Artykuł Epistemologia

Jacek Jarocki: #2. Od świata, który widzę, do świata, w który wątpię

Zgodnie z wnioskiem dotychczasowych rozważań nasze poznanie świata nie jest jedynie bierną percepcją, lecz aktywnym współtworzeniem. Choć stanowisko to zdaje się wynikać z twierdzeń nauki, a po namyśle jest zgodne z intuicją, prowadzi ono do konsekwencji, których zarówno zwykły człowiek, jak i naukowiec wolałby z pewnością uniknąć.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2016 nr 4 (10), s. 38–40. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF. Stanowi on drugą część tekstu, który ukazał się w naszym serwisie.


Przedmioty w świecie to pozbawione smaku, zapachu i innych cech zmysłowych bryłki materii, która na najniższym poziomie jest chmurą gotujących się cząstek. To, w jaki sposób odbieramy świat, jest kwestią interpretacji naszego umysłu, który fale jednej długości przekształca na wrażenie koloru czerwonego, a inne na głos śpiewaka operowego lub wybuch granatu.

Takie ujęcie rzeczywistości stanowi punkt wyjścia dla teorii epistemologicznej, zwanej realizmem pośrednim, w której nasze poznanie jest relacją składającą się z trzech członów: obiektywnego świata opisywanego przez fizykę, subiektywnego świata naszego umysłu oraz idei lub – by użyć bardziej współczesnej terminologii – danych zmysłowych, które pośredniczą w tym połączeniu, czyli są subiektywną interpretacją obiektywnej rzeczywistości. Oto przykład z wykorzystaniem widzianej pod kątem monety: okrągła moneta to obiekt w fizycznym świecie, widzenie monety to stan naszego umysłu, zaś dana zmysłowa to eliptyczny, żółty kształt, pochodzący od przedmiotu (lub: przezeń wywoływany) i interpretowany przez nasz umysł jako moneta.

Wirujące płatki śniegu i bezkształtne kolory

Na razie taki obraz wydaje się całkiem przekonujący. Niestety, okazuje się, że natrafia on na dwa zasadnicze problemy. Pierwszy z nich ma swój początek w koncepcji Johna Locke’a, który w filozofii nowożytnej zaproponował ów schemat z intencją, aby wszelkie wrażenia zmysłowe, nazywane przezeń własnościami wtórnymi, przenieść ze świata do umysłu obserwatora. W jego zamyśle do rzeczy bezwzględnie przynależą tylko tzw. własności pierwotne, które postrzegane są przez wiele zmysłów – w ich poczet zaliczyć można na przykład kształt czy ruch. A zatem choć moneta, którą widzę, nie jest żółta, to – zdaniem Locke’a – z pewnością jest ona okrągła albo właśnie spada ze stołu.

Takie rozumowanie wydawało się całkowicie błędne innemu brytyjskiemu filozofowi, biskupowi George’owi Berkeleyowi, który stanowisko Locke’a poddał gruntownej krytyce. Jego zdaniem nie sposób oddzielić od siebie własności pierwotnych i wtórnych. Główna zaleta tego podziału polegać miała na tym, że pozwalał on wyróżnić cechy stałe, które przynależą do przedmiotu, i cechy zmienne, czyli interpretacje podmiotu. Berkeley uważał jednak, że własności pierwotne wcale nie są niezmienne. Weźmy na przykład wspomniany wcześniej ruch – jego prędkość czy kierunek zależne są od obserwatora. Podobnie jest z kształtem, co dobrze oddaje przykład płatka śniegu, którego kształt diametralnie zmienia się w zależności od tego, czy patrzymy na niego przez mikroskop, czy nieuzbrojonym okiem. A jako że nie ma żadnego powodu, aby uznać, iż świat jest taki, jakim widzimy go gołym okiem, a nie przez mikroskop, nie można obronić twierdzenia, że własności pierwotne istotnie są obiektywne.

Jest jeszcze jeden powód krytyki podziału na własności pierwotne i wtórne. Otóż choć wydaje się nam, że potrafimy przeprowadzić owo rozróżnienie w myślach, być może całkowicie się mylimy. Bo czy naprawdę możemy pojąć kształt, pomijając barwę tego, co ten kształt posiada? Albo czy moglibyśmy mówić o ruchu, nie doświadczając go żadnym z naszych podstawowych zmysłów? Jako że odpowiedź na te pytania musi być przecząca, dla Berkeleya wniosek jest oczywisty: własności wtórne nie różnią się od własności pierwotnych. Mówiąc w skrócie – wszystko to, co postrzegamy, to własności wtórne, a więc umysłowe interpretacje tego, co istnieje w świecie.

Sygnalizatory i piłki pingpongowe

Tym samym pojawia się kolejna, lecz znacznie większa trudność związana z realizmem pośrednim. Okazuje się bowiem, że jedyne, co znam i co do czego mogę mieć pewność, to dane pochodzące z moich zmysłów. Dla przykładu: nie mogę powiedzieć, że w tym momencie widzę komputer lub jego klawiaturę – mogę co najwyżej stwierdzić, że spostrzegam białą plamę z czarnymi literami oraz czuję twardość pod palcami. Wrażenia te są pośrednikami tego, o czym wnioskuję, że jest komputerem. Zatem każde twierdzenie o świecie jest – zgodnie z nazwą realizmu pośredniego – zapośredniczone przez wrażenia, na podstawie których wywodzę, jaki ten świat jest.

Główny kłopot takiego modelu ujawnia się niemal natychmiast. Wyobraźmy sobie taką sytuację: zamknięto cię w pokoju, w którym znajduje się konsola z dwiema żarówkami. Poinstruowano cię, że zielona pali się wtedy, kiedy na stoliku w pomieszczeniu za ścianą pojawia się piłka pingpongowa, a czerwona – kiedy pojawia się piłka do koszykówki. Lampki zaczynają się po kolei zapalać. Pierwsze pytanie brzmi: czy widzisz obie piłki i wiesz, jakie one są? Być może w sensie metaforycznym mógłbyś odpowiedzieć twierdząco. W sensie dosłownym jednak dostrzegasz tylko coś, co ma być reprezentacją czy skutkiem pojawienia się ich. Pytanie drugie brzmi: czy w ogóle powinieneś zakładać, że istnieje drugie pomieszczenie z piłkami pingpongowymi i piłkami do koszykówki? Innymi słowy: czy wiesz, że ono istnieje? Wydaje się, że odpowiedź ponownie musi być przecząca.

Jeżeli odniesiemy tę scenkę do naszego poznania zmysłowego, okaże się, że nie możemy z całą pewnością postulować istnienia zewnętrznej rzeczywistości. Choć dane naszych zmysłów zdają się odnosić nas do świata, owo odniesienie jest wnioskiem, którego prawdziwość nie jest bynajmniej gwarantowana. Nawet jeżeli założymy, że istnieje coś, co powoduje w nas wrażenia zmysłowe (tak jak możemy założyć, że piłki powodowały zapalanie się lampek), nie wiemy, czym owo coś jest. Na bazie zdrowego rozsądku zakładamy, że rzeczy odpowiadają przynajmniej częściowo naszym postrzeżeniom, ale w świetle zarysowanej wyżej teorii nie sposób wskazać żadnego argumentu, który dowodziłby, że istotnie tak jest.

Z królestwa zmysłów do królestwa wątpliwości

Zarysowanej wyżej teorii nie można nazwać już realizmem pośrednim, bowiem znika z niej obiektywny przedmiot reprezentowany przez idee. Te zaś stają się jedyną rzeczywistością, przez co taką koncepcję nazywa się idealizmem. Pociąga ona za sobą twierdzenie o niepoznawalności, a nawet o nieistnieniu świata zewnętrznego, niezależnego od naszego umysłu, co każe ją zakwalifikować jako jeden z przypadków filozoficznego sceptycyzmu.

Gdybym swój tekst zaczął od stwierdzenia, że świat zewnętrzny nie istnieje albo że nie mamy co do jego istnienia pewności, byłoby ono poczytane za absurdalne, a przynajmniej za sprzeczne z intuicją. Droga doń prowadząca jest jednak prosta i dobrze będzie prześledzić ją raz jeszcze: zaczynamy od zdroworozsądkowego (niektórzy powiedzą: naiwnego) uznania, że poznajemy realny świat. Twierdzenie to jednak szybko porzucamy, gdyż nauka sugeruje, że to, co uznawane za realne – kolory, dźwięki i tym podobne – okazuje się tworem naszego umysłu. Choć John Locke twierdził, że mimo to istnieją własności obiektywne, dużo bardziej przekonujący jest wniosek, że również wiedza o nich redukuje się do subiektywnej wiedzy zmysłowej. A jeśli tak, to dane naszych zmysłów są jedynym, co w sposób pewny znamy. I choć na ich podstawie możemy wnioskować, że są one pobudzane przez coś w świecie zewnętrznym, nie wiemy, ani co to może być, ani czy naprawdę istnieje.

Rzecz jasna, każdy krok powyższego wnioskowania można kwestionować i filozofowie niejednokrotnie to robili. Jednakże myśl, że zaufanie do naszych zmysłów może mieć tak fatalne konsekwencje, wydaje się zaskakująca. Jeszcze bardziej zaskakująca jest w tym wszystkim rola nauki, która porusza pierwszy kamyk wywołujący całą lawinę wątpliwości. Być może zatem prawdziwe jest stwierdzenie Bertranda Russella, który – przeszedłszy ścieżkę, którą przedstawiłem wyżej – stwierdził: „naiwny realizm prowadzi do fizyki, a fizyka – o ile jest prawdziwa – pokazuje, że naiwny realizm jest fałszywy”. W ten sposób, jak pisze dalej Russell, „nauka pozostaje w konflikcie sama ze sobą”, podobnie jak – chciałoby się dodać – nasze potoczne doświadczenie.


jarocki-1Jacek Jarocki – doktorant w Katedrze Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Zainteresowania naukowe: filozofia umysłu, historia filozofii analitycznej, filozofia nauki. Poza nauką interesuje się muzyką (prowadzi blog z recenzjami oraz grywa w zespole), współczesną literaturą francuską oraz niskobudżetowymi filmami o zombi.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy