Artykuł Filozofia polityki Ontologia

Kenneth Kemp: Tożsamość narodowa

Czy istnieje coś takiego jak tożsamość narodowa? Czy stanowi ona ważną część tego, kim my jako indywidualne osoby jesteśmy? Czy możliwy jest zdrowy „nacjonalizm”, który z jednej strony unika wrogości wobec innych narodów, z drugiej zaś ratuje przed beznarodowościowym kosmopolityzmem, pozbawiającym nas ważnej części naszego człowieczeństwa? Pozytywne odpowiedzi na te pytania są możliwe.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2017 nr 1 (13), s. 20–21. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Wspólna tożsamość

Problem tożsamości może przybierać różne formy. Możemy np. pytać, czy nawrócony moralnie kryminalista jest w jakimś doniosłym tego słowa znaczeniu tą samą osobą, którą był przed nawróceniem. Czy jeśli zostanie złapany, będzie mógł uchronić się przed karą, argumentując, że już nie jest tą osobą, która popełniła przestępstwo?

Można jednak sensownie pytać o tożsamość w innej jeszcze formie. Możemy bowiem pytać o to, czy dwie różne osoby dzielą wspólną tożsamość nie jako jedna osoba, ale jako członkowie tej samej grupy. Dla niektórych pytanie o tego rodzaju tożsamość jest pozbawione sensu. Można grupować ludzi według tego, czy posiadają paszporty, w których numerze ostatnia cyfra to siódemka, według tego, czy mają ten sam kolor oczu albo czy głosowali, powiedzmy, na Andrzeja Dudę w wyborach prezydenckich. Wątpliwe jednak, aby takie cechy mogły konstytuować wspólną tożsamość osób.

Jestem w tej chwili w Wilnie. Wraz z grupą studentów spędzamy miesiąc w Polsce, na Białorusi i na Litwie. Jednym z tematów eseju, który mają napisać, jest porównanie sposobu, w jaki pojęcie narodowej tożsamości manifestuje się w Polsce i na Białorusi. Czy jest coś, co łączy w tym względzie Polaków i Białorusinów, coś, co czyni ich Polakami, Białorusinami, coś, co konstytuuje ich narodową tożsamość? Odnoszę wrażenie, że Polacy o wiele większe znaczenie przypisują polskości (także Amerykanie amerykańskości) niż Białorusini swojej tożsamości narodowej. Przez długi czas nie nazywali siebie Białorusinami (może nawet nimi nie byli), ale tutejszymi. Czy jednak Polacy (i Amerykanie) mówią o czymś realnie istniejącym? A może tylko projektują coś analogicznego do posiadania tej samej cyfry w numerze paszportu?

Skrajne reakcje

Joseph de Maistre zajmował w tym względzie skrajnie realistyczne stanowisko. Jak pisał: „Nie ma na świecie kogoś takiego jak Człowiek. W swoim życiu spotkałem jedynie Francuzów, Włochów, Rosjan itd. […] Jeśli jednak chodzi o Człowieka, oświadczam, że w swoim życiu nigdy go nie spotkałem. Jeśli istnieje, ja z pewnością nic o tym nie wiem”.
Z kolei stanowisko Alberta Einsteina sytuuje się na drugim krańcu. Zgodnie z jego słowami „Państwo, którego jestem obywatelem, nie odgrywa choćby najmniejszej roli w moim życiu emocjonalnym, ponieważ dla mnie ma ono bardziej charakter biznesowy, analogiczny do umowy z firmą ubezpieczeniową”. Czy to samo, co o idei obywatelstwa, powiedziałby o tożsamości narodowej?

Naród może być obiektem silnych emocji. W kluczowym momencie powieści Edwarda Everetta Hale’a Człowiek bez ojczyzny (1863) Philip Nolan (postać fikcyjna), zdrajca Ameryki, czyta słowa Waltera Scotta: „Dyszy tam człowiek z duszą martwą, nie rzekł nigdy w sercu swoim, to moja ojczyzna”. Zaczyna wówczas dostrzegać grozę swojej obojętności wobec Stanów Zjednoczonych. Sokrates (w Platońskim Kritionie) podkreśla, jak wielkim jest dłużnikiem swoich rodzimych Aten. Być może zarówno taką postawę, pełną afektu, jak i poczucie obowiązku można mieć wobec narodu w nie mniejszym stopniu niż wobec państwa czy polis (oczywiście pomimo pewnych różnic, które podkreśla Jacek Woroniecki w swoim eseju O narodzie i państwie).

Coś więcej niż emocje

Jednakże tożsamość narodowa to chyba coś więcej niż samo uczucie, afekt czy źródło obowiązku. Ernest Renan w swoim jakże inspirującym eseju Czymże jest naród? (1882) pisał: „Naród jest duszą, duchową zasadą. Dwie rzeczy, które tak naprawdę są jednym, tworzą tę duszę bądź duchową zasadę. Jedna w przeszłości, druga zaś w teraźniejszości poczywa. Jedna to wspólne posiadanie bogatego dziedzictwa wspomnień, druga to obecna zgoda, pragnienie, aby żyć razem, wola, aby podtrzymać wartość otrzymanego dziedzictwa w nienaruszonej formie”. Ludzka istota staje się osobą przez to, że wyrasta w danej kulturze. Kształtowana jako dziecko czy to przez Adama Mickiewicza, czy też przez Henry’ego Wadswortha Longfellowa, Lecha Wałęsę bądź Jerzego Waszyngtona. Nie musi ona lubić poezji tych pierwszych ani się zgadzać z tymi drugimi, aby to kształtowanie miało
miejsce.

Kształtuje ją także jej język ojczysty, co tak dobrze ukazała filozof języka Anna Wierzbicka między innymi w książce Understanding Cultures through their Key Words (Słowa klucze. Różne języki – różne kultury). Dwie jej uwagi mają tutaj istotne znaczenie. Po pierwsze: „Nie wszystko, co można powiedzieć w jednym języku, da się wyrazić w innym. Leksykony różnych języków zdają się przedstawiać różne uniwersa pojęć”. Po drugie: „Można by sądzić, że angielski […] to po prostu język neutralny, uniwersalny wehikuł dla wyrażania miejscowych myśli i idei. Rzeczywiście, angielskie słowa i frazy wchłonęły bogactwo kulturowego bagażu, który jest niewidzialny dla większości rodzimych użytkowników”.

Narodowa tożsamość obejmuje wspólne dziedzictwo (historię, literaturę, jak i sam język) oraz wspólnie podzielany projekt życia razem, realizowania pewnego rodzaju wspólnoty. Dla jednych (osób czy wspólnot) tożsamość ta może być bardziej, dla innych mniej ważna. Wartościując ją, można nawet popaść w groźną przesadę. Jednak jeśli tej przesady uda się uniknąć, tożsamość narodowa staje się naturalną konsekwencją faktu, że człowiek, jak to ujął Arystoteles, jest zwierzęciem społecznym (ζῷον πολιτικόν). Jest coś takiego, co wszyscy Polacy jako Polacy, wszyscy Amerykanie jako Amerykanie, wspólnie podzielają. Nie są identyczni, ale mają wspólną tożsamość. Bez względu na to, czy się do niej przyznajemy, czy ją lubimy, jest ona w jakimś przynajmniej minimalnym stopniu ważną częścią tego, kim
jesteśmy.

Przełożył Artur Szutta


Warto doczytać

A. Wierzbicka, Słowa klucze. Różne języki – różne kultury, Warszawa 2007.
J. Woroniecki, O narodzie i państwie, Warszawa 2004.



Kenneth Kemp – 
Profesor filozofii na St Thomas University, specjalizuje się w etyce, filozofii polityki oraz relacjach między nauką i religią. Wolne chwile poświęca czytaniu literatury pięknej, biograficznej i historycznej.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 PolskaW pełnej wersji graficznej można go przeczytać > tutaj.

< Powrót do spisu treści numeru.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy