Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 5 (59), s. 40–42. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Z jakiej racji ta ropucha, praca,
Ciężkim zadem zgniata mnie i dławi?
Czemu precz nie przegonię płaza
Ostrymi sprytu widłami?
Przez sześć dni w tygodniu potworne
Cielsko miażdży mnie i zasmradza –
Po to, żebym mógł zapłacić komorne!
Coś tu się wyraźnie nie zgadza.
[…]
Rzucić posadę w cholerę
Z emeryturą i stażem?
Gdzież tam. Człowiek – powiadam za Prosperem –
To surowiec dla produkcji marzeń:
Bo i we mnie zadem się rozparł
Dostatecznie ropuchopodobny
Kształt, ciężki jak pech i rozpacz
I jak śnieg chłodny,
Który wgniótł mnie w tak ciasny zakątek,
Że za późno już, bym wylazł i znalazł
Sławę, dziewczę oraz majątek
(Wszystko, rzecz jasna, naraz)
Nie, nie twierdzę, że ropucha na zewnątrz
Ucieleśnia tę, co mam w sobie;
Twierdzę tylko, że trudno już jedną
Przepędzić – tym bardziej obie.
Ph. Larkin, Ropuchy
Philip Larkin, jeden z najwybitniejszych poetów angielskich XX w., całe życie przepracował jako bibliotekarz. No cóż, ciężko wyżyć z pisania wierszy. Ale jeśli poeta musi już gdzieś zarabiać na czynsz, to chyba najlepiej właśnie w bibliotece. Pracowali tam nie tylko wielcy pisarze, jak Jorge Luis Borges, lecz także filozofowie, którym z różnych powodów nie udało się osiąść na uniwersyteckich katedrach. Na przykład przez kilka lat (1752–1757) bibliotekarzem w Edynburgu był David Hume. Chyba nie narzekał na nadmiar obowiązków – korzystając z dostępu do źródeł, zaczął pisać swe najbardziej poczytne dzieło, czyli Historię Anglii. Przyniosło mu ono nie tylko sporo satysfakcji, lecz także pieniędzy – Hume był podobno pierwszym autorem, który mógł żyć z tantiem. Prawie wiek wcześniej (1676 r.) inny wielki filozof, Gottfried Wilhelm Leibniz, dostał posadę bibliotekarza dworu hanowerskiego. Choć miał mniej szczęścia od Hume’a (do jego podstawowych obowiązków należało opracowanie historii rodu panującego, co okazało się robotą bardzo nudną i czasochłonną), to jednak zdołał w tym okresie rozwinąć wiele ze swych pomysłów filozoficznych i naukowych. Może zatem Larkin nieco przesadził z tym utyskiwaniem na swoją monotonną codzienność?
Oczywiście w wierszu o ropuchach czuć mocną ironię, której Larkin był mistrzem. Ale kwestia narzekania na pracę nie jest znów aż tak banalna i warto się jej przyjrzeć bliżej.
Złożoność problemu wynika z wieloznaczności samego terminu „praca”. W potocznym użyciu oznacza on jednocześnie: „zajęcie, zatrudnienie jako źródło zarobku” oraz „celową działalność człowieka zmierzającą do wytworzenia określonych dóbr materialnych lub kulturalnych” (por. Lucassen 2023, s. 25). Od razu widać tu potencjalną sprzeczność – praca w pierwszym znaczeniu może stać na przeszkodzie drugiej i odwrotnie. Oczywiście bardzo kusi, by pożałować Leibniza, który marnował swój czas na kreślenie genealogii Welfów zamiast dopracować rachunek różniczkowy. Żal też Larkina, który zamiast przygotowywać kolejne tomy wierszy musiał jako dyrektor biblioteki Uniwersytetu w Hull organizować budowę jej nowej siedziby i wdrażać pierwszy w Europie elektroniczny system katalogowania książek. Może rzeczywiście ludzkość poniosła w związku z tymi ich obowiązkami pewną stratę, choć nikt przecież nie zaprzeczy, że historia rodu panującego i nowy gmach biblioteki są jakimiś dobrami materialnymi lub kulturowymi. Czyli coś jednak z ich pracy dobrego wynikło.
Czy mamy jednak prawo oczekiwać od Vincenta van Gogha oraz wielu jemu podobnych, by żyjąc w biedzie, byli za wszelką cenę wierni sobie i przyczyniali się do wznoszenia ludzkości na wyższy poziom rozwoju? Czy satysfakcja tysięcy (bo przecież nie milionów) czytelników z przeczytania kilku więcej wierszy Larkina jest warta rezygnacji ich autora z wygodnego mieszkania i godziwej emerytury? Oto, jak pisał inny poeta, „odwieczny dylemat – pusta kiesa lub dnia próżność i nocne sumienia udręki” (W. B. Yeats, Wybór. Yeats wiedział, co to znaczy – jego ojciec porzucił karierę prawnika, by realizować swoje pasje malarskie; niestety był malarzem znacznie gorszym niż jurystą, co w oczywisty sposób odbiło się na sytuacji rodziny). Jeśli jednak do takich wniosków ograniczymy lekturę wiersza Larkina, to rozwiązanie problemu pracy okaże się dość optymistyczne: po prostu lepiej ją organizujmy, lepiej wykorzystujmy zasoby i nie marnujmy talentów! Tak ten problem postrzegany był przez istotny, „pozytywistyczny” nurt myśli społecznej od czasów rewolucji przemysłowej. Jest żywy i dziś, można go na przykład odnaleźć w ideach lokujących nadzieje na wyzwolenie od jałowej pracy dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji.
Taka wizja pachnie jednak utopią. A co, jeśli część tej niezbędnej do „godnego” życia pracy jest nie tylko poniżej potencjału wykonujących ją ludzi, ale też w ogóle bezsensowna? Być może problem leży zatem nie w przypadkowym marnotrawieniu środków, ale w tym, że wzrost poczucia bezużyteczności jest na stałe wpisany w logikę rozwoju. Taki mechanizm prowadzi wprost do degeneracji człowieczeństwa – to hodowanie ropuchy w sobie. Do kanonu współczesnej myśli społecznej należy nie tylko rozpoznawanie różnych aspektów tego zjawiska, lecz także wiązanie go wprost z postępem technologicznym i cywilizacyjnym. Na przykład Karol Marks opisywał je jako alienację procesu pracy. Zależność wydaje się tu bardzo klarowna: im większa złożoność systemów społecznych, tym większy problem z dostrzeżeniem przez jednostkę sensu własnych wysiłków, mniejsza kontrola nad wytworami pracy i jej przebiegiem, a w konsekwencji także mniejsza motywacja do niej. Dziś stało się jasne, że nie chodzi tylko o kłopot z dostrzeżeniem sensu pracy, ale o coś jeszcze bardziej podstawowego – o wskazanie obiektywnych kryteriów tego sensu. Niegdyś takim kryterium była powinność moralna, która wpisywała indywidualny wysiłek w obiektywny porządek świata. To właśnie dlatego „pracowitość” była jeszcze niedawno uznawana za jedną z najważniejszych cnót moralnych. Dziś nawet bezsens musi być definiowany subiektywnie: praca jest uznawana za bezsensowną, gdy sam zatrudniony nie jest w stanie uzasadnić jej istnienia, choć czuje się zobowiązany udawać, że jest inaczej (por. Graeber 2019, s. 41). Wewnętrzna ropucha jest tak rozpaczliwie odrażająca właśnie dlatego, że staje się kwintesencją wewnętrznego zakłamania, przymusu udawania, istotą nieautentyczności (a przy okazji wiąże się z jakimiś formami niesprawiedliwości – czy sprawiedliwie jest żyć z naciągania innych, pracując na przykład w telemarketingu?). Co w takim razie począć z tą ropuchą – pracą? Larkin nie byłby sobą, gdyby znów nie zaskoczył nas puentą. Przywołany wiersz ukazał się w tomiku opublikowanym w 1955 roku. Dopiero dziewięć lat później poeta wydał kolejny tom (pisał mało, bo, jak wiadomo, był zapracowany), w którym umieścił wiersz Ropuchy raz jeszcze:
Zamiast przeklinać pracę,
Niby zdrowiej jest pójść
do parku na spacer:
Staw, słońce, powiew świeży,
Trawa, na której się leży.
Ale, jak się okazuje, park to nie jest miłe miejsce. Pełno w nim dziwnych typów grzebiących w koszach na śmieci, meneli o króliczych oczach, zniedołężniałych starców i zagubionych singli, na których czekają puste mieszkania. Jedyne ich zajęcie, to gapić się całymi dniami na zatrzymujące się auta i bawiące się dzieci. Czy to nie jest jeszcze gorsza, bardziej degradująca perspektywa? By do reszty nie stracić wewnętrznego pionu, trzeba wziąć się w garść: praca, nawet ta, która wydaje się bezsensowna, daje jednak życiu jakieś ramy i zmusza nas do wysiłku, bez którego na pewno nie staniemy się lepsi. Tak więc nie ma rady, do roboty!
Nie, dajcie mi moje biuro,
Sekretarkę z piętrową fryzurą,
Terminarz i skrzek z intercomu:
Cóż innego odpowiem – i komu –Gdy o czwartej pierwsze
lampy w zmroku
Znaczą schyłek kolejnego roku?
Weź mnie, stara ropucho, pod ramię;
Drepczmy razem ku cmentarnej bramie.
Warto doczytać:
- D. Graeber, Praca bez sensu, tłum. M. Denderski, Warszawa 2019.
- J. Lucassen, Historia pracy. Nowe dzieje ludzkości, tłum. T. Markiewka, Kraków 2023.
Zainspiruj się:
- Ph. Larkin, 44 wiersze, tłum. S. Barańczak, Kraków 1991.
- W. B. Yeats, Wybór, tłum. T. Rybowski w: Wiersze wybrane, Wrocław 1997.
Jacek Jaśtal – dr hab. filozofii, pracuje na Politechnice Krakowskiej. Zajmuje się metaetyką oraz historią etyki i moralności. Wolne chwile poświęca na czytanie książek historycznych oraz słuchanie muzyki operowej. Pasjonat długodystansowych wypraw rowerowych.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Wojtek WU Zieliński
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
A fe!…
To już lepszy nasz genialny, sakralny i uniwersalny XBW!