Jedno z najbardziej znanych pytań dotykających kwestii utylitaryzmu – choć zdania bywają podzielone, czy to utylitaryzm w swojej czystej postaci – brzmi: czy gdybyście mogli cofnąć się w czasie i zabić Hitlera, zrobilibyście to? Żeby utrudnić decyzję, przedstawia się jeden warunek: Hitler jest jeszcze dzieckiem. Czy zabilibyście jedno dziecko, by ocalić 70–85 milionów ludzi? Tego typu pytań jest wiele, ale mimo że pozwalają zobaczyć, jakimi zasadami kierujemy się w życiu, są to tylko hipotetyczne sytuacje, dotyczące wyzwań, przed którymi nigdy nie staniemy.
Przed trudniejszym dylematem stoi Jon Snow, jeden z głównych bohaterów najpopularniejszego serialu ostatnich lat – Gry o tron. Opisanie okoliczności omawianego tu problemu będzie trudne i z góry przepraszam fanów serialu za ogromne skróty i uogólnienia, ale spróbujmy: Daenerys Targaryen czuje się prawowitą dziedziczką Siedmiu Królestw, ale nie włada żadnym z nich. By odzyskać tron dla swojego rodu wyzwala różne ludy i włącza je do swojej armii, w czym pomagają jej trzy smoki, których jest matką. Czas mija, armia postępuje i dołącza do niej Jon Snow, jak się okazuje, prawowity dziedzic tronu (który wcale nie chce być królem). Z trzech smoków zostaje jeden, Dany i Jon zakochują się w sobie, jeszcze tylko wielka bitwa ze wspólnym wrogiem, potem atak na Królewską Przystań i Daenerys zrealizuje swoje marzenie o odzyskaniu władzy. Mimo że miasto się poddaje, wbrew wszystkim doradcom, Dany i jej smok niszczą je, zabijając niewinnych.
Zamiast świętować zwycięstwo i zasiąść na tronie królowa od razu planuje kolejne podboje. Oczywiście w imię dobra. Jest to o tyle zaskakujące, że wcześniej nie zdradzała tego typu dążeń, jednak już na kilku przykładach serial pokazał, jak władza zmienia ludzi. Można założyć, że jej decyzja to kolejny rozczarowujący skrót, które czynią ten sezon Gry o tron najbardziej wątpliwym pod względem jakości. Dotąd skupiona na „odzyskaniu” tronu, Matka Smoków ewidentnie rozsmakowała się w „wyzwalaniu”. Jedynie Jon może powstrzymać Daenerys, odbierając jej życie. Jedno życie za lepszy świat – jest to nielada dylemat, z którym Jon musi sobie poradzić, jednak nie tak złożony jak problemy samej królowej. By zrealizować swoją wizję lepszego świata, codziennie podejmuje ona decyzje dotyczące zarówno poddanych, jak i wrogich jej frakcji. Nawet jeśli chcemy postrzegać szczęście w epikurejskich kategoriach, czyli jako aponię, brak cierpienia, i tak spoczywa na niej ogromna odpowiedzialność dotycząca maksymalizacji szczęścia poddanych.
Podstawowym problemem z przemianą Daenerys jest to, że jest ona nagła, a nie, że następuje. Uzasadnienie jej jest niewystarczające, brak tu odpowiedniego wprowadzenia. Może się wydawać, że w pewnym momencie, siedząc na smoczym grzbiecie, królowa postanawia porzucić poczynione uprzednio ustalenia z doradcami i zabić mieszkańców miasta. Należy się jednak zastanowić czy rzeczywiście Daenerys dała im się przekonać, czy tylko kiwnęła głową dla świętego spokoju. Od swojego przybycia na północ spotykała się z wrogością miejscowych, dwójka jej dzieci – w końcu jest Matką Smoków – zginęła broniąc sprawy, która jej bezpośrednio nie dotyczyła, przynajmniej jeszcze nie. Nie tu należy jednak szukać przyczyn jej zachowania – spalenie Czerwonej Przystani jest konsekwencją pewnego systemu przekonań, jakim kieruje się Daenerys.
Gdy w ostatnim odcinku dochodzi do konfrontacji Jona z Daenerys, ten wypomina jej spalone żywcem dzieci i kobiety na ulicach. „To było konieczne” – odpowiada królowa, której decyzja niby wskazuje na szaleństwo, a w istocie jest konsekwencją utylitaryzmu. Matka Smoków tłumaczy swoją decyzję o egzekucji niewinnych w ten sposób: „świata, którego pragniemy, nie zbudują ludzie wierni temu, co mamy”. Trzeba zabić tysiące ludzi, by miliony, które przyjdą po nich, były szczęśliwe. Kwestią otwartą pozostaje, czy po jej podbojach zostałoby wystarczająco dużo ludzi, by taki świat zbudować.
Nie można bronić ludobójstwa, ale łatwo zrozumieć wizję królowej. Do jej realizacji niezbędni będą odpowiedni ludzie. Tacy, którzy nie zaznali cierpienia czy wojny, a przynajmniej nie będą ich pamiętać. Poddani z Królewskiej Przystani baliby się swojej królowej, a ona chce być kochana. Jak wielu władców przed nią, Daenerys uważa, że cel uświęca środki: „Niełatwo dostrzec coś, czego do tej pory nie było. To będzie dobry świat”. „Skąd ta pewność?” – możemy zapytać za Jonem Snowem, na co Dany odpowie: „bo wiem, czym jest dobro”. Gdy Jon pyta o los innych, którzy również potrafią odróżnić dobro od zła, odpowiada, że nie będą mieli nic do powiedzenia jako osoby niedecyzyjne. Jak widzimy, samo dobro jest tu właściwie nieistotne: będzie tym, czym ona tylko zechce – w końcu jest królową.
Wizja Daenerys jest jednak niemożliwa do zrealizowania, tak jak i sam utylitaryzm jest idylliczny w swoich założeniach. Nie można postępować tak, by stale podejmować najlepsze decyzje dla jak największej liczby ludzi. Trudno przede wszystkim znaleźć narzędzia do pomiaru szczęścia – przyjmijmy jednak, że jest ono zależne od dobra, do którego Dany się odnosi, nie podając jednak, co ważne, żadnej jego definicji. Królowa powinna zdawać sobie sprawę z tego, że gdy decyduje się poświęcić czas życiu osobistemu, nie postępuje utylitarnie. Jednakże, jak twierdzi chociażby Bernard Williams w książce Ethics and the Limits of Philosophy, czasem po prostu trzeba poświęcić uwagę kwestiom z moralnego punktu widzenia mniej istotnym. Podobnie do problemu podchodzi Brian Feltham w eseju o Supermanie Action Comics! Superman and Practical Reason. Fakt, że Superman chodzi na kolacje z żoną, gdy gdzieś po drugiej stronie globu ludzie cierpią może być problematyczny, ale nie można odbierać bohaterowi prawa do własnego życia.
Nie ma tu szaleństwa, są natomiast konsekwencje pewnego sposobu myślenia. A ten ostatecznie doprowadza do śmierci Matki Smoków. Swoją definicję dobra uznaje za lepszą, bo ona jako królowa jest lepsza od innych. Widziała więcej, ma większe pojęcie o tym, jak działa świat. Ilekroć przedstawia się jako Daenerys z rodu Targaryenów, Pierwsza tego imienia itd., można odnieść wrażenie, że wznosi się coraz wyżej, oddalając się tym samym od ziemi i swych poddanych. Nie jest nawet skłonna pomóc mieszkańcom Północy dopóki Jon przed nią nie uklęknie, a więc nie uzna jej za ważniejszą i potężniejszą od siebie. Jej upór i brak zrozumienia dla tradycji, jak na przykład walki gladiatorów w Zatoce Niewolniczej, spotyka się z niezadowoleniem miejscowych, a będący tego konsekwencją bunt nie daje jej do myślenia, że może jednak nie ma całkowitej słuszności.
Daenerys żywiła też przekonanie, że może stworzyć nowy świat, przepełniony dobrem. Ma zatem w głowie jakąś definicję dobra, której jednak klarownie nigdzie nie artykułuje. Czyż do realizacji takiej wizji nie powinna zlikwidować wszystkich ludzi, których definicje dobra są sprzeczne z jej definicją (co zapoczątkowała spaleniem Królewskiej Przystani)? Chodzi o ludzi, którzy w tę definicję się nie wpisują. Ale czy nie zaprzecza sobie sama, kiedy pali bezbronnych? Czy sama wtedy nie staje się nie-dobra, więc nie zasługuje na to, by żyć w świecie, który sama chce stworzyć? Tego się nigdy nie dowiemy, ponieważ Jon zdecydował się poświęcić jedno życie dla życia wielu, również kierując się utylitaryzmem.
Łukasz Muniowski – Doktorant w Instytucie Anglistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Stale współpracuje z Krytyką Polityczną i portalem Szuflada.net.
Więcej recenzji w naszym dziale Filozofia w filmie.
Ilustracja: ©HBO
Skomentuj