Artykuł Ontologia

Marek Piwowarczyk: Trafić z formą…

Żył kiedyś pewien student filozofii, który zgodnie ze starożytnymi ideałami poświęcał wiele uwagi również swojej tężyźnie fizycznej i uprawiał pływanie. Miał jednak problem. Choć ciężko trenował i na treningach osiągał znakomite wyniki, to gdy przyszło do zawodów, zawsze zajmował ostatnie miejsce. Trener ciągle mu powtarzał: „Pracuj tak, aby trafić z formą w dzień zawodów! Co z tego, że na treningach jesteś najlepszy, jeśli w dniu turnieju twoja forma gdzieś przepada!”.

Tekst ukazał się w „Filozofuj!” 2020 nr 3 (33), s. 68–69. W pełnej wersji graficznej jest dostępny w pliku PDF.


Frasując się myślą o przepadającej formie, wybrał się kiedyś na spacer. W parku obok starego kamienia dostrzegł dziwny stary dzban. Nie wyglądał on na pozostałość po jednym z parkowych sympozjonów, jakie tu nieraz urządzali młodzieńcy skupiający się tylko na jednej części tego starego obyczaju, tj. na piciu wina. Dzban był naprawdę bardzo stary. Podnosząc go z ziemi, potarł go niechcący. W tym momencie z dzbana wyłoniła się postać dobrze zbudowanego mężczyzny w turbanie, trzymającego w ręku jakąś książkę w zielonkawych okładkach.

Po otrząśnięciu się z pierwszego szoku (a zajęło to dobre 5 min, wypełnionych szczypaniem się w różne części ciała) student nasz usiłował coś powiedzieć, ale ubiegł go w tym jegomość z dzbana:
– No dobra, miejmy to za sobą. Tak, tak – jestem dżinem z bajek arabskich i nie zamierzam ci nic więcej tłumaczyć. Niedawno wpadła mi w ręce ta książka i jestem tak nią zajęty, że nie chce mi się wdawać w żadne konwersacje. Dawaj więc trzy życzenia i znikam.

Tajemnicza książka i 9 znaczeń

Student nasz zdziwił się, że mimo początkowej „eksplozji sensu” (znał ten termin z Husserla) z takim spokojem uczestniczy w całej sytuacji. Wreszcie wydusił z siebie:

– Po pierwsze, chcę mieć pewność, że nie mylą mnie zmysły, że nie zwodzi mnie demon i że nie śnię.
– Aha! Widzę, że czytało się tego zwariowanego Francuza René. No dobra, możesz być pewny, że wszystko dzieje się naprawdę. Dawaj drugie życzenie, bo wątek mi ucieka.
– Dżin filozof? Niebywałe. OK. Od dziś zawsze chcę trafiać z formą w dzień zawodów!
– Tak, trafiłeś na filozofa. A ponieważ, jak sądzę, sam jesteś filozofem, to chyba wiesz, jak bardzo wieloznaczne jest twoje życzenie. O jaką formę ci chodzi? Jegomość, który napisał tę książkę, wyróżnił 9 znaczeń tego terminu i tyleż znaczeń terminu „materia”, które jest z nim ściśle związane.

Dopiero teraz nasz student przeczytał tytuł książki. Był to Spór o istnienie świata Romana Ingardena. Dżin był akurat na początku tomu II.
– Słyszałem coś o tym filozofie, ale w sumie nie wiem o nim zbyt wiele, choć powinienem, bo to mój rodak.
– Szkoda, że go nie czytałeś, bo to kapitalna rzecz, mimo że nieco techniczna i często daleko odbiega od głównego tematu.
– Dobrze. To na razie drugim moim życzeniem jest, abyś przedstawił mi Ingardena teorię formy, i później zdecyduję, o jaką formę mi chodzi.

Forma II i forma III

– Właśnie o tym czytam. Spośród 9 znaczeń terminu „forma” 3 są najważniejsze. Zacznę od końca. Gdy masz jakiś przedmiot złożony z części, np. samochód, to materią tego przedmiotu są wszystkie jego części razem wzięte, a jego formą układ relacji między nimi, to znaczy to, jak części są ze sobą powiązane. Jest wiele odmian takich form i ty również jedną z nich posiadasz: jest to forma organiczna. Formę tego typu nazywał Ingarden formą III lub też formą w sensie relacjonalno-technicznym. Odpowiada jej materia III, a więc zestaw części.
OK. Chyba nie o to mi chodzi.
– No to teraz po kolei: forma III jakiegoś przedmiotu złożonego zależy jednak od tego, czym są, i jakie cechy mają jego części. Forma ta jest bowiem siecią relacji, a relacje są uwarunkowane tym, jak określone są części. Tak przynajmniej sądził Ingarden.
– O, i tu już mi coś świta. O takim określaniu mówił już Arystoteles.
– Brawo. Przedmiot jest określany przez pewne formy w sensie Arystotelesowskim, które Ingarden nazywał formami II.
– Wiem, że mogły być substancjalne lub przypadłościowe. – Tu student postanowił zabłysnąć.
– Tak jest. Twoją formą substancjalną jest twoje człowieczeństwo, a twoimi formami przypadłościowymi są twoje własności, np. twoja masa, twoja inteligencja, twój wzrost, kolor skóry. Tak pojętej formie odpowiada materia II, która po prostu jest tym, co jest określane, tym, co przyjmuje określenie. Materią II dla formy substancjalnej jest tzw. materia pierwsza (w którą Ingarden nie wierzył), a materią II form przypadłościowych jest podmiot własności czy też inaczej podmiot substancjalny.
– Wiem z Arystotelesa, że forma substancjalna to takie określenie przedmiotu, dzięki któremu jest on tym, czym jest, a przypadłościowa to takie określenie, dzięki któremu przedmiot jest jakiś: zielony, czerwony itd.
– Widzisz teraz, że w przypadku rzeczy takich jak samochód ich forma III zależy od tego, jakie formy II mają ich części, czyli materia III. Już teraz terminologicznie wszystko się nieco komplikuje, choć sprawa na chłopski rozum jest prosta: nie można samochodu zrobić np. z landrynek i żelków, bo te nie mają odpowiednich określeń, to znaczy istot i własności. Z tego względu nie mogą też między nimi zachodzić relacje potrzebne do utworzenia samochodu, choć landrynki i żelki można ułożyć w coś, co przypomina samochód. Widzisz jednak, że forma III nie sprowadza się tylko do przestrzennej konfiguracji części.

Oryginalny pomysł

– No dobra. Czyli została jeszcze jedna odmiana formy. Pewnie nazwał ją formą I?
– Ha, właśnie tak. I to jest względnie oryginalny pomysł Ingardena. Względnie, bo jego początki można wyśledzić już u Husserla, który był nauczycielem Ingardena, a gdyby się ktoś uparł i miał głowę na karku, to samodzielnie mógłby nowe pojęcie formy wyprowadzić z pojęć Arystotelesowskich.
– Niby jak?
– Zastanów się nad różnicami między formą substancjalną i przypadłościową. Weź np. człowieczeństwo i czerwień. Nie chodzi tylko o to, że są to dwie różne jakości. Sam zauważyłeś, że pełnią one różne funkcje. Forma substancjalna konstytuuje przedmiot w tym, czym on jest, a akcydentalna tylko go dookreśla, tylko mu, jakby powiedział Ingarden, przysługuje, bądź go modyfikuje, ale nie zmienia tego, czym on jest. Czerwony pomidor i zielony pomidor to nadal pomidor, a więc ani zieleń, ani czerwień nie konstytuują pomidora. Czyni to dopiero, by tak rzec, jego pomidorowość.
– Chwytam. Te Arystotelesowskie formy pełnią różne funkcje i to jest najważniejsza różnica między nimi.
– Te funkcje można nazwać funkcjami formalnymi. Zwróć uwagę, że w przedmiocie można wyróżnić wiele jakości i każda z nich pełni jakąś funkcję formalną względem przedmiotu, w którym ją odnajdujemy. Zieleń, soczystość, chłód pełnią funkcję przysługiwania pomidorowi i dzięki tej funkcji są własnościami pomidora. W każdej własności można więc wyróżnić pewną jakość i funkcję, jaką ta jakość pełni.
– Aha? Rzeczywiście formy Arystotelesowskie nie są takie proste, na jakie wyglądają.
– No dobrze. Ale przedmiot też pełni pewne funkcje względem swoich własności.
– Jasne. Jest ich podmiotem.
– Otóż to. I właśnie to bycie podmiotem też jest funkcją formalną. Ingarden jednak twierdził, że żeby być podmiotem, trzeba być ukonstytuowanym przez pewną naturę – formę substancjalną. W przedmiocie mamy więc cały zestaw jakości, z których jedna konstytuuje przedmiot jako podmiot, a reszta określa go, będąc jego własnościami. Dzięki temu przedmiot jest podmiotem własności.
– Jasna sprawa.

Sportowa forma

– I teraz skup się. To, że z jednej strony w przedmiocie wyróżniamy podmiot, a z drugiej własności, jest formą I tego przedmiotu. Skoro jednak tak, to jego materią I są właśnie owe jakości, jakie w nim znajdujemy. Jeszcze inaczej: materią I przedmiotu są jego jakości, a formą I są ich powiązania, wynikające z tego, jakie funkcje formalne owe jakości pełnią.
– Ach! Teraz rozumiem. Moja materia I to po prostu moja treść, a więc np. masa 75 kg, zdolność do pływania, zdolność do filozofowania, zdolność do podejmowania decyzji oraz moje człowieczeństwo. To ostatnie czyni mnie podmiotem, dzięki czemu mogą mi przysługiwać pozostałe jakości: masa i zdolności. One z kolei są moimi własnościami dzięki temu, że mnie określają, ale nie konstytuują. Cała ta sieć powiązań między mną jako podmiotem a moimi własnościami to moja forma I.
– No brawo. Jestem z ciebie dumny. Niedługo będziesz miał takie wglądy ejdetyczne jak Ingarden.
– Och. Chciałbym mieć przynajmniej połowę jego zdolności.
– Nie ma sprawy. I co teraz?
– I teraz wiem, że forma, jakiej żądam dla siebie, to pewna moja własność. Jest ona zdolnością do optymalnej koordynacji wszystkich moich sił fizycznych i psychicznych w dniu zawodów. Żeby było śmieszniej, jako taka jest ona pewną materią I posiadającą formę I zwaną przysługiwaniem. Z drugiej strony jest to jedna z przypadłościowych form II, czyli form Arystotelesowskich. I wreszcie może ona mieć pewien wpływ na moją formę III. Do uzyskania formy sportowej potrzebna jest bowiem nowa koordynacja moich niektórych
organów.
– Brawo, brawo, brawo. Znikam więc.
– Jak to? A co z moją formą? Tego życzenia nie spełniłeś.
– Owszem, ale spełniłem już trzy życzenia. Przypomnij sobie: prosiłeś o pewność, że nie masz podstaw do wątpienia w moją realność, o przedstawienie teorii formy i o połowę zdolności Ingardena.

I w tym momencie dżin zniknął. Student nasz tylko przez jakiś czas był wściekły na siebie samego. Nadal trenował pływanie i nadal zajmował ostatnie miejsca, ponieważ nie trafiał z formą. Niepowodzenia te rekompensował sobie jednak sukcesami w filozofii: podarowane przez dżina zdolności uczyniły go doskonałym myślicielem.


Marek Piwowarczyk – filozof, zajmuje się onto­logią (metafizyką) i filozofią religii, pracuje na Wydziale Filozofii KUL, gdzie prowadzi zajęcia z ontologii, epistemologii i filozofii umysłu.

Tekst jest dostępny na licencji: Uznanie autorstwa-Na tych samych warunkach 3.0 Polska.

< Powrót do spisu treści numeru.


Dziękujemy wszystkim naszym Hojnym Wspierającym pomagającym nam za pośrednictwem portalu zrzutka.pl w wydaniu Dodatku specjalnego o Romanie Ingardenie. Szczególne podziękowania należą się: Józefowi Lubaczowi, Janowi Rychertowi i Bartłomiejowi Skowronowi.

Numery drukowane można zamówić online > tutaj. Prenumeratę na rok 2024 można zamówić > tutaj.

Dołącz do Załogi F! Pomóż nam tworzyć jedyne w Polsce czasopismo popularyzujące filozofię. Na temat obszarów współpracy można przeczytać tutaj.

2 komentarze

Kliknij, aby skomentować

  • Z cyklu “kilka myśli, co nie wysli” /J. Błońskiemu/:
    “Życie to jest trwanie…na…tapczanie!” =-O 😉 🙂 :-! :O 😀 O:-)

  • Vide W. Gombrowicz (np. “Ferdydurke”, powieść)
    “Sport to degeneracja” SI Witkiewicz (“Pożegnanie jesieni”, powieść)

Wesprzyj „Filozofuj!” finansowo

Jeśli chcesz wesprzeć tę inicjatywę dowolną kwotą (1 zł, 2 zł lub inną), przejdź do zakładki „WSPARCIE” na naszej stronie, klikając poniższy link. Klik: Chcę wesprzeć „Filozofuj!”

Polecamy