Artykuł Epistemologia Filozofia umysłu Ontologia

Jacek Hołówka: Dwa światy?

Do potocznej świadomości hipoteza symulacji trafiła przez film Matrix. Są w nim niezapomniane sceny ataku „czarnych charakterów”, czyli agentów, na „kochanego chłopca”, czyli Keanu Reevesa. Nie pamiętam tego filmu ze wszystkimi szczegółami, więc może się zdarzyć, że odtworzę kluczową scenę, lekko ją przeinaczając, za co przepraszam. Te niezamierzone zmiany mogą się jednak okazać korzystne dla fabuły i dla rozważań filozoficznych, jakie ona inspiruje.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 4 (34), s. 36–38. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Agenci w czarnych garniturach i czarnych okularach całkiem bez powodu strzelają do Reevesa z bliskiej odległości i chcą go zabić. Serce nam skacze do gardła. Jednak jakimś cudem Reeves odkrywa w sobie moc. Wiedziony wiarą w swą niezniszczalność, skupia wolę i przenosi się do nowej, głębszej rzeczywistości psychofizycznej. Prawa fizyki w zasadzie nie ulegają zmianie, ale jego zdolność postrzegania faktów i reagowania na nie jest stukrotnie przyspieszona. Reeves widzi kule, które lecą w jego stronę, ale widzi je tak, jakby leciały sto razy wolniej. To jego świadomość pracuje sto razy szybciej i dlatego nabieramy nadziei, że może się uratować. Kule powolnie płyną w powietrzu. Reeves widzi ich lot, podczas gdy agenci tkwią nadal – co prawda chyba tylko przez chwilę – w świecie ukazanym w gruboziarnistych obrazach. Ujawnia się im tylko co setna klatka realnych wypadków. Natomiast Reeves ma czas podskoczyć lub przykucnąć, uchylić się lub nagle zatrzymać. Kule mijają go o włos. Agenci rzucają się w jego stronę, ale poruszają się jak mucha w smole, niezdarnie próbują go schwytać. Zasypują go nowymi pociskami, ale Reeves wykręca ciało, zawisa poziomo nad ziemią i wychodzi cało z opresji.

Ratuje go to, że wykonuje ewolucję w czasie jakby bardziej realnym, podczas gdy agenci tkwią w jakiejś spowalniającej wydarzenia zagęszczonej metafizycznej papce czasoprzestrzennej. Szeroko rozwiany płaszcz Reevesa zajmuje się ogniem od tarcia o powietrze. Płomienie rozchodzą się jednak leniwie i Reeves szybko je zadeptuje. Sprawnie ubiega wszystkie nieszczęścia i ataki. Mamy wrażenie, że tylko on żyje naprawdę, podczas gdy jego przeciwnicy chwytają tylko co setną klatkę z tego wszystkiego, co się wokół nich dzieje. My i agenci ubrani na czarno tkwimy w jakimś zastępczym świecie, składającym się z wyrywkowych wydarzeń.

Dwa światy

Wydaje mi się, że to jest najprostsza koncepcja świata symulowanego. Ta koncepcja przyjmuje istnienie dwóch światów. Jeden jest realny i wszystko w nim zachodzi dokładnie i w szczegółach. Drugi świat jest tylko jakby „metafizycznym streszczeniem” tego pierwszego. To rzeczywistość niepełna, wyrywkowa, zawierająca tylko wyselekcjonowaną część świata szybkiego i kompletnego. To świat, który my widzimy. Selekcja dokonuje się systematycznie i niezawodnie, ale jest wybiórcza. Pozwala nam żyć spokojniej i dłużej, ponieważ pozwala nam żyć wolniej.

Chyba że natrafimy na czarnych agentów i wtedy koniec z nami, bo oni są szybsi. Choć ich świat jest jakby pięćdziesięciokrotnie przyspieszony. Są wolniejsi od Reevesa, choć szybsi od nas. Możemy tylko marzyć o tym, by im dorównać. W ich świecie delektowalibyśmy się niewystygającą filiżanką kawy pięćdziesiąt razy dłużej. Pięćdziesiąty razy dokładniej widzielibyśmy ewolucje sportowca skaczącego z wieży do basenu. Może nawet zrozumielibyśmy, w jaki sposób motyl steruje swymi dwiema parami skrzydeł i jak dolatuje tam, gdzie chce, mimo latania zygzakiem. Rozumiemy też, że do światów wyższych prędkości nie należy brać psa, kota ani motyla, bo nabierając wyższej prędkości, motyl połamałby sobie skrzydła, na psie zapaliłaby się sierść, a kot, spadając z dachu, mógłby zasnąć w locie. Jakie jest prawdopodobieństwo, że taki szybszy świat może istnieć, tylko jest niewidzialny? Tu zaczynają się ciekawe spekulacje.

Problem z prawdopodobieństwem

Po pierwsze, jakie jest prawdopodobieństwo, że w naszym zwykłym fizycznym świecie wszystko będzie się toczyć tak, jak się toczy? Odpowiedź jest nieprzyjemna. To prawdopodobieństwo nie zależy od świata, tylko od tego, jak go opisujemy. Rozważmy, dlaczego. Gdybyśmy dziś mieli dokładny opis tego, co się zdarzy w następnym roku, od sylwestra do sylwestra, i gdybyśmy założyli, że w ciągu tego czasu zajdzie miliard zdarzeń, to przy założeniu, że elementarne zdarzenie zachodzi z prawdopodobieństwem ½ (bo zachodzi albo nie zachodzi), to prawdopodobieństwo, że przez cały rok zajdzie to, co przewidujemy, będzie wynosiło 10 do ‑9 razy 10 do ‑9, czyli 10 do ‑18. Jest bardzo mało prawdopodobne, że dobrze przewidujemy. Natomiast gdybyśmy założyli, że w tym samym czasie będzie – ogólnie rzecz biorąc – lepiej niż w obecnym roku, to jeśli nie mamy dodatkowych informacji mających wpływ na to przewidywanie, prawdopodobieństwo, że zdarzy się to, co przewidujemy, wynosi ½. Czyli olbrzymie.

Z prawdopodobieństwem jest tak jak z maszynką do mięsa. Dostaje się to, co się włożyło, tylko przemielone. Jeśli chcemy znać szczegóły, to nasze przewidywania są bardzo mało prawdopodobne. Jeśli wystarczy nam bardzo ogólny obraz, to nasze przewidywania są bardzo wiarygodne.

Prowincjonalizm

Po drugie, możemy zapytać, czy istnieje granica przyspieszania czasu, to znaczy, czy czas jest nieskończenie podzielny, czy jest dyskretny. A jeśli jest dyskretny, to jak długo trwa minimalny moment czasowy i czy zawsze jest tej samej długości? A także, czy możemy nadać jakiś sens pojęciu równoczesności, to znaczy, czy możemy powiedzieć, że coś dzieje się tutaj i na odległej galaktyce w tej samej chwili? Wydaje się, że ten newtonowski obraz świata z rozlicznymi stałymi punktami odniesienia jest zbyt uproszczony. Jak wygląda zatem obraz realny inspirowany teorią względności i mechaniką kwantową? Tego nikt nie wie, bo jak wiadomo, tych dwóch teorii nie udało się dotąd uzgodnić.

Najprostsze i chyba najtrafniejsze wyjaśnienie mówi zatem, że jesteśmy skazani na prowincjonalizm. Podobnie jak plemiona koczownicze dziesięć tysięcy lat temu znały tylko najbliższą okolicę, tak i my teraz w większej skali znamy tylko stosunkowo ograniczony wycinek czasoprzestrzeni. Poszukiwanie fundamentalnej rzeczywistości jest na razie skazane na niepowodzenie. To „na razie” może trwać tysiące lat. Do tego czasu (a może już na zawsze) będziemy musieli sobie mówić, że żyjemy w pewnym wycinku całego wszechświata, i ten wycinek jest jednym z wielu lokalnych światów, które są przybliżonym odzwierciedleniem innych światów, częściowo podobnych do naszego i zapewne podległych podobnym prawom jak prawa rządzące naszym światem.

Wszystkie te światy będą w ramach tego opisu „symulacją”, czyli realizacją jakichś powszechnie obowiązujących praw przyrody. Natomiast zbiór tych naczelnych praw będzie dla nauki ostateczną rzeczywistością, na którą składać się będą „pierwsze przyczyny” i regularny porządek rzeczy przez te przyczyny wymuszany. Czy istnieje taki „ostateczny blueprint”? To jest zagadka, której właśnie nie umiemy rozwiązać. Natomiast, jak zawsze w filozofii, werbalnie każdy problem można enigmatycznie rozwiązać, opierając się na dychotomicznej logice. Albo we wszechświecie pewne prawa obowiązują powszechnie – i to jest „ostateczny blueprint” – tylko nikt nie umie ich na razie znaleźć i wyliczyć, albo tak nie jest. Tertium non datur. Ta odpowiedź nie poszerza naszej wiedzy, ale pozwala spokojnie spać.

Znaturalizowana epistemologia

Po trzecie, możemy zasadniczo zmienić temat, machnąć ręką na kosmogonię, i zapytać, czy nasz obraz świata jest „symulacją” realnego świata. I jeśli tak, to pod jakim względem? Inaczej mówiąc, czy fakty przyrodnicze, które wywierają stały i systematyczny wpływ na nasz mózg, są jedynym źródłem naszej wiedzy o świecie? Jeśli tak, to świata nigdy nie poznajemy, tylko odczytujemy następstwa jego oddziaływań na nasze organy, głównie system nerwowy. Fakty psychiczne są tylko idiosynkratycznym (właściwym danej osobie) odczytaniem faktów fizjologicznych. To jest program naturalizacji epistemologii. Pytanie o prawdziwość naszych psychicznych przedstawień jest w tym programie nieistotne. Liczą się tylko naturalistyczne powiązania i prawidłowości zachodzące między stanami przyrody na zewnątrz naszego ciała i stanami fizjologicznymi w naszym organizmie. Naukowość tego programu polega głównie na tym, że nie zadaje pytań szukających wyjaśnienia, tylko pyta o nowe fakty lub o na nowo uporządkowane fakty.

Takie podejście rezygnuje z interpretacji faktów, czyli ogranicza się do „symulacji”. Nie pyta o sens, zrozumienie, adekwatność i prawdę. Pyta o to, kto to mówi, że chwyta sens, kto się skarży, że nie może nic zrozumieć, czy dwie struktury do siebie pasują i czy zdanie „śnieg jest biały” jest wypowiadane przede wszystkim tam, gdzie śnieg jest czysty i oświetlony. Zapewne wbrew intencjom zwolenników tego programu nie ma wtedy istotnej różnicy między widzeniem koguta na płocie, tęczy na niebie i Matki Boskiej na wieży kościelnej. Filozofowie o bardziej dociekliwym, czyli mniej schematycznym nastawieniu uznają, że „symulacja” niewiele tu wyjaśnia. Lepiej powiedzieć, że kogut jest widoczny na płocie, bo tam wskoczył i lubi patrzeć na świat z góry, że tęcza na niebie nie jest tam, gdzie ją widać, tylko jest iluzją wywołaną przez załamanie promieni słonecznych w chmurze pyłu wodnego zawieszonego w szerokim zakresie odległości od widza, a Matkę Boską widzą ci, którzy bardzo tego pragną, ponieważ są głęboko religijni lub/i naiwni. Związki przyczynowe nie wyczerpują opisu świata.


Jacek Hołówka – ur. w 1943 r. we Lwowie. Emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie profesor filozofii w Pedagogium w Warszawie. Redaktor „Przeglądu Filozoficznego”. Zajmuje się filozofią analityczną, moralną i polityczną. Hobby: opera (sam nie śpiewa), kolarstwo amatorskie (jeździ).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

3 komentarze

Kliknij, aby skomentować

  • A dlaczego by nie dziesięć?! To jest przecież, i jakby co, poza naszym poznaniem, ujmowaniem i ogarnięciem myślowym, wyobrażeniowym oraz poznawalnym!
    JH/rodem z UW — czyli nie ma to jak tamtejsza nowomarxistowska, ateistyczna i postpezetperowska etyka /nauka o moralności; ale jakiej?! aborcyjnej?!/.
    To już profesorowie LK czy JW, nie mówiąc już o JMB czy BW byli i są ciekawsi, myślący, “płodni” — inspirujący umysłowo, intelektualnie i filozoficznie…
    Ps. Wilno czy Lwów?!

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy