Fragment z klasyka

Arystoteles: Los Priama

Najważniejszym zagadnieniem, które podejmuje w Etyce nikomachejskiej Arystoteles, jest – jak zdążyliśmy się już przekonać – szczęście. Szczęście ma jednak wiele aspektów, a jednym z nich jest jego relacja do dóbr zewnętrznych, takich jak rodzina i bogactwo. Arystoteles rozważa ten temat na przykładzie nieszczęść, które dotknęły u schyłku życia rozumnego i cnotliwego władcę Troi, króla Priama. To jego syn, Parys porwał piękną Helenę, wywołując w ten sposób wojnę trojańską..

Tekst ukazał się w Sokrates i syreny. 55 podróży filozoficznych po świecie podksiężycowym i nadksiężycowym, s. 99–101. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Czyż więc też nikogo innego z ludzi nie należy nazywać szczęśliwym, póki żyje, lecz trzeba – w myśl powiedzenia Solona – baczyć na koniec? Jeśliby jednak nawet zgodzić się na to, to czyż istotnie człowiek jest szczęśliwy wtedy, kiedy umarł? Czy też raczej jest to zupełną niedorzecznością, zwłaszcza na stanowisku tych, którzy nam mówią, że szczęście jest pewnym rodzajem działania? Jeśli zaś nie nazywamy zmarłego szczęśliwym – a i Solon tego nie chce, lecz sądzi tylko, że wówczas dopiero można z pewnością uważać człowieka za szczęśliwego, jako że znajduje się już poza obrębem nieszczęść i niepowodzeń – to i to stanowisko budzi pewne wątpliwości, zdaje się bowiem, że jakieś dobro i zło istnieje i dla zmarłego, skoro przecież istnieje i dla kogoś, kto żyje wprawdzie, lecz nie uświadamia ich sobie; [tu należą] np. zaszczyty i niesława lub pomyślność i niepowodzenia dzieci czy potomków w ogóle. Ale i to nie jest wolne od trudności. Bo kto miał życie szczęśliwe aż do starości i podobną też śmierć, może doznać jeszcze wielu zmian dotyczących jego potomków; jedni z nich mogą być dzielni i może im przypadać w udziale życie, na jakie zasłużyli, a inni – przeciwnie; jasne więc, że różne mogą być stosunki, w których pozostają do swych przodków, zależnie od sposobu, w jaki od nich odbiegają; niedorzeczne byłoby tedy przypuszczenie, że zmarły zmienia się wraz z nimi i staje się na przemian już to szczęśliwy, już to znowu nieszczęśliwy; ale równie niedorzeczne byłoby też zaprzeczenie, jakoby los potomków miał jakiś wpływ, chociażby tylko przez pewien okres czasu, na szczęśliwość [zmarłych] przodków.

Ale trzeba nam wrócić do poprzedniej trudności; może bowiem dzięki jej rozważaniu znajdzie się odpowiedź i na obecne pytanie. Jeśli więc należy baczyć na koniec i wtedy dopiero nazywać każdego szczęśliwym, nie jakoby obecnie był szczęśliwy, lecz dlatego, że był nim przedtem, to czyż nie jest niedorzecznością, że wówczas, kiedy jest szczęśliwy, ma sąd przypisujący mu cechę, która mu istotnie przysługuje, nie być prawdziwy, dlatego że z uwagi na [możliwe] zmiany nie chce się żyjących nazywać szczęśliwymi i że uważa się szczęście za coś trwałego i za coś, co wcale niełatwo ulega zmianom, gdy tymczasem losy jednego i tego samego człowieka często kołem się toczą? Jasną bowiem jest rzeczą, że gdybyśmy się kierowali kolejami losu, nazywalibyśmy nieraz tego samego człowieka już to szczęśliwym, już to nieszczęśliwym, czyniąc z osobnika szczęśliwego coś na kształt „kameleona i człowieka, którego szczęście na kruchych jest oparte podstawach”. A może jest rzeczą zgoła niesłuszną kierować się kolejami losu? Nie w nich przecież tkwi dobro i zło, lecz potrzebne są – jak o tym była mowa – w życiu ludzkim tylko jako dodatek, rozstrzyga natomiast o szczęściu działanie zgodne z nakazami dzielności, przeciwne zaś jej działanie – o nieszczęściu.

Poruszona ostatnio trudność przemawia również za naszym określeniem szczęścia. Nic bowiem z tego, co człowiek czyni, nie ma takiej trwałości jak działanie zgodnie z nakazami dzielności, wszak zdaje się ono być trwalszym nawet od wiedzy zawartej w naukach. Spomiędzy zaś rodzajów tego działania te, które najwyżej stoją, zdają się być najtrwalsze, ponieważ życie ludzi szczęśliwych upływa przede wszystkim na ich nieprzerwanym spełnianiu; dzięki temu – jak się zdaje – nie ulegają one zapomnieniu. Człowiek tedy szczęśliwy posiadać będzie tę cechę, o której mowa, i będzie szczęśliwy przez całe życie; zawsze bowiem lub nade wszystko będzie w swym postępowaniu i w swych dociekaniach teoretycznych w zgodzie z wymogami dzielności, a zmiany losu znosić będzie w sposób najszlachetniejszy i ze wszech miar odpowiedni jako prawdziwie dzielny człowiek „o niewzruszonych zasadach, bez przygany”.

Spośród wielu rzeczy, które są dziełem przypadku, a różnią się między sobą tym, że jedne są ważniejsze, a inne mniej ważne, drobne powodzenia, a podobnie i drobne niepowodzenia, nie mają, rzecz jasna, wybitniejszego wpływu na życie; różne natomiast rzeczy ważne mogą – jeśli wypadną dobrze – uczynić życie szczęśliwszym (bo i same z natury swej przyczyniają się do okrasy życia, i sposób, w jaki się ktoś do nich odnosi, może być piękny i szlachetny), jeśli natomiast wypadną źle, zakłócają i mącą szczęście, przysparzają bowiem trosk i są przeszkodą w niejednym działaniu. Ale i poprzez takie przeciwności prześwieca blask piękna moralnego, jeśli ktoś z całym spokojem znosi rozmaite bolesne ciosy losu, nie z powodu niewrażliwości na ból, lecz dzięki usposobieniu szlachetnemu i poczuciu własnej wartości.

Jeśli jednak istotnie – jak już powiedzieliśmy – rozstrzygające dla życia jest działanie, to nikt ze szczęśliwych nie może stać się nieszczęśliwym, bo nigdy nie popełni nic haniebnego ani niegodziwego. Kto bowiem jest prawdziwie dzielny i mądry, ten – zdaniem naszym – znosi każdy los z godnością i czyni zawsze w danych warunkach to, co jest najlepsze, tak jak dobry wódz używa wojsk, które ma pod swymi rozkazami, w sposób najbardziej odpowiadający potrzebom wojny i jak szewc z powierzonych sobie skór wyrabia najpiękniejsze obuwie, i jak to czynią przedstawiciele wszystkich innych sztuk. Jeśli zaś tak, to człowiek szczęśliwy nie może wprawdzie nigdy stać się nieszczęśliwym, ale i najwyższej szczęśliwości nie zazna, o ile spotka go los Priama. Nie jest jednak na przemian raz jednym, raz drugim i niełatwo podlega zmianom: niełatwo bowiem i nie byle jakie niepowodzenia wytrącą go ze stanu szczęśliwości, lecz chyba ciężkie i rozliczne; po ich doznaniu zaś nierychło może wrócić do owego stanu, lecz jeśli w ogóle, to po upływie jakiegoś bardzo długiego czasu, w którym dane mu będzie przeżyć rzeczy doniosłe i piękne.

Cóż więc stoi na przeszkodzie w nazwaniu szczęśliwym tego, kto działa w sposób zgodny z najdoskonalszą formą dzielności i jest dostatecznie wyposażony w dobra zewnętrzne, i to nie w dowolnym okresie czasu, lecz przez całe długie życie? Czy też należy dodać: „o ile będzie tak żył w przyszłości i w odpowiedni też sposób życie zakończy” – skoro przecież nie znamy przyszłości, a szczęście uważamy za cel i za coś ze wszech miar zupełnie doskonałego? Jeśli zaś tak, to szczęśliwym nazwiemy tych spośród żyjących, którym wyżej wspomniane cechy przysługują obecnie i przysługiwać będą w przyszłości – szczęśliwymi w tej mierze, w jakiej mogą nimi być ludzie.

Przełożyła Daniela Gromska


Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy