Artykuł Filozofia w filmie

Iwona Krupecka: Nowoczesny zawrót głowy

krupecka baner
Nowy Jork lat 20. – miasto stworzone z modernistycznych snów o pędzie, zmianie, „płynnej nowoczesności”. Miasto-potwór, nienasycone i tym nienasyceniem zarażające swych mieszkańców, niby jakąś nową chorobą, nieznaną ludzkości sprzed okresu rewolucji przemysłowej. Wielki Gatsby z 2013 roku, w reżyserii Baza Luhrmanna, jest opowieścią o tym rwącym naprzód świecie, który w nieustannym kołowrocie zmian staje się bezustanną maskaradą, grą pozorów i zasłon. A dla tych, którzy nie potrafią się z tym pogodzić – tragedią.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2018 nr 1 (19), s. 51–53. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku  PDF.


Opowieść – kanwy fabularnej dostarcza powieść Francisa Scotta Fitzgeralda z 1925 roku – jest w gruncie rzeczy prosta: ubogi Jay Gatsby (a raczej: ukrywający się pod tym pseudonimem/przebraniem James Gatz) zakochuje się w należącej do klasy wyższej Daisy, ona natomiast wychodzi za innego – bogatego Buchanana. Mimo że Gatsby zdobywa majątek i oszałamiającymi, starannie wyreżyserowanymi spektaklami i sceneriami uwodzi ją, Daisy ostatecznie wybiera próżnego, bezmyślnego, ale społecznie uprzywilejowanego męża. Prosta historia o pustej laleczce niegodnej prawdziwej miłości? Wokulski i Izabela bis? Niezupełnie. Bo i sceneria już nie dziewiętnastowieczna, i sedno sprawy inne. W Wielkim Gatsbym wszyscy są już zarażeni nowoczesnością, niewinność epoki pozytywistycznej została już utracona. „Być nowoczesnym – pisze Marshall Berman – to żyć życiem pełnym paradoksów i sprzeczności. […] To być równocześnie rewolucjonistą i konserwatystą: pozostawać otwartym na nowe doświadczenia i przygody przy świadomości, że wiele nowoczesnych przygód prowadzi w otchłań nihilizmu; to tęsknić za stworzeniem ‒ i uchwyceniem się ‒ czegoś rzeczywistego, kiedy wszystko rozpływa się w powietrzu”. Powiedzieć więc, że Daisy czy Tom Buchanan żyją w świecie pozorów – pozornych wartości, ułudy, ulotnych przyjemności, gonitwy wrażeń – a Gatsby jest od tego wolny, wydaje się niemożliwe. Być może to w warstwie estetycznej filmu Luhr­mann najlepiej pokazał, iż świat bez pozorów czy „poza” pozorami, w swej mitycznej, upragnionej i nagiej istocie, nie jest już dostępny nikomu. Nawarstwienie wyrazistych barw, korowód sztukmistrzów, a wreszcie wszędobylskie zjawiskowe zasłony – uznać je trzeba za symboliczne – budują atmosferę natłoku doznań, błyskawicznego zastępowania jednych silnych wrażeń innymi, jeszcze mocniejszymi, a także ulotności wszelkiego piękna.

Podstawowym zabiegiem w warstwie obrazowania jest odróżnienie centrum miasta od jego części przemysłowej, zwanej „doliną popiołów”, i od luksusowej Long Island z jej dodatkowym wewnętrznym zróżnicowaniem (o charakterze klasowym) na East Egg i West Egg. Miasto jest domeną nowoczesności: „niezmierzona różnorodność życia”, „dzika obietnica”, „całe piękno świata”, „wszystko jest możliwe” – takich określeń używa narrator opowieści, a zarazem jeden z jej bohaterów, Nick Carraway. W centrum jest głośno, szybko, ruchliwie, zmiennie; to rzeczywiście obietnica, ale nie do spełnienia, gdyż miasto obiecuje urzeczywistnienie piękna poprzez zróżnicowanie i zwielokrotnienie doznań. Słusznie więc sceny w mieście przedstawione zostały w konwencji niemal orgiastycznej – tutaj rządzi nienasycenie. Nowoczesne pragnienie ujawnia więc swoją naturę: nigdy nie da się go zaspokoić. Więcej nawet, gdyż obietnica, o której mówi Nick, prowadzi do przedłożenia rozległości czy różnorodności przeżyć nad ich głębię czy intensywność. Owa intensywność jawi się wręcz jako efekt różnorodności. „Dolina popiołów” to tymczasem „śmietnik” – szaro, brudno, brzydko. W takiej scenerii nic pięknego/prawdziwego/dobrego nie może się wydarzyć… a jednak. Również tutaj dociera pęd miasta: żona właściciela warsztatu, kochanka Buchanana, jest uosobieniem życia w fikcji: i w fikcji groteskowych masek, i w fikcji natychmiastowego spełnienia, i w fikcji podwójnego życia. Mąż zaś, no właśnie, w swoim tępym uporze niedostrzegania prawdy, w swojej zwierzęcej miłości – bezrefleksyjnej, brutalnej, zachłannej i prostej – jest jednak prawdziwy i na swój sposób piękny. Paradoksalnie, piękny w brzydocie swoich „prymitywnych” reakcji.

Daisy nie jest laleczką – ona wie, że zasłony nie skrywają już niczego. „Musi się samemu pragnąć iluzji ‒ na tym polega tragiczność” – pisał Nietzsche, ujawniając, iż poza pozorem nie ma nic, że rzeczywistość jest w pewnym sensie pusta. Tę pustkę ujawnia ulotność wszystkiego, co piękne, a jedynym lekarstwem staje się zwielokrotnianie pozoru, pozostawanie pośród zasłon. „Wszystko, co w życiu ładne, blaknie i nie odzyskuje już barw” – mówi Daisy Nickowi, gdy w chwili wyjątkowej szczerości opisuje swoje życie w kategoriach przesytu, nadmiaru doznań, które stapiają się w jedną masę. Można by rzec, że Daisy rzeczywiście grzeszy – wiedząc, iż wszelkie piękno jest pozorem, rozpoczyna grę w zrywanie zasłon, grę w piękno samo w sobie, grę w piękno czystej miłości. A jednocześnie to, za czym goni, to nadal tylko pozory. Daisy kocha Gatsby’ego w masce, w karnawałowym korowodzie, utkanego z luksusu i z jej wyobrażeń o idealnym kochanku-gentlemanie. Gdy tylko okazuje się prawdziwym człowiekiem, miłość znika jak mgła. Tak jakby Daisy musiała się sama przekonać, iż owa „rzeczywistość”, za którą tęskniła, w gruncie rzeczy niewarta jest trudu, gdyż zasłony nie tyle skrywają, co przesłaniają okropieństwo życia jako takiego w jego mięsistej, krwistej postaci i umożliwiają życie ludzkie, które pędzimy w niezbędnym do tego życia pozorze.

Jeśli teraz przyjrzymy się samemu Gatsby’emu, to z pewnością nie będzie on naiwnym idealistą. On wie. Wie, że „nagie życie” nie jest piękne; że w „dolinie popiołów” zachowanie człowieczeństwa jest heroizmem, więcej: że to człowieczeństwo jest jakby stopniowalne i zależy od uczestniczenia w sferze pozorów par excellence, w kulturze utkanej z metafor, symboli, wyśnionych obrazów i wymyślonych pojęć. Dlatego tworzy iluzje, nie oczekując przy tym od Daisy, że zrezygnuje z tego, co sam uznawał za swoją istotną zdobycz. A mimo to i on wpada w pułapkę „głębi”: Gatsby podtrzymuje, a nawet wprowadza do nowoczesnego świata Long Island różnicę pozoru i prawdy. W towarzystwie zadowalającym się pozorami potęguje je, by w ten sposób ukazać ich nicość, brak sensu, brak podstawy. Tak jakby chciał powiedzieć: Bawcie się! Chodzi tylko o iluzje! Wszyscy jesteśmy z nich zrobieni. Wówczas jednak siebie samego sytuuje poza tą grą, jako jej mistrza czy reżysera, jako tego, kto może łamać reguły, bo wie lepiej, bo jest lepszy, bo jest prawdziwszy. Dlatego żąda od Daisy wyznania, że nigdy nie kochała męża – ich miłość musi być tym, co stałe, tym, co bezwzględnie piękne i wolne od wszelkich zniekształceń i przebrań. Tak jakby pod spienioną powierzchnią morza skrywać się miała nieruchoma głębia, dostępna tylko dla wybrańców. Tyle że jedyną drogą do urzeczywistnienia marzenia o sobie samym okazuje się dla Gatsby’ego właśnie ta gra.


Iwona Krupecka – doktor filozofii, adiunkt w Zakładzie Historii Filozofii w IFSiD UG; zajmuje się historią filozofii nowożytnej, ze szczególnym uwzględnieniem filozofii hiszpańskiej; autorka książki Don Kichote w krainie filozofów (2012), tłumaczka, m.in. Dysputy w Valladolid (1550/1551) (2014).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Fot.: Kadr z filmu Wielki Gatsby



tytuł : Wielki Gatsby
reżyseria: Baz Luhrmann
gatunek: melodramat
czas trwania: 2 godz. 22 min.
produkcja: Australia, USA
premiera: 1 maja 2013 (świat)
scenariusz: Baz Luhrmann, Craig Pearce

 

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy