Filozofia polityki

Jan Kłos: Uwięzieni w oddzieleniu [opinia]

Radni miasta stołecznego Warszawa domagają się usunięcia symboli religijnych w czasie składania życzeń z okazji świąt Bożego Narodzenia (sic!), polityk europejski składa muzułmanom życzenia błogosławionego ramadanu, wyznawcom judaizmu z okazji święta Chanuki, natomiast chrześcijanom z okazji nadejścia zimy i nowego roku (sic!).

– Smutne zapatrywanie – rzekł K. – Z kłamstwa robi się istotę porządku świata.

Franz Kafka, Proces


Zima istotnie nadeszła, a i nowy rok przydreptał naturalną koleją rzeczy, ale czy to jest jedyny i najważniejszy powód chrześcijańskiego świętowania? Biel opłatka wprawdzie przywodzi na myśl biel śniegu, ale przecież nie taka jest nasza intencja, gdy się nim łamiemy.

Oto tolerancja w postmodernistycznym wydaniu. Człowiek przeciera oczy ze zdumienia. Czy mamy tu do czynienia z jakąś alternatywną rzeczywistością? – można by zapytać. Takie uczucia musiały targać duszą kafkowskiego Józefa K., który pewnego dnia został aresztowany, chociaż nic złego nie uczynił.

W sytuacji zamętu, gdy otaczająca rzeczywistość zaczyna zmierzać w złym kierunku, zmarły niedawno amerykański filozof polityki, Michael Novak, zalecał: przemyślmy nasze założenia. Często bowiem okazuje się, że to wcale nie kartezjański demon źle podpowiada i nas zwodzi, ale my sami, na własne życzenie, stajemy się więźniami błędnych założeń i zdążamy w złym kierunku.

I tak założyliśmy, że Kościół jest od państwa oddzielony, odgrodzony murem, a potem to już tylko konsekwencja tego założenia. Potem słowo „oddzielony” wypowiada się z niejakim nabożeństwem, jakby to było słowo objawione, jak największy dogmat świeckiego porządku. Czasem może nawet bywa rzucane z gniewem jak klątwa w twarz temu, który w przestrzeni publicznej ośmieliłby się wspomnieć o Bogu.

Ja nie żywię takiej rewerencji wobec „oddzielenia”, mało tego, uważam nawet, że od samego początku jest to całkowicie fałszywe założenie, a jako takie zupełnie naturalnie rodzi cierpkie owoce. Zdumiewa wręcz cześć oddawana oddzieleniu bądź co bądź w epoce debat i negocjacji. Nad wieloma rzeczami pragniemy, i słusznie, zastanawiać się i zgłębiać ich sens, negocjujemy, żeby osiągnąć konsens (kolejny modny termin naszej epoki). Oddzielenie zaś przyjmuje się z samozrozumiałym zadowoleniem, jakby z góry wiadomo było, jako rzecz samooczywistą, co od czego można (i trzeba) oddzielić. Nic prostszego, wystarczy zostawić religię w domu, jak się zostawia prywatną pidżamę, a przywdziać publiczny garnitur. Co jednak można zrobić z przyodziewkiem, nie sposób robić z poglądami. Niechybnie pojawi się syndrom moralnej schizofrenii i dylematów nie do rozwiązania.

Czy osoba religijna pozbawiona jest praw publicznych, żeby nie mogła w sferze publicznej mówić o religii? Czy takich praw pozbawieni są na przykład biskupi? Pamiętam sprzed lat taką oto sytuację. Uroczystość nadania jakiejś nagrody znanemu reżyserowi. Na uroczystości obecny jest biskup ordynariusz. Biskup zwraca się do reżysera: „Panie Kazimierzu, Kościół oczywiście nie miesza się do polityki…”. Znany reżyser przerywa biskupowi, mówiąc: „No powiedzmy, księże biskupie, że nie powinien…”. Ostatnie słowa zagłusza salwa śmiechu oraz gromkie brawa. Biskup doświadcza konfuzji, reżyser triumfuje. Dalibóg nie wiem, dlaczego. Biskup nieopacznie wpadł w pułapkę własnych słów. Co to znaczy, że Kościół nie miesza się do polityki? I co to w ogóle znaczy „nie mieszać się do polityki”? Czy polityka nie dotyczy istot ludzkich tylko istot pozaziemskich? A czy troska o ludzi nie została Kościołowi poruczona? Jakże zatem Kościół nie miałby być obecny w tym, co ludzi dotyczy?

Ponieważ ani oddzielenie, ani separacja nie mają mocy dogmatu, twierdzę – idąc za genialną myślą XIX-wiecznego historyka idei, Lorda Johna Actona – że Kościół jest od państwa odróżniony, a nie oddzielony. Lord Acton powtarza z emfazą: separacja to złe słowo. Zobaczmy, jak się sprawy wyklarują, gdy przyjmiemy określenie „odróżniony”, a nie „oddzielony”. Odróżnienie bowiem oznacza, że Kościół ma nie tylko prawo, ale nawet obowiązek oceniać działania polityczne jako Kościół. Nie uczestniczy w obsadzaniu stanowisk politycznych, ale powinien oceniać decyzje polityczne pod kątem zła i dobra moralnego. Decyzje te dotyczą przecież ludzi, a często nawet bardzo konkretnie przesądzają o ich życiu lub śmierci, o ich kondycji materialnej, która może ich doprowadzić na przykład do skrajnego ubóstwa.

Ponadto jeśli przyjmiemy „oddzielenie” jako różnicę swoistą, niechybnie popadamy w sprzeczność z akceptowanym skądinąd w świecie demokratycznym prawem manifestowania własnych uczuć religijnych w sferze publicznej. Od tej sprzeczności wyszedłem w tym tekście, gdy uznaje się prawo do manifestowania religijności ramadanu i święta Chanuki, a płachtą hipokryzji przykrywa Boże Narodzenie. I to podobno w imię tolerancji. Przy takim postawieniu sprawy, czy ktoś jeszcze rozumie, co to jest tolerancja?


Jan Kłos – pracownik Katolic­kiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, interesuje się doktrynami społeczno-politycznymi, środkami masowego przekazu, systemem politycznym Stanów Zjednoczonych. Laureat Nagrody im. Michaela Novaka za rok 2006. Autor wielu publikacji, m.in. książki Kryzys cywilizacji europejskiej wobec chrześcijaństwa w myśli Juana Donoso Cortésa (Lublin: Wydawnictwo Academicon, 2017).

Fot.: sakkmesterke

Najnowszy numer filozofuj "Kłamstwo"

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy