Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 6 (60), s. 51–52. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Tezy Kanta
Wielka filozofia Kanta – w swych najważniejszych i najbardziej wpływowych aspektach – to nie tylko krytyka ludzkiego poznania (teoretycznego), które nie jest w stanie rozwiązać ostatecznych kwestii metafizycznych. To nie tylko etyka absolutnych norm, które tkwią w ludzkim rozumie praktycznym. Filozofia Kanta to także filozofia religii – filozofia, która pośrednio (przez klimat intelektualny, na który istotnie wpłynęła) kształtuje aż do dziś religijną mentalność wielu ludzi Zachodu. A można tę filozofię streścić za pomocą 3 ( bo 3 to – biorąc pod uwagę Kantowską tablicę kategorii – ulubiona liczba myśliciela z Królewca) twierdzeń. Pierwsze: „Nie wiemy, czy Bóg istnieje”. Drugie: „Pojęcie Boga jest życiowo użytecznym pojęciem moralnym”. Trzecie: „Chrześcijaństwo jest obrazowym i niedoskonałym wyrazem jedynej dopuszczalnej religii – religii rozumu”.
Pierwsze z tych twierdzeń opatruje się mianem agnostycyzmu (teologicznego), drugie Kant nazwał teizmem moralnym, a trzecie można nazwać deizmem chrześcijańskim. Sprawdźmy po kolei te twierdzenia.
Czy dowody nie działają?
Czy Kant realnie obalił wszystkie teoretyczne dowody na istnienie Boga? Czy jego (teologiczny) agnostycyzm jest prawdziwy? Pozytywna odpowiedź na te pytania stanowi powszechne mniemanie, które na stałe zadomowiło się w kulturze intelektualnej dzisiejszego świata. Wielu ludzi (czy to wierzących, czy nie) uważa, że nie da się rozumowo udowodnić istnienia Boga i że kwestia ta wykracza poza nasze możliwości poznawcze. Jeśli jednak wziąć pod uwagę ogrom specjalistycznej literatury z ostatnich kilkudziesięciu lat poświęconej zagadnieniu istnienia Boga, to okazuje się, że większość współczesnych filozofów religii nie przejmuje się agnostycyzmem Kanta. Reformułują oni – i to ze sporym uznaniem ze strony publiczności filozoficznej – stare argumenty teistyczne, które myśliciel z Królewca krytykował, i obalają jego zarzuty.
Oto przykład odparcia krytyki Kanta. Filozof ten, podważając tzw. argument ontologiczny, podkreślał, że nie da się z pojęcia jakiegokolwiek bytu (w tym: z pojęcia Boga) wyprowadzić jego istnienia. Pisał:
»Istnienie« nie jest oczywiście realnym orzeczeniem, tzn. pojęciem czegoś, co może dołączać się do pojęcia pewnej rzeczy (Kant, tłum. 2001, A 598).
Innymi słowy, istnienie nie jest składnikiem, który można „wypatrzeć” w pojęciu jakiejkolwiek rzeczy, nawet w pojęciu Boga, w którym zwolennicy argumentu ontologicznego (na czele z Kartezjuszem) je znajdowali. Rozwój filozofii i logiki pokazał jednak, że cytowane zdanie nie ma większego znaczenia dla oceny wspomnianego argumentu. Można bowiem sformułować takie jego wersje, jakie omijają zarzut Kanta. Jedna z nich mówi, że jeżeli pewien możliwy świat (pewien możliwy scenariusz lub plan rzeczywistości) zawiera istotę, którą wiążemy z nazwą Bóg, to istota ta musi znajdować się w każdym możliwym świecie, a więc także w naszym aktualnym świecie. A to znaczy, że Bóg istnieje, gdyż „znajdować się w aktualnym świecie” stanowi właściwą parafrazę czasownika „istnieć”.
Czy zwolennicy takiej lub podobnej wersji argumentu mają rację? To pozostaje kwestią dyskusji. Dwie rzeczy są jednak niepodważalne. Po pierwsze, za taką wersją argumentu opowiadali się rozmaici wyrafinowani myśliciele, tacy jak Kurt Gödel, Charles Hartshorne i Alvin Plantinga. Po drugie, jeśli ta wersja argumentu jest nieskuteczna, to nie z powodów podawanych przez Kanta. Owszem, sam fakt dotychczasowego braku powszechnej zgody wśród specjalistów na temat argumentacji teistycznej indukcyjnie potwierdza starą jego tezę, że metafizyka jest „polem bitwy niekończących się nigdy sporów”. Kant jednak nie wykazał, że żadna ze stron nigdy tej bitwy nie wygra. Raczej okazało się, że po zmianie taktyki strona teistyczna może być bliska
zwycięstwa.
Czy pojęcie Boga jest życiowo użyteczne?
Przejdźmy do drugiego twierdzenia. W jakim sensie pojęcie Boga jest życiowo użyteczne? W takim mianowicie, że – parafrazując zagmatwane wywody Kanta – nie jest racjonalnie podejmować trudne zaangażowanie moralne bez wiary w Boga. Przyroda i ludzkie instytucje nie są bowiem z konieczności sprawiedliwe, a więc nie zawsze wiążą naszą dobroć z nagrodą oraz nasze zło z karą. Tylko Bóg – który nas doskonale zna i ma moc udzielać nam proporcjonalnej do naszych czynów kary i nagrody (w tym realizować nasze nieskończone pragnienia) oraz (ze względu na swą absolutnie prawą wolę) chce tak czynić – może być gwarantem tego powiązania. Bez Niego moralność nigdy nie zostanie dopełniona, a przepaść między cnotą i szczęściem nigdy nie zostanie zasypana. Innymi słowy, bez Boga nasze dobre czyny zginą (jako nic nieznaczące) w odmętach dziejów ludzkości i wszechświata, a zbrodnie wołające o pomstę do nieba nigdy nie zostaną ukarane ani zadośćuczynione. W takim razie ten, kto przyjmuje na siebie poważne zobowiązania moralne, zachowuje się racjonalnie tylko wówczas, gdy jednocześnie przyjmuje (lub utrzymuje) wiarę w Boga.
Powyższa linia rozumowania – zwana argumentem moralnym – cieszy się sporym powodzeniem wśród niektórych współczesnych filozofów. Jak to wyraziła amerykańska filozof Linda Zagzebski, Kant dowodzi, że jeśli Boga nie ma, moralność nakłada na nas niemożliwe wymaganie. Co więcej, argument moralny koreluje z niektórymi empirycznymi teoriami z zakresu kognitywistyki religii. Według tzw. teorii kary lub „Bożej ręki” (czy teorii pokrewnych) religia – dzięki wpojeniu nam przekonania, że Istota Wyższa nas zna, ocenia i karze lub nagradza – promuje zachowania prospołeczne, a tym samym przyczynia się do wzmocnienia społecznej spójności. Oczywiście Kant nie zgodziłby się z tak rozumianym celem religii i moralności. Natomiast zgodziłby się, że wspomniana teoria dobrze rekonstruuje powszechny sposób myślenia ludzi, którzy wiążą religię z moralnością oraz traktują tę pierwszą jako (niemal nieusuwalny) środek wzmacniający tę drugą. Czy w ten sposób myśli także przeciętny współczesny człowiek? Obawiam się, że nie. Przypuszczam, że dzieje się tak dlatego, że żyjemy w czasach odchodzenia (i w teorii, i w praktyce) od etyki bezwzględnych norm. A mniej rygorystyczna lub mniej ambitna etyka nie potrzebuje wzmocnienia przez takie lub inne odwołanie do Boga.
Czy chrześcijaństwo jest tylko obrazem?
Przed nami ostatnie twierdzenie. Kant był deistą. Znaczy to, że choć wierzył w Boga (w podanym wyżej sensie), to nie wierzył w jego specjalne działanie w świecie, takie jak objawienia, cuda, odpowiadanie na modlitwy. Dla niego chrześcijaństwo – oficjalna religia kręgu kulturowo-politycznego, w którym żył – nie pochodziło bezpośrednio od Boga. Jedynej religii dopuszczalnej dla oświeconego człowieka nie należy więc szukać ani w chrześcijaństwie, ani w jakiejkolwiek religii historycznej, której wpływy są ograniczone „warunkami czasu i miejsca”. Jedyną uprawnioną religią jest moralna religia rozumu – dostępna dla wszystkich w naszym rozumowym rozpoznaniu zasad moralnych i ich teologicznych konsekwencji. Religia to po prostu pewna forma życia, w której moralne obowiązki traktuje się jako Boże nakazy. W takiej sytuacji dojrzewanie religijne polega na odchodzeniu od historycznego przekazu religijnego i związanego z nim rytuału na rzecz samych treści moralnych. Nie każdy religijny człowiek jest zdolny do takiego dojrzewania. Dlatego filozof z Królewca dostarczył pewnej szczegółowej instrukcji, która pokazuje, jak przełożyć obrazy z Biblii i tradycyjnej doktryny chrześcijańskiej na uniwersalne pojęcia moralne. W ten sposób Kant stał się jednym z głównych pionierów procesu przekształcania chrześcijaństwa, który według jednych polega na wydobywaniu jego racjonalnego jądra, a według drugich – na jego
sekularyzacji.
Sądzę, że idea chrześcijaństwa jako obrazowego (i historycznie względnego) narzędzia krzewienia moralności silnie zakorzeniła się w świadomości lub podświadomości zachodnich chrześcijan i postchrześcijan XX wieku. Deizm chrześcijański ma jednak tę praktyczną wadę, że nie oferuje swym wyznawcom żadnej możliwości kontaktu z Bogiem ani żadnego wzmocnienia z Jego strony. XXI w. będzie więc (i już jest) czasem upadku Kantowskiego deizmu. Jedni odrzucą go dlatego, że ich „poluzowana” moralność nie będzie potrzebowała idei Boga. Inni zaś odrzucą go dlatego, że w swej praktyce potrzebują „żywego Boga”, a nie kolejnego konstruktu filozofii. Jakkolwiek się stanie, epoka Kanta się kończy. Przed nami czas z jednej strony twardego ateizmu, a z drugiej – powrotu pełnokrwistej religii.
Warto doczytać:
- I. Kant, Krytyka czystego rozumu, tłum. R. Ingarden, Kęty 2001.
- I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu, tłum. J. Gałecki, Warszawa 1984.
- I. Kant, Religia w obrębie samego rozumu, tłum. A. Bobko, w: tegoż, Dzieła zebrane, t. V, red. W. Włoch, Toruń 2011, s. 9–192.
- T. Kupś, Filozofia religii Immanuela Kanta, Toruń 2008.
- A. Tomaszewska, Kant’s Rational Religion and the Radical Enlightenment. From Spinoza to Contemporary Debates, London–New York 2022.
Jacek Wojtysiak – profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Autor podręczników do filozofii: Pochwała ciekawości oraz Filozofia i życie. W pracy naukowej tropi dwa słowa: być i dlaczego. Poza tym lubi leniuchować na łonie rodziny, czytać Biblię, słuchać muzyki barokowej i kontemplować przyrodę. Uzależniony od słowa drukowanego i od dyskutowania ze wszystkimi o wszystkim. Hobby: zbieranie czapek z różnych możliwych światów.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 4.0.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Ps.: I tak, i nie… spokojnie, nie ma co się tak kłopotać ponad miarę i potrzebę ludzką jak człowieczą; Kant Kantem, jego już nie ma, choć został ciekawy kantyzm, jego etyka, czasem użyteczna jako poręczne narzędzie, przynajmniej dla niektórych /myślicieli/… dobre i to.
Religia/etyka/teologia jako wolne również same sobie poradzą; nie takie rzeczy już przeżyły, widziały, były świadkami i królikami doświadczalnymi ze strony ludzkości, historii, świata /wojen! Jak choćby obecnie!/, więc dadzą radę…
A Najwyższy — tuż obok i nad nami, ponad tym wszystkim — przyglądając się nam śmieje się chyba z tego świata: z nas i z naszych żałosnych problemów, trosk i kolejnych, miernych, tak naprawdę i realnie, z tych wielu ambitnych /roszczeniowych/ wypocin — intelektualnych, etycznych, filozoficznych, naukowych, życiowych… w nadziei na nagrodę, poklask, sławę i oczywiście pieniądze!
Budujemy cegiełka po cegiełce, choć sami nie wiemy, czy powstanie nam jakąkolwiek budowla, gdyż wciąż wszystko to się nam wali, rozpada, kruszy przy wątpliwej ludzkiej umysłowej i nierzadko tylko ziemskiej podstawie… fundamencie jakby bez sensownego i jasnego przejrzystego, czystego, mocnego… fundamentu — słaby materiał!? A sama konstrukcja — myśl — idea!?
Vide np.: “Mistrz i Małgorzata” MB /powieść; serial MW/,
“Byl sobie człowiek” /serial/ etc.
“Ecce Homo!”
Roku Pańskiego 2025
/już!/