Felieton Niepotrzebne skreślić

Błażej Gębura: Pozór chmur

pozor
Filozofowie nie powinni umierać, ale niestety czasem jeszcze to robią. Gdy już do tego dojdzie, można zrobić przynajmniej dwie rzeczy. Po pierwsze: zapamiętać, w jakich okolicznościach ktoś cię o tym powiadomił (bo później może się okazać, że jest to informacja o kluczowym znaczeniu), a po drugie: nigdy nie przysłuchiwać się wspomnieniowym dyskusjom, które ktoś z pewnością zorganizuje.

Kilkanaście dni temu minęło dziesięć lat od śmierci Leszka Kołakowskiego. Musiałem się chwilę pomęczyć, żeby przypomnieć sobie, gdzie byłem w momencie, gdy ktoś przekazał mi tę wiadomość. Absurdalnym zbiegiem okoliczności z perspektywy pewnego mieszkania patrzyłem wtedy na mało zachęcający, industrialny krajobraz, nad którym górowały migające na czerwono kominy, generujące nad miastem obfity pozór chmur. Ów widok skojarzył mi się ze słynną sceną z Il Deserto rosso Antonioniego, w której Monica Vitti z niepokojem patrzy na pobliską fabrykę, aby po chwili zniknąć z kadru i uruchomić napisy końcowe. Tak czy inaczej,  teraz wydaje mi się niezwykle znaczące, że w momencie, gdy umiera ktoś, kogo jedną z ulubionych intelektualnych rozrywek były sparringi z marksizmem, ktoś inny właśnie patrzy na nowoczesny zakład pracy.

Pamiętam również, że obserwowałem kilka dni później debatę, którą toczyły mniej lub bardziej znane nazwiska. Pomyślałem, że Oksford musi być naprawdę daleko stąd, skoro rozmowa kieruje się w bardzo dziwne rejony. Miałem nawet ochotę wyjść w poszukiwaniu jakiegoś ciekawszego zajęcia, gdy jeden z dyskutantów wygłosił tezę, że autor Etyki bez kodeksu nie był filozofem, ale tylko i wyłącznie głębokim myślicielem politycznym (sic!). Można jednak mieć bardzo silne podejrzenie, że bez filozofii nie da się dogłębnie zbadać jakiegokolwiek systemu politycznego. Tak czy inaczej, debata okazała się stratą czasu. Chętniej zobaczyłbym dyskusję Kołakowskiego i Hobsbawma, nawet jeżeli prawdą jest to, co od lat powtarzają muzycy jazzowi: „same nazwiska nie grają”.

Na studiach miałem kolegę ze Śląska, oczytanego przede wszystkim w filozofii polityki i historii idei, który odmieniał nazwisko Kołakowskiego przez wszystkie przypadki. Właściwie każdego dnia zasypywał mnie najróżniejszymi anegdotami: co zrobił autor Obecności mitu, gdy licealistka zaprosiła go na studniówkę, za jaką tezą opowiedział się w nieopublikowanym eseju itd. W pewnym momencie miałem już tego dość, bo nastąpił efekt przesytu. Jednak gdy 17 lipca 2009 roku usłyszałem: „Kołakowski nie żyje. W radiu o tym mówili…”, to zrozumiałem, że mój kolega wiedział, co robi. Dbał o to, żebyśmy wszyscy dysponowali łatwymi do zapamiętania obrazami, gdy w końcu nadejdzie ten przygnębiający moment. A jeśli śmierć filozofa po upływie całej dekady nadal jest powodem do refleksji zakończenia felietonu w pozbawiony ironii sposób, to chyba jeszcze nie jest z nami tak źle.


Błażej Gębura – Doktor filozofii. Zajmuje się filozofią religii i metafilozofią. W wolnych chwilach rąbie drewno i nałogowo czyta powieści szpiegowskie. Hobby: pisanie i jazz.

Kolejny felieton z cyklu „Niepotrzebne skreślić” ukaże się za dwa tygodnie.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy