Artykuł Logika Teoria argumentacji

Krzysztof A. Wieczorek: #28. Gdzie tu jest argument?

Dostrzeganie i właściwe rozumienie argumentów spotykanych podczas toczonych na co dzień dyskusji to ważna i przydatna w praktyce umiejętność. Nie jest to niestety sprawność powszechna ani, wbrew pozorom, łatwa do zdobycia.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 3 (33), s. 22–23. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Punktem wyjścia do poprzedniego odcinka tego cyklu była konstatacja, że argumenty pojawiające się w codziennych dyskusjach rzadko przybierają „podręcznikową” formę, w której przesłanki i konkluzja przedstawiane są w postaci uporządkowanych, jasnych i jednoznacznych zdań oznajmujących. Opisałem w związku z tym tzw. zasadę życzliwości, która w wielu wypadkach okazuje się pomocna we właściwej interpretacji zdań stanowiących elementy argumentu. Zastosowanie tej zasady możliwe jest jednak dopiero wtedy, gdy wiemy, że wypowiedź, którą się zajmujemy, ma charakter argumentacyjny i orientujemy się, w których zdaniach kryją się przesłanki i konkluzja. Jak się jednak okazuje, w wielu wypadkach nie jest to wcale takie oczywiste.

Dużym problemem dla osób zajmujących się argumentacją zarówno od strony teoretycznej (np. logików starających się podać sposoby obiektywnej oceny argumentów), jak i praktycznej (ludzi biorących udział w dyskusjach na argumenty) jest to, że w wypowiedziach, jakie wygłaszamy na co dzień, panuje często znaczny chaos, w którym niełatwo się połapać i zorientować, co jest czym. W szczególności nie zawsze jest jasne, czy w danym przypadku mamy do czynienia z argumentem, a jeśli tak, to jakie stwierdzenia stanowią jego przesłanki i konkluzję.

Weźmy na przykład taką wypowiedź: „Skoro Stefan nie jest zazdrosny, to dlaczego wciąż śledzi swoją narzeczoną?”. Czy jest to argument? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie. Argument powinien przecież składać się z przynajmniej dwóch zdań oznajmujących – przesłanki i wniosku, a tutaj mamy do czynienia z jednym zdaniem pytającym. Po chwili namysłu wiele osób zacznie jednak w powyższej wypowiedzi argument dostrzegać. Przecież autor nie wygłosił jej raczej po to, aby uzyskać odpowiedź na swoje pytanie. Pytanie to pełni funkcję retoryczną, a jego postawienie ma wyraźny cel perswazyjny. Osoba wypowiadająca takie słowa pragnie zapewne przekonać swoich słuchaczy do tego, że Stefan jest zazdrosny, a uzasadnieniem dla takiego wniosku ma być fakt, iż śledzi on swoją narzeczoną. Mamy więc tu faktycznie do czynienia z argumentem:

Przesłanka: „Stefan ­śledzi swoją narzeczoną”.

Konkluzja: „Stefan jest zazdrosny”.

Potrzeba standaryzacji

To, co przed chwilą zrobiliśmy, nazywane jest fachowo standaryzacją argumentu. Czynność ta polega na przedstawieniu elementów argumentu – oczywiście po wcześniejszym wstępnym stwierdzeniu, że właśnie z argumentem mamy w danej wypowiedzi do czynienia – w postaci zwięzłych, jasnych i emocjonalnie neutralnych zdań oznajmujących.

Ze standaryzacją wiążą się różne problemy. Jeden z nich, już przed chwilą zasygnalizowany, polega na tym, że przesłanki i konkluzja często zawarte są w zdaniach innych niż oznajmujące. Jako przykład tego zjawiska posłużyć może również wypowiedź: „Mówisz, że zwierzęta mogą rozumieć człowieka – to naucz złotą rybkę wykonywania rozkazów!”. Standaryzację argumentu obecnego w tym, literalnie rzecz biorąc, poleceniu, pozostawiam Czytelnikom – myślę, że nie jest to trudne zadanie.

Inny problem, z jakim musi się zmierzyć osoba dokonująca standaryzacji, wiąże się z tym, że w wypowiedziach argumentacyjnych pojawiają się często różnorodne dygresje czy też ozdobniki, spośród których trzeba dopiero „wyłowić” właściwy argument. Może być to dodatkowo utrudnione przez emocjonalny język wypowiedzi. Weźmy na przykład taki fragment fikcyjnej debaty sejmowej:

W nowej demokratycznej Polsce, o którą tak ciężko walczyliśmy, miało nie być cenzury. A jakie są fakty? Roszczący sobie prawo do boskiej nieomylności redaktorzy gazet – i to zarówno tych z lewej, jak i prawej strony sceny politycznej – odmawiają przyjmowania do druku artykułów niezgodnych z linią pisma. Jak więc widać, cenzura ma się u nas całkiem dobrze – w dalszym ciągu wyciąga swoje brudne kosmate łapska, aby kneblować usta tym, którzy pragną wyrazić swoje zdanie.

Jeśli dobrze się przyjrzeć tej dość długiej, kwiecistej wypowiedzi (a można ją sobie łatwo wyobrazić w jeszcze o wiele bardziej rozbudowanej formie), to okaże się, że zawiera ona prosty argument.

Przesłanka: „Redaktorzy polskich gazet odmawiają drukowania artykułów niezgodnych z linią pisma”.

Konkluzja: „W Polsce istnieje cenzura”.

Czy to mi się do czegoś przyda?

Umiejętność dokonywania standaryzacji argumentów może wydawać się z jednej strony łatwa do opanowania, a z drugiej mało istotna. Praktyka pokazuje jednak co innego. Biegłość w dostrzeganiu argumentów i przedstawianiu ich w zwięzłej formie bardzo przydaje się podczas prowadzenia różnorodnych sporów i dyskusji. Gdy chcemy rzeczowo odnieść się do argumentu przeciwnika, musimy najpierw ten argument zrozumieć – jasno zobaczyć, do jakiej tezy nasz rywal zmierza i przy pomocy jakich przesłanek ją uzasadnia. Sprawne przedstawienie sobie „w głowie” argumentu w prostej standardowej formie niezwykle ułatwia jego ocenę – dostrzeżenie jego mocnych i słabych stron. W konsekwencji umożliwia też merytoryczne odparcie takiego argumentu, gdy zauważymy w nim jakiś słaby punkt. Jeśli natomiast argumentów przeciwnika nie zidentyfikujemy prawidłowo, nasza reakcja na nie będzie przypominała błądzenie we mgle. Dyskusja, w której bierzemy udział, szybko stanie się chaotyczna – zagmatwana, pełna pobocznych, nieistotnych wątków; z czasem coraz trudniej będzie zrozumieć, o co na początku w niej chodziło. Jak taka wymiana zdań może wyglądać w praktyce, łatwo się przekonać, przeglądając na przykład internetowe fora albo słuchając niektórych debat toczonych przez polityków.

W związku z powyższym mam dla czytelników „Filozofuj!” propozycję pouczającego ćwiczenia. Gdy czytacie na przykład w internecie zapis jakiejś gorącej dyskusji, spróbujcie zidentyfikować i poddać standaryzacji argumenty przytaczane przez przynajmniej jedną ze stron. Zastanówcie się następnie, czy drugi z dyskutantów argumenty te zauważył i czy się do nich rzeczowo odniósł. Jestem przekonany, że wykonywanie takiego ćwiczenia jest doskonałym sposobem na nabycie umiejętności niezwykle przydatnych zarówno w sytuacjach, gdy słuchając jakiejś debaty, próbujemy wyrobić sobie własne zdanie na temat, którego dotyczy, jak i wtedy, gdy sami podczas dyskusji staramy się przekonać do czegoś rozmówcę lub przysłuchującą się publiczność.


Krzysztof A. Wieczorek – adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Interesuje go przede wszystkim tzw. logika nieformalna, teoria argumentacji i perswazji, związki między logiką a psychologią. Prywatnie jest miłośnikiem zwierząt (ale tylko żywych, nie na talerzu). Amatorsko uprawia biegi długodystansowe.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.

Ilustracja: Małgorzata Uglik

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

Skomentuj

Kliknij, aby skomentować

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy