Tekst ukazał się w dziale „Próby filozoficzne”, poświęconego pracom adeptów filozofii.
Jednakowoż, tak jak zjawisko wschodu słońca wymagało dookreślenia, tak i niezwyciężoność człowieka nie jest wizją kompletną. Tak jak nauka o kosmosie odebrała słońcu jego boskość, tak teraz ustali granice, których zwykły śmiertelnik nie powinien przekraczać.
W (nie)znane
Próżnia, która dzisiaj jest precyzyjnie opisana równaniami i zdaje się relatywnie bliska, kiedyś traktowana była jak coś, co dostępne jest tylko dla istot wyższych. W pewnym sensie nie jest to dalekie od prawdy, jeśli za takie byty uznaje się te, które swymi możliwościami znacznie przekraczają zdolności ludzkie. Homo sapiens nie jest przystosowany do funkcjonowania na innych planetach, a co dopiero w przestrzeni je dzielącej; ewolucja w niszy ekologicznej dokonała swego. Prawie wszędzie poza Ziemią człowiek skazany jest na nieuchronną i częstokroć bolesną śmierć.
Planeta z nieodpowiednią atmosferą– uduszenie. Próżnia kosmiczna – mumifikacja. Słońce – spopielenie. Czarna dziura – spaghetti grawitacyjne. [Spaghettifikacja jest naukowym terminem określającym zmiany, jakie przechodzi ciało człowieka wpadającego w środek czarnej dziury – ulega ono rozciągnięciu, stąd skojarzenie z makaronem używanym do tego popularnego włoskiego dania.]
Ponieważ większość ludzi nie ma skłonności autodestrukcyjnych, w związku ze wszystkimi tymi zagrożeniami istnieć będzie silna motywacja do zmniejszenia ryzyka. Oczywiście powstały już skafandry kosmiczne, które nie tylko zapewniają tlen, ale i chociażby wyrównują temperaturę, jednak to nie wystarczy. Jako że zamierzona skala przedsięwzięcia jest znacznie większa, współmiernie zwiększają się potrzeby ingerencji w samego człowieka Jest to zdecydowanie bardziej przyszłościowa procedura. Ostatecznie łatwiej leczyć przyczyny, niż nieustannie przeciwdziałać objawom; nie chodzi tylko o chronienie współczesnego człowieka, a raczej o przeniesienie gatunku na wyższe stadium rozwoju. Dotąd ludzkość aspirowała do władzy nad Ziemią – skoro w przyszłości rozważa przeniesienie się w kosmos, musi być na to przygotowana.
Waga problemów
Kłopotem prominentnym, a więc wartym rozważenia, jest na przykład mniejsza grawitacja. Doświadczając mikrograwitacji (środowisko, w którym oddziaływanie grawitacyjne jest znacznie zredukowane, powstaje tzw. stan nieważkości) astronauci nie tylko muszą stawić czoła narastającym problemom z mięśniami (warto pamiętać, że serce to także mięsień), ale również kośćmi czy funkcjonowaniem zmysłów – dlatego podróż w kosmos sama w sobie jest nie lada wyzwaniem. Efekty na planetach posiadających grawitację są oczywiście mniejsze, ale nadal spore. Żeby podać adekwatny przykład – 83 kilogramy na wadze ziemskiej równają się 31 na marsjańskiej. Jeśli ta różnica wydaje się duża należy dodać, że licznik na księżycu pokazałby 14 kilogramów, a i na tym satelicie planuje się założenie bazy. Długa ekspozycja na tak różne warunki grawitacyjne może powodować efekty podobne do tych występujących w stanie nieważkości, choć oczywiście mniej drastyczne. Technologia może pomóc wyrównać niepożądane różnice, na przykład poprzez modyfikację genetyczną, która przygotowuje mięśnie do funkcjonowania w innym środowisku. Dosłownie oznacza to przyspieszenie procesu ewolucji.
Dlaczego opuszczać Ziemię?
Czasem mówi się, że inwestowanie w podróż kosmiczną jest całkowicie pozbawione sensu, a być może i szkodliwe – ostatecznie te same pieniądze można by wydać na opiekę medyczną albo pomoc humanitarną. Niewykluczone jednak, że technologia w pierwszej kolejności użyta na przyszłych obywatelach Marsa później pomoże również tym, którzy woleliby się od powierzchni planety macierzystej nie odrywać. Wiedza i doświadczenie zdobyte podczas przygotowywania tych, którzy emigrują w kierunku wszechświata, mogą się przydać do leczenia różnorakich zwyrodnień mięśni, czy ich zaniku.
Nie lepiej jednak pozostać na rodzimej planecie, skoro jest tak idealnie przystosowana do podtrzymywania gatunku? Przez pewien czas owszem, jednak założenie co najmniej międzyplanetarnej cywilizacji to imperatyw. Dlaczego? Każda gwiazda, w tym Słońce, ma pewien ograniczony zapas pierwiastków potrzebnych do przeprowadzania fuzji jądrowej, reakcji wytwarzającej energię wymaganą do podtrzymania jej życia. Kiedy owo „paliwo” zostanie wyczerpane, Słońce, zgodnie z prawami fizyki, zacznie powiększać swoją objętość, jak ognisty balon, w który wpompowywane są coraz to nowe porcje tlenu. Najistotniejszym rezultatem tego procesu będzie zagłada życia na planecie.Ziemia stanie się gotowa do zamieszkania dopiero za miliard lat, ponieważ po wybuchu Słońca temperatura będzie tak wysoka, że oceany wyparują. Taka przyszłość jest nieunikniona. Ludzkość, jaką wszyscy znają, zniknie z Ziemi prędzej czy później, a postludzkość zajmie jej miejsce. Aby przeżyć, człowiek będzie musiał częściowo porzucić swoje człowieczeństwo.
Narodziny Nadczłowieka
Takiej rzeczywistości wielu się obawia. Transhumanizm ma często negatywne konotacje. Jednak mimo tego, że przyszłość człowieka „leży” w gwiazdach i wymagać ona będzie syntetycznych czy biotycznych augmentacji jego ciała, nie musi być przyszłością dystopijną. Trudno rozpatrywać taką rzeczywistość ze współczesnej perspektywy, gdyż punkt widzenia postludzi będzie znacznie różnić się od teraźniejszego. Szczególnie jeśli zmiany będą szły na tyle daleko, by zmieniać samą percepcję, modyfikować zmysły u ich źródeł – w mózgu.
Jakby obaw co do utraty człowieczeństwa było mało – jeśli postczłowiek zasiedli kosmos, łatwo będzie można odrzucić go jako odmieńca. Ziemia będzie prosperować przez długi czas, jeśli oczywiście nic jej przedwcześnie nie unicestwi, np. ksenofobia, która może doprowadzić do konfliktu na większą skalę niż kiedykolwiek. Trudno oczekiwać, że postludzie będą lepsi od ludzi dzisiejszych – konflikt wydaje się naturalnym elementem rozwoju. Wszechmoc człowieka wobec natury nie jest zupełna, dopóki to nie on podbije kosmos. W nowej rzeczywistości, w momencie narodzin nowego gatunku i we wszechświecie, który nieustannie próbuje zabić życie wszystkim, czym dysponuje, ludzie i postludzie muszą nauczyć się nie pomagać mu w jego staraniach.
Joachim Jaworski – uczeń leszczyńskiego Kopernika, miłośnik eseistyki Kołakowskiego i fizyki; człowiek o zupełnie niezdefiniowanym guście muzycznym. Podziwia rygor analityków, choć bliżej mu do egzystencjalisty.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Fotografia: © by quicksandala
Skomentuj