Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 3 (27), s. 32–33. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Kiedy widzę spadający z góry głaz albo nadjeżdżające z impetem auto, odskakuję na bok, aby uniknąć zderzenia (może bowiem być ono przyczyną mojej śmierci, a przynajmniej utraty zdrowia). Oczywiście powszechne myślenie o przyczynach i skutkach jest bardziej złożone, niż to pokazują powyższe przykłady. Nie wkładamy rąk do ognia, nie zażywamy substancji uznawanych za trujące, unikamy wystawiania się na silne promieniowanie rentgenowskie. Wierzymy, że to również mogłoby być przyczyną naszej śmierci lub znacznego pogorszenia się naszego zdrowia. Chociaż te przykłady odbiegają od klasycznego przykładu „bilardowej” przyczynowości, to jesteśmy przekonani, że gdzieś na poziomie mikrocząsteczkowym jakieś małe bilardowe kulki (drgające cząsteczki, elektrony, jony etc.) przemieszczają się w przestrzeni, niszcząc newralgiczne struktury naszego ciała.
Bilardowa koncepcja przyczynowości zakłada (a przynajmniej zdaje się zakładać): a) porządek czasowy – przyczyna musi być czasowo pierwsza (a przynajmniej nie późniejsza) od swojego skutku; b) (nieco rzecz upraszczając) istnieją tylko przyczyny sprawcze – nie ma przyczyn celowych (co wynika częściowo z punktu a); c) przyczyna musi w jakiś sposób być powiązana przestrzennie ze swoim skutkiem – tzn. musi być na tyle blisko, aby mogła oddziaływać na określony stan rzeczy lub obiekt.
Co jeśli nasze myślenie o przyczynowości zawiera jakiś istotny błąd, który – niczym klapki na oczach – wypacza nasze rozumienie świata i zachodzących w nim zdarzeń? Czy mamy jakieś powody, aby tak myśleć? Może nie jest ich wiele, ale kilka przykładów można znaleźć. Jednym z nich są nasze obserwacje zjawisk kwantowych (na przykład eksperyment dwuszczelinowy lub zjawisko tzw. kwantowego splątania). Innym wydaje się być doświadczanie naszej własnej przyczynowości, gdzie przynajmniej czasami można mówić o jakichś przyczynach celowych oraz determinowaniu działań przez racje (np. kiedy przyjmujemy jakiś wniosek rozumowania – wydaje się, że dzieje się tak nie dlatego, że jakieś „mikro-kule” albo siły wywołały odpowiednie łańcuchy przyczyn i skutków w naszym mózgu, ale dlatego, że za jego przyjęciem przemawiają pewne racje, w tym zasady logicznego rozumowania). Może zatem warto zastanowić się nad jakąś alternatywną koncepcją przyczynowości?
Oto przykład, który może nie wskazuje jeszcze na właściwą alternatywę, ale pokazuje, że o przyczynach można myśleć inaczej – nazwijmy go przykładem z „gry w życie” Johna Hortona Conwaya. Przykład ten i jego filozoficzne konsekwencje zaprezentował Martin Gardner w czasopiśmie „Scientific American” w 1970 i 1971 roku. Ja przytaczam go za Danielem Dennettem. Zasadniczo gra polega na obserwowaniu włączających i wyłączających się w rytm odpowiednich taktów pikseli na ekranie komputera. Na przykład włączony piksel ma kolor niebieski, zielony, żółty, brązowy, czarny (różne kolory mogą symbolizować różny „wiek” piksela, w zależności od tego, przez jak wiele taktów jest on włączony lub „żywy”), wyłączony zaś ma kolor biały. Wszystkie zdarzenia (włączanie, zmiana koloru i wyłączanie pikseli) w tej grze determinowane są za pomocą kilku prostych komend. Stan świata gry zmienia się wraz z kolejnymi taktami wedle następującej reguły: jeśli dany (włączony lub nie) piksel otaczają dwa włączone piksele, wówczas nie zmienia on swojego stanu w następnym takcie; jeśli zaś otaczają go trzy włączone piksele, będzie on włączony, w pozostałych przypadkach piksel zostanie lub pozostanie wyłączony. Punkt wyjścia możemy arbitralnie określić, włączając wybrane przez siebie piksele. Później pozostaje nam tylko śledzić „ewolucję życia”.
Po pewnym czasie (wielu, wielu taktach) na ekranie monitora zaczynają się dziać ciekawe rzeczy. Pojawiają się różne skomplikowane konstrukcje, które „zdają się” wchodzić ze sobą w relacje przyczynowe o charakterze „bilardowym”. Zdaniem niektórych autorów, gdybyśmy dysponowali odpowiednio dużym monitorem, wyświetlającym 1013 potęgi pikseli, moglibyśmy na takiej płaszczyźnie utworzyć model uniwersalnej maszyny Turinga. Gdyby dwuwymiarowe istoty w „grze życia” miały świadomość i zdolność obserwacji otaczających ich pikselowych zdarzeń, doszłyby zapewne do przekonania, że ich świat ma charakter przyczynowy, zaś działające w nim przyczyny mają charakter bilardowych kul. My wiemy, że to byłoby jednak złudzenie, bo rzeczywiste determinanty tego świata „leżą” całkiem gdzie indziej.
A jeśli nasz świat jest tylko pewną wersją „gry w życie”?
Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Ilustracja: Zuzanna Bołtryk
Skomentuj