Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2022 nr 4 (46), s. 19–21. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Krótka podróż po wybranych językach
Zacznijmy od samego słowa „państwo”. Ten polski termin pochodzi od słowa „panować”, z którym wiąże się nasze grzecznościowe „pan”. Panować to władać, mieć władzę. Czyli państwo to coś powiązanego z władaniem. Nie przypadkiem staropolskim synonimem słowa „pan” jest „władyka”, ten, który włada (panuje) określonymi ziemiami (lub ludźmi zamieszkującymi te ziemie).
Podobnie rosyjskie słowo oznaczające państwo госудáрство (gosudarstwo) pochodzi od rzeczownika госудáрь (gosudar), który z kolei pochodzi od госпóдь (gospod). Możemy je kojarzyć z polskim „gospodarzem”, ale oznacza ono pana, a odnosi się także do Boga. Inny ciekawy termin z języka rosyjskiego oznaczający państwo to держава (dierżawa), coś, co władca dzierży w ręku. Władać mieczem można, dzierżąc go w ręku. Wówczas jest on (miecz) jakby przedłużeniem naszej ręki, posłusznie realizującym naszą wolę.
Odniesienie do panowania (czy władzy) znajdziemy też w chińskim uproszczonym znaku 国 (guó), choć już nie w tradycyjnym 國. Wspólny element tych znaków – 口 oznacza wyznaczone granicami terytorium, jednak w pierwszym wewnątrz znajduje się symbol króla dzierżącego berło (a właściwie jadeitowy kamień będący symbolem władzy). W znaku tradycyjnym natomiast wewnątrz znajduje się piktogram zamkniętego terytorium strzeżonego przy pomocy halabardy. Jakże inne mamy tu zatem rozumienie państwa. Zauważmy, że znak uproszczony został wprowadzony w czasach rządów komunistycznych, zaś znak tradycyjny sięga głębiej w przeszłość chińskiego języka (i chińskiego rozumienia świata).
Ciekawe, że angielskie state, włoskie stato, francuskie etat czy hiszpańskie estado kierują naszą uwagę na pewną ustanowioną strukturę, organizację polityczną, a nie władanie. Niemniej samo już słowo power (włos. potere, fr. pouvoir, hiszp. poder) oznaczające władzę przypisywaną państwu w tych językach odnosi się do mocy lub potęgi. W takim rozumieniu władza oznacza zdolność do sprawiania, aby inne osoby wykonywały wolę tego, który tę władzę posiada.
Władza prawomocna
Można sobie jednak zadać pytanie, czym różni się władza reprezentujących państwo polityków (lub urzędników) od władzy przypadkowego człowieka przystawiającego nam broń do skroni. Jeśli przyjmiemy znaczenie władzy zaproponowane powyżej, czyli ograniczające się do wskazania możliwości wpływu na innych, trudno jest wykazać zasadniczą różnicę między rządzącymi państwem a samozwańczymi uzurpatorami. Przecież i w jednym, i w drugim przypadku można mówić o wiszącej w powietrzu groźbie bezpośredniego przymusu (lub sankcji) w razie nieposłuszeństwa.
Otóż różnica polega na tym, że rządzący państwem są uprawnieni do wydawania poleceń, mają legitymację do sprawowania władzy. Co jest źródłem tego uprawnienia? Zdaniem zwolenników kontraktualizmu – za którego pierwszych proponentów można uważać Tomasza Hobbesa (zob. s. 9 tego numeru) czy Johna Locke’a (zob. s. 10 tego numeru) – prawomocna władza opiera się na obywatelskim kontrakcie, czyli zgodzie obywateli. Nie musi to być zgoda wyrażona wprost, wystarczy, że zamiast opuszczać dane państwo, decydujemy się w nim pozostać. Nasza decyzja dalszego zamieszkiwania danego kraju (czy raczej terytorium danego państwa) może zostać zinterpretowana jako obietnica posłuszeństwa jego władzom.
Problem z taką odpowiedzią polega na tym, że nie zawsze mamy możliwość autentycznego wyboru między wyjazdem a pozostaniem w danym kraju. Ponadto dlaczego mielibyśmy się godzić na taką interpretację naszego zachowania? Pewnym rozwiązaniem problemu wyrażenia zgody jest angażowanie obywateli w wybory parlamentarne czy referenda. Uczestnictwo w takich przedsięwzięciach może być rozumiane jako wyrażenie zgody na stanowiące wynik procedur demokratycznych prawa. Te zaś mogą nas już prawomocnie zobowiązywać do określonych zachowań.
Powyższe rozwiązanie jednak również nie jest satysfakcjonujące. Po pierwsze, nadal możemy zrezygnować z uczestnictwa w podejmowaniu kolektywnych decyzji, a mimo to będziemy przymuszani do posłuszeństwa prawom i decyzjom rządzących. Po drugie, niektórzy, np. obcokrajowcy, nie mają nawet prawa uczestnictwa w wyborach i referendach, a są obligowani do posłuszeństwa.
Można jeszcze argumentować, że prawomocna władza opiera się na zgodzie w tym sensie, że dopuszcza możliwość obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jeśli rezygnujemy z tej możliwości, to znaczy, że wyrażamy zgodę na określone rządy. Problem w tym, że jeśli nie uciekamy się do nieposłuszeństwa np. ze strachu, z braku świadomości, że istnieje możliwość protestu, albo też po prostu mamy ograniczone możliwości działania, nasz brak nieposłuszeństwa nie stanowi de facto zgody. Prawomocna władza zdaje się zatem domagać czegoś jeszcze.
Auctoritas
W języku angielskim zachował się jeszcze jeden termin oznaczający władzę. Jest nim słowo authorities wywodzące się od łacińskiego auctoritas. Hannah Arendt (zob. s. 13 tego numeru) w eseju What is Authority? wyjaśnia, że termin ten o znaczeniu przeciwstawnym do znaczenia słowa potestas (władza jako moc) pochodzi od czasownika augeo („zwiększać”, „wzrastać”), który oznaczał doskonalenie fundamentu kultury, czyli zapewne tradycji i instytucji ustanowionych przez wielkich ojców założycieli Rzymu. Jednym z odcieni znaczeniowych auctoritas, w świetle słów Arendt, jest autorstwo, bycie budowniczym czegoś nowego, założycielem. Władze Republiki Rzymskiej czerpały swoje uprawomocnienie (albo lepiej autorytet) z tego, że strzegły i rozwijały porządek ustanowiony przez przodków.
Wydaje się, że szacunek starożytnych Rzymian dla tych, którzy byli auctores, jest pokrewny szacunkowi, jaki odczuwają osoby kultywujące tradycję. Szacunek ten przechodzi również na tych, którzy są tej tradycji świadkami, łączą teraźniejszość z przeszłością, czyli na ludzi starszych lub posiadających stosowną wiedzę. Od powyższej myśli już tylko jeden krok do ujęcia współczesnego znaczenia słowa „autorytet”, którym dzieci (przynajmniej w teorii) obdarzają rodziców i dziadków, uczniowie nauczycieli, zwykli ludzie mędrców.
Jak przywrócić poczucie autorytetu?
Jak pisze Arendt, autorytet domaga się posłuszeństwa, ale wyklucza stosowanie zewnętrznego przymusu. Jeśli ktoś musi uciekać się do przymusu, aby zapewnić sobie posłuszeństwo, oznacza to, że nie ma autorytetu. Polityczny autorytet (to już za innym filozofem, Davidem Estlundem) jest władzą moralną. Oznacza, że polecenie wydane przez osobę posiadającą autorytet generuje moralny obowiązek posłuszeństwa.
Czy odwołanie się do autorytetu rozwiązuje problem prawomocności władzy? Niekoniecznie. Autorytet sam potrzebuje jakiegoś oparcia, uzasadnienia. Nie możemy dziś wrócić do czasów, w których szacunek dla tradycji był czymś oczywistym, a sam fakt posiadania siwych włosów budził respekt i dawał (przynajmniej w punkcie wyjścia) prawo do bycia autorytetem. Poza tym, czy sam siwy włos rzeczywiście daje automatycznie komuś prawo do formułowania poleceń? Nie wystarczy też odwołanie się do wiedzy eksperckiej lub cnoty. Fakt, że ktoś wie lepiej ode mnie, jak powinienem żyć, nie daje tej osobie prawa do wydawania mi poleceń, a mnie obowiązku posłuszeństwa.
Ważne jest, abyśmy umieli rozpoznać ludzi, którzy zasługują na autorytet, i uznać ich za takich. Takie osoby muszą też realnie istnieć. W dzisiejszych czasach autorytety nie mają dobrej prasy (być może i słusznie). Jednak jeśli chcemy uniknąć życia w państwie, którego władza opiera się jedynie na przymusie i iluzji zgody, powinniśmy zadbać o kształcenie samych siebie i kolejnych pokoleń tak, aby zarówno ludzi zdolnych do słuchania autorytetów, jak i tych, którzy na autorytet zasługują, nie zabrakło. W końcu, jak powiedział Arystoteles, dobry obywatel to taki, który potrafi rządzić oraz potrafi słuchać.
Warto doczytać
- H. Arendt, What is Authority?, [w:] taż, Between Past and Future, New York 1961, s. 91–142.
- H. Arendt, Authority in the Twentieth Century, „The Review of Politics” 1956, nr 18.
- P. Dunleavy, Państwo, [w:] Przewodnik po współczesnej filozofii politycznej, R.E. Goodin i P. Pettit (red.), tłum. C. Cieśliński, M. Poręba, Warszawa 1998, s. 777–790.
- D. Estlund, Democratic Authority. A Philosophical Framework, Oxford 2007.
- Arystoteles, Polityka, tłum. L. Piotrowicz, [w:] tegoż, Dzieła wszystkie, t. 1, Warszawa 2003.
Artur Szutta – filozof, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego, specjalizuje się w filozofii społecznej, etyce i metaetyce. Jego pasje to: przyrządzanie smacznych potraw, nauka języków obcych (obecnie węgierskiego i chińskiego), chodzenie po górach i gra w piłkę nożną.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Mira Zyśko
Skomentuj