Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 5 (59), s. 15–17. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Gdy piszę ten tekst, jestem przekonany, że robię to nie gorzej niż dostępne mi formy SI. Czy jednak będzie można dalej utrzymywać tego typu przeświadczenia za 20 albo 50 lat? Jest pewne, że kolejne ludzkie zajęcia wykonywane jako praca, to znaczy w nastawieniu na maksymalną skuteczność, będą, w konfrontacji z SI, sukcesywnie zanikać. Wizja, w której całość ludzkiej pracy zostanie zastąpiona przez bardziej „kompetentną” SI, prześcigającą na wszystkich polach zdolności umysłu ludzkiego, jest wprawdzie daleko idącą prognozą wysnutą na podstawie bieżącego postępu techniki, warto ją jednak rozważyć, przynajmniej na prawach eksperymentu myślowego. Taka spekulacja może nam coś powiedzieć nie tylko o hipotetycznym przyszłym społeczeństwie, ale też rzucić trochę światła na obecnie panujące stosunki społeczne i realia świata pracy. W poniższych rozważaniach częściowo podążam tropem analiz Bernarda Suitsa, którymi zainteresowanie wzrosło ostatnio dzięki pośmiertnej publikacji jego książki The Return of the Grasshopper.
Nauka, czyli gry i zabawy uczonych
Przy założeniu stałego rozwoju SI możemy się spodziewać zanikania kolejnych zawodów – jak ostatnich dzikich plemion w kontakcie z cywilizacją. Na pierwszy ogień pójdzie zapewne nauka i technika, czego symboliczną zapowiedzią jest pamiętny mecz szachowy Garry’ego Kasparowa z komputerem Deep Blue. Gdy zrealizowany zostanie postulat: „Programowanie maszyn zostawcie maszynom!”, widok tracącej nagle zatrudnienie rzeszy programistów może nawet dostarczyć niektórym pewnej odmiany Schadenfreude.
Wyobraźmy sobie, że całość badań naukowych zostanie przejęta przez sztuczną inteligencję, a najwybitniejsi akademicy będą mogli jedynie wspominać z rozrzewnieniem czasy, w których odgrywali istotną rolę na froncie badań naukowych. Wówczas to, co pozostanie naukowcom, stanie się swoistym sportem umysłowym, a uczelnie sportowe nieoczekiwanie zostaną awangardą świata akademickiego. Tak zwani uczeni, zamiast po prostu prosić wszechwiedzące komputery o odpowiedź na swoje pytania badawcze, będą musieli – by móc realizować swoje pasje, a przy okazji nie narazić się na zarzut stosowania dopingu elektronicznego – samodzielnie próbować rozwiązywać owe problemy. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby tego rodzaju chętnym hobbystom przyznawać za szczególne osiągnięcia punkty, stopnie i tytuły, poczynając od licencjusza honoris causa. Taka działalność, choć nie będzie służyć obiektywnemu poszerzeniu obszaru wiedzy, nadal może być pożyteczna, dostarczając pewnej części ludności atrakcyjną możliwość wykorzystywania posiadanych umiejętności.
Prawo i medycyna jako sztuki postmodernistyczne
Ponieważ nikt nie będzie chciał już korzystać z usług adwokackich (skoro SI za darmo i od ręki napisze pozew najlepszy z możliwych), ta szlachetna działalność, wszelako wyzbyta swojej funkcji utylitarnej, stanie się czymś w rodzaju sztuki epistolarnej. By nie marnować z trudem zdobytego kunsztu, środowisko prawnicze mogłoby celować w samodzielnym (to znaczy nieposiłkującym się SI) pisaniu uzasadnień, apelacji czy zażaleń, w pełni, by tak rzec, autotelicznych (samocelowych) – odnoszących się do „dowodów” czy „raportów biegłych” całkowicie pozbawionych związku z rzeczywistością. Specyficzna terminologia (a nawet składnia) takich utworów nie będzie już krytykowana za swój hermetyczny charakter, lecz raczej zostanie doceniona przez koneserów jako subtelne osiągnięcie artystyczne. Na podobnej zasadzie jak w wypadku gier naukowców, chodziłoby tu więc o pewną opartą na umiejętnościach aktywność, której istotą byłoby prowadzenie zamkniętej gry symboli i znaczeń.
Wskutek postępów medycyny prewencyjnej (być może bazującej na inteligentnej nanotechnologii) znikną choroby, a zatem także dotychczasowe zawody medyczne. Niepotrzebna już, zdawałoby się, sztuka stawiania diagnoz, sugeruje Suits, będzie jednak mogła kwitnąć w wyrafinowanych grach diagnostycznych. Nasz gracz-diagnosta będzie przedstawiał rozmaite interpretacje symptomów, nieodnoszonych już do pacjentów (rzeczywistości), ale do innych symptomów i ich konfiguracji, w czym można dostrzec podobieństwo do astrologii czy numerologii. Taka hipertekstualna diagnostyka będzie mogła chyba być określona mianem prawdziwie postmodernistycznej medycyny.
Polityka uwolniona od zasady rzeczywistości
W komputerowej utopii znacznie ciekawiej i, dodajmy, bardziej niewinnie, mogłaby wyglądać działalność polityczna. Skoro rządy prawa dla dobra ogółu sprawowałaby nieomylna SI, politycy mogliby całkowicie oddać się nieskrępowanej grze politycznej, pozbawionej już nawet pozorów realnych konsekwencji. Trudno przewidzieć, jak mogłyby wyglądać różne „ustroje” takich gier; można np. wyobrazić sobie dwa równoległe parlamenty – osobne dla mężczyzn i kobiet, jak w sporcie, co doskonale spełniałoby zasadę parytetu. Parlamenty te niczym nieograniczoną twórczość legislacyjną mogłyby porównywać podczas wspólnych mityngów zwanych zgromadzeniami narodowymi. Pomyślmy tylko o niewysłowionym bogactwie treściowym i formalnym takich dzieł jak konstytucje pisane trzynastozgłoskowcem, nowele ustaw, będące nowelami w sensie literackim czy rozporządzenia w formie limeryków. Jakąkolwiek postać przybrałaby owa ludyczna postpolityka, rządziłaby nią podstawowa zasada etyczno-prakseologiczna społeczeństwa postpracy: skoro wszystko robisz gorzej od SI, to żeby nie psuć świata realnego, działaj tylko w bezpiecznych enklawach quasi-fikcyjnych gier i zabaw. Myliłby się jednak ktoś, sądząc, że taka radosna twórczość miałaby jakieś szczególne znaczenie artystyczne. Jako hobby będzie dostarczać odpowiedniego poziomu wyzwań swoim twórcom, ale nie będzie przecież w stanie dorównać SI, u której można – na mocy założenia – obstalować dowolne arcydzieło sztuki literackiej i wszelkiej innej. Nie powinno to jednak zniechęcać naszych przyszłych parlamentarzystów do działania, tak jak wynalezienie wózków widłowych najwyraźniej nie doprowadziło do zaniku takich konkurencji jak podnoszenie ciężarów.
Może się wydawać, że naszkicowana wyżej wizja społeczeństwa, w której bezrobotna ludzkość z nudów gra w pchełki czy też pisze poezje prawnicze, ma charakter satyryczny. Może też, by użyć analogii historycznej, przypominać jakąś groteskową formę kultury dworskiej. Jednak kryjąca się za nią idea poszukiwania nowych form realizacji potencjału ludzkiego nabiera zasadniczego znaczenia w warunkach zaniku kolejnych form pracy z ich funkcją sensotwórczego wykorzystania tego potencjału. Nie ma u Suitsa arystokratycznej pogardy dla pracy, lecz raczej nostalgia za utraconą pracą jako nieodłącznym składnikiem minionej kultury niedostatku. Niezależnie od tego, czy mniej lub bardziej zapracowanym czytelnikom ludyczna wizja przyszłości wyda się pociągająca, czy może odpychająca, nie powinni chyba spodziewać się jej nadejścia przed emeryturą.
Warto doczytać:
- N. Bostrom, Deep Utopia: Life and Meaning in a Solved World, Washington 2024.
- J. Danaher, Automation and Utopia: Human Flourishing in a World without Work, Cambridge, Massachusetts 2019.
- B. Suits, Konik Polny: Gry, Życie i Utopia, tłum. i wstęp F. Kobiela, Warszawa 2016.
- B. Suits, Return of the Grasshopper. Games, Leisure and Good Life in the Third Millennium, New York 2023.
Filip Kobiela – dr filozofii, adiunkt w Zakładzie Filozofii i Socjologii AWF w Krakowie, członek zarządu Krakowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Filozoficznego. Zajmuje się ontologią, epistemologią i filozofią gier, wykorzystując dokonania tradycji fenomenologicznej i analitycznej. Stara się między innymi kontynuować rozważania polskich filozofów XX w., w tym zwłaszcza Romana Ingardena oraz Stanisława Lema.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Agnieszka Zaniewska
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj