Artykuł Felieton

Jacek Jaśtal: Natura czy wychowanie?

Jastal logo czarne l
Wyrażenie „natura i wychowanie” jest dogodnym zwrotem, ponieważ segreguje pod dwoma różnymi hasłami niezliczone elementy, z których składa się osobowość. Natura jest wszystkim, co człowiek wnosi z sobą w świat; wychowanie to każdy wpływ z zewnątrz, który wpływa na niego po urodzeniu. Rozróżnienie jest jasne: pierwszy człon oznacza niemowlę, takie, jakie jest w rzeczywistości, w tym jego utajone zdolności rozwoju ciała i umysłu; drugi reprezentuje środowisko, w którym odbywa się rozwój, przez co naturalne tendencje mogą być wzmocnione lub udaremnione albo też całkowicie nowe ­wszczepione. Francis Galton, English Men of Science. Their Nature and Nurture, 1874

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 3 (27), s. 40–41. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Rozróżnienie zaproponowane przez F. Galtona wcale nie jest takie banalne, zakłada bowiem, że da się jednoznacznie wskazać, co w nas ma przyczynę w porządku natury, a co w porządku kultury. W ciągu niemal półtora wieku od czasu opublikowania jego pracy powstało na ten temat tysiące artykułów i monografii. Niemal od samego początku psychologowie podzielili się na dwa wielkie obozy: tych, którzy wierzą w naturę i interesują się cechami odziedziczonymi, oraz tych, którzy wierzą w przemożny wpływ wychowania, socjalizacji. Dla naszego samopoznania to kwestia kluczowa. Prawie każdy zadawał sobie chyba pytanie: dlaczego jestem taki, jaki jestem? Jak bardzo byłbym inny, gdybym miał innego biologicznego ojca, ale wyrastał w tej samej rodzinie, albo odwrotnie – gdybym jako biologiczne dziecko moich rzeczywistych rodziców wychowywany był przez ukochanego wujka? Jaka jest w istocie główna przyczyna tego, że myślę, czuję i zachowuję się tak, a nie inaczej?

Psychologowie identyfikujący się jako genetyczni behawioryści wkładali masę wysiłku, by wykazać, że prawie za wszystko, czym jesteśmy, odpowiadają nasze geny. Zwolennicy znaczenia procesów socjalizacyjnych z kolei, głównie pod równoczesnym wpływem klasycznego behawioryzmu i Freuda, za wszystko czynili odpowiedzialnymi naszych rodziców – albo dlatego, że oddziaływali na nas danym zespołem kar i nagród, albo dlatego, że odreagowywali na nas swoje ukryte pragnienia, lęki i fobie, niemiłosiernie, choć bezwiednie nas przy tym krzywdząc. Tylko nieliczni badacze, tacy jak Judith Rich Harris, autorka przełomowej pracy Geny czy wychowanie?, ośmielili się zadać pytanie, czy problem przyczyny posiadania takich, a nie innych cech jest w ogóle poprawnie sformułowany.

W gorączkowych debatach umykał zazwyczaj problem metody: w jaki sposób możemy w sposób rzetelny i niebudzący wątpliwości wykazać istnienie związków przyczynowych pomiędzy – odpowiednio – genami albo środowiskiem a na przykład zachowaniami konkretnej osoby? Klasyczna definicja przyczynowości, głosząca, że A jest przyczyną B wtedy, gdy B nie może zaistnieć bez wcześniejszego zaistnienia A, w dziedzinie badań nad ludzkim zachowaniem okazuje się mało przydatna. Wszak niczego w naszej socjalizacji nie da się już zmienić, a hipotetyczna zmiana niektórych genów (nawet jeśli stanie się technicznie możliwa) nie sprawi, że otrzymamy nową szansę, by zacząć swoje życie od zera.

Pierwszy problem, z którym należy się zmierzyć, dotyczy pytania, na co geny albo wychowanie mają w istocie wpływać. Jakie cechy tak naprawdę opisują nas jako osobę? Może jakieś drobiazgi związane z nawykami: częste mycie rąk, poranna kawa bez cukru i namiętne oglądanie ckliwych seriali o miłości? A może coś bardziej złożonego: IQ, jakieś szczególne talenty albo towarzyskość, ekstrawertyczność, nerwowość, otwartość czy skłonność do dominacji? Ale jak cechy te opisać na tyle jednoznacznie, by mogły być one przedmiotem eksperymentów, w których zmierzać się będzie do wykazania ich związków z genami lub wychowaniem?

Drugi problem dotyczy sprawy równie trudnej: jak oddzielić wpływ genów od wpływu środowiska? Weźmy na przykład taką stosunkowo prostą i dobrze mierzalną cechę jak IQ. Być może ją dziedziczymy bezpośrednio od rodziców, ale przecież IQ rodziców wpływa na ich status społeczny, a tym samym kształtuje warunki, w których wyrastamy (na przykład przez dostęp do książek, obserwowanie postaw rodziców czy rozmowy z nimi). Ewentualna silna korelacja naszego IQIQ naszych rodziców nie musi zatem wynikać ze wspólnego materiału genetycznego, może być wynikiem socjalizacji. Nawet bardzo rozległe badania nad dziećmi adoptowanymi czy rozdzielonymi bliźniakami nie okazały się rozstrzygające. Problemy zdecydowanie potęgują się, gdy badamy bardziej złożone cechy, np. agresywność czy introwertyczność. Co więcej, jak zauważa Harris, metody wychowawcze stosowane przez rodziców są również uzależnione od wrodzonych cech dzieci – rodzice mogą starać się upodobnić dzieci do siebie, ale mogą też starać się eliminować u swoich pociech te cechy, które sami posiadają – na przykład karać za agresywność, ponieważ sami są agresywni.

W przypadku większości tego rodzaju cech uzyskiwano wyniki około pół na pół. Po prostu nie sposób rozdzielić potencjalnego wpływu genów i środowiska na tyle precyzyjnie, by rozwiać metodologiczne wątpliwości. Łatwo także pomieszać przyczynę ze skutkiem: czy dzieci kochane stają się miłe, czy też dzieci miłe są bardziej kochane, pyta Harris i jest to jak najbardziej pytanie zasadne. Na tego rodzaju badania z konieczności nakładają się także kłopoty wynikające z analizy statystycznej: jak wysoka powinna być korelacja, by uznać ją za istotną? Czy aby nie doszło do nieuprawnionego przejścia od ustalenia zbieżności do przyjęcia istnienia związku przyczynowego? I być może najważniejsze: co te ewentualne zależności mówią nie o większości populacji, ale bezpośrednio o mnie?

Ostatecznie Harris twierdzi, że alternatywa „geny czy wychowanie” w ogóle jest niepełna. Wszak nasza socjalizacja nie przebiega tylko w domu rodzinnym, jest jeszcze przedszkole, szkoła, grupa rówieśnicza, mass media. Ustalenie precyzyjnych związków przyczynowych przy tak wieloczynnikowym opisie staje się po prostu niemożliwe.

Ale właśnie ten wniosek może być najważniejszy: kochani, nie obwiniajcie o wszystko, co złe w waszym życiu, swoich rodziców. To nie jest takie proste!


Jacek Jaśtal – doktor hab. filozofii, pracuje na Politechnice Krakowskiej. Zajmuje się metaetyką oraz historią etyki i moralności. Wolne chwile poświęca na czytanie książek historycznych oraz słuchanie muzyki operowej. Pasjonat długodystansowych wypraw rowerowych.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Jędrzej Pawlaczyk

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

1 komentarz

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy