Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2023 nr 1 (49), s. 27–30. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
Jakie jest miejsce podejścia ewolucyjnego we współczesnej nauce?
Wielki rosyjsko-amerykański genetyk Theodosius Dobzhansky powiedział: „Nic w biologii nie ma sensu, jeśli nie jest rozpatrywane w świetle ewolucji”. Te słowa wszystko podsumowują. Teoria ewolucji jest nauką. Jest nauką biologiczną (nie fizyczną, chemiczną czy psychologiczną). To nie jest religia. My ludzie, tak jak całość życia, jesteśmy końcowym etapem długiego, powolnego, naturalnego procesu rozwoju.
Jakie mity na temat ewolucji są wciąż popularne wśród laików (a może nawet także wśród naukowców)?
Największym mitem jest to, że ewolucja przebiega stopniowo aż do poziomu człowieka. Tak nie jest! My, jako ludzie, ewoluowaliśmy, ale nie musiało się tak koniecznie zadziać. Nie jest też konieczne, że będziemy dalej ewoluować. Jeśli wojna na Ukrainie doprowadzi do użycia broni jądrowej, być może nikt z nas nie będzie kontynuował ewolucji.
Drugim największym mitem jest to, że ewolucja jest antychrześcijańska. Chrześcijaństwo mówi o ostatecznych znaczeniach. Nauka mówi o tym, jak działa świat. Fakt, że jesteśmy zmodyfikowanymi małpami, a nie zmodyfikowanym błotem, stworzonym cudownie przez Boga szóstego dnia, nie oznacza, że On nas nie kocha, nie dba o nas ani nie oczekuje, że będziemy próbować czynić dobro.
Czy jakakolwiek wersja teorii inteligentnego projektu powinna być uznana za teorię naukową (lub przynajmniej za podejście, o którym można by mówić w szkołach)?
Teoria inteligentnego projektu jest ślepym zaułkiem. Predarwiniści twierdzili, że organizmy żywe wydają się zaprojektowane, co ma stanowić o tym, że owym projektantem jest Bóg. Oko nie spełniałoby swojej funkcji, gdyby nie posiadało którejkolwiek ze swoich części. Ma to oznaczać, że oko musiało być zaprojektowane; nie mogło być jedynie wynikiem ślepego procesu ewolucyjnego. Współcześni zwolennicy koncepcji zwanej teorią inteligentnego projektu twierdzą, że owa „nieredukowalna złożoność” jest czymś charakterystycznym dla organizmów żywych. Michael Behe, przybliżając to pojęcie, podaje dwa przykłady: pułapki na myszy i flagellum bakterii (wici – struktury, która pozwala poruszać się niektórym mikroorganizmom). Pierwszy przedmiot składa się z drewnianej podstawy, sprężyny, zacisku itd. Behe wskazuje, że jeśli pozbawimy pułapkę na myszy któregokolwiek z tych elementów, to pułapka nie będzie działać i nie złapiemy za jej pomocą żadnej myszy. Autor twierdzi dalej, że podobna sytuacja zachodzi, gdy weźmiemy pod uwagę flagellum. Gdyby strukturze tej brakowało jakiejkolwiek z jej części, to nie spełniałaby swojej funkcji. Fakt, że wić bakteryjna działa, skłania zwolenników teorii inteligentnego projektu do twierdzenia, że musiała ona być zaprojektowana. Oczywiście darwiniści nie wierzą w to, że jest tu potrzebna jakakolwiek nadnaturalna interwencja. Nie jest ważne, ile i jakie części ma pułapka na myszy, ważne jest tylko to, że radzi sobie lepiej niż konkurencja.
Odnosząc się do przykładu z flagellum, biolog Kenneth Miller zauważa, że jesteśmy w stanie znaleźć w tej strukturze mechanizm o mniejszej liczbie części białkowych – służy on celowi innemu niż poruszanie się. Zatem twierdzenie o nieredukowalnej złożoności zostaje obalone. Teoria naukowa jest rozwijana lub upada na skutek wagi dowodów, a dowody w przypadku bakteryjnego flagellum są całkowicie jasne.
Czy można przewidzieć przyszłe trendy ewolucyjne?
Nie bardzo. Cały sens (darwinowskiej) ewolucji polega na tym, że nie ma ostatecznego kierunku – co działa, to działa.
Czy gatunek ludzki może przejąć kontrolę nad swoją przyszłą ewolucją?
Myślę, że tak, pisałem na ten temat. Natura ludzka jest paradoksem. Z jednej strony dzięki naszej ewolucji w ciągu pięciu milionów lat od opuszczenia dżungli staliśmy się gatunkiem wysoce społecznym. Wykształciliśmy dwunożną budowę ciała, co umożliwiło nam zostanie łowcami-zbieraczami. Żyliśmy w grupach liczących około pięćdziesięciu osób, na ogół z dala od innych grup. Rozwój naszych mózgów był po części przyczyną, a po części skutkiem tego stanu. Rozwinęliśmy cechy przydatne do życia razem, takie jak język, a nie rozwinęliśmy cech (lub je straciliśmy) nieprzydatnych do życia razem, takich jak posiadanie kłów i pazurów. Z drugiej strony, jak pokazują ostatnie stulecia, potrafimy być naprawdę nienawistni wobec naszych bliźnich – na poziomie grupowym, prowadząc wojny, a na poziomie indywidualnym pielęgnując uprzedzenia. Dwie straszliwe wojny światowe pokazują to aż nazbyt wyraźnie. Podobnie jak niewolnictwo, stosunek do osób o odmiennym kolorze skóry, Holokaust, wrogość wobec Żydów i ograniczanie możliwości dokonywania aborcji, uprzedzenia wobec kobiet. Dlaczego nasza natura ma te dwie strony? Czy można tę naturę ukształtować tak, aby nienawiść była mniejsza? Problem zaczął się wraz z pojawieniem się rolnictwa, około dziesięciu tysięcy lat temu. Wcześniej nie było wojen. Jeśli inna grupa sprawiała ci kłopot, po prostu odchodziłeś dalej. Jedynie wewnątrz wspólnot dochodziło do przemocy – zabijało się tego, kto zaczepiał twoją towarzyszkę, odpychało babcię, która wykorzystywała zasoby – ale nie było systematycznego zabijania jednej grupy przez drugą. Potem, wraz z rozwinięciem się rolnictwa, nastąpiła ogromna eksplozja populacyjna, bo można było wykarmić o wiele więcej „gąb”. Coraz częściej odchodzenie w inne miejsce nie wchodziło w grę – nigdzie nie było pusto. Siedziby, w których prowadzono uprawy, pozostawały niezmienne. Zaczęła się wówczas systematyczna przemoc.
Podobnie z uprzedzeniami. Mogłeś lubić lub nie ludzi z innej grupy, ale tak naprawdę nie przeszkadzali ci oni. Ewolucja kształtowała postawy solidarności wewnątrz grupy, a nie wrogości wobec grup zewnętrznych. Wraz z rozwojem rolnictwa wszystko się zmieniło. Nie można było uciec od grup zagrażających wspólnocie, więc zaczęto się od nich odgradzać i wówczas powstawały uprzedzenia. Gdy przyszło rolnictwo, pojawiły się też duże rodziny. Kobiety stały się maszynami do rodzenia dzieci. Zajęte ich rodzeniem i wychowywaniem otwierały drogę mężczyznom do przejmowania kontroli nad grupami.
Zasadniczą konkluzją z tego jest to, że nasza obecna sytuacja nie pozostaje bezpośrednią funkcją zmian genetycznych, od skłonności pokojowych do nienawistnych, ale konsekwencją zmienionych okoliczności kulturowych. Jak podkreślają psychologowie ewolucyjni Leda Cosmides i John Tooby: „nasze nowoczesne czaszki mieszczą umysł z epoki kamienia”. Nasze mózgi są lepiej przystosowane do rozwiązywania problemów podobnych do tych, z jakimi nasi przodkowie zmagali się na afrykańskich sawannach, niż do rozwiązywania zadań na studiach lub zmagania się z wyzwaniami mieszkańca współczesnego miasta.
Dobór naturalny pozostawił nas otwartymi na kulturę, która może wszystko popsuć. Selekcja naturalna wyposażyła nas w zdolność do zmiany kultury na lepsze. Nikt, może z wyjątkiem hipisów z lat 60., nie opowiada się za powrotem do stylu życia łowców-zbieraczy! Musimy pokazać, że mamy zdolność i wolę wykorzystania kultury do naszych celów, a nie biernie pozwalać jej na to, by rządziła się swoimi prawami, niezależnie od tego, czego chcemy lub potrzebujemy.
Czy teoria ewolucji może wyjaśnić powstanie wiedzy obiektywnej (lub teorii) rozumianej nie jako wiedza praktyczna, ale czysto bezinteresowna?
Nie bardzo – my ludzie mamy swoje zainteresowania, ale o ile nie są one pragmatyczne, to nie sądzę, by teoria ewolucji mówiła o nich wiele.
Czy jesteśmy istotami moralnymi dzięki ewolucji? Czy możemy powiedzieć, że to ewolucja ukształtowała nasze myślenie moralne?
Odpowiem na to pytanie, porównując od strony metaetycznej darwinizm i chrześcijaństwo. Chociaż Darwin potrafi wyjaśnić, dlaczego jesteśmy istotami moralnymi, i powiedzieć wiele o naturze tej moralności, to nie potrafi jej uzasadnić. Sam jest neutralny w sprawie wartości i postrzega świat jako maszynę, a więc coś obojętnego wobec nich. Zatem jeśli istnieje uzasadnienie moralności, to musi ono pochodzić z zewnątrz, a jeżeli pozostawimy na chwilę Boga na boku, musi istnieć coś w rodzaju platońskich idei. Równanie 2 + 2 = 4 jest absolutną, obiektywną prawdą. „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” również miałoby taki status. Kłopot pojawia się, gdy weźmiemy pod uwagę nieukierunkowaną naturę procesu darwinowskiego. Sam Darwin dostrzegał, że moglibyśmy mieć zupełnie inną moralność.
Załóżmy, że mamy coś, co nazywam „systemem moralności Johna Fostera Dullesa”. Dulles był sekretarzem stanu za czasów Eisenhowera podczas zimnej wojny w latach 50. XX w. Nienawidził Rosjan. Więcej: uważał, że ma moralny obowiązek nienawidzić Rosjan. Wiedział jednak, że oni czują do niego to samo. I tak wszyscy się dogadywali. Biorąc pod uwagę nieukierunkowaną naturę selekcji naturalnej, można sobie przynajmniej wyobrazić, że mogła ona nas tak poprowadzić. Innymi słowy, kierując się obiektywnym systemem moralności, możemy przejść całą drogę przez życie, myśląc, że powinniśmy nienawidzić ludzi, podczas gdy tak naprawdę powinniśmy ich kochać. I jeśli to nie jest reductio ad absurdum obiektywnej moralności, to nie wiem, co nim jest.
Poczyńmy tu dwie uwagi. Po pierwsze, jeśli nie ma obiektywnej moralności, to dlaczego myślimy, że istnieje? Oczywiście dlatego, że dobór naturalny tak nas poprowadził. „Obiektywizujemy” nasze emocje moralne. Wiem nie tylko to, że chcę czcić matkę i ojca, ale też to, że powinienem czcić matkę i ojca. Bez obiektywizacji będziemy oszukiwać, a moralność „wylatuje przez okno”. Po drugie, czy kwestia obiektywizacji moralności nie stanowi absolutnej bariery dla pogodzenia darwinizmu i chrześcijaństwa? Darwinista mówi, że nie ma obiektywnej moralności, bo jest moralnym „antyrealistą”. Chrześcijanin mówi, że istnieje obiektywna moralność, bo jest moralnym „realistą”. Zastanówmy się jednak, co to znaczy być chrześcijańskim realistą. Nie chodzi o to, że taka osoba wierzy w odrębny platoński świat wartości. Raczej źródłem moralności jest dla niej pragnienie Boga, abyśmy zachowywali się naturalnie. Kochanie naszych rodziców jest naturalne. Nienawiść do rodziców jest nienaturalna. Darwinista również twierdzi, że moralność jest kwestią zachowywania się w sposób naturalny. Powinniśmy kochać nasze dzieci, ponieważ jest to naturalne. Nie powinniśmy nienawidzić naszych dzieci, ponieważ jest to nienaturalne.
W powieści Nancy Mitford The Pursuit of Love antybohaterka Linda porzuca swoje dziecko, Moirę. Co do oceny jej postępowania mamy zgodę między darwinistami i chrześcijanami. Oczywiście chrześcijanin rozpatruje wszystko w kontekście Boga, ale to nie ma nic wspólnego z nauką. Na poziomie nauki obaj są po tej samej stronie. Będą natomiast różnice. Rzymski katolik, odmawiając kobietom prawa do pełnienia posługi kapłańskiej, uważa, że kobiety są i zawsze będą gorsze. Darwinista uważa, że tak nie jest. Oczywiście w pewnym sensie nauka jest tu zaangażowana, ale ostatecznie wszystko sprowadza się do przekonań religijnych katolika, wiary w Boga papieży, a to nie jest nauka. Nie ma tu prawdziwego starcia.
Jakie są podstawowe implikacje światopoglądowe ewolucjonizmu?
Jak już powiedziałem, jeśli coś wymaga zrobienia, to nie siedź i nie czekaj, aż Bóg lub ktoś inny zrobi to za ciebie. Sprężcie się i weźcie się do pracy – to niekoniecznie jest zła rzecz. Dobór naturalny uczynił nas pracownikami poszukującymi szansy na zrobienie czegoś sensownego.
Jakie obszary wiedzy ludzkiej (naukowej i filozoficznej) czekają na naturalizację w duchu ewolucjonizmu biologicznego?
Myślę, że się do tej naturalizacji coraz bardziej zbliżamy. Spójrz na to, co powiedziałem o nienawiści, a potem o moralności. Wiemy, co się dzieje, i mamy wytyczne, jak zmieniać rzeczywistość – dzięki kulturze, a nie inżynierii genetycznej. Teraz, jak wskazałem, odpowiadając na ostatnie pytanie, zajmijcie się tym. Mam 82 lata; jakże chciałbym mieć 18. Młodzi ludzie mają tyle szczęścia. Daliśmy im wiele informacji i wskazówek. Teraz weźcie się do pracy – wiedząc, że to, co robicie, jest wartościowe. Jeżeli jesteś chrześcijaninem, Bóg dał ci pięć talentów. Teraz weź się do pracy i uzyskaj jeszcze pięć! Nawet jeśli wypracujesz tylko trzy, Bóg będzie zachwycony. Uwierz mi. Podobnie jak Bóg jestem rodzicem!
Jeśli pewnego dnia odkryjemy, że w naszym wszechświecie jest mnóstwo planet, na których rozwinęło się życie (może nawet w bardzo podobny sposób jak na Ziemi), jakie to będzie miało implikacje dla naszego zrozumienia ewolucji?
Bardzo wątpię, że będzie to miało duże znaczenie merytoryczne. Ewolucja przez dobór naturalny będzie zachodziła na Andromedzie tak samo jak na planecie Ziemia. Ale myślę, że pojawią się pewne różnice. Filozofowie, jak jelenie, będą posiadać po cztery lub pięć partnerek. Obawiam się, że historycy będą się przyglądać i żałować, że nie są filozofami. Ale nie możemy wszyscy być najmądrzejsi, najżyczliwsi, najprzystojniejsi na planecie! (I to pokazuje, że filozofowie mają poczucie humoru, nawet jeśli nie jest ono najlepsze!)
Tłumaczenie: Błażej Gębura
Michael Ruse – emerytowany profesor filozofii na Uniwersytecie Stanowym Florydy i Uniwersytecie w Guelph (w Kanadzie). Autor i redaktor wielu książek z filozofii (współredaktor m.in. Cambridge Series in the Philosophy of Biology i Cambridge Handbook of Evolutionary Ethics) i historii nauki (współredaktor m.in. Cambridge Companion to the Origin of Species i redaktor The Cambridge Encyclopedia of Charles Darwin and Evolutionary Thought, zdobywcy nagrody PROSE). Interesuje się również relacjami między nauką i religią oraz nauką i sztuką (jest autorem książki Darwinism as Religion). Ma piątkę dorosłych dzieci. Jest właścicielem dwóch cairn terierów, Scruffy’ego McGruffa i Duncana Donuta, z którymi codziennie rano spaceruje po parku.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Małgorzta Uglik
Skomentuj