Artykuł Etyka

Łukasz Muniowski: Czy antynatalizm ocali planetę?

Niektórzy filozofowie utrzymują, że tylko nie decydując się na dzieci zapobiegniemy końcowi świata.

Natura jest bezwzględna, niesprawiedliwa, często chaotyczna, ludziom natomiast zbyt bliskie jest pragnienie porządku, dlatego też od zawsze chcieli ją sobie podporządkować. Ofiarami tej walki padały, padają i będą padać kolejne gatunki, które wymierają szybciej niż przewidywano. Oczywiście działo się tak też w przeszłości, ale od milionów lat tempo ekstynkcji (wymierania gatunków) nie było tak zatrważające. Będzie to zapewne trwać dopóki nie wyginą ludzie, stąd też co jakiś czas powraca kwestia, czy nie lepiej by było dla nie-ludzkich zwierząt, gdyby rzeczywiście tak się stało. Środkiem do powstrzymania szóstego masowego wymierania może okazać się antynatalizm, stanowisko filozoficzne, według którego jedynym sposobem, by uchronić świat przed cierpieniem, jest zaprzestanie prokreacji.

David Benatar, czołowy piewca antynatalizmu, podaje trzy argumenty przeciwko dalszemu rozmnażaniu się.

Pierwsze dwa to tak zwane argumenty filantropijne, odnoszące się odpowiednio do: obecności cierpienia w życiu każdej nowonarodzonej jednostki oraz do coraz bardziej niepewnej sytuacji gospodarczo-ekonomiczno-przyrodniczej. Każdy człowiek prędzej czy później dozna bólu, a jedynym skutecznym sposobem uniknięcia go jest po prostu nie przyjście na świat. W przeciwieństwie do egoistycznego podejścia, w ramach którego ludzie nie mają dzieci, bo są zbyt skupieni na sobie, antynataliści kierują się autentyczną troską. Sami doznali bólu istnienia i nie chcą, by stał się on udziałem innych.

Inny filozof-antynatalista, Karim Akerma, podaje w wątpliwość „dług” jaki dzieci mają wobec rodziców, w myśl którego w zamian za sprowadzenie na świat muszą się opiekować nimi na starość – to rodzice zadecydowali o sprowadzeniu swoich dzieci na świat, skazując je tym samym na cierpienie, więc to na nich spoczywa dozgonny obowiązek dbania o swoje pociechy.

Trzeci argument, który Benatar określa jako mizantropijny, określa wymarcie gatunku ludzkiego jako leżące w interesie planety. Chodzi przecież o gatunek inwazyjny, który, gdziekolwiek nie dotarł, siał zniszczenie. Jak podaje Yuval Noah Harari we wstępie do wznowienia Wyzwolenia zwierząt Petera Singera z 2009 roku, ludzie przyczynili się do śmierci 90% dużych (ważących co najmniej kilka kilogramów) zwierząt w Australii i 75% dużych ssaków w Ameryce Północnej. Dla zwierząt ludzie zwykle oznaczają cierpienie i/lub śmierć.

Trudno spierać się z pierwszymi dwoma argumentami, mówiącymi, że każde życie sprowadzone na ten świat będzie cierpieć. Cierpienie nie jest w równowadze z radością – ta druga, jak zauważył Epikur, jest często po prostu brakiem tego pierwszego. Czy to jednak wystarczający powód, żeby zrezygnować z prokreacji? Według antynatalistów – tak. Naturalnie według większości jednak nie i chociażby wspomniany wcześniej Benatar nie ma wątpliwości, że w stosunku do biologicznych impulsów i tradycji stoi na przegranej pozycji.

Jeśli jednak krzywda, która spotka każdego nowego człowieka, nie jest dla nas wystarczającym argumentem przeciwko prokreacji, może warto pochylić się nad krzywdą, jaką wywoła każdy człowiek? Jak zauważa w manifeście antynatalistów Theophile de Giraud, w przeciągu trwającego 70 lat życia każdy człowiek wyprodukuje 200 ton odpadów (wliczając w to środki potrzebne na wyżywienie, wychowanie i ogrzanie go). Czy chociaż trochę wynagrodzi “krzywdę” jaką wyrządzi planecie swoim istnieniem, trudno powiedzieć.

Skoro bardzo prawdopodobne jest to, co pisał w swojej ostatniej książce Stephen Hawking, i sytuacja na Ziemi przypomina tę w Europie przed rokiem 1492 (przeludnienie i kończenie się zasobów naturalnych), a nam nie pozostaje nic innego jak kolonizacja innych planet, może rzeczywiście lepiej darować sobie obawy przed dalszymi losami ludzkości i skupić się na ochronie innych istnień? Istotą antynatalizmu jest przecież empatia, przejawiająca się chęcią ochronienia innych przed cierpieniem.

Czy jednak świadomość, że nie będzie przyszłych pokoleń, nie obudzi w nas nihilistycznych skłonności? Założenie, że ludzie dadzą opór biologicznym impulsom w imię moralności jest istotnie bardzo naiwne, a należałoby tu dodatkowo rozważyć pewną niestabilność, którą wyraża powiedzenie: „tylko krowa nie zmienia poglądów”. Czy zatem ci sami altruiści składający swe popędy na ołtarzu ekologii po kilku latach nie stwierdzą, że im się przecież też coś należy? Zawsze jednak lepiej pozostawić krajobraz jaki opisuje P.B. Shelley w wierszu Ozymandias – zniszczony pomnik pośród piasków – niż nie pozostawić nic, po prostu uciec na inną planetę i ją też zniszczyć.

Chociaż tu też pojawiają się wątpliwości, czy taką możliwość mieliby wszyscy ludzie, czy tylko wybrańcy. Przykładowo w filmie Neilla Blomkampa Elizjum tylko najbogatszy 1% żyje w kosmosie, reszta populacji tkwi na zanieczyszczonej i zatłoczonej Ziemi niczym w obozie pracy, zarabiając na utrzymanie tytułowego Elizjum – utopijnej stacji kosmicznej. Najzamożniejsi chętnie pozbędą się zbędnego balastu o nazwie ludzkość, mimo że to oni są w przeważającej części odpowiedzialni za globalne ocieplenie.

Jako sposób na nadmierną dzietność teoretycznie możemy podać również eugenikę, ale czasy starożytnej Sparty są już dawno za nami, a jeśli chcemy kierować się empatią (tak jak antynataliści), to ocenianie przez niezależnych ekspertów, czy dane dziecko nadaje się na członka społeczeństwa, jest o wiele bardziej niemoralne niż zwykła rezygnacja z prokreacji. To jednak scenariusz ekstremalny, a każde ekstremum jest oczywiście złe.

Nie da się zaprzeczyć, że postawa antynatalistyczna stanowi pewnego rodzaju odpowiedź na presję otoczenia (rodziny, partnera, kościoła) i rządowych programów zachęcających do rodzicielstwa. Nie każdy musi być rodzicem. Ba, nie każdy chce być rodzicem. Wystarczy zerknąć na historie z naszego „podwórka”, przytaczane przez anonimowe kobiety (i pojedynczych mężczyzn) na fanpage’u Żałuję rodzicielstwa, by zobaczyć z czym wiąże się nieprzemyślana decyzja o dziecku. Osobisty dramat rodziców to jednak tylko jedna kwestia godna rozważenia, szczególnie w kontekście nieuchronnej zagłady wszelkiego życia.

Z drugiej strony, antynatalizm rodzi kilka pytań, bez odpowiedzi na które nie sposób traktować go inaczej niż ciekawostkę.

Przecież zwierzęta też cierpią, więc czemu nie objąć ich tymi postulatami?

Czy eliminując tylko ludzkie cierpienie nie postąpimy jak szowiniści gatunkowi?

Czy świat, w którym nie będzie nikogo, by go opisywać i się nim zachwycać, nadal będzie miał rację bytu?

Czy ludzie w ogóle byliby gotowi poświęcić się dla innych gatunków?


Łukasz Muniowski – Doktorant w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną i portalem Szuflada.net.

 

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

4 komentarze

Kliknij, aby skomentować

  • Gdy z przekazania genów i wychowania dziecka rezygnują ludzie mądrzy i świadomi emocjonalnie a nadal rozmnażają się idioci, nie jest to korzystnym zjawiskiem.

  • Czy może Pan polecić jakieś materiały dotyczące genezy i historii antynatalizmu, szczególnie w kontekście gnostycyzmu i manicheizmu? Byłoby super.

    Pozdrawiam 🙂

  • Tragicznie smutne są poważne wątpliwości świadomego rodzicielstwa w kontekście bezrozumnego rozmnażania się mas analfabetów na świecie. Intelektualiści, płodźcie dzieci i uczcie społeczeństwa odpowiedzialności!

    • JKM (cybernetyk, analityk, matematyk, filozof z wykształcenia) to już dawno mówił i przepowiadał, a to w kontekście zasiłków z mopsu 500+ etc., czyli z podatków/pieniędzy podatników zabieranych pod przymusem. Niestety, taka smutna prawda AD 2020.

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy