Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 2 (8), s. 48. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Przede wszystkim – reakcja, a właściwie brak reakcji świadków. Większość z nich w pierwszej chwili sądziła, że ma do czynienia z performance’em. Jedna z obecnych na wystawie artystek do tego stopnia uległa tej iluzji, że nawet kiedy zobaczyła krew, w pierwszym odruchu uznała, że musi być ona sztuczna. To tylko jeden z najbardziej radykalnych i najświeższych przykładów podobnych zajść, których historia zna całkiem sporo. O śmierć otarł się przez nieporozumienie Salvador Dali. Mając na głowie dźwiękoszczelny hełm płetwonurka, zaczął podczas jednego z publicznych wystąpień machać gwałtownie rękami i stroić głupie miny. Rozbawieni widzowie myśleli, że malarz żartuje, podczas gdy on dusił się z powodu braku tlenu. Dopiero gdy surrealista był bliski omdlenia, zorientowano się, że coś jest nie tak, i rzucono się mu na ratunek, uwalniając z kombinezonu w ostatnim momencie.
Teraz spróbujmy uogólnić problem, by móc rozważyć go na gruncie filozoficznym. Otóż wydaje się, że człowiek potrafi rozmaicie interpretować docierające do niego informacje w zależności od szeroko rozumianego kontekstu. Jeśli posiadamy pewne wyobrażenie o tym, czym jest sztuka (a zwłaszcza sztuka współczesna), jeżeli wybieramy się w pewne miejsce, w którym spodziewamy się sztukę zobaczyć, i jeśli jesteśmy w takim miejscu świadkami pewnych niekonwencjonalnych zdarzeń – to na mocy tego, co w filozoficznym żargonie moglibyśmy nazwać konwencją poznawczą, uznajemy, że rzeczy, których jesteśmy świadkami, właśnie są sztuką.
Możemy też odwrócić sytuację i zapytać, co byłoby w przypadku, gdy oglądalibyśmy rzecz za dzieło sztuki powszechnie uznaną, nie mając o tym najmniejszego pojęcia. Taka sytuacja zachodzi znacznie częściej: wystarczy wspomnieć choćby głośne zdarzenie z 2001 roku, kiedy to w jednej z włoskich galerii wystawowych prace słynnego brytyjskiego artysty współczesnego, Damiena Hirsta, zostały przez pomyłkę wzięte za śmieci przez ekipę sprzątającą i usunięte z przestrzeni ekspozycyjnej.
Z tych dwóch scenariuszy ten, w którym nie uznajemy za sztukę czegoś, co jako dzieło sztuki zostało stworzone, wydaje się dla filozofii bardziej trywialny: wystarczy powiedzieć, że pewna rzecz nie mieści się w definicji, którą przyjęliśmy. Co jednak w wypadku, kiedy definicja prowadzi nas na manowce i każe uznać za przejaw czyjegoś celowego działania artystycznego (czymkolwiek by ono było) coś, co nim nie było? Tu odpowiedź będzie bardziej złożona, a przede wszystkim pokazująca, że z pozoru błahe pytanie o to, czym jest sztuka, może okazać się sprawą życia i śmierci. Dlatego dobrze będzie przyjrzeć mu się w kolejnych numerach „Filozofuj!”.
Beniamin Bukowski – student II roku studiów II stopnia filozofii i historii sztuki w ramach MISH UJ i V roku reżyserii dramatu w PWST w Krakowie. W filozofii zajmuje się estetyką i amerykańskim pragmatyzmem. Strona internetowa: zszafy.wordpress.com.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska. W pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.
Skomentuj