Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 4 (58), s. 22–24. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Jaki związek ma teizm z solipsyzmem? Wydaje się, że niewielki. Jeśli solipsyzm metafizyczny jest prawdziwy i jestem jedynym umysłem w uniwersum, to nie istnieją żadne inne podmioty poznające, w tym Bóg. Konsekwentny solipsysta metafizyczny musi być ateistą. I to bardzo specyficznym ateistą, który nie tylko twierdzi, że nie istnieje Bóg, ale także, że nie istnieją jakiekolwiek inne osoby. Taki ateizm można by nazwać (w nieco mylący sposób) monoateizmem. A zatem tak naprawdę nie ma ludzkości, nie ma społeczeństw, nie ma zespołowych przedsięwzięć naukowych. Wydaje się, że taka konsekwencja byłaby dla ateisty niepożądana. Odnotujmy więc, że znaleźliśmy coś, co łączy teizm i ateizm: niechęć do solipsyzmu. Zwolennicy jednego i drugiego stanowiska w obliczu solipsyzmu zostają, jak się wydaje, z niczym.
Oczywiście można podnieść tutaj zastrzeżenie, że nie musi tak być. Kontrargumenty będą różne w zależności od tego, o jakim samotnym podmiocie poznającym mówimy, gdy analizujemy solipsyzm – o ateiście czy o teiście. Od ateisty możemy wtedy usłyszeć: „To prawda, że taki samotny ateizm byłbym dziwnym poglądem, ale tak długo, jak pozostaje ateizmem, mogę go ostatecznie zaakceptować. Biorę to na siebie”. Teista powie natomiast, że solipsyzm wcale nie musi automatycznie prowadzić do ateizmu. Wystarczy poczynić uwagę, że owym samotnym umysłem w uniwersum jest po prostu Bóg. Mógłby też dodać, że właśnie tak musiała wyglądać sytuacja Boga przed aktem stworzenia (jeśli teista chce mówić o decyzji i jej skutkach w czasie).
Wydaje się jednak, że tak specyficzne wersje teizmu i ateizmu byłyby dla reprezentantów obu poglądów niewygodne. Ateista musiałby uznać swoją absolutną samotność (również w kontekście nauki), teista nieskromnie przyjąć, że jest Bogiem. Jednak ani teizm, ani ateizm nie są tezami wyłącznie na temat istnienia lub nieistnienia Boga. Są to poglądy, które zakładają o wiele więcej. Przyjmijmy, że oba spierające się ze sobą obozy mają jeszcze na tyle oleju w głowach, żeby unikać tych spektakularnych skrajności, do których prowadziłoby przyjęcie solipsyzmu. Gdy zestawimy ze sobą te trzy stanowiska: teizm – solipsyzm – ateizm, powstanie coś w rodzaju trójkąta bermudzkiego, a więc sytuacji, w której napięcia pomiędzy rozpatrywanymi poglądami skutkują utratą rzeczy, na których zależy uczestnikom sporu. Uznając solipsyzm, ateista traci naukę, natomiast teista religię, gdyż nie ma miejsca na żaden zakotwiczony społecznie fenomen. Dla nikogo z zainteresowanych to nie jest wygodny układ.
Kiepskie argumenty
Starałem się pokazać, że relacje między solipsyzmem, teizmem i ateizmem są co najmniej skomplikowane. Czego natomiast szuka Plantinga, porównując ze sobą argumenty na rzecz tezy o istnieniu Boga i tezy o istnieniu innych umysłów? Zacznijmy od tych pierwszych. Analizując je w pracy God and Other Minds, Plantinga stwierdził, że
najmocniejszy argument na rzecz tezy o istnieniu Boga i najmocniejszy argument na rzecz tezy o istnieniu innych umysłów są podobne i zawodzą w podobny sposób; stąd moja nieśmiała konkluzja: jeśli moje przekonanie o istnieniu innych umysłów jest racjonalne, racjonalne jest przekonanie o istnieniu Boga. Oczywiście pierwsze przekonanie jest racjonalne, więc racjonalne jest również drugie (s. XI; tłum. B. G.).
(Później zmienił zdanie, ale to nie jest istotne dla naszej dyskusji).
Rozwiązanie Plantingi polega na dostrzeżeniu, że dla niektórych naszych fundamentalnych przekonań (być może nawet wszystkich) nie jesteśmy w stanie znaleźć racjonalnego uzasadnienia w postaci konkluzywnego argumentu filozoficznego. Nie poprzestajemy jednak na tej smutnej konstatacji i jeśli chodzi o naprawdę ważne przekonania, traktujemy je nadal w taki sposób, jakby były uzasadnione, gdyż bardzo trudno nam z nich zrezygnować. Bez wątpienia taki status możemy przyznać przeświadczeniu o istnieniu innych umysłów. Nie umiemy udowodnić, że istnieją inne umysły, ale jesteśmy przekonani, że właśnie tak jest. I fakt, że argument na rzecz tej tezy nie jest konkluzywny, niczego w tej kwestii nie zmienia. Jak zauważa Plantinga, sprawa ma się podobnie z przekonaniem o istnieniu Boga i argumentem teleologicznym (z celowości). Przekonanie to również można określić mianem fundamentalnego, nawet jeśli – i tak właśnie twierdzi autor – argument teleologiczny nie ustanawia swej teistycznej konkluzji. Na czym więc polega różnica między pierwszą a drugą sytuacją? Otóż, powie Plantinga, nie ma żadnej. Jeśli uznajemy przekonanie o istnieniu innych umysłów, nawet nie mając dowodu jego prawdziwości, to samo możemy i powinniśmy zrobić wobec przekonania o istnieniu Boga.
Trzy zarzuty
Przewrotną propozycję Plantingi można odczytywać jako test konsekwentnego podejścia do naszego poznania. Jeśli potraktujemy przekonanie teistyczne jak każde inne przeświadczenie, okaże się, że nie jest ono w gorszej sytuacji niż pozostałe fundamentalne przekonania. Trzeba przyznać, że takie powiązanie ze sobą teizmu i solipsyzmu zostało pomyślane bardzo oryginalnie. Jednak wydaje się, że proponowany przez Plantingę manewr jest narażony na przynajmniej trzy zarzuty.
Po pierwsze najbardziej oczywista obiekcja będzie zawierała się w spostrzeżeniu, że jeśli przekonanie o istnieniu innych umysłów i przekonanie o istnieniu Boga nie są wsparte konkluzywnymi argumentami, to oba te przekonania należy po prostu odrzucić, niezależnie od tego, czy uznajemy je za przekonania o fundamentalnym znaczeniu dla podmiotów poznających, czy nie. To, co zrobił Plantinga, to nic więcej jak po prostu zidentyfikowanie dwóch kiepskich argumentów, na których nie powinniśmy polegać.
Po drugie przeciwko takiemu postawieniu sprawy może oponować ateista. Mógłby stwierdzić, że przekonanie o istnieniu Boga nie ma fundamentalnego charakteru. Nie może mieć, gdyż jest po prostu fałszywe. Taki charakter ma natomiast przekonanie o nieistnieniu Boga. Manewru Plantingi można więc użyć do wykazania, że powinniśmy uznać za racjonalne przekonanie ateistyczne. Jest to jednak wbrew interesom teoretycznym, jakie ma teista.
Po trzecie można kwestionować sam sposób, w jaki Plantinga osiąga swoją „nieśmiałą konkluzję”. Należy uważać na praktykę zestawiania ze sobą dwóch argumentów filozoficznych, które dotyczą różnych zagadnień. Słabość argumentu na rzecz tezy o istnieniu innych umysłów nie musi nam mówić niczego ciekawego na temat słabości argumentu teleologicznego. Przecież ostatecznie są to właśnie dwa różne argumenty filozoficzne.
Wydaje się więc, że nie ma potrzeby wiązania ze sobą solipsyzmu i teizmu. Choć taki sposób wyrażania się może budzić opory niektórych filozofów, to z punktu widzenia solipsysty istnienie boskiego umysłu znaczy tyle samo co istnienie umysłu Billie Holiday czy Elvisa Presleya. Solipsyzm sam w sobie jest na tyle złożoną zagadką filozoficzną, że nie ma potrzeby jeszcze bardziej jej komplikować, dorzucając do analiz problem istnienia Boga.
Warto doczytać: A. Plantinga, God and Other Minds. A Study of the Rational Justification of Belief in God, Ithaca–London 1990.
Błażej Gębura –pracuje w Katedrze Teorii Poznania na Wydziale Filozofii KUL. Interesuje się głównie epistemologią, metafilozofią i filozofią religii. W wolnych chwilach pisze, nałogowo pochłania powieści szpiegowskie i chodzi na spacery z piątką swoich psów: Ateną, Herą, Puszenką, Hermesem i Aresem. Sprawuje również opiekę nad Normą (Felis catus).
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Agnieszka Zaniewska
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Jak to nie ma potrzeby komplikować?
Wszystkie — a jest ich tylko kilka, przez wszystkie stulecia, jak słusznie podkreślał Ortega y Gasset — najważniejsze problemy filozoficzne są ze sobą powiązane, i jeśli czegoś nie ma potrzeby, a nawet nie warto, to właśnie nie warto ich sztucznie rozdzielać (chyba że dla jakichś dyskursywnych wprawek czy popisów).
A problemy te to przede wszystkim problem(y): istnienia Boga, wolnej woli, świata zewnętrznego i wreszcie innych (posiadających umysł) istot.
I jeszcze jedna uwaga:
Nie można być solipsystą wierzącym w Boga, wierzącym takiemu Bogu, który nie jest oszustem, ufając Mu, że to, co widzimy i czujemy nie jest wszystkim, ale i nie jest ułudą.
Być może jednak dałoby się pogodzić Boga z solipsyzmem i to bez uznawania siebie (co Autor sugeruje za jedyne wyjście) właśnie za Boga.
Furtką byłoby dopuszczenie naszego jakiegoś szczególnego zaślepienia, np. takich łusek, jakie opadają (po śmierci) z oczu bohatera opowiadania „The Egg” (polecam).
Podobnie (choć bez Boga, raczej co najwyżej z jakimś apofatycznym Absolutem) jest oczy-wiście w buddyzmie: całe to wielce proste, lecz tajemnicze „tat twam asi”…