Felieton Niepotrzebne skreślić

Błażej Gębura: As w rękawie

blazej 04 felieton
Przekonanie, że XX wiek da się podsumować za pomocą jednej błyskotliwej anegdoty wydaje się niezwykle naiwne. Nikt nie powinien nawet o tym marzyć, bo nie można przecież mieć w zanadrzu tak mocnych kart. Chyba że ktoś w ogóle nie przejawia takich ambicji, jest jednym z najwybitniejszych kompozytorów ubiegłego stulecia, a w muzyce najbardziej interesują go te dźwięki, które rozbrzmiewają gdzieś na granicy słyszalności. Jeśli tym kimś jest Morton Feldman, to ów niemożliwy projekt może się udać.

Jego kompozycje takie jak „The Viola In My Life”, gdzie w niezwykle powściągliwy sposób robi się użytek z orkiestry, zaskakująco melodyjna „Samoa” czy „Madame Press Died Last Week At Ninety” legitymująca się charakterystycznym, uporczywie powracającym motywem, a także utwory inspirowane malarstwem Willema De Kooninga i Philipa Gustona pozostawiają po sobie wrażenie obcowania z czymś, czego nie można powtórzyć. Przychodzą mi również na myśl jako pierwsze, gdy zadaję sobie pytanie o najbardziej adekwatną ścieżkę dźwiękową do tej dziwnej mieszaniny zła, tryumfu i przypadku, którą zwykło się określać mianem „najkrótszego stulecia”. Przy okazji jednak Feldman zrobił coś jeszcze, coś, czego nikt rozsądny nie powinien wymagać od kompozytora: za pomocą zapisu innego niż nutowy powiedział coś naprawdę intrygującego. Zdając relację ze swojego życia w Nowym Jorku, pisał:

Mój nauczyciel Stefan Wolpe był marksistą i uważał, że moja muzyka jest zbyt abstrakcyjna. Jego studio mieściło się na prawdziwie proletariackiej ulicy […]. Z wysokości drugiego piętra patrzyliśmy przez okno, gdy zapytał mnie: „A co z człowiekiem na ulicy?”. I właśnie w tym momencie przez ulicę przechodził… Jackson Pollock.

Pamiętam, że ta nieprawdopodobna historyjka brzmiała mi w uszach, gdy w Tate Modern zobaczyłem ogromny obraz Pollocka, który swoimi rozmiarami usuwał sąsiednie eksponaty w cień. Całkiem niedaleko zresztą wisiało sobie wspaniałe płótno Turnera przedstawiające statek wpływający do portu i Rothko, któremu Feldman również zadedykował swoją kompozycję, jak zwykle w samotności eksplorujący głębię tylko jednej barwy. W anegdocie Feldmana najbardziej uderzyło mnie to, iż w skondensowany sposób ujawnia fakt, że ubiegły wiek można uznać za konglomerat nie pasujących do siebie elementów, które nie miały prawa razem wystąpić. W świecie przepełnionym od ciężkostrawnych społecznych manifestów Pollock i Feldman, obaj korzystający w swojej twórczości z przypadku, zainteresowani tylko i wyłącznie sztuką, nie mogli się wydarzyć. A jednak.


Błażej Gębura – Doktor filozofii. Zajmuje się filozofią religii, metafilozofią i epistemologią. W wolnych chwilach rąbie drewno i nałogowo czyta powieści szpiegowskie. Hobby: pisanie i kolekcjonowanie płyt jazzowych.

Kolejny felieton z cyklu „Niepotrzebne skreślić” ukaże się za dwa tygodnie.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy