Artykuł Filozofia w filmie Omówienia i recenzje

Cienka czerwona linia”: śmierć bez utraty życia, utrata życia bez śmierci

dreyfus cienka
Cienka czerwona linia przedstawia wojnę, w czasie której każdy żołnierz na swój sposób musi stawić czoło zjawisku „rozpadu świata”. Chcielibyśmy zaprezentować historie wybranych żołnierzy Kompanii C, którzy wędrują przez pola bitewne na wyspie Guadalcanal. Według Martina Heideggera śmierć ontologiczna, w odróżnieniu od śmierci biologicznej, nazywanej przez niego „utratą życia”, to „sposób bycia”, taki mianowicie, który stale liczy się z możliwością rozpadu naszego życia. Większość przypadków śmierci przedstawionych w filmie nie polega na utracie życia, lecz właśnie na utracie sensu życia.

Download (PDF750KB)


Rozpad świata

Egzystencjalno-ontologiczne załamanie członków Kompanii C następuje w miarę  zbliżania się do pozycji wroga na Wzgórzu 210. W panującym dookoła chaosie kilku żołnierzy doświadcza przemiany pola bitewnego w zawieszony w próżni świat. „Trafiłem! Zabiłem człowieka (…) i jestem bezkarny”, woła szeregowiec Doll po zastrzeleniu japońskiego żołnierza na wzgórzu. Doll uświadamia sobie, że dokonał czegoś więcej niż tylko zabójstwa człowieka; przestała istnieć normatywna struktura znanego mu świata. Wymiana zdań między kapitanem Starosem a porucznikiem Tallem również opisuje wojnę jako rozpad świata. Tall sugeruje, że gdy świat znajduje się nad przepaścią, gwiaździste niebo nad nami i prawo moralne w nas zamieniają się w pustkę.

Członkowie Kompanii C walczą w takim pozbawionym prawa i trwałego fundamentu świecie. Każdy z nich na swój sposób radzi sobie z tą sytuacją. Zaczniemy od opisu dwóch różnych reakcji na „rozpad świata”: kryzysu tożamości oraz rozpadu bezwarunkowego zobowiązania. Następnie przedstawimy dwa sposoby obrony przed rozpadem: cyniczne zaprzeczenie, że świat ma jakikolwiek sens oraz osiągnięcie duchowej nieśmiertelności.

Kryzys tożsamości

W sytuacji całkowitego egzystencjalno-ontologicznego załamania świat osoby zupełnie się rozpada; światło, które nadawało sens życiu nagle gaśnie, a jego miejsce zajmuje szaleństwo. W filmie oglądamy kilka przykładów takiego załamania. Szczególnie wyrazisty jest przypadek  sierżanta McCrona, który traci wszystkich członków swojej jednostki. Przed szturmem na Wzgórze 210 chwyta garść ziemi i mówi do otaczających go członków Kompanii C: „Jesteśmy prochem, niczym więcej”. Przygląda się intensywnie trzymanej w garści ziemi i pozwala jej ulecieć na pobliskie kępy trawy. Mężczyźni ruszają do boju. Zamyślony McCron zamiera w bezruchu. W późniejszej scenie filmu widzimy go przemierzającego samotnie o zachodzie słońca szczyt wzgórza i krzyczącego w pozbawioną sensu przestrzeń, która kiedyś była światem: „Patrzcie, stoję tu i ani jednej kuli, ani jednego strzału! Dlaczego? Z jakiej racji oni wszyscy zginęli, a ja tu stoję i nic mi nie jest?”. Szaleństwo czyni McCrona przynajmniej chwilowo odpornym na utratę życia.

Bezwarunkowe zobowiązanie

Dwóch żołnierzy z Kompanii C próbuje uniknąć rozpadu świata trzymając się swojego zobowiązania z, jak powiedziałby Kierkegaard, „nieskończoną namiętnością”. To ono określa ich tożsamość i kieruje ich działaniami w trakcie boju. Kapitan Staros ma braterskie zobowiązanie wobec dowodzonych przez siebie mężczyzn, a szeregowiec Bell zobowiązanie miłości wobec swojej pięknej, młodej żony. Dla obu tych żołnierzy bezwarunkowe zobowiązanie decyduje o ich losie. Staros udowadnia oddanie swoim ludziom kiedy, próbując ratować ich życie, łamie bezpośredni rozkaz pułkownika Talla, aby przeprowadzić atak: „Pułkowniku, odmawiam wykonania rozkazu. To byłoby samobójstwo. Znam ich od dwóch i pół roku, nie poślę ich na śmierć”.

Decyzja Starosa, wynikająca z jego bezwarunkowego zobowiązania wobec swoich ludzi, ocala im życie. Jego modlitwa „Nie pozwól bym Cię zdradził. Nie daj mi zdradzić swoich ludzi” zostaje wysłuchana. Ale gdy po zdobyciu Wzgórza 210 żołnierze wracają do obozu, Tall natychmiast odbiera Starosowi dowództwo twierdząc, że ma „za miękkie serce”. Przed powrotem Starosa do domu, odwiedzają go jego żołnierze. Dziękują mu za odmowę wykonania rozkazu Talla oraz za „to, że się nimi opiekował, za to, że trzymaliśmy się razem”. Uważają jego odejście za „śmierdzącą niesprawiedliwość” i proponują wniesienie skargi. Jednak Staros nie chce pomocy. Jak mówi, chociaż ich opuszcza, na zawsze pozostaną jego cząstką: „Byliście dla mnie jak synowie. Jesteście moimi dziećmi, ukochanymi synami. Teraz żyjecie w moim sercu i wszędzie będziecie ze mną”. Staros doświadczył rozpadu świata, ale uniknął rozpaczy przekształcając bezwarunkowe zobowiązanie wobec swoich ludzi w ich wyidealizowane wspomnienie.

Wewnętrzne monologi szeregowca Jacka Bella z żoną – „My razem. Jedna istota. Płyniemy obok siebie, aż jedno stapia się z drugim. Wypijam cię” – oraz jego wspomnienia o niej unaoczniają nam, z jaką czułością traktuje ich miłość. Co ważniejsze, pokazują one, jak bardzo zależy mu na tym, aby przetrwać wojnę i powrócić „niezmienionym” w jej objęcia: „Moja droga żono, aż coś się w środku skręca od tej krwi, brudu, hałasu. Pragnę pozostać niezmieniony. Chcę wrócić do ciebie takim, jakim mnie poznałaś”.

W obliczu niezrozumiałości wojny i bezpośredniej groźby rozpadu świata Bell znajduje ocalenie w miłości, której, jak wierzy, nic nie jest w stanie zniszczyć: „Miłość. Skąd się bierze? Kto w nas rozpalił ten płomień? Żadna wojna go nie zgasi, nie pokona”. Całe jego życie jako mężczyzny i żołnierza jest określane przez zobowiązanie wobec żony. Miłość, jaką do niej żywi, daje mu odwagę i oparcie, których potrzebuje, aby przetrwać wojnę: „Czemu miałbym się bać śmierci? Należę do ciebie”. Chociaż jego bezwarunkowe zobowiązanie wobec żony pomaga mu przetrwać, to po powrocie do obozu następuje rozpad. Jego żona pisze w liście: „Drogi Jacku, poznałam kapitana Sił Powietrznych. Zakochałam się. Proszę cię o rozwód, chcę za niego wyjść (…) Wybacz mi, ale czułam się zbyt samotna (…) Przyjacielu tych wszystkich cudownych lat. Pomóż mi od siebie odejść!”. W następnej scenie widzimy Bella śmiejącego się histerycznie. W dłoni trzyma list od żony, podczas gdy jego umysł pogrąża się w poczuciu bezsensu. Na koniec widzimy go siedzącego samotnie i wyglądającego na zupełnie załamanego.

Cyniczna niezniszczalność

Sierżant Welsh opiera się zagrożeniom wojny przyjmując cyniczny, materialistyczny pogląd na świat. Jak mówi do szeregowca Witta: „Żyjemy w świecie, który sam pcha się w piekło. Można tylko zamknąć oczy i nie dać się. Ratować własną skórę”. Dla Welsha świat jest wypełniony skałami, umierającymi ptakami, wyspami, posiadłościami i kłamstwami. Żyje on w świecie, w którym „jeśli zginiesz, to nic nie zmieni”, ponieważ „nie trafisz do innego dobrego świata. Istnieje tylko ten jeden. Tylko ta skała”. Według niego wojna toczy się o „własność” i jest pełnym przemocy wydarzeniem, które niepotrzebnie naraża ludzi na ryzyko tylko po to, aby naród gromadził coraz więcej dóbr materialnych i posiadał więcej władzy. Bezduszny „świat” Welsha jest zbudowany na trwałej podstawie nihilizmu, a on sam pozostaje ontologicznie niepodatny na „rozpad świata” – w ogóle nie posiada bowiem wypełnionego sensem świata, który mógłby ulec rozpadowi. Jest podatny jedynie na utratę życia.

Jednakże mimo deklarowanego egoizmu i nieustannie powtarzanych deklaracji nihilisty, Welsh nie zawsze kieruje się swoimi słowami. W ogniu walki biegnie pod ostrzałem do umierającego żołnierza, aby podać mu morfinę. Staros zbliża się do niego i mówi: „Patrzyłem przez lornetkę. Zgłoszę cię do odznaczenia Srebrną Gwiazdą. Twoja odwaga…”. Ale zanim kończy zdanie, Welsh mu przerywa: „Kapitanie, jeszcze jedno słowo, a dam panu w zęby. Jedno słowo, a podam się do dymisji i zostawię tu pana z tymi niedobitkami”.

Czy niosąc ulgę w cierpieniu umierającemu żołnierzowi Welsh sam sobie przeczy? Czy naprawdę troszczy się tylko o siebie? Chociaż jego działania zdają się nie odpowiadać jego słowom, w tej postawie nie ma niekonsekwencji; w istocie pozostaje ona zgodna z niepodatnością na rozpad świata. Odrzucając proponowaną przez Starosa rekomendację do Srebrnej Gwiazdy, Welsh nie wypiera się tego, co zrobił, a jedynie odrzuca jakikolwiek sposób „światowego” uznania ze strony „kogokolwiek”, kto podsyca toczącą się wojnę. Takie postępowanie jest zgodne z jego poglądem na świat. Narażanie życia, aby przynieść ulgę w cierpieniu innemu żołnierzowi, pokazuje dobitnie, że nie ma on nic do stracenia. Jest niezniszczalny. Welsh jest bezpieczny w granicach cynizmu i nie może go zniszczyć nawet utrata życia. Choćby w trakcie niesienia pomocy odniósł śmiertelną ranę, spotkałaby go co najwyżej utrata życia, a nie śmierć.

Kadr z filmu Cienka czerwona linia

Wprawdzie cynizm chroni go przed rozpadem świata, ale nie uwalnia go od poczucia bólu oraz od współczucia dla innych. Tuż po zdobyciu Wzgórza 210, patrząc na umierającego żołnierza, szeregowiec Storm mówi: „Patrzę, jak ten chłopak umiera i nic nie czuję. Już nic mnie nie obchodzi”. Welsh zupełnie szczerze odpowiada: „Błogostan”. Jak każdy człowiek, zmaga się z emocjami rodzącymi się w nim w obliczu uczuć i myśli osób, które posiadają, niekiedy diametralnie, odmienny pogląd na świat. W opuszczonym i pozbawionym dachu domu na pustkowiu Witt pyta Welsha: „Lubisz mnie sierżancie, co? Zawsze to czułem. Czemu zawsze udajesz głaz? Jednego dnia gawędzimy, drugiego prawie się nie znamy”. Stosunek Welsha do szeregowca Witta pozostaje zagadkowy – zdaje się on traktować Witta z dziwnym poczuciem braterskiej miłości, a czasem nawet z podziwem: „Wciąż wierzysz w piękną jasność, co? Jak ty to robisz? Jesteś dla mnie czarodziejem”, mówi do Witta w pozbawionym dachu domu.

Rozmowy z Wittem sugerują na pozór, że Welsh tęskni za czymś więcej, że pragnie „dotknąć chwały”, zobaczyć jasność. Ale widziane z jego materialistycznej perspektywy, sprowadzają się one jedynie do cynicznych dialogów, w których próbuje wykpić sposób życia Witta. Z tego punktu widzenia zwrot „I gdzie się podziała ta twoja iskra?” – ostatnie słowa, jakie wypowiada Welsh stojąc nad grobem Witta – nie są początkiem monologu o „iskrze”, którą Witt, jak twierdził, dostrzegał w Welshu, lecz raczej ponurym i cynicznym stwierdzeniem, że wrażliwość Witta na „iskrę” nie uchroniła go przez śmiercią.

Po raz ostatni widzimy Welsha całego i zdrowego na polu walki, powtarzającego, że zwyciężył i że wojna nie zniszczyła wyspy, jaką sobie stworzył. Jego świat nie uległ rozpadowi. Dla Welsha nic się nie zmieniło od początku bitwy o Guadalcanal. Nadal twierdzi, że wszystko, „co słyszysz i widzisz” pozostaje kłamstwem, a oni „chcą, byś był martwy albo odnalazł się w ich kłamstwie”, ponieważ „jesteś w trumnie, ruchomej trumnie”.

Duchowa nieśmiertelność albo utrata życia bez śmierci

 Pełne skupienia wędrowanie szeregowca Witta po polach bitwy o Guadalcanal jest podróżą do serca duchowej nieśmiertelności. Po raz pierwszy słyszymy go mówiącego o „nieśmiertelności”, gdy w pięknym ziemskim raju wspomina śmierć swojej matki: „Pamiętam jak umierała mama. Miała skurczoną, poszarzałą twarz. Spytałem ją, czy się boi. Potrząsnęła przecząco głową. Bałem się dotknąć śmierci, którą w niej widziałem. Nie było nic pięknego ani budującego w tym, że wracała do Boga. Ludzie mówią o nieśmiertelności, ale ja jej nie widziałem. Zastanawiam się, jak ja sam będę umierał. Jakie to uczucie wiedzieć, że to już ostatni oddech? Mam nadzieję, że przyjmę to tak, jak ona. Z takim samym spokojem. Bo właśnie tam kryje się nieśmiertelność, której nie widziałem”.

Kadr z filmu Cienka czerwona linia

Ten monolog ujawnia dwie istotne rzeczy. Z jednej strony opowiada on o tym, jak w obecności umierającej matki Witt po raz pierwszy doświadczył czegoś przekraczającego utratę życia. Śmierć matki stanowi dla niego początek podróży w stronę duchowej niezniszczalności. Z drugiej strony wskazuje on gdzie, jego zdaniem, kryje się ta nieśmiertelność. Dostrzega on ją w oczach matki, która przyjmuje śmierć ze spokojem. Witt jest niepodatny na rozpad świata, ponieważ otwiera się na inny, niezniszczalny świat. Nie przyjmuje żadnych definiujących go zobowiązań ani nie spodziewa się znaleźć sensu – dzięki temu nie żyje w świecie podatnym na zniszczenie. Duchowa iluminacja, której dostępuje, otwiera go na świat, który nigdy nie może ulec rozpadowi.

W trakcie całego filmu Witt niesie pociechę umierającym żołnierzom. Wprawdzie obawiał się dotknąć umierającą matkę, ale podczas wędrówki przez bitewne pola u boku śmierci w zadumie ogląda umierającego ptaka, a następnie z całkowitym spokojem przyjmuje utratę własnego życia. Przeznaczenie Witta zdaje się w jakiś sposób związane z umierającymi. Po tym jak zdezerterował do malezyjskiego raju, Welsh mówi Wittowi o czekającej go karze: „Wysyłam cię do jednostki karnej. Zostaniesz noszowym. Będziesz zbierał rannych”. Ostatecznie Witt nie zostaje odesłany do jednostki karnej, aby zajmować się rannymi. Zamiast tego wraca do Kompanii C, której zadaniem jest zdobycie Wzgórza 210; Witt postanawia wziąć na siebie obowiązek zajmowania się pozostawionymi na tyłach umierającymi żołnierzami. Kiedy w wyniku nieszczęśliwego wypadku granat rozrywa dolną część ciała przerażonego sierżanta Kecka, żołnierze wokół niego w szoku wykrzykują puste obietnice. Tylko Witt z absolutnym spokojem bierze go w ramiona: „Będzie dobrze. Nawet jeśli umrzesz. Nie naraziłeś towarzyszy. Gdybyś nie odskoczył, zabiłoby wszystkich”, mówi do Kecka zanim ten umiera. Czy spokój, który roztacza wokół siebie Witt, jest tym samym spokojem, który widział w oczach umierającej matki? Czy przestał obawiać się utraty życia? Czy dotykając umierającego żołnierza udowadnia, że osiągnął duchową nieśmiertelność?

Dotykając „śmierci” Witt tylko uspokaja w swoich ramionach umierający świat. Nie osiąga jeszcze duchowej nieśmiertelności. Spokój, z jakim opiekuje się umierającymi pokazuje  jednak, że nie boi się już opuścić tego świata – wziąć ostatni oddech, o którym mówił wspominając śmierć matki. W tym punkcie podróży Witt zobaczył już „inny świat”, „dotknął chwały” i doświadczył „blasku”. Jego troska o umierających oraz odwaga, jaką wykazuje w obliczu śmierci, są całkowitym przeciwieństwem cynicznej niezniszczalności Welsha; niezniszczalność w pewien sposób przyciąga ich do siebie, a zarazem skłania do niesienia pociechy umierającym, cierpiącym i słabym.

Niesienie pociechy kilkukrotnie pcha Witta, podobnie jak Welsha, do odważnych działań, które – chociaż  nie noszą znamion patriotycznego heroizmu, a wręcz ocierają się o szaleństwo – wyrażają postawę wyrzeczenia i bezinteresowności. Pod koniec filmu, już po zdobyciu Wzgórza 210, kapitan Band rozpaczliwie poszukuje ochotników do „wybadania, w którym miejscu został przecięty kabel łączności” przez zbliżających się żołnierzy japońskich. Band zleca tę misję Coombsowi i Fife’owi. Witt, wbrew rozsądkowi, zgłasza się na ochotnika. „Ja też pójdę”, mówi, „ale uważam, że to poroniony pomysł. Jeśli tu przyjdą, zniszczą nasze stanowiska”. Kapitan Band zaznacza, że Witt nie ma takiego obowiązku, na co ten odpowiada, że chce tam być „na wypadek, gdyby stało się coś złego”. Poczucie niezniszczalności skłania go do podejmowania ryzykownych działań, ponieważ nic nie może zagrozić jego światu. Czyni to jednak tylko po to, aby pomóc słabszym od siebie – ich świat może bowiem z łatwością rozpaść się w obliczu utraty życia.

Na początku filmu, po tym, jak Witt został zmuszony do powrotu z malezyjskiego raju, Welsh nazywa go durnym rekrutem, który w ciągu swojej sześcioletniej służby kilkukrotnie oddalił się bez pozwolenia, żołnierzem, który „niczego się nie nauczył” w czasie pobytu w armii. W tym punkcie podróży Witt osiągnął już początki niezniszczalności, ponieważ „widział inny świat”. Skoro jednak Witt wyczuwa, że jest niezniszczalny, to dlaczego ucieka od wojny i żołnierskich obowiązków? Być może odpowiedź brzmi, że wcale od nich nie ucieka, lecz po prostu przyciąga go blask, jaki dostrzega w malezyjskim raju.

Witt jest niezniszczalny już w czasie swojego pierwszego spotkania z Welshem na statku. Nie wyobraża sobie jedynie tego, co zobaczył i czego doświadczył, ponieważ już wtedy posiada coś, co nazwiemy estetycznym rozumieniem nieśmiertelności. Gdy Witt po raz pierwszy wspomina Welshowi, że jako dezerter „widział inny świat”, ma na myśli zarówno raj, w którym pływał z malezyjskimi dziećmi, jak i spokój jego matki w chwili utraty życia. Inaczej mówiąc „świat”, o którym mówi Witt, jest estetyczną sferą nieśmiertelności. Posiadanie estetycznego rozumienia nieśmiertelności polega na takim spojrzeniu na świat, które wybiórczo porządkuje rzeczy na podstawie wartości estetycznych.

Przed Guadalcanal estetyczne nastawienie Witta pociąga go ku rzeczom, które promieniują spokojem i pięknem, a odpycha od takich, jak wojna, utrata życia i cierpienie. W jego przekonaniu „blask”, „chwala” i nieśmiertelność, których „poszukuje” przejawiają się w tym, co piękne, a zwłaszcza w wypełnionym przyjemnościami, malezyjskim raju, którego mieszkańcy żyją w harmonii z naturą, śmiercią i innymi ludźmi. Ten świat od koszmarów wojny dzieli przepaść. Inaczej mówiąc powodem, dla którego Witt porzuca wojnę i  żołnierskie obowiązki jest to, że nie rozumie jeszcze w pełni, gdzie kryje się niezniszczalność.

Czy nasza zagłada przyniesie ziemi korzyść, czy pomoże rosnąć trawie, świecić słońcu?” – pyta po zdobyciu Wzgórza 210. Bitwa o Guadalcanal – ciemna noc duszy, której doświadcza –  wyznacza zmianę w jego rozumieniu nieśmiertelności, przejście od ujęcia estetycznego do duchowego. Akceptując mroczną stronę świata zbliża się do zrozumienia nieśmiertelności duchowej. Po powrocie na pole walki zaczyna widzieć blask bez zaprzeczania, że wokół niego rozpadają się światy. Zaczyna rozumieć, że musi zaakceptować ciemność, aby zobaczyć jasność.

W duchowej podróży Witta nie ma szczególnej chwili nawrócenia, jest natomiast seria doświadczeń, które stopniowo rzucają nowe światło na jego świat. Przechodzi on od widzenia lśnienia tylko w malezyjskich dzieciach do dostrzegania go nawet w takich „głazach” jak Welsh, w samym środku rozpadającego się świata. Po tym, jak doświadczył okrucieństw wojny, Welsh pyta go, czy nadal „wierzy w piękną jasność”. Witt spogląda w oczy Welsha – tego niezniszczalnego głazu, który uważa, że znajduje się w ruchomej trumnie – i odpowiada: „Wciąż widzę w tobie iskrę”.

Po zaciętej bitwie oglądamy zbliżenie kamery na ptaka, rodzącego się lub umierającego, a głos Witta wyjaśnia, co różni go od Welsha: „Jeden patrzy na konanie ptaka i myśli, że życie to bezcelowe cierpienie, a ostatnie słowo należy do śmierci, która śmieje się z niego. Inny patrząc na tego samego ptaka słyszy echo chwały, czuje że przenika go uśmiech”. Zaskakujący obraz ptaka pozwala nam z całą wyrazistością zrozumieć uwagę Witta. Chociaż jest to obraz narodzin ptaka, to, co widzimy jest tak makabryczne i surowe, że głos Witta czyni zeń obraz agonii i cudu życia zarazem. Dzięki Wittowi widzimy ptaka z dwóch perspektyw, chociaż nigdy równocześnie. Oglądamy  drwiące z nas niezrozumiałe cierpienie, a zarazem lśnienie, które nieprzerwanie uśmiecha się do nas. Dla Witta, w tym punkcie jego duchowej podróży, lśnienie i ciemność świata zamieszkują równocześnie we wszystkich rzeczach, także w Malezyjczykach, którzy zmagają się teraz z chorobą i wewnętrznym konfliktem, co Witt obserwuje podczas drugiej wizyty na ich wyspie. Mimo to lśnią jak różanopalca jutrzenka czy niebieski motyl przelatujący niespodziewanie nad polem bitwy, wydobyte przez kontrast z mrokiem utraty życia i destrukcją światów.

Kadr z filmu Cienka czerwona linia

Przed utratą życia Witt zdołał dostrzec chwałę w każdej chwili, miejscu i rzeczy. Znajdując się na celowniku, na bitewnym polu, napełniony spokojem, który przypomina nam o jego matce, Witt traci życie nigdy nie umierając i łącząc się z lśnieniem, którego nauczył się doświadczać. Nadal słyszymy jego głos mówiący: „O, duszo moja. Niech się stanę tobą. Niech patrzę twoimi oczami.  Niech patrzę na stworzone przez ciebie rzeczy. Wszystkie rzeczy skąpane w blasku”. Nieśmiertelny głos Witta towarzyszy nam w chwili zakończenia filmu. Widzimy go następnie pływającego z grupą opalonych malezyjskich dzieci. Ostatnie trzy obrazy, jakie oglądamy, oddalając się stopniowo od Guadalcanal, to dzieci w łódce, kolorowe ptaki na drzewie i pęd kokosa rosnącego w morzu – ludzie, zwierzęta i rośliny skąpane w blasku.

Przełożył Marcin Iwanicki

Jest to nieznacznie skrócona wersja eseju Thin Red Line: Death Without Demise and Demise Without Death, w: D. Davies (red.), The Thin Red Line, London: Routledge 2008, s. 29–43. Przekład za zgodą Autorów.


Herbert Dreyfus – profesor filozofii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, autor takich prac jak What Computers Can’t Do (1972), Being-in-the-World: A Commentary on Heidegger’s Being and Time, Division I (1991), What Computers Still Can’t Do (1992) oraz (wraz z Charlesem Taylorem) Retrieving Realism (2015).

 

Camilo Salazar Prince – reżyser i scenarzysta mieszkający w Los Angeles, dawny student profesora Dreyfusa.


Warto doczytać

D. Davies, The Thin Red Line (Philosophers on Film), London: Routledge 2008.
R. Pippin, Vernacular Metaphysics: On Terrence Malick’s The Thin Red Line, “Critical Inquiry” 39 (2): 247–275.


Zwiastun


czas: 2 godz. 50 min.
scenariusz i reżyseria: Terrence Malick
produkcja: USA
premiera: 1999 (świat)

 

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy