Artykuł

Jan Woleński: Obywatel dla państwa czy państwo dla obywatela?

Anarchizm jest stanowiskiem utopijnym, ponieważ państwo jest niezbędne dla obywatela, a jego agendy są niezastąpione w realizacji rozmaitych funkcji, nie tylko zewnętrznych. Trzeba jednak też brać pod uwagę groźbę jakiegoś zniewolenia jednostki przez organy państwowe.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2022 nr 4 (46), s. 38–39. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


John F. Kennedy wypowiedział słynne słowa „Nie pytaj, co twój kraj może zrobić dla ciebie, zapytaj, co ty możesz zrobić dla swojego kraju” – uczynił to 20 stycznia 1960 r., w trakcie ceremonii zaprzysiężenia go na 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Są one często przytaczane jako wyraz właściwego, tj. patriotycznego, stosunku mającego zachodzić pomiędzy obywatelem a jego państwem. Aby nie komplikować sprawy przyjmę, że państwo i kraj to jedno i to samo, aczkolwiek bywają sytuacje, gdy ta identyczność nie zachodzi, np. w XIX w. Polacy uważali, że żyją w swoim kraju, chociaż nie mieli własnego państwa. Nawet przy założonym uproszczeniu mamy do czynienia z rozmaitymi modelami, praktycznymi i teoretycznymi, relacji pomiędzy państwem a obywatelem. Anarchiści powiadają, że państwo nie jest na nic potrzebne i najlepiej, gdyby go w ogóle nie było. Na przeciwległym krańcu znajdą się zwolennicy omnipotencji państwa, powiedzmy – totalni państwowcy, którzy utrzymują, że im więcej państwa, tym lepiej. Tak się złożyło, że ponieważ w dużej części świata ten drugi pogląd nie uchodzi za zbyt właściwy, a nawet godziwy, z punktu widzenia moralności publicznej jest on bardziej kwestią praktycznego urządzenia społeczeństwa niż zalecanym rozwiązaniem, często maskowanym odmiennymi deklaracjami. Jest rzeczą znamienną, że ustawy zasadnicze państw totalitarnych, np. tzw. konstytucja stalinowska z 1936 r., bywają wyjątkowo demokratyczne. Słowa Kennedy’ego mógłby wypowiedzieć przywódca dowolnego kraju, niezależnie od jego (państwa) ustroju. Dalej zakładam, że chodzi o stosunek między państwem a obywatelem w ramach społeczeństwa obywatelskiego.

To, jak rozważa się tytułowy problem, w jakimś stopniu, mniejszym lub większym, zależy do pojęcia obywatelstwa. Z grubsza rzecz biorąc, mamy dwie koncepcje bycia obywatelem. Jedna, francuska, przyznaje obywatelstwo każdemu, kto mieszka we Francji i jest uznany za prawowitego rezydenta tego terytorium – to drugie kryterium jest głównie rejestracyjne. Druga, niemiecka, wiąże obywatelstwo z należeniem do narodu. Obie doktryny mają za sobą całkiem określone zaplecze filozoficzno-polityczne. Ta pierwsza wywodzi się z francuskiego liberalizmu i haseł rewolucji z 1789 r. postulujących wolność, równość i braterstwo dla wszystkich niezależnie od przynależności do jakiegoś stanu społecznego. Idealizm Johanna G. Fichtego i Georga W. Hegla jakoś usprawiedliwiał drugie rozumienie obywatelstwa, ważne w procesie jednoczenia państwa i narodu niemieckiego. Koncepcja francuska została w szczególnie pełny sposób zrealizowana w USA, aczkolwiek w dużej mierze pod wpływem liberalizmu Johna Locke’a. Jeśli się o tym pamięta, nie ma powodu, aby rozumieć sentencję Kennedy’ego jako wezwanie do podporządkowania obywatela państwu. Chociaż model francuski, w którym ma mieć miejsce ekwilibrium pomiędzy interesem obywatela a interesem państwa, zdecydowanie przeważa w doktrynach politycznych postulujących państwo prawa jako właściwy model polityczny (w szczególności tak jest w Unii Europejskiej), to mają miejsce rozmaite implementacje tej koncepcji, co przejawia się np. w dyskusjach na temat „Europy ojczyzn”. Często prowadzi to do postulatu, że państwo ma realizować interes narodowy, który jest co najmniej tak samo ważny jak obywatela.

Wdrażanie, nawet ograniczone, ładu liberalnego w XIX w. pozostawiło na porządku dziennym problem funkcji państwa. Odróżniono wtedy wyraźnie funkcje zewnętrzne i wewnętrzne. Pierwsze miały polegać na prowadzeniu polityki międzynarodowej i ewentualnej obronie państwa przed agresją z zewnątrz. Nikt nie kwestionował tego, że państwo jest jedynym realizatorem funkcji eksternalnych, a obywatel ma obowiązek podporządkowania się decyzjom władzy w tym zakresie, np. przez odbycie służby wojskowej. Znacznie bardziej skomplikowana okazała się teoria i praktyka dotycząca roli państwa w jego „wnętrzu”. Rozwiązanie liberalne sugerowało koncepcję „stróża nocnego”, tj. ograniczenie działań władzy do utrzymywania porządku publicznego, podciągając pod to niezbędną aktywność prawotwórczą. Rychło jednak okazało się, że niezbędna jest państwowa działalność organizatorska, np. w sferze ekonomiki czy spraw socjalnych (ochrona zdrowia, czas pracy itp.). Powtarzające się kryzysy gospodarcze wymagały interwencji państwa – stąd pojawił się interwencjonizm państwowy, którego szczególnym przykładem stał się tzw. New Deal (Nowy Ład) zaproponowany przez prezydenta Franklina D. Roosevelta w latach 30. XX w., tj. po wielkim kryzysie z drugiej połowy lat 20. XX w., i który okazał się skutecznym narzędziem powrotu do normalności ekonomicznej. Odtąd pytanie „ile państwa w państwie, a ile w nim obywatela?” pozostaje ciągle aktualne i wymagające dyskusji. Z jednej strony stało się jasne, że środki prywatne (czyli będące w dyspozycji obywateli jako takich) nie są w stanie pomóc w uporaniu się z rozmaitymi problemami związanymi z postępującą komplikacją stosunków społecznych, a z drugiej strony historycznie (w każdej epoce) zaświadczona tendencja władzy państwowej do obejmowania zinstytucjonalizowaną kontrolą coraz to nowych obszarów życia publicznego nie wygasa, a wręcz przeciwnie – wzmaga się. W konsekwencji anarchizm jest stanowiskiem utopijnym, ponieważ państwo jest niezbędne dla obywatela, a jego agendy są niezastąpione w realizacji rozmaitych funkcji, nie tylko zewnętrznych. Trzeba jednak też brać pod uwagę groźbę jakiegoś zniewolenia jednostki przez organy państwowe. Może warto nieco zmodyfikować formułę Kennedy’ego, np. tak: „Gdy ktoś pyta, co powinieneś uczynić dla swojego kraju, trzeba też mieć na uwadze, co kraj powinien uczynić dla ciebie”. Coś czynić musi, ale problem w tym, żeby nie było w tym nadmiernej przesady – bo jakaś zawsze będzie.


Jan Woleński – emerytowany profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Członek PAN, PAU i Międzynarodowego Instytutu Filozofii. Interesuje się wszystkimi działami filozofii, jego hobby to opera i piłka nożna.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Lubomira Platta

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy