiadło dwóch dziewięćdziesięcioletnich mężczyzn. Jeden z nich, przygarbiony, w marynarce pamiętającej lepsze czasy, z drżącymi rękami ­opartymi na laseczce, oddychał ciężko, jakby każdy oddech był walką o życie. Drugi, elegancko ubrany, z podniesioną wysoko głową – wyglądający może na 60 lub 65 lat – wygodnie oparł się o ławkę i spoglądał z uśmiechem na swojego towarzysza.

Zanim podsłuchamy ich rozmowę, powinienem powiedzieć wam kilka słów o tych panach. Nie pamiętam ich imion, więc nazwę ich na cześć filo­zofów, których poglądy wyznawali. Ten przygarbiony to Immanuel (pierwowzoru chyba nie muszę przedstawiać), a ten pełen życia to Mikołaj (od słynnego autora Księcia). Immanuel był emerytowanym nauczycielem etyki, człowiekiem uczciwym do granic możliwości, wyznającym zasadę imperatywu kategorycznego oraz prymat dobra moralnego i cnoty (dlatego nazywano go również Stoikiem) nad wszelkimi innymi dobrami, takimi jak bogactwo, sława czy kariera.

Mikołaj przez wiele lat kierował mafią, choć nikt o tym nie wiedział. Dzięki swojemu sprytowi ukrywał prowadzoną przez siebie działalność przestępczą na tyle skutecznie, że uchodził za wzorowego obywatela. Zdobył nawet zaufanie mieszkańców i został wybrany na prezydenta miasta, w którego parku właśnie się znajdujemy. Dawno temu, gdy obaj byli studentami filozofii, prowadzili zażarte debaty na temat dobrego życia. Jeden bronił życia pełnego cnoty, drugi życia pełnego sukcesów i rozważnych przyjemności (dlatego nazywano go czasem Epikurem). Po studiach ich drogi się rozeszły, by właśnie dziś znów się skrzyżować na parkowej ławce. Po krótkim przywitaniu się i chwili krępującej ciszy pierwszy odezwał się Mikołaj.

– Powiedz mi Imku, jak ci się żyło przez te wszystkie lata? Szedłeś wiernie ścieżką moralnych obowiązków i cnoty? Warto było?

Immanuel spojrzał przez chwilę na pytającego, po czym utkwił wzrok w pobliskich krzewach róż, z trudem łapiąc oddech. Jego życie nie było usłane różami. Pensja nauczycielska była mizerna, zdrowie nie dopisywało, a żona zmarła wiele lat temu podczas porodu ich jedynego dziecka. Mimo to nie poddawał się wyrokom losu. Wszystkie te nieszczęścia były zewnętrznymi przeciwnościami, którym nie pozwolił wedrzeć się do serca (a raczej do rozumu i woli). Skupiał się na zdobywaniu mądrości i wewnętrznej równowagi, z podniesioną głową znosząc życiowe trudności. Rozważając pytanie Mikołaja, uśmiechnął się i w końcu powiedział:

– Żonę miałem krótko, ale kochałem ją prawdziwie. Przyjaciół niewielu, bo niewielu potrafiło się przyjaźnić. Choć już dawno wszyscy odeszli, nasza przyjaźń i miłość były prawdziwe. Dzięki księgom obcowałem z mędrcami, więc ich również zaliczam do grona przyjaciół; a zatem w sumie miałem ich jednak wielu. To właśnie dzięki nim moje życie było wypełnione zachwytem nad dobrami, których ty, Mikołaju, nawet nie potrafisz dostrzec. Zawsze starałem się podążać drogą cnoty i mogę z czystym sumieniem spojrzeć w lustro. Dlatego na twoje pytanie, Mikołaju, odpowiem: „Warto było!”.

Mikołaj zamyślił się na chwilę, zerknął na drżące dłonie kolegi, jego bladą, wychudzoną twarz i zapytał:

– Nie bolą cię stawy, zmęczone nogi, płuca, walczące o każdy oddech? Czy nie bolała cię utrata żony? Nie żałujesz, że zmarnowałeś tyle okazji na przyjemne doświadczenia, na smakowanie wszystkich dóbr, jakie oferuje świat? Pomyśl choćby o wolności, jaką dają pieniądze. Przez te wszystkie lata byłeś uwiązany w naszym rodzinnym mieście, tej maleńkiej kropce na mapie, bo nie było cię stać na podróże. Twoi idole – Kant, Seneka i cała reszta – uwięzili cię swoimi ideami w ciasnym życiu. Dziś nawet nie stać cię na dobrego lekarza, a odżywiasz się i ubierasz raczej ubogo. Założę się, że mieszkasz w jakiejś szarej klitce, dusznej latem, a chłodnej zimą. Każdy twój krok, każdy oddech okupione są cierpieniem. Nie żyjesz – tylko powoli konasz już od wielu lat. Co dały ci twoja cnota i moralność? Poczucie wyższości? Marna to nagroda. Wyobraź sobie, że ja również mam poczucie spełnienia – bez niepotrzebnego bólu, bez rezygnacji z dóbr, którymi ty tak pogardzałeś. Owszem, kradłem i zabijałem, ale zawsze robiłem to inteligentnie – może nawet roztropnie. Dorobiłem się ogromnego majątku. Moja żona jest zawsze młoda i piękna – niewielka to cena, by wymieniać ją co dziesięć lat, bo przecież mnie na to stać. Moje ciało, dzięki majątkowi, jest w doskonałej kondycji. Nawet dziś cieszę się urokami życia – jestem wolny od bólu i trosk, prowadzę życie rentiera i szanowanego obywatela miasta. I również ze spokojem mogę spojrzeć w lustro – nie potrzeba do tego twojej cnoty, wystarczy dobra psychologia. Jedno – przyznam – nas łączy. Ja również nie gardzę mądrą lekturą i przyjaźnią z filozofami. Trzeba ich jednak właściwie dobierać. Polecam ci Machiavellego i Nietzschego zamiast twoich fałszywych mistrzów.

Szeroko uśmiechnięty Mikołaj podniósł się sprężyście, skinął głową w stronę starego znajomego i na odchodne rzucił:

– No, stary przyjacielu, na mnie pora. Mam spotkanie z piękną niewiastą przy lampce wina i menuecie Bacha. Obiecałem jej wycieczkę moim odrzutowcem do Paryża. Bywaj!

Immanuel spojrzał na oddalającego się raźnym krokiem Mikołaja. Nic nie powiedział na pożegnanie. Zanurzył się w swoich myślach – potrafił to robić mimo cierpień swojego ciała. Pochłonęła go refleksja nad tym, na czym polega dobre życie. Być może najlepiej byłoby mieć i cnotę, i zdrowie, bogactwo oraz tysiące przyjemnych doświadczeń. Ale co zrobić, jeśli dążenie do jednych uniemożliwia realizację drugich? W naszym świecie połączenie ich wszystkich wydaje się niemożliwe. Chyba że nasz obraz tego świata jest wybrakowany. Czy nie tak uważał Kant, pisząc, że cnota domaga się nagrody?


Warto doczytać:

  • I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu, tłum. J. Gałecki, Warszawa 2002.
  • N. Machiavelli, Książę, tłum. A. Sozański, Warszawa 2017.

Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.

W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Paulina Belcarz


Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy