Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 4 (58), s. 13–14. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Wielość orientacji metodologicznych
Pluralizm orientacyjny to pogląd sformułowany przez Nicholasa Reschera, niedawno zmarłego amerykańskiego filozofa nauki, jako wyjaśnienie braku zgody wśród filozofów. Rescher wymienia najczęstsze typy podejść badawczych w ramach prób owego wyjaśnienia: socjologiczne, metodologiczne i eliminatywne, podkreślając jednocześnie, że żadne z nich nie stanowi prawidłowego ujęcia tego problemu. W myśl podejścia socjologicznego utrzymywanie stanu niezgody jest korzystne dla poszczególnych filozofów, gdyż dzięki niemu każdy z nich może być uznany za oryginalnego myśliciela. Ujęcie metodologiczne zakłada natomiast, że spór jest wynikiem błędu metodycznego: do tej pory filozofowie korzystali z wadliwych metod filozoficznych, przez co dochodzili do różnych wyników. W myśl zaś podejścia eliminatywnego filozofia jest zbiorem pseudoproblemów i jako taka powinna być porzucona.
Rescher twierdzi natomiast, że w filozofii mamy do czynienia z wieloma różnymi orientacjami metodologicznymi, w ramach których pojawiają się prawidłowe rozwiązania poszczególnych problemów filozoficznych. Orientacji tych nie należy traktować jako teorii czy doktryn. Orientacje metodologiczne nie zawierają tez przedmiotowych. Są one raczej wzorcami poprawności dla tez filozoficznych. Według Reschera nie istnieją w filozofii odpowiedzi, które wykraczałyby poza ramy danej orientacji metodologicznej. Nie ma więc bezwzględnie ostatecznych odpowiedzi na pytania filozoficzne, gdyż rozstrzygnięcia są zawsze zrelatywizowane do konkretnej orientacji metodologicznej, na której gruncie są formułowane. Z tego zatem punktu widzenia żadna z istniejących orientacji nie ma większej wartości niż inne. Przykładowo, jeśli fenomenolog jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, jak w akcie świadomości realizuje się percepcja dzieła sztuki, to może tę odpowiedź traktować jako ostateczną tylko w jego tradycji myślowej, ale nie jako powszechnie obowiązującą. Analogiczne stwierdzenie można byłoby sformułować w odniesieniu do pragmatysty, który dochodzi do wniosku, że dwie różne teorie metafizyczne w praktyce są tym samym. Zwolennicy innych orientacji metodologicznych nie są zobowiązani, rzecz jasna, do zaakceptowania tych odpowiedzi, a nawet nie mogą tego zrobić, bo w ten sposób postąpiliby wbrew własnej orientacji metodologicznej.
Podejście Reschera jest intelektualnie stymulujące i z pewnością do przyjęcia przez tych, których nie przeraża perspektywa nierozwiązania problemu braku zgody. Co jednak ma powiedzieć ktoś, kto nie chce zaakceptować konkluzji autora, że po prostu istnieje wiele orientacji metodologicznych, ale żadna z nich nie jest poznawczo wyróżniona? Ktoś taki może przyjąć postawę, którą nazwiemy quasi-solipsyzmem.
Problem autorytetu epistemicznego
Wróćmy na chwilę do samej kwestii braku zgody. Dlaczego jest to problem, który można traktować jako bardziej dojmujący od innych zagadek filozoficznych? Nawet jeśli przyjęlibyśmy, że sami filozofowie (tak jak sugeruje Rescher) powinni umieć z nim żyć, a wręcz się z niego cieszyć (bo gwarantuje obecność w obiegu wielu różnych orientacji metodologicznych), to powinniśmy zauważyć, iż z perspektywy jednostek niezajmujących się profesjonalnie filozofią, ale szukających odpowiedzi na określone pytania, sytuacja wygląda zgoła inaczej. Sądzę, że z punktu widzenia takiej osoby problem braku zgody to nic innego jak po prostu problem autorytetu epistemicznego, a więc tego, komu zaufać w kwestii wiedzy.
Indywidualny podmiot poznający poszukuje rozwiązania problemu filozoficznego, np. problemu statku Tezeusza, i nie znalazłszy samodzielnie rozwiązania, zwraca się po nie do globalnej społeczności filozofów. Tu czeka go jednak niemiłe zaskoczenie, gdyż okazuje się, że nie istnieje nic takiego jak powszechnie akceptowane rozwiązanie problemu statku Tezeusza. Różni filozofowie będą różnie rozwiązywali ów problem, głównie dlatego że będą reprezentować określone, najbardziej im odpowiadające orientacje metodologiczne. Nasz podmiot poznający pozostanie więc bez odpowiedzi na pytanie, kiedy wciąż mamy do czynienia z oryginalnym statkiem Tezeusza, a kiedy musimy już mówić o jakimś innym, nawet jeśli jest łudząco podobny do okrętu, którym ateński heros wpłynął do portu w celu dokonania napraw.
Zwróciwszy się do ekspertów w zakresie filozofii, podmiot poznający otrzymał jedynie paletę możliwych rozwiązań. Dość powiedzieć, że w takiej sytuacji równie dobrze można byłoby rzucić monetą. A stwierdzenie, że jest wiele odpowiedzi i że wszystkie są równie dobre, że nie ma żadnej wyróżnionej, może być uznane przez podmiot poznający za unik, za odmowę podania odpowiedzi. W tym momencie warto rozważyć zalety quasi-solipsyzmu.
Czy rozwiązaniem może być quasi-solipsyzm?
Na czym miałaby polegać postawa quasi-solipsyzmu? Zanim odpowiemy na to pytanie, powiedzmy sobie, czym ona nie jest. Quasi-solipsyzm nie jest ani solipsyzmem metafizycznym, ani epistemologicznym. Można więc przyjąć to stanowisko i w ogóle nie rozstrzygać o tym, czy którakolwiek z wersji właściwego solipsyzmu jest prawdziwa bądź fałszywa. Quasi--solipsyzm jest w tej kwestii neutralny i ma polegać na uprawianiu filozofii w taki sposób, aby pomijać w uzasadnianiu aspekt personalny i instytucjonalny – w takim stopniu, w jakim się da. Quasi-solipsysta nie będzie brał za dobrą monetę samego faktu istnienia innych filozofów czy gremiów filozoficznych, które inaczej rozwiązują dany problem filozoficzny, niż robi to pojedynczy podmiot poznający. Nie przerazi go też fakt istnienia wielu różnych orientacji metodologicznych, gdyż będzie domagał się uzasadnienia mocnej tezy, że wszystkie orientacje metodologiczne są poznawczo równoważne.
Na quasi-solipsyście nie robi żadnego wrażenia to, że inne podmioty poznające wygłaszają odmienne werdykty filozoficzne. Sam fakt zachodzenia braku zgody nie powstrzymuje zwolennika naszego stanowiska od filozofowania. Quasi-solipsysta zachowuje się tak, jakby w całym kosmosie istniał tylko on mierzący się z wybranym problemem filozoficznym. Jedyne, co musi brać pod uwagę, to argumenty, zarzuty, uzasadnienia, które – tak się składa – najczęściej wygłaszają inne podmioty poznające.
Quasi-solipsysta przyjmuje, że społeczna scenografia filozofii jest właśnie jedynie scenografią, tłem, którego wygląd nie rozstrzyga o tym, jakie odpowiedzi filozoficzne są trafne, a jakie nie. Quasi-solipsyzm wyraźnie podkreśla i uznaje za atut okoliczność, że filozofię zawsze uprawia się w pojedynkę. Każdy podmiot angażujący się filozoficznie bierze na siebie odpowiedzialność rozstrzygnięcia, jak się sprawy mają – w świetle dostępnych danych. Każdy filozof jest – albo powinien się stać – quasi-solipsystą.
Warto doczytać:
N. Rescher, Philosophical Disagreement. An Essay Towards Orientational Pluralism in Metaphilosophy, „The Review of Metaphysics” 1978, vol. 32, no. 2, s. 217–251.
Błażej Gębura – pracuje w Katedrze Teorii Poznania na Wydziale Filozofii KUL. Interesuje się głównie epistemologią, metafilozofią i filozofią religii. W wolnych chwilach pisze, nałogowo pochłania powieści szpiegowskie i chodzi na spacery z piątką swoich psów: Ateną, Herą, Puszenką, Hermesem i Aresem. Sprawuje również opiekę nad Normą (Felis catus).
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Agnieszka Zaniewska
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Solis ipse.
Tylko jedno.
Jest taki film pt. “Ostatni Samuraj”.
W tym filmie cytuje “czy jeszcze są potrzebni?” Odpowiedź: “Nigdy nie byli bardziej potrzebni”.