Zauważyła ona, że nie potrzeba wiele, by skłonić dzieci do myślenia:
Nasze ogólne podejście polega na znalezieniu jakiegoś bodźca. Dla młodszych dzieci często jest to ilustrowana książka lub gra. Dla starszych może to być opowiadanie lub dzieło sztuki. Następnie pytamy je: Co o tym myślisz?
Lone mówi, że nauczyciele często zaczynają lekcje od pytania: jakie problemy najbardziej interesują ludzi? Odpowiedź, która zbierze najwięcej głosów wśród uczniów, staje się podstawą dalszej dyskusji.
„Często najgłębsze myśli potrzebują tylko drobnej zachęty” – twierdzi. W swojej książce The Philosophical Child wspomina o jednej poruszającej sytuacji. Po zapytaniu 5‑klasistów, skąd wiemy, że istniejemy naprawdę i nie jesteśmy tylko częścią symulacji, usłyszała od 10-letniej dziewczynki:
Może nie mogę mieć pewności, że nie jestem tylko umysłem w komputerze lub żyję w jaskini i widzę tylko cienie, ale wiem, że jeżeli teraz myślę o tym, co mogę wiedzieć, mogę być pewna, że przynajmniej jestem i myślę. Nawet jeżeli to jedyne, co mogę wiedzieć o sobie lub czymkolwiek innym.
Lone była zdumiona: „Powiedziałam jej, że filozof Kartezjusz doszedł do podobnego wniosku prawie czterysta lat temu”.
Zarówno badania, jak i doświadczenie wielu osób potwierdzają oczywiste korzyści płynące z uczenia dzieci głównych zagadnień filozofii: „Daje im to umiejętności, których chcemy nauczyć” – mówi Lone. Jej uczniowie lepiej słuchają, akceptują inne sposoby patrzenia na świat, mówią jasno i potrafią wygłaszać swoje zdanie, co przynosi korzyści również na innych przedmiotach.
Główną przeszkodą wprowadzenia filozofii do szkół jest to, że nie ma na nią czasu i pieniędzy. Lone jest jednak sceptyczna wobec takich argumentów:
Nie musisz uczyć filozofii, żeby skłonić dzieci do filozofowania. Problemy filozoficzne pojawiają się na każdym przedmiocie.
Opracowanie Antoni Śmist
Źródło: Tech Insider: Chris Weller, The case for teaching 5‑year-olds philosophy
Zachęcamy do dyskusji pod tekstem lub na naszym fanpage’u.
Skomentuj