Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2019 nr 1 (25), s. 36–37. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Opera Pajace Ruggiero Leoncavalla (z jego własnym librettem) należy do najwybitniejszych dzieł weryzmu. Kierunek ten, święcący triumfy na przełomie XIX i XX w., stawiał sobie za cel realistyczne oddanie dramatu zwykłych ludzkich losów i „strasznej prawdy o rzeczywistości”. Oto w małej włoskiej wsi pojawia się wędrowna trupa komików. Szef trupy, Canio, domowy tyran chorobliwie zazdrosny o swoją żonę, Neddę, dowiaduje się o jej zdradzie. Ustalenie imienia kochanka musi jednak odłożyć na później – zaczynają się schodzić widzowie i trzeba przygotować się do występu, pomalować twarz i ubrać stosowny kostium. Wtedy właśnie Canio śpiewa swoją arię.
Planowane przedstawienie, w którym mają zaraz wystąpić, wykorzystuje dobrze znany wątek z komedii dell’arte – rywalizację dwóch mężczyzn o względy Colombiny. W pierwotnej wersji byli to służący: jeden z nich inteligentny i sprytny, drugi nieco ociężały i gapowaty. Pierwsza postać miała w sztuce zawiązywać intrygę, druga dostarczać sposobności do gagów i niezbyt wyszukanego śmiechu. W spektaklu, który obejrzą wieśniacy, Canio gra Pajaca, męża Colombiny, granej oczywiście przez Neddę. Pod nieobecność Pajaca Colombina planuje z kochankiem Arlekinem ucieczkę, którą ma umożliwić środek nasenny dosypany do potrawy męża. Powracający do domu Pajac zaczyna jednak domyślać się zdrady, choć sprytna Colombina zwodzi go, jak może.
Wieśniacy, którzy sporo zapłacili za obejrzenie przedstawienia, chcą się przede wszystkim dobrze zabawić, oderwać od codzienności. Pękają ze śmiechu, widząc, jak Arlekin z Colombiną drwią z Pajaca, który miota się na scenie. Nie domyślają się, że to, co zaczyna się dziać pomiędzy Pajacem a Colombiną, przestaje być grą. Canio nie jest już w stanie powstrzymać swoich prawdziwych namiętności, a Nedda zaczyna rozumieć grozę sytuacji. Widzowie są zachwyceni, rzadko zdarzają się tak realistycznie grający aktorzy. Cios nożem zadany żonie przez Pajaca okazuje się jednak nieudawany, Nedda umiera naprawdę.
Komediowe postaci Arlekina i Pajaca nawiązują do postaci błazna, trefnisia, wesołka w niewybredny sposób rozśmieszającego towarzystwo, ostentacyjnie łamiącego ustalone reguły i konwenanse. Postać błazna w różnych swych odmianach – od bystrego komentatora, przez sprytnego intryganta, zabawnego gbura, po nostalgicznego Pierrota – zrobiła oszałamiającą karierę. Stała się wręcz symbolem ironicznego dystansu, uosobieniem refleksji, która wychodząc od zanegowania utartych schematów i zdemaskowania nadętych pozorów, choć na moment ukazuje świat w innej, być może prawdziwszej, a z pewnością niebanalnej perspektywie. Śmiech błazna, dając rozrywkę, ma przede wszystkim dawać do myślenia. W ten sposób błazen-ironista trafia do dzieł filozofów, którzy zaczynają się z nim identyfikować. W tym duchu mówi o sobie Sokrates przed ateńskim sądem i niemal dwa i pół tysiąca lat później Leszek Kołakowski, gdy na rzecz roli błazna odrzuca misję filozofa jako kapłana, stróża prawd ustalonych. Współcześnie błazeńska ironia, rozumiana jako stała gotowość do wątpienia w ustalone prawdy przy jednoczesnej świadomości, że ostateczne prawdy są nieuchwytne i żaden język nie zdoła ich wyrazić, stała się niemal wszechobecna. Jak jednak być niebanalnym błaznem, gdy błazeński śmiech splata się z wszelką refleksją, a ironia stała się wzorcowym schematem opisywania rzeczywistości? Czy ironicznie da się potraktować nawyk ironizowania, można obśmiać potrzebę obśmiewania?
Jedyną radę, jaką mamy dziś dla zrozpaczonego Cania, to by pogodził się z własną śmiesznością i zaczął drwić sam z siebie, czyniąc zadość oczekiwaniom spragnionej śmiechu publiki. I Canio zdaje się to nawet rozumieć. Jednak czy żadne uczucia i przeżycia nie zasługują już na miano autentycznych, do których człowiek ma prawo w całej ich banalności?
Smutny, zrozpaczony błazen, oszukiwany przez żonę Pajac, zwodzony przez dworzan Rigoletto, stają się przestrogą. Okrzyk „śmiej się, pajacu” może niekiedy być najgłębszym, najbardziej autentycznym krzykiem rozpaczy, wyrazem całkowitej niemocy w zderzeniu z rzeczywistością. I jednocześnie najbardziej bezdusznym oczekiwaniem w stosunku do drugiego człowieka.
P.S. Operę Pajace spopularyzował E. Caruso, który wielokrotnie wcielał się w rolę Cania. Wielki tenor przeżył podobny dramat: jego ukochana żona zostawiła go dla tancerza z operowego baletu. Caruso podobno tak bardzo identyfikował się z tą rolą, że teatralni rekwizytorzy mieli przykazane bacznie uważać, czy aby nóż wykorzystywany na scenie nie jest przez przypadek prawdziwy…
Jacek Jaśtal – doktor hab. filozofii, pracuje na Politechnice Krakowskiej. Zajmuje się metaetyką oraz historią etyki i moralności. Wolne chwile poświęca na czytanie książek historycznych oraz słuchanie muzyki operowej. Pasjonat długodystansowych wypraw rowerowych.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Jędrzej Pawlaczyk
Skomentuj