Artykuł Filozofia kultury

Jacek Hołówka: Kultury gorsze i lepsze?

Czy kultury można oceniać i porównywać? Czy jest możliwy pomiędzy nimi autentyczny dialog dotyczący wartości? Czy fakt akceptowania nierównego traktowania kobiet w jednej kulturze może być w uzasadniony sposób oceniany przez członków kultury, w której uznawany jest ideał równości płci? Czy estetyczna wartość IX Symfonii Beethovena jest podobna, a może nieporównywalna do wartości utworu reggae?

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 5 (11), s. 15–17. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Kultury bywają prymitywne i wyrafinowane, oryginalne i wtórne, opresyjne i liberalne, łagodne i okrutne. Co najważniejsze, niektóre są otwarte, a inne zam­knięte. Ale o tym niżej. Antropologia kulturowa zgromadziła wiele materiałów do oceny rozmaitych kultur. Zuni, Dobu, Manu i Kwakiutle (Ruth Benedict i Erich Fromm) to nie tylko różne kultury, ale kultury lepsze i gorsze.

Kultura Dobu pozwala rozwinąć się jednostkom w ludzi ciekawych, pracowitych, wzajemnie dla siebie przyjaznych i ufnych. Kwakiutle oszukują się wzajemnie, chełpią się bez opamiętania, zastraszają i nienawidzą. To prawda, że istnieją szczęśliwi Kwakiutle i trzeba ich zostawić w spokoju. Taka kultura przypomina jednak chory związek masochisty z sadystą. Lepiej się do niego nie mieszać, póki żaden nie woła o pomoc. Mimo to warto pomagać uciekinierom z opresyjnych kultur, jeśli nie mogą w nich wytrzymać i jeśli chcą je zostawić za sobą razem z ich chorobliwą skłonnością do opresji i obskuranctwa.

Dialog z kulturą własną i cudzą

Z pewnością dialog miedzy kulturami, choć mało prawdopodobny, jest możliwy. Niemniej nie wolno zapominać, że najczęściej ludzie dyskutują nogami. Jeśli ktoś nie cierpi kultury, w której żyje, to stara się ją opuścić. Oczywiście, jeśli nie ma pieniędzy, paszportu, siły lub zdrowia, to nie będzie próbować. Albo rzuci się na morze, jak uchodźcy z Syrii. Opresja kulturowa jest bowiem realnym i prawdziwym problemem.

Człowiek zamknięty w obcej kulturze czuje się jak w więzieniu. Nawet jeśli jest to kultura, w której się urodził. Można się urodzić w obcej sobie kulturze. Taki azylant wśród współziomków gorzknieje, szuka kontaktów z opozycją polityczną, czasem staje się wywrotowcem lub terrorystą. On jednak wie najlepiej, dlaczego kultura, w której żyje, jest dla niego nie do zniesienia. Zatem przede wszystkim jego trzeba pytać, co jest złego w tej kulturze i dlaczego nie daje się w niej wytrzymać.

Ta sytuacja stwarza doskonałą okazję do poważnego dialogu. Można całkiem serio pytać chrześcijanina, dlaczego monogamiczne małżeństwo jest jedynym właściwym. Można żądać od muzułmanina, by wyjaśnił, dlaczego bogaty mężczyzna może mieć dwie lub trzy żony, a bogata kobieta nie może mieć kilku mężów. Zazwyczaj chrześcijanin powie, że trzeba trzymać się tego, co postanowił Bóg; a muzułmanin powie, że trzeba trzymać się tego, co postanowił Allah. I tu tkwi sedno problemu. Bóg i Allah nie potrafią ze sobą rozmawiać, podobnie jak ksiądz i mufti. I wielu wyznawców rozmaitych religii bierze przykład ze swoich kapłanów: też udają, że nie potrafią rozmawiać.

Ale nie wszyscy tak robią. Są środowiska ludzi dwukulturowych: Polacy w USA, Alzatczycy i Baskowie, sto lat temu mennonici osiedlający się na terenie Puszczy Kampinoskiej itd. Są małżeństwa mieszane: Żyd z Palestynką, katolik z prawosławną, Afrykańczyk z Chinką itd. Ci ludzie często dobrze znają dwie różne kultury i w obu czują się równie dobrze. Bo nie jest specjalnie trudne czuć się człowiekiem dwóch kultur jednocześnie. Choć nie zawsze taki mariaż jest możliwy.

Tu pojawia się najważniejsze odróżnienie. Istnieją kultury otwarte i zamknięte. Te drugie nie pretendują do bezstronnego rozwiązania jakiegokolwiek konfliktu. Nie wierzą w istnienie bezstronnych ocen. Nie dostrzegają podobieństw między ludźmi różnych tradycji. Z góry potępiają wyznawców innej kultury i nie chcą ich zrozumieć. Kultura zamknięta a priori przypisuje słuszność tylko sobie w każdym sporze. I taka kultura jest istotnie niezdolna do dialogu. Jej wyznawców można albo zostawić w spokoju, albo trzeba ich zwalczać, jeśli narzucają nam swoją obecność i zaściankowe poglądy.

Kultura – przedmiot uzasadnienia?

Czy można zatem kwestionować pozycję społeczną rozmaitych ludzi w obcych kulturach? Oczywiście, bo wszystko można kwestionować i zawsze wolno żądać uzasadnienia. Poza kwestiami oczywistymi, takimi jak to, że 2+ 2 = 4. A pozycja społeczna nie jest nigdy kwestią oczywistą. Można twierdzić, że król szwedzki ma za mało uprawnień lub – odwrotnie – że ma ich za dużo. I nie ma niczego niestosownego lub nielogicznego w takim postawieniu problemu. Zatem zwolennik niedyskryminowania ludzi z uwagi na płeć ma pełne prawo powiedzieć, że muzułmanki są masowo prześladowane w swojej kulturze i spychane do podrzędnej roli przez religię
i tradycję.

To jeszcze wcale nie znaczy, że wynika z tego pełny egalitaryzm. Wolno ludzi traktować różnie, jeśli tylko dobrze się uzasadni, dlaczego zasługują na różne traktowanie. Dobry uczeń dostaje lepsze stopnie. Szybszy pracownik zarabia więcej pieniędzy. Fascynujący śpiewak zdobywa podziw i sławę. To nie jest dyskryminacja. Przy rozważaniu zróżnicowań społecznych trzeba umieć odróżnić to, co istotne, od tego, co nieistotne. Jeśli dwoje ludzi ma dziecko, to tylko kobieta może karmić niemowlę piersią, ale z butelki może karmić i mąż, i żona. Posiadanie piersi różni kobiety i mężczyzn, w przeciwieństwie do zdolności posługiwania się butelką. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to pozuje na durnia. A z durniami nie warto rozmawiać bez względu na to, do jakiej kultury należą.

Świętość tradycji

Pewną trudność rodzi natomiast argument, że pewne zróżnicowania są święte, bo zostały uświęcone przez tradycję. Tu rozsądny człowiek potrafi jednak dokonać istotnych odróżnień. Trzeba tylko, by umiał dostrzec różnicę sensu między zwrotami a prioriprima facie. Tradycja ma racje prima facie. Czyli warto się jej poddać, gdy nie mamy istotnych argumentów w sprawie budzącej kontrowersje. Nie ma jednak racji a priori. Nic nie jest słuszne tylko dlatego, że zostało uświęcone przez kulturę. W Anglii auta i pociągi jeżdżą po lewej stronie. W Niemczech auta i pociągi jadą po prawej stronie. We Francji auta jadą po prawej, a pociągi po lewej. Gdzie jest najlepiej? To jest oczywiście całkiem puste pytanie, bo wszędzie jest równie dobrze. Trzeba się trzymać danej tradycji, bo każda z nich jest lepsza niż bałagan na drodze.

Pozornie coś podobnego powstaje w sytuacji, gdy mężczyzna i kobieta idą razem po chodniku. Dziś to nie ma absolutnie żadnego znaczenia, i dzięki Bogu. Ale gdy byłem młodym człowiekiem, to na Żoliborzu obowiązywała zasada, że mężczyzna idzie z lewej strony, kobieta z prawej. Robiłem tak odruchowo, bo sprawa była błaha. Jedna z moich znajomych, która hodowała dalmatyńczyki, nauczyła je, że mają chodzić po jej lewej stronie. Chciała mieć prawą rękę wolną do innych spraw. Lubiła ze mną chodzić na spacery, bo mnie to nie sprawiało kłopotów. Szliśmy od lewej: pies, ona i ja. Inni mężczyźni podobno unikali z nią spacerów lub wdawali się w rywalizację z psem.

Tyle o świętości tradycji. A mimo to nadal uważam, że pociągi i auta jeżdżą po właściwych stronach w Anglii, Niemczech i Francji. Kto chce, niech mnie nazwie człowiekiem niekonsekwentnym. Ale będzie żałował, bo to będzie znaczyło, że należy do kultury ludzi nierozumiejących, co się do nich mówi. W istocie w tym, co powiedziałem, żadnej niekonsekwencji nie ma. Moja przyjaciółka miała powód, by mnie trzymać po prawej. Niemcy, Anglicy i Francuzi nie mają powodu, by inny sposób jeżdżenia niż przyjęty w ich kraju uznać za lepszy. Zatem dialog jest niemożliwy nie między kulturami, tylko wśród osób należących do kultury osób, nierozumiejących, co się do nich mówi.

Beethoven czy Marley?

Wszystkie symfonie Beethovena, nie tylko Dziewiąta, są lepsze od reggae. Bo reggae jest automatyczne, niewybredne, puste, bezdźwięczne, płaskie, powtarzające się, drażniące uszy, za głośne, otępiające, takie samo na początku, jak na końcu, bezmyślne, nieskomponowane, stosowne jako kara dla człowieka wrażliwego, nudne i bez związku z muzyką. To jest główny argument. Dobry, ale wiem, że nieperswazyjny. Mam więc drugi. Kto woli reggae, niech słucha reggae. Uważam, że zasługuje na to, co się z nim stanie, co dźwięki zrobią z jego mózgiem, słuchem, wyczuciem rytmu, upodobaniem do sztuki i refleksyjnością. Skończy jako zombie. Świat będzie wtedy ciekawszy, bo lepiej uporządkowany.


holowkaJacek Hołówka – ur. w 1943 r. we Lwowie. Emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie profesor filozofii w Pedagogium w Warszawie. Redaktor „Przeglądu Filozoficznego”. Zajmuje się filozofią analityczną, moralną i polityczną. Hobby: opera (sam nie śpiewa), kolarstwo amatorskie (jeździ).

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

9 komentarzy

Kliknij, aby skomentować

  • Kiepski artykuł.
    Po interesującym wprowadzeniu o kulturach Dobu itp., dostajemy stwierdzenie, że jedna z nich jest lepsza… bo bardziej przystaje do wartości wyznawanych w naszej kulturze (implicite).
    O porównaniu Beethovena do rege już napisano poniżej. Choć uznaję wyższość tego pierwszego, akapit uważam za zupełnie fatalny, lepiej było napisać “kto słucha rege ten rucha kolegę”, byłoby krócej, zabawniej i na podobnym poziomie.

  • Szanowny Panie Hołówka,
    dziękuję za kilka impulsów tekście.
    Jednocześnie – i abstrahując od braku konsekwencji w odniesieniu do Anglii oraz Niemiec i Francji w jednej linii, które to posługują się innymi zasadami ruchu, oraz oceny wobec potencjalnego czytelni — warto byłoby rozpocząć wywody od jasnego określenia defincji kultury, do jakiej się Pan odnosi. Jej brak, a miejscami redukcja kultury na przynależność narodową, w innym miejcu religijną czyni ów tekst jedynie zaproszeniem do refleksji, bez ram kulturoznawczych niestety.

  • to że 2X2=4 jest też umowne, bo zależy w jakim systemie liczymy.Ilość elementów taka sama a nazwa i symbol inny.

  • Ostatni akapit brzmi jak emocjonalny bełkot. Coś takiego to jak uderzenie w twarz czytelnika, który liczył na profesjonalne podejście do tematu.

      • I jest w tym słuszności, jednak obawiam się, że z czasem trzeba będzie się nad tym zastanowić. Promowanie filozofii takimi akapitami prędzej skończy się jej odrzuceniem przez potencjalnych zainteresowanych przedmiotem. Albo wypuszczamy wszystko, bo każdy pisze na własną odpowiedzialność, albo dbamy o to, by czytelnik nie pomyślał, że ma do czynienia z zamkniętymi na jego świat (taki zwykły, szary, zanurzony w popkulturze) mądralami. Niestety, tak to można odebrać.

        • Cóż, generalnie przyznaję Pani rację. Też mi się nie podobają niektóre zwroty. Ja bym tak nie napisał nawet wówczas, gdybym wcale nie cenił tego, o czym pisze. Wiem też, że nie był to zabieg przysparzający nam czytelników. Mimo to nie zdecydowaliśmy się ocenzurować. Skoro zamówiliśmy u Autora tekst, musimy mu pozwolić się wypowiedzieć i zaufać, że pisząc w ten sposób, miał jakiś zamysł. Osobiście — jak wspomniałem — podzielam Pani opinię.

          • Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego ruchu ze strony profesora filozofii. Jedna rzecz która szczególnie mnie razi: Pan Hołówka diagnozuje problem “braku dialogu” pomiędzy kulturami. Zastanawia mnie to, że w przypadku podziału muzyki na rozrywkową (niewdzięczne określenie ale ogólnie przyjęte) i klasyczną mamy do czynienia już z jakimś podziałem kultur. Wtedy Autor w ostatnim akapicie przyjmuje postawę, którą wcześniej krytykuje. Czy świadomie?
            Druga rzecz — ostatni akapit nie zawiera żadnych argumentów. Nie jestem znawcą filozofii, ale wydaje mi się, że człowiek zajmujący się nią powinien być w stanie sformułować argument…
            Tekst mi się nie podoba, jego obecność tutaj tak. Rozbudza emocje 😉

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy