Felieton Niepotrzebne skreślić

Błażej Gębura: (Orwellowski) zawrót głowy

vertigo
Z góry wiadomo, że każdy ma swój osobisty phobos, który bardzo łatwo uruchomić, jeśli tylko trafią się sprzyjające warunki. Jeśli chodzi o mnie, to wystarczy, że zobaczę szczyty masztów radiowych i z miejsca tracę grunt pod nogami. Można więc po prostu nie lubić wysokości, choć nie ma to nic wspólnego ze sprzeciwem wobec monarchii.

Kilka lat temu miałem przejściowe problemy ze wzrokiem. Podczas rozmowy z okulistką, gdy stwierdziłem, że dolegliwości pojawiają się, gdy patrzę w dal, usłyszałem: „Może pan ją po prostu trochę przecenił?”. Od razu pomyślałem wtedy o Berkeleyu i fragmencie Traktatu, w którym można przeczytać, że: „gdy za sprawą idei wzrokowych postrzegamy odległość i rzeczy umiejscowion[e] w pewnym dystansie, to owe idee nie sugerują nam ani nie narzucają myśli o rzeczach rzeczywiście istniejących w pewnym oddaleniu, lecz jedynie pouczają nas o tym, jakie idee dotyku zostaną wzbudzone w naszych umysłach w takich to a takich odstępach czasu i w rezultacie takich, a nie innych czynności”. Cóż z tego, że przepaść, w którą właśnie spadam, naprawdę nie istnieje, skoro moje doznania, charakterystyczne dla upadku z dużej wysokości, będą dokładnie takie, jak spodziewają się ludzie nieprzyznający się do idealizmu à la Berkeley? Można zauważyć, idąc za chwytliwym reklamowym sloganem: „Jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać”?

Kolejną nieskuteczną próbę oswajania lęku wysokości można znaleźć oczywiście u Williama Jamesa. Doceniam optymistyczne przesłanie przykładu z Prawa do wiary, w którym mowa o wspinaczu powoli osuwającym się ze skały, odrzucam jednak opisaną w nim sekwencję wydarzeń i nieszczęśliwie dobraną scenografię. Mam wiele szacunku do pragmatyzmu i postawy przekuwania słabości w atut, ale sformułowaną wprost zachętę do skoku bez kalkulacji traktuję jako zwykłą prowokację. Być może jest tak dlatego, że całe życie prześladuje mnie ten sam sen. Z powodów, które nigdy nie są jasne, jestem zmuszony do poruszania się po nieprzyzwoicie wysokich budynkach i konstrukcjach, których stabilność pozostawia wiele do życzenia. Wbrew Jamesowi po prostu nie chcę znowu zastanawiać się, co powinienem zrobić w sytuacji, gdy pod sobą będę miał przepaść. Wystarczy, że gdziekolwiek wyjeżdżam, to ktoś zawsze przypomina mi: „Nie zapomnij odwiedzić wysoko położonego punktu widokowego i zrobić zdjęcia całej panoramy miasta. To chyba żaden problem?” (sic!).

Niedawno minęło siedemdziesiąt lat od śmierci George’a Orwella. Żeby wyraźnie powiązać go z tematyką tego felietonu, trzeba przyjrzeć się budynkowi Senate House Library, który, choć mierzy tylko 64 metry, góruje nad zabudową londyńskiego Bloomsbury. W czasie drugiej wojny światowej mieściło się w nim Ministerstwo Informacji. Orwell, bazując na wspomnieniach swojej żony Eileen, która pracowała w tamtejszym Wydziale Cenzury, uczynił ten budynek modelem dla Ministerstwa Prawdy z Roku 1984. Nie trzeba się zbytnio wysilać, żeby dostrzec ironię w fakcie, że dzisiaj znajduje się tam biblioteka Uniwersytetu Londyńskiego z obszernym filozoficznym księgozbiorem. Trudno przewidzieć, jak tę okoliczność skomentowałby sam Orwell, gdyby był tutaj z nami. Może wspomniałby o tym, że rzadko kiedy piętrowe kłamstwa nie załamują się pod własnym ciężarem. A jeśli nie, to może zauważyłby chociaż, że to jednocześnie zabawne i przerażające, gdy okazuje się, że prawda i fałsz mieszkają czasem na tych samych wysokościach.


Błażej Gębura – Doktor filozofii. Zajmuje się filozofią religii, metafilozofią i epistemologią. W wolnych chwilach rąbie drewno i nałogowo czyta powieści szpiegowskie. Hobby: pisanie i kolekcjonowanie płyt jazzowych.

Kolejny felieton z cyklu „Niepotrzebne skreślić” ukaże się za dwa tygodnie.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

  • G. Orwell i jego “Folwark zwierzęcy” to jest najbardziej pesymistyczna, i niestety, prawdziwa zarazem wizja/metafora ludzkości. Tego, czym jest człowiek w swej zwierzęcej upodlonej, bandyckiej naturze, skażonej i zdeprawowanej po grzechu pierworodnym. Przez… ?!
    Zgroza! RIP humanum/humanus.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy