Sprawy filozofów

Jan Woleński: Umiędzynarodowienie humanistyki polskiej

Poniższym tekstem inaugurujemy nowy dział publicystyki – „Sprawy filozofów”, w którym będziemy publikować teksty będące głosami na ważne dla środowiska filozoficznego tematy. Zachęcamy do dyskusji!


Nie miejsce tutaj nawet na pobieżną analizę reformy nauki i szkolnictwa wyższego wprowadzonej tzw. ustawą 2.0. Zajmowałem się tym w innych swoich tekstach („Glossa do zasad ewaluacji”, PAUza Akademicka, 420(2018), s. 3; „Art. 266 ustawy Gowina jest wadliwy i wymaga naprawy; „Naiwni reformatorzy nauki; „Będzie nie tylko obciach”, PAUza Akademicka 449(2018), s. 3; „Powrót do rzeczywistości, „Ustawa 2.0 i humanistyka”, Forum Akademickie 4(2019), s. 30–31; „Nie blokujmy reform Gowina?; „Kolejny bubel w reformowaniu nauki”, PAUza Akademicka 457, s. 3; „Minister Gowin o swoim najważniejszym osiągnięciu”, Gazeta Wyborcza (Krakow), 21 wrzesień 2019, s. 2 i „Filozofia i tzw. reforma nauki”, Ruch Filozoficzny 76(1)(2020), s. 245–250). Moja ocena tego przedsięwzięcia jest zdecydowanie krytyczna. Faktycznie, jest to reforma inna niż wszystkie, jak zapewnia p. Gowin, ale wbrew jego samochwalczym oznajmieniom – gorsza. 

Wspominam o swoim jednoznacznie negatywnym stanowisku do „reformy” Gowina, aby wskazać na ogólny kontekst moich dalszych uwag. Dalej zamierzam się zająć, zresztą nie po raz pierwszy, kwestią szczegółową, mianowicie umiędzynarodowieniem humanistyki polskiej. Problem jest oczywiście ogólniejszy, ponieważ internacjonalizacja (całej) nauki polskiej jest pożądaną wartością, ale poruszam tylko podwórko humanistyczne i do pewnego stopnia (ale tylko porównawczego) nauk społecznych. Moim punktem odniesienia jest filozofia, bo należę do tej dyscypliny. 

Dość powszechnie głoszona teza jest taka: „Nowe, tj. wprowadzone przez tzw. ustawę 2.0, zasady ewaluacji nauki sprzyjają umiędzynarodowieniu humanistyki polskiej”. W trakcie panelu „Filozofia w Polsce po reformie. Szanse i zagrożenia” można było usłyszeć opinię „O, teraz filozofowie polscy będą publikowali w dobrych czasopismach”. Dlaczego? Ano dlatego, że system punktacji będzie ich do tego przymuszał. Otóż, twierdzę, że tego rodzaju przewidywania są nader ryzykowne.

Ewaluacja zakłada punktację publikacji – zarówno artykułów, jak i książek. Wprowadzony system wzbudza wiele kontrowersji, m.in. tym, że miary punktowe są zbyt konwencjonalne. W ogólności, tzw. prestiżowe czasopisma i wydawnictwa, przede wszystkim zagraniczne, zyskały znacznie większe kwoty punktowe od krajowych – przeciętne polskie pismo filozoficzne (ogólniej, humanistyczne) ma od 20–40 punktów, a zagraniczne, uznane za dobre – co najmniej 100 (wszystkie dane liczbowe podaję w dużym przybliżeniu, bo ważne są zasady, a nie detale). Faktem jest, że naukowcy brali udział w konstrukcji skali punktowej, ale, po pierwsze, ich ustalenia zostały potem zmienione, a po drugie, trudno było osiągnąć konsensus między przedstawicielami poszczególnych dyscyplin. W tej drugiej perspektywie pojawił się konflikt między np. historykami i filologami polskimi a przedstawicielami bardziej międzynarodowych dyscyplin, np. filozofii i teoretycznych nauk społecznych, np. socjologii i psychologii. Pierwsi powiadają: „My służymy kulturze narodowej i musimy publikować w języku polskim”, a drudzy: „My służymy nauce jako takiej i chcemy, aby nasz dorobek był szeroko znany w świecie”. Stąd nacisk tych drugich na publikacje w językach międzynarodowych, a tych pierwszych – aby „ich” publikatory naukowe posiadały wysokie punktacje. 

Konflikt (nie jest niczym nowym) jest nierozwiązywalny, ale trzeba go łagodzić, a nie wzmacniać. Obecny system ewaluacji czyni to drugie, przy czym oliwy do ognia dolewają niezbyt odpowiedzialne głosy przyrodników (podzielane przez część humanistów), że środowisko humanistyczne torpeduje reformę. Trzeba po prostu przyjąć do wiadomości, że pewne specjalności są „bardziej” międzynarodowe od innych i na to nie ma rady. Tak jest np. w filozofii – logicy, filozofowie języka czy filozofowie nauki mają większe szanse na publikacje zagraniczne niż np. historycy filozofii. Mówię właśnie o szansach, a nie o koniecznościach, np. moja monografia o szkole lwowsko-warszawskiej zrobiła niezłą karierę światową, ale to był wynik rozmaitych okoliczności, a nie tylko mojej chęci publikacji za granicą.

Nie ma badań dotyczących międzynarodowej aktywności publikacyjnej polskich humanistów. A bez tego wszelkie postulaty w tym zakresie są zawieszone w próżni. Jaki procent Polaków publikuje? W jakich czasopismach? W jakich wydawnictwach? Ile książek? Ile artykułów w pracach zbiorowych? Jak to rozkłada się na dyscypliny? Moje własne hipotezy sugerują, że jeśli 10% polskich filozofów publikuje w wydawnictwach zagranicznych, bo jest to bardzo dobry wynik i pewnie lepszy niż w wielu innych segmentach humanistyki. Konstruktorzy systemu ewaluacyjnego zapominają, że artykuł w pracy zbiorowej wydanej w Springerze jest często bardziej wartościowy niż tekst zamieszczony w „Erkenntnis”. Tymczasem punktacja oficjalna to całkowicie ignoruje, preferując czasopisma w stosunku do monografii zbiorowych. Dodatkowo, np. Przegląd Filozoficzny, najważniejsze polskie czasopismo filozoficzne, został wyceniony na 20 „oczek”, natomiast Filozofia Nauki Roczniki Filozoficzne – na 40. Różnica bierze się stąd, że Przegląd jest tylko filozoficzny, Filozofia Nauki ma w swej domenie także m.in. prawo kanoniczne, a Roczniki – filozofię i teologię. W konsekwencji, że praca opublikowana w dwóch ostatnich czasopismach ma dwukrotnie wyższą wartość niż artykuł zamieszczony w pierwszym. 

Jeśli ktoś ogłosi artykuł w Journal of Philosophy (200 punktów), to jego praca zostaje uznana za 10 razy bardziej wartościową od artykułu w Przeglądzie Filozoficznym. Ewentualne wyjaśnienie, że wyżej punktowana jest interdyscyplinarność jest tak absurdalne, że nawet nie warto tego komentować. Został także wprowadzony ranking wydawnictw – krajowych i zagranicznych. Monografia wydana w Oxford University Press otrzymuje 200 punktów, natomiast w Springer Verlag – 80 punktów. Nie wiadomo, jaka jest przyczyna tej numerologii (trudno to nazwać inaczej). Załóżmy, że jakiś X, zajmujący się teologią i prawem kanonicznym, opublikuje w Filozofii Nauki 15-stronnicowy artykuł o metodologicznych podstawach kanonicznego prawa małżeńskiego, a w Rocznikach Filozoficznych – tekst (podobnej objętości) o kontrowersjach wokół trynitaryzmu we wczesnym średniowieczu. Te prace zbiorą 80 punktów, tyle samo, co prawie 400-stronnicowa monografia w języku angielskim wydania w Springer Verlag – nie przesadzam, bo moja książka Semantics and Truth, wydana w tym roku, jest właśnie w takiej sytuacji). Konia z rzędem za uzasadnienie, że opisana sytuacja ma cokolwiek wspólnego z obiektywną oceną efektów pracy naukowej.

Jedno z fundamentalnych nieporozumień polega na tym, że miesza się ewaluację jako narzędzie oceny konkretnego autora i jako instrument oceny dyscypliny w ramach np. uczelni. Tę druga kwestia wymagałaby szerszego potraktowania. W szczególności nie wiadomo, skąd wzięła się liczba 12 osób jako minimum dla ewaluacji danej dyscypliny w ramach uczelni – jeden z pomocników p. Gowina oświadczył, że być może z uwagi na liczbę apostołów i jest to bardzo klarowny symptom poziomu niektórych reformatorów. W wyniku tego część indywidualnego dorobku ulatnia się. Groźne są też wymuszenia na zmianie przynależności do dyscyplin w celu wypełnienia deficytu, np. w modnych naukach o komunikacji, koszem filozofów – to znaczy: albo Pan(i) zapisze się do dyscypliny ewaluowanej u nas, albo do widzenia. Dalej, zastosowane skale są nominalne lub, co najwyżej, porządkujące, ale w oparciu o nie stosuje się algorytmy z operacjami matematycznymi nie dopuszczalnymi na tych skalach, wyciąga się średnie, stosuje się współczynniki. Ważniejsze dla rozważanego tematu jest to, iż liczba „punktowa” przyznawana za tzw. publikacje prestiżowe i tak zostaje zmniejszona, nie mówiąc już o tym, że można przedstawić do ewaluacji tylko 4 publikacje. 

Tak czy inaczej, wbrew intencjom wielbicieli publikacji „za granicą” i punktowaniu wedle tego kryterium rezultaty są dalekie od oczekiwań, ponieważ wcale nie świadczą o wartości pracy naukowej. Czy to znaczy, że apeluję o to, aby nie wychylać nosa z rodzimego zaścianka? Oczywiście, że nie i sam do tego namawiam młodszych kolegów. Nauka stała się zajęciem masowym i jakieś kryteria oceny muszą być przyjęte, chociażby w związku z awansami lub przyznawaniem dotacji. I w tym względzie publikacje zagraniczne winny być cenione, niekiedy nawet wyżej niż „polskie”, ale mam poważne wątpliwości, czy tak, jak to reguluje obecna ustawa i jej propagatorzy. Ot, np. weźmy przykład (nie wymyślony). Dobrze, gdy młodzi filozofowie publikują w dobrym zagranicznym czasopiśmie, np. takim, w którym ukazały się artykuły Dana Zahaviego i Davida Chalmersa. Wszelako to, że XY z Polski opublikuje pracę tam, gdzie ogłosili swoje rzeczy obaj rzeczeni filozofowie, faktycznie znani na rynku międzynarodowym, nie świadczy o niczym specjalnym. Moim zdaniem, obaj mogliby się nauczyć sporo, gdyby przyjechali do Polski, a więc „nazwiskomania” nie jest żadnym kryterium wartości. Zgoda, że im większy procent publikacji zagranicznych, tym większa znajomość danej dziedziny nauki w świecie, a na tym powinno nam zależeć. Trzeba jednak mierzyć zamiary na siły, a nie odwrotnie. Jeszcze raz zwracam uwagę na to, że tylko 10% (o ile moja hipoteza jest słuszna) filozofów polskich publikuje w prestiżowych wydawnictwach, a to jednak niewiele, oraz że niektóre dyscypliny muszą mieć charakter wyraźnie narodowy. Z drugiej strony, nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy naukowym (humanistycznym, filozoficznym itd.) pępkiem świata i nie my decydujemy o poziomie nauki w skali globalnej. To, co jest naszym obowiązkiem i co możemy wykonać, polega na dbaniu o wysoki poziom humanistyki w Polsce.

Realia są takie, że również nauka podlega globalizacji, a więc uczestnictwo w światowym życiu naukowym jest niezbędne. W tej perspektywie należy oceniać publikacje polskich autorów za granicą (pomijam tutaj oczywistą satysfakcję osobistą). Są one jednym, a nie jedynym czy nawet podstawowym miernikiem jakości pracy naukowej. Trzeba też pamiętać, że prestiż naukowy w humanistyce buduje się nawet nie latami, ale dziesięcioleciami. Punktoza czy też punktomania są bardzo wątpliwymi narzędziami, znacznie gorszymi od oceny eksperckiej, zwłaszcza gdy miary są złe z metodologicznego punktu widzenia. Wracając do umiędzynarodowienia, nie jest ono tylko wynikiem publikacji zagranicznych. Trzeba pamiętać o organizowaniu międzynarodowych imprez naukowych w Polsce i uczestniczeniu w takowych za granicą, studiowaniu Polaków, zwłaszcza doktorantów, w zagranicznych uczelniach, polskich obcojęzycznych czasopismach czy współpracy z renomowanymi domami wydawniczymi w publikacji książek polskich autorów. Ile osób pamięta, jakie znaczenie miała kooperacja PWN z Reidlem (potem Kluwerem) dla filozofii w Polsce i jej znajomości w świecie? Na to wszystko trzeba środków, których nie ma. Budżet nauki polskiej wynosi mniej niż 1% PKP, a zalecany poziom w UE – 2%. Obecny kryzys zapewne spowoduje zmniejszenie nakładów na naukę. A bez przyzwoitego finansowania tego sektora, także umiędzynarodowienie humanistyki będzie iluzją.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

9 komentarzy

Kliknij, aby skomentować

  • Pozwolę sobie zauważyć, że w przyjętej w ustawie terminologii jaką instytucjonalnie wymusza aparat administracyjny pojęcie ewaluacji użyte jest w mało wiarygodny i niezgodny ze standardami tej subdyscypliny sposób. Parametryzacja, podobnie jak akredytacja, audyt, monitoring nie jest ewaluacją. Ta ostatnia zakłada minimalne choćby uspołecznienie nie tylko przyjmowanego arbitralnie projektu ewaluacji, ale także metodologię i metodykę jej realizacji traktując ją nie jako instrument pomiaru i kontroli, ale wsparcia, a nawet dialogu poprzez różnorodne strategie partycypacji. Od samego początku praktykę zawłaszczania terminu ewaluacji sygnalizowało Polskie Towarzystwo Ewaluacyjne wskazując też iż jedno z używanych w procedurach parametryzacji kryterium, a mianowicie umiędzynarodowienie pomylone jest z hegemonizacją nauki. Na umiędzynarodowionej liście czasopism naukowej poprawności nie ma 3/4 świata! Trudno więc tu mówić o umiędzynarodowieniu.
    Leszek Korporowicz WSMiP UJ

  • No tak, ale musimy powiedzieć o stanie nauki czy filozofii w Polsce. Na obecną chwilę cytowani są wyłącznie naukowcy czy filozofowie zagraniczni, podczas gdy nasi twórcy są bagatelizowani. Polska filozofia czy nauka jest schowana pod kołderkę tego ogromu informacji znajdujących się na Zachodzie. Stan wiedzy w naszym kraju uległ zmianie w czasach powojennych, wcześniej istniały szkoły polskie tj.: lwowsko-warszawska, poznańska, krakowska itd. dzisiaj już jesteśmy uczeni w związku z wymaganiami politycznymi, albo pod władzą rosyjską, albo niemiecką. Można by się zapytać kim dzisiaj jest Polak? Czy jest to Europejczyk, obywatel świata czy w końcu po prostu Polak? 

    Nie chodzi tutaj o to, że rynek wydawniczy w naszym kraju jest za mały, ale ponieważ może nie ma go wcale? Na studiach trzeba tworzyć osobne programy do nauki filozofii w Polsce, gdyż ich dokonania nie brane są pod uwagę, a istniało tam wielu istotnych myślicieli, jednak nie dla świata, ale dla naszego kraju. 

    Globalizacja jest tendencją światową, ale nasz rodzimy “folkor” czy jakby tutaj nazwać lokalne podwórko, jest być może i istnotniejszy, więc też warto o niego dbać.

    • Nie jest tak źle. Jeśli rzecz dotyczy filozofii, to mamy, w pasie od Skandynawii do Bałkanów, najdłuższą nieprzerwaną tradycję filozoficzną. Wprawdzie nie jesteśmy mocarstwem, ale filozofia polska jest jakoś znana, a niektóre jej działy (logika) nawet bardzo. Oczywiscie mogłoby być lepiej i chcielibyśmy, aby tak było. W swoim artykule próbuję odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie jest.

    • Odgórne i siłowe umiedzynoradowienie humanistyki polskiej?!
      Punktacja za drukowanie artykułów?! /UE/
      Państwowe dofinansowanie?!
      To jest istota problemu?!
      Prof. JW?!

      • Między innymi, tak wielki i uniwersalny Sokrates nie łapałby się obecnie na tzw. pracownika naukowego/rzemieślnika, producenta punktowanych, kolejnych, nic nie wnoszących nowego i odkrywczego artykułów, czy woluminów niskonakładowych a wypluwanych w ramach bezpiecznej oraz wygodnej (etat), uniwersyteckiej, tzw. pracy naukowej, oczywiście dotowanej z grantów unijnych (gdyż za darmo to już nie jak kiedyś), czyli z pieniędzy również biednego polskiego podatnika!
        Zgroza!

      • Czy Pan uważa, że odpowiadam twierdząco na te pytania? Co do finansowania, nie ma przeszkód, aby Pan został sponsorem.

    • Swego czasu prof. JW naigrywal się publicznie /na wykładzie/ z biblijnej frazy “prawda was wyzwoli” por. J 8.32 NT/Biblia.

      • Wprawdzie nie bardzo na temat, ale odpowiem. W samej rzeczy, zwróciłem uwagę na to, ze słowo “prawda” w zacytowanym zdaniu, ma inne znaczenie niż rozważane w epistemologii. Jeśli PIK uznał to za naigrawanie się, to raczej nie skorzystał(a) z wykładu. Ale dla pocieszenia PIKa (PIKi) dodam, że uważam to zdanie (o wyzwalającej prawdzie) za niezbyt mądre. Nadto, prawda jednak nie wyzwoliła PIKa(i), skor zachowuje anonimowość.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy