Felieton Niepotrzebne skreślić

Błażej Gębura: Krytyka nikomachejska

luneta
Niewiele rzeczy irytuje mnie bardziej, jak rytualne narzekania na to, że wszystko już było, no może poza felietonistami, którzy myślą, że kogoś w ogóle obchodzi, co ich denerwuje. Jasne, świat to bardzo małe polis i prawie wszyscy nawzajem znamy swoje kwestie na pamięć. Jednak każdy, kto myśli w ten sposób, na własne życzenie pozbawia się łatwej rozrywki. Powinien przecież wziąć pod uwagę przynajmniej jeden czynnik, który sprawia, że mimo wszystko ciągle doświadczamy czegoś nowego. Tak, mam na myśli ludzką ignorancję. Powitajmy ją gorąco, jest tutaj z nami!

Gdy pracowałem kiedyś w bibliotece, czas upływał mi na przeglądaniu i odkładaniu dla siebie „na później” książek, których nigdy nie przeczytałem. Mniejsza o tytuły, bo i tak bym się nie przyznał. Największą atrakcję i urozmaicenie wśród serii tych pustych godzin bez wątpienia stanowiły wizyty osób, które chciały wypożyczyć nieistniejące książki. Calvino i Eco pewnie byliby zachwyceni, gdyby usłyszeli, że ktoś chętnie przeczytałby Krytykę nikomachejską (sic!). Ja, gdy znalazłem się w takiej sytuacji, odpowiedziałem, zresztą zgodnie z prawdą, że tej pozycji nie ma na stanie, a w obliczu pytania, na jak długo ktoś ją wypożyczył, starałem się nadać mojej twarzy dostatecznie zagadkowy wyraz. Taka sytuacja musiałaby się zresztą powtórzyć przy każdej desperackiej próbie zdobycia przez czytelników egzemplarza Monadologionu albo Badań dotyczących tłumu ludzkiego. Gdyby ktoś dalej nalegał, to pewnie powiedziałbym coś w stylu, że biblioteki są dramatycznie niedofinansowane. 


Inaczej było z tymi, którzy szukali konkretnej książki, nie znając tytułu ani nawet autora. Gdy przyznawałem, że w tej sprawie nie potrafię im pomóc, każda z takich osób szybko dochodziła do wniosku, że zgromadzony na uginających się półkach księgozbiór jest niepełny. W ramach zadośćuczynienia za ten rażący brak profesjonalizmu często miałem ochotę zaproponować losowo wybraną pozycję autorstwa Hegla albo Heideggera jako lekką i przyjemną lekturę na słoneczny weekend. Było zresztą widać, że czytelnik nie chce opuścić biblioteki z pustymi rękami, bo oznaczałoby to, że wrócił na tarczy. Wahałem się, co zrobić, bo stawką była moja kondycja moralna. Wtedy jednak zawsze odzywał się mój osobisty daimonion i stanowczo odradzał tak brutalne zagranie, co unieważniało problem dręczących wyrzutów sumienia i trudności ze spojrzeniem w lustro. 


Pewnego razu w innej bibliotece chciałem wypożyczyć sobie kilka książek, ale zapomniałem hasła, które należało podać przy zamówieniu. Próbowałem sobie je przypomnieć, bo byłem pewien, że wybrałem takie, które musi coś znaczyć. Z góry wykluczyłem krainy geograficzne, nazwy szkół filozoficznych i daty urodzin. Czułem już, że to słowo mam na końcu języka, jednak zdegustowany stanem mojej pamięci bibliotekarz nie dał mi żadnych szans na to, żebym mógł się zrehabilitować. Spojrzał na mnie i powoli powiedział: „Pańskie hasło brzmi: Borges”. Zrozumiałem wtedy, że chciał mi przekazać coś zupełnie innego, coś, co wszyscy przeczuwaliśmy od początku. Biblioteka jest nieskończona.


Błażej Gębura – Doktor filozofii. Zajmuje się filozofią religii i metafilozofią. W wolnych chwilach rąbie drewno i nałogowo czyta powieści szpiegowskie. Hobby: pisanie i kolekcjonowanie płyt jazzowych.

Kolejny felieton z cyklu „Niepotrzebne skreślić” ukaże się za dwa tygodnie.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy