Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2024 nr 4 (58), s. 33–35. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
W kilku poprzednich odcinkach tego cyklu przedstawiłem stworzoną przez Herberta Paula Grice’a teorię, która opisuje, w jaki sposób z docierających do nas wypowiedzi odczytujemy informacje nazywane implikaturami. Cechą charakterystyczną implikatur jest to, że nie zawierają się one w literalnej warstwie wypowiedzi, ale są jedynie sugerowane „między wierszami”. Właściwość ta ma ważne konsekwencje dla naszej komunikacji.
Niewątpliwą korzyścią, jaką czerpiemy z istnienia implikatur, jest to, że umożliwiają nam zwięzłe wypowiadanie się. W wielu sytuacjach nie musimy mówić wszystkiego, co chcemy przekazać odbiorcom naszych wypowiedzi, bo wiemy, że oni sami domyślą się wielu informacji – tych, które im jedynie jakoś sugerujemy. Gdy na pytanie: „Co tam słychać u Kasi?”, ktoś odpowiada: „Skończyła studia, wyszła za mąż i urodziła dziecko”, to nie musi dodawać do tego informacji takich jak: „I wszystko to zdarzyło się w takiej właśnie kolejności, w jakiej to przedstawiłem” czy „Dziecko żyje, a jego ojcem jest mąż Kasi, z którym jak dotąd się nie rozwiodła”. Nie jest konieczne, aby to wszystko dopowiadał, bo może być niemal pewien, że jego rozmówca – zapewne nawet nie zdając sobie z tego sprawy – włączy do swojego systemu przekonań te wszystkie stwierdzenia, będące implikaturami wygłoszonego krótkiego zdania. Dodajmy, że te konkretne implikatury odczytujemy dzięki założeniu, że osoba mówiąca przestrzega maksym sposobu, ilości i relewancji, a więc wyraża się w sposób uporządkowany, nie ukrywa żadnych ważnych faktów, a części jej wypowiedzi są ze sobą powiązane.
Inną korzyścią płynącą z istnienia implikatur jest to, że pozwalają one na grzeczne lub dyskretne przekazywanie treści mogących być dla odbiorcy z jakiegoś powodu nieprzyjemne – zamiast powiedzieć coś niemiłego wprost, tylko to sugerujemy. Wyobraźmy sobie na przykład taki dialog, który mógłby mieć miejsce podczas świątecznego rodzinnego posiłku: Wujek: „To kiedy w końcu będą chrzciny?”. Ania: „Idę do kuchni po deser. Przynieść ci coś?”.
Ostentacyjnie łamiąc maksymę relewancji, Ania w sposób jednoznaczny, choć nie mówiąc tego wprost, przekazuje wujkowi informację: „To nie twoja sprawa”.
Z podobnym przypadkiem spotykamy się w następującej wymianie zdań: A: „Smakuje ci zupa?” B: „Moja żona dodaje do potraw mniej soli”.
Tutaj oczywiste jest, że pytana osoba w możliwie grzeczny sposób informuje rozmówcę, że zupa niezbyt jej smakuje.
Prawda, ale niecała
To, że w wielu sytuacjach niemal automatycznie, bez zastanowienia wyprowadzamy z wypowiedzi wnioski będące w istocie tylko sugerowanymi implikaturami, sprawia, że możemy czasem zostać wprowadzeni w błąd przez wypowiedź prawdziwą, ale jednocześnie taką, której autor (celowo lub nieświadomie) pominął jakieś istotne szczegóły. Gdy mąż na pytanie żony: „Piłeś coś?” odpowiada: „Dwa piwa”, to żona – zakładając, że mężczyzna przestrzega maksymy ilości, a więc dostarcza jej wszystkich istotnych informacji – może wywnioskować, że wypił on tylko dwa piwa i nic więcej. Tymczasem rzeczywistość może być inna – mąż wypił faktycznie dwa piwa (a więc literalnie powiedział prawdę), ale dodatkowo jeszcze ćwiartkę wódki.
Przyjrzyjmy się teraz innemu przykładowi. Co byście, drodzy czytelnicy, pomyśleli, gdybym pochwalił się wam, że zająłem kiedyś 3. miejsce w maratonie (biegu rozgrywanym na dystansie 42 kilometrów)? Zapewne wielu z was wyciągnęłoby z tego wniosek, że jestem bardzo dobrym biegaczem. Zmienilibyście jednak zdanie, gdybyście dotarli do kilku ważnych informacji, które pominąłem, chcąc się sprytnie pochwalić. Otóż owo 3. miejsce, które zająłem, to nie była lokata w klasyfikacji generalnej biegu, ale jedynie pozycja w ramach pobocznej klasyfikacji mistrzostw polski pracowników naukowych, czyli zawodów dodatkowo przeprowadzonych w ramach maratonu. Co najważniejsze jednak, moje 3. miejsce było jednocześnie, niestety, miejscem ostatnim w tej klasyfikacji – w biegu wystartowało bowiem tylko trzech pracowników naukowych. A zatem gdybym, chcąc się pochwalić, ograniczył się tylko do informacji, iż zająłem 3. miejsce w maratonie, a pominął pozostałe szczegóły, wygłaszając wypowiedź prawdziwą, wprowadziłbym w błąd wszystkich tych, którzy spodziewaliby się, że przestrzegam maksymy ilości.
Jak nie brać odpowiedzialności za swoje słowa?
Implikatury mogą być też czasem wykorzystywane do bezkarnego przekazywania odbiorcy treści ewidentnie fałszywych lub takich, których prawdziwość jest trudna do udowodnienia. Zamiast wprost wygłaszać zdania zawierające wątpliwe stwierdzenia, co wiązałoby się z braniem odpowiedzialności za wypowiedziane słowa, wygodniej jest takie treści tylko zasugerować. Postępująca w ten sposób osoba zabezpiecza się na wypadek, gdyby ktoś później zarzucił jej kłamstwo lub rozpowszechnianie niesprawdzonych informacji.
Gdy prezenterka pewnej stacji telewizyjnej wita widzów słowami: „Zapraszam na prawdziwe, polskie wiadomości”, to wyraźnie sugeruje, że jakieś inne stacje, do których widzowie mają dostęp, nie są polskie, a nadawane w nich wiadomości nie są prawdziwe. Implikaturę taką możemy wyprowadzić dzięki założeniu, że spikerka przestrzega maksymy ilości – w tym wypadku nie przekazując informacji niepotrzebnych, bo dla wszystkich oczywistych. W podobny sposób dziennikarka innej telewizji, mówiąc: „Witam w wolnych mediach”, sugeruje, że przynajmniej część innych mediów nie jest wolna. Wypowiedzenie takich oskarżeń wprost wymagałoby zapewne poparcia ich jakimiś mocnymi dowodami, a być może, w przypadku braku takowych, mogłoby również narazić autorów wypowiedzi na zarzut mówienia nieprawdy. Wyrażenie oskarżeń jedynie w postaci zasugerowanych implikatur zdejmuje z czyniących to osób przynajmniej część odpowiedzialności za wypowiedziane słowa.
Przyjrzyjmy się innemu hipotetycznemu przykładowi i wyobraźmy sobie, że pewien polityk mówi: „Członkowie naszego klubu parlamentarnego, podobnie jak posłowie lewicy, spotykają się z różnego rodzaju biznesmenami. Ale nigdy nie zdarzyło się, aby nawiązywali bliskie relacje z przestępcami”. Słysząc taką wypowiedź, niemal automatycznie przyjmujemy do wiadomości, że zdaniem owego polityka posłowie lewicy spotykają się z przestępcami. Zauważmy jednak, że takie stwierdzenie nigdzie nie padło – jest to jedynie implikatura, którą wyprowadziliśmy, zakładając, że autor zacytowanej wypowiedzi przestrzega maksymy relewancji, a konkretnie, iż wygłoszone przez niego dwa zdania są ze sobą w jakiś sposób powiązane. Gdyby posłowie lewicy poczuli się dotknięci zasugerowanymi oskarżeniami i zaczęli się domagać ich odwołania, autor rozważanej wypowiedzi mógłby się bronić, twierdząc, że przecież żadnych zarzutów nikomu nie postawił. Stwierdził jedynie, zgodnie z prawdą, że członkowie jego klubu nie spotykają się z przestępcami. A co ktoś sobie na tej podstawie wnioskuje, to on już za to nie odpowiada.
Krzysztof A.Wieczorek – prof. uczelni w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Interesuje go przede wszystkim tzw. logika nieformalna, teoria argumentacji i perswazji, związki między logiką a psychologią. Prywatnie jest miłośnikiem zwierząt (ale tylko żywych, nie na talerzu). Amatorsko uprawia biegi długodystansowe.
Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.
< Powrót do spisu treści numeru.
Ilustracja: Małgorzata Uglik
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury.
Skomentuj