Etyka Filozofia współczesna Fragment z klasyka

Josef Pieper: Miłość i samowiedza

Josef Pieper Miłość i samowiedza

Źródło: J. Pieper, O miłości, przeł. I. Gano, Warszawa: Instytut Wydawniczy Pax, s. 43–46.


[N]awet gdy miłość jest doświadczana i akceptowana szczerze i z wdzięcznością, nawet wtedy osoba przyjmująca przeważnie doznaje jeszcze czegoś innego prócz zachęty i afirmacji własnego istnienia. Następuje ponadto coś w rodzaju zawstydzenia: doświadczając miłości, czujemy się zawstydzeni. Wydaje się, że Platon pierwszy zwrócił uwagę na to naprawdę dziwne zjawisko. Wprawdzie w Uczcie młody Fajdros, przeżywający namiętnie moc erosa, początkowo mówi tylko o tym, że jedynie kochający wstydzą się przez sobą, jakby czynili coś haniebnego. Lecz czy nie wstydzą się dlatego, że kochając się wzajemnie uważają się za lepszych, niż są w rzeczywistości? Jest to jednak nieco bardziej złożone niż się początkowo wydaje.

Przede wszystkim trzeba wyjaśnić, że chodzi tu o pomocny i niejako „pozytywny” rodzaj zawstydzenia. Istnieje przecież także obraz przeciwny, czyli destruktywne, „negatywne” zawstydzenie, przez które również uprzytamnia się komuś, że jego prawdziwy charakter bynajmniej nie odpowiada opinii, jaką się cieszy (lub cieszył). Ponieważ jednak chodzi tu przede wszystkim o „kompromitację”, takie zawstydzenie jest jałowe, „blokuje” daną osobę, zamiast otwierać jej drogę. Skądinąd wydaje mi się rzeczą godną zastanowienia, że taki sposób postępowania, który przyjmuje się do wiadomości z dreszczykiem zainteresowania i którego po prostu się oczekuje, w dużej mierze stał się już publicystyczną rutyną. Ta maniera, której celem jest wydanie kogoś na publiczne ośmieszenie i szyderstwo, w zachodniej etyce uchodziła niegdyś za specyficzną postać niesprawiedliwości, za peccatum derisionis, grzech, przez który umniejsza się to, co się komuś słusznie należy.

Z drugiej strony pozytywne i owocne zawstydzanie, którego doznajemy doświadczając, że jesteśmy kochani – i chyba jedynie w tym doświadczeniu – ma coś wspólnego z wyprzedzającym, antycypującym charakterem wszelkiej prawdziwej miłości. Człowiek kochający wprawdzie uznaje za dobre i afirmuje to, co jest, mimo to ta afirmacja kochanego przedmiotu jest czymś innym niż zwykła aprobata stanu czysto faktycznego. Człowiek kochany dobrze sobie zdaje sprawę z tego, że pełna miłości aprobata musi mieć inny sens. W tym właśnie tkwi występująca ciągle na nowo rozbieżność i bardzo realny powód do zawstydzenia. Ten, kto osądza siebie w jakiejś mierze bez iluzji, po prostu wie, że wcale nie jest prawdą to, co ktoś drugi, kochający, ustawicznie twierdzi: „Jak cudownie, że jesteś, jak wspaniale, że istniejesz, kocham ciebie”. Może ludzie mówią o mnie coś niepochlebnego i to bynajmniej nie bez powodu, ale osoba kochająca patrzy na mnie i mówi: „Znam ciebie zbyt dobrze, nigdy nie mogłeś uczynić czegoś takiego!” W Maksymach Francois de La Rochefoucauld czytamy złośliwe zdanie: Bez względu na to, jak się nas wysławia, nie mówi się nam przez to nic nowego! Podobnie rzecz ma się z kochającymi: nie mówi im się nic nowego, gdy chwali się tego, kogo kochają. Ten jednak wie, że to wcale nie jest prawda, że bynajmniej nie jest „wspaniały”.

Jest to jednak tylko jedna strona medalu. Jeśli chodzi o drugą stronę, takie chwalenie kochanego człowieka – chociaż może nie odpowiada faktycznemu stanowi rzeczy – nie musi być przecież po prostu fałszywe. Oczywiście zakładamy tu kilka warunków, przede wszystkim, że chodzi o prawdziwe ludzkie słowo osoby naprawdę kochającej, a nie o przypadkowe, nieartykułowane „tokowanie” człowieka podnieconego zmysłowo. Poza tym osoba kochająca musi być zdolna postrzegać, co dana osoba sobą przedstawia i jakie ma naturalne skłonności. Wydaje się, że to może się udać jedynie człowiekowi kochającemu zgodnie ze starym twierdzeniem: gdzie miłość, tam również jest oko otwarte. Człowiek kochany tedy mimo wszystko nie czuje się ani fałszywie oceniony, ani „zapoznany”. Nicolai Hartmann w swojej Etyce używa tego słowa: „…zamiast czuć się zapoznanym, czuje się [tzn. człowiek kochany i w taki sposób chwalony] raczej w wysokim stopniu poznany a zarazem zmuszony do tego, by był takim, jakim druga osoba go widzi”. Czy faktycznie czuje się „zmuszony” i czy, jak mówi dalej Nicolai Hartmann, ta ocena rzeczywiście „wynosi go ponad siebie” – to, o ile się sprawy nie idealizuje, wiąże się z dalszym założeniem, z tym mianowicie, żeby człowiek kochany ze swej strony przyjął tę zawstydzającą i żądającą miłość i odwzajemnił ją kochając. Nagle zdaje sobie sprawę, i to może po raz pierwszy, że naprawdę mógłby być tak „wspaniały”, że mógłby urzeczywistniać ten niezwykły styl sprawiedliwości, „fairness”, dzielności – gdyby faktycznie realizował to, ku czemu jest przeznaczony i co poznaje przeczuciem kochające spojrzenie, które przedziera się przez wszelką niedoskonałość daną w doświadczeniu.


Pobierz tekst w PDF.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy